Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyńskiego

0
292

Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyńskiego



 


Mówią o nim „Olo”

seksmisja i inne mCoraz bogatsza staje się lista monografii lub wywiadów-rzek poświęconych wybitnym polskim aktorom. I bardzo dobrze. Każda z nich, choć w różnym stopniu, stanowi cenny wkład do zbiorowego dzieła dokumentowania kultury czasów PRL, który niezależnie od mankamentów ustroju politycznego (który ustrój ich nie ma?) uważam niezmiennie za jej prawdziwie złoty okres. Ostatnio ukazały się monografie dwojga wybitnych aktorów: Jerzego Turka, autorstwa Romana Dziewońskiego i wywiad-rzeka z Anną Seniuk. Do tego szeregu dołączył też ostatnio, dzięki krakowskiemu Wydawnictwu Literackiemu, Olgierd Łukaszewicz, zbliżający się do siedemdziesiątej rocznicy urodzin.Ten tak nieśląski w swojej zewnętrznej fizjonomii (mimo ról w „Soli ziemi czarnej” i „Perle w koronie” Kazimierza Kutza) artysta, jest, jak pokazuje ta książka, Ślązakiem z krwi i kości. Nie zaskakuje zatem, że swoją rozmowę z cenionym znawcą teatru i krytykiem Tomaszem Miłkowskim rozpoczyna właśnie od własnej śląskiej rodzinnej genealogii. A potem już obszerna rozmowa o kilkudziesięciu już latach Łukaszewicza w teatrze, filmie i teatrze telewizji, latach znaczonych dziesiątkami kreacji, które postawiły tego aktora w szeregu najwybitniejszych w swoim zawodzie. Warto tylko wzmiankować jego role we wspomnianych filmach Kutza, w „Brzezinie” i „Weselu” Wajdy, w „Dziejach grzechu” Waleriana Borowczyka, w „Danzingu w kwaterze Hitlera” Jana Batorego, niezapomniane kreacje w Teatrze Telewizji (n.p. w roli Franza Kafki w spektaklu opartym na jego „Listach do Mileny” czy Kleanta w „Świętoszku” Moliera) Olgierd Łukaszewicz stworzył jako aktor specyficzny typ mężczyzny o nieco cherubinowej, efebowatej urodzie, na swój sposób delikatnego, subtelnego, na pozór kruchego, ale obdarzonego wewnętrzną siłą i przywiązaniem do moralnych zasad. Jest w nim jednak także struna społecznicza, popychająca go do włączania się, na różnych polach, w działalność publiczną, czasem granicząca z akcentami politycznymi. Ukoronowaniem tych imperatywów Olgierda Łukaszewicza jest pełnienie przez niego, już po raz drugi, funkcji prezesa ZASP. Tematów do rozmowy było więc co niemiara, a że obaj rozmówcy na materii teatralno-aktorskiej znają się wyśmienicie, więc wyszła z tego lektura mądra i nie zdawkowa, bardzo interesująca, acz nie w komercyjnych aspekcie.

„Seksmisja i inne moje misje. Olgierd Łukaszewicz w rozmowie z Tomaszem Miłkowskim”, Wyd. Literackie Kraków 2016, str. 481, ISBN 978-83-08-06226-5
 

 

Mr Tamburyn Man – noblistą

kroniki bdNobel muzyczny, gdyby istniał (właściwie dlaczego nie istnieje?) dla Boba Dylana, nie byłby zaskoczeniem. Ba, byłby czymś najzupełniej oczywistym. Natomiast Literacki Nobel dla artysty zaskoczył wielu, nawet jego największych wielbicieli. Tym większe uznanie dla Wydawnictwa Czarnego, że już dwa lata temu, kiedy być może (?) jeszcze nikomu ten Nobel się nie śnił, z przeczuciem doceniło pisarskie dokonania Dylana i wydało polskie tłumaczenie jego kronik. Tworzą one zapis obszernych fragmentów jego muzycznej drogi a jednocześnie bogatą panoramę życia muzycznego popowo-rocko-bluesowej Ameryki z lat szczytowej aktywności Dylana. Dylanowe kroniki to interesująca lektura, a przy tym zupełnie bezpretensjonalna, wolna od egotyzmu, ale tez i od fajerwerków literackich, surowa w fakturze, sprawozdawcza w stylu, a w związku z tym cenna przede wszystkim dokumentacyjnie. Gdy te kroniki czytałem, przez cały czas, jak na okrągło odtwarzana płyta, snuł mi się po głowie mój najukochańszy z utworów Boba Dylana, jedna z pieśni mojej mlodości – „Mr Tamburin Man”. Czego i innym życzę.

Bob Dylan – „Kroniki”, t1, Wyd. Czarne, Wołowiec 2014, przekł. Marcin Szuster, posł. Andrzej Stasiuk, str.232, ISBN 978-83-7536-864-2


 

Na krzywy ryj

na krzywy ryjNatomiast dla zainteresowanych lekką, rozrywkową muzą muzyczną polską, wspomnienia z innej półki. O swoim bujnym życiu, także własnoręcznie, opowiada lider głośnej grupy De Mono, jednego z najciekawszych zjawisk polskiego popu ostatniego ćwierćwiecza. Inny kraj, inny artysta, inny nastrój, inne klimaty, inne rytmy, ale także, choć na inną modłę, ciekawie. Niczego więcej nie napiszę, żeby nie uchylać rąbka tajemnic, które objawia czytelnikom sam artysta.

„Andrzej na Krzywy ryj. Szczera spowiedź lidera De Mono”, wyd. Edipresse, Warszawa 2016, str. 286, ISBN 978-83-7945-271-2
— 

 

Podejrzane spojrzenie

zawsze-ktos-patrzyStudium paranoi zagrożenia doznawanej przez detektywkę (czy można użyć takiego słowa?), a może napiszmy raczej przez pewną panią detektyw (jestem szczerym sojusznikiem feministek i genderystów, ale do feministycznego i genderowego modusu pisowni zawodów i funkcji jakoś nie mogę się przyzwyczaić – sorry za tę kropelkę, resztkę tkwiącej we mnie męskiej, szowinistycznej świnki), autorstwa kanadyjskiej pisarki kryminalnej (czy i tego określenia można użyć?), z celnymi obserwacjami obyczajowymi i społecznymi, psychologicznymi w tle. O treści kryminału więcej pisać nie należy, bo byłoby to przewinienie wobec czytelników, ale przeczytać warto.

Joy Fielding – „Zawsze ktoś patrzy”, przekł. Maciejka Mazan,  wyd. Świat Książki, str. 250, ISBN 978-83-8031-125-1

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko