Upływa lęku biały jeleń
w motylim pląsie nóg.
Kołuje wiatr i dmie jak strzelec
w wydęty chmury róg.
Pieśń dymi czarna. Duszny księżyc
obcina bliski klon
i noc o okna struny pręży,
gdy deszczu szorstki bąk.
To jesień Anno, Anno, wybaw
od jawy i od snu.
Odchodzą drzewa, deszcz na szybach
i krąży echa huk.
O, zostaw szary echa niewód,
gdy w ukos nieba płynie Bóg.
To jesień Anno, Anno, niebo
pęka. Napina orion łuk.
To jęczy w nieba wbity pałąk,
złamany wiatru maszt,
to, Anno, serca trzask jak gałąź
pod gwiazdą, którą znasz.
Odpływam dziś, marynarz czasu,
pokładem spopielałych
w motylim pląsie nóg.
Kołuje wiatr i dmie jak strzelec
w wydęty chmury róg.
Pieśń dymi czarna. Duszny księżyc
obcina bliski klon
i noc o okna struny pręży,
gdy deszczu szorstki bąk.
To jesień Anno, Anno, wybaw
od jawy i od snu.
Odchodzą drzewa, deszcz na szybach
i krąży echa huk.
O, zostaw szary echa niewód,
gdy w ukos nieba płynie Bóg.
To jesień Anno, Anno, niebo
pęka. Napina orion łuk.
To jęczy w nieba wbity pałąk,
złamany wiatru maszt,
to, Anno, serca trzask jak gałąź
pod gwiazdą, którą znasz.
Odpływam dziś, marynarz czasu,
pokładem spopielałych