Z lotu Marka Jastrzębia – Księgowi naszego patriotyzmu

0
260

Z lotu Marka Jastrzębia



Księgowi naszego patriotyzmu


polska-walczacaProwadzenie poważnego dyskursu  polega na wzajemnym szacunku interlokutorów.

Kiedy literat, dziennikarz, człowiek zainteresowany społecznymi sprawami zaczyna mówić na uwierający go temat, oczekuje od rozmówcy uargumentowanego odzewu na swoje słowa. Rezonansu na merytorycznym poziomie. Zdania wyrażonego bez emocjonalnej złości. Potwierdzenia lub negacji zaprezentowanych tez. Nie znosi natomiast, gdy mu się zaprzecza nie podając przyczyn, nie przedstawiając kontrargumentów. Nazywania go ignorantem, a najlepszym razie – ideologicznym wichrzycielem nie bardzo znającym poruszaną kwestię. 


Tak i ze mną: pragnę wyrazić swoje zdanie o Powstaniu Warszawskim, chcę profesjonalnej dyskusji opartej na dowodach, a nie na wątpliwych pogłoskach, spekulacjach i przypuszczeniach. Mija 71 lat i ciągle wiedziemy sofistyczne debaty o jego klęsce; wnet nie będzie świadków tamtych wydarzeń, a my bezustannie uzgadniamy, czy było ono konieczne.


Czy musi minąć następne kilkadziesiąt lat, byśmy wreszcie zrozumieli, co zaszło? Różnimy się w opiniach. Nie możemy zdecydować się, czy mamy myśleć o nim jak o porażce, czy zwycięskim podniesieniu się z kolan. A może lepiej by było, gdybyśmy poczekali z ostatecznymi werdyktami na całościowe opracowania tamtego okresu? Nie obarczali winą tyko przywódców Powstania, ale skupili się na przedstawieniu dwuznacznej, kunktatorskiej i nieetycznej roli naszych sojuszników? 


Rzecz jasna, nie sposób w krótkim tekście zawrzeć wszystkie jego aspekty. Silić się na szczegółowe i całkowite wyczerpanie tematu. Dlatego szkic, zaledwie propozycja kluczowych zagadnień. Punkt wyjściowy do szerszych omówień. Do pogłębionych rozważań. Zasygnalizowanie spornych zagadnień.


To bolesne, lecz trzeba zaznaczyć, że dla sojuszników nie byliśmy partnerami. Ani przed wojną, ani po niej. Byliśmy raczej zaściankowymi petentami sprawiającymi kłopot. Utrapieniem. Narodem bezceremonialnie wykorzystywanym w politycznych układankach. Wspomnieć tu trzeba o Jałcie, gdzie przyjaciele  zadecydowali o naszym losie, o tak zwanych strefach wpływu dzielących poszczególne narody w zależności od wielkomocarstwowych interesów, etykietujących je na wolne, niezależne i demokratyczne, oraz okupowane i niesuwerenne. Wspomnieć też się godzi, że przypieczętowane wtedy porozumienie na długie lata wepchnęło Polskę  w ramiona ZSRR.


Do „zasług” zachodnich mocarstw dodać by należało powierzchowną wiedzę o naszym kraju, o jego historii i wielowiekowych bojach o odzyskanie niepodległości. Gdyby poznały, od jak dawna, z jaką determinacją i na ilu frontach walczyliśmy o własną i obcą wolność, byłoby im łatwiej pojąć, dlaczego – mimo braku szans- powstanie trwało tak długo. Gdyby tak jak my poznały i na własnej skórze doświadczyły, czym dla radzieckich ludzi jest wolność i na czym polega ich demokracja, może by szybciej zrozumieli, dlaczego się przed nimi bronimy. 

*

Na ten temat wypowiadają się wszyscy prócz zabitych uczestników i rozstrzelanych żołnierzy AK! Ciekawi mnie, co by powiedzieli o dzisiejszych deliberacjach o powstaniu, o robieniu z nich antyżydowskich szmaciarzy, kryminalistów, niemieckich kolaborantów i kombinatorów żądnych władzy na przykład. Czy roztrząsaliby zagadnienia nurtujące dzisiejszych księgowych patriotyzmu, koniunkturalnych historyków twierdzących, że w wyniku nieprzemyślanych postanowień o jego rozpoczęciu, doszło do wielkich strat? Co by powiedzieli o pokrzykujących pragmatystach, iż winą przywódców powstania było celowe doprowadzenie do tak wielkich ofiar?


Ignorowani, niszczeni prawie półwiecznym przemilczeniem, zepchnięci na margines społeczny, potępieni, wracają do naszej świadomości podczas corocznych apeli poległych i są naszym wyrzutem sumienia.


A jeszcze żyjący? Zdumiewają się, że tak łatwo daliśmy się zwieść wpajaną nam wiedzą o historii naszego miasta, miasta niezłomnego, opuszczonego, zdradzonego przez sojuszników, że daliśmy się otumanić zakłamanym ocenom i interpretacjom powstania. Są zaskoczeni, że w dalszym ciągu jego przeciwnicy tak bezmyślnie, wbrew faktom, dokumentom i naocznym świadkom powtarzają obłudne zdania towarzysza Stalina; sowieckie brednie o przyczynach wybuchu powstania.  Nie znając jego genezy, mechanicznie i arbitralnie wypowiadają o nim szkodliwe sądy o klęsce, nieudolności przywódców, nadaremnych ofiarach i niepotrzebnych męczennikach; przecież zamiarem tego miłośnika pokoju było doprowadzenie do sytuacji, by Hitlerowcy ułatwili mu wejście do stolicy i powybijali Polaków; przecież to z jego poduszczenia sowieckie radio i zrzucane na miasto ulotki zachęcały do zbrojnego oporu. To wszakże na podstawie tych nawoływań można się było spodziewać pomocy.


Wszelkie znaki na niebie i ziemi świadczyły, że powstanie ma sens. Tym bardziej, że miało trwać trzy dni, bo na taki czas wystarczyłoby uzbrojenia. Trwało jednak przez 63 dni. Dni pełnych daremnego wyczekiwania pomocy, nieustannych złudzeń i ciągłych rozczarowań. Oczekiwań tym bardziej uzasadnionych, że armia radziecka była tuż tuż.


Mieliśmy rozpocząć walkę i przyjąć Rosjan jako gospodarze. Niestety, perfidny dyktator Stalin zakazał udzielania jakiejkolwiek pomocy, zatrzymała się więc po drugiej stronie Wisły i cynicznie przypatrując się stamtąd, jak Warszawa umiera, czekała na zdobycie jej ruin.


Powstanie było zwieńczeniem eksterminacyjnych czasów pogardy, okresem, z którego możemy być dumni  i czerpać z niego siłę, wybuchem zniewolonych, pozbawionych godności ludzi, walką planowaną od początku niemieckiej okupacji. Szli do powstania młodzi, gotowi bronić narodowego honoru i obrona honoru była ich naczelnym hasłem. Odzyskanie wolności po pięciu latach upodlenia, strachu, łapanek, obozów koncentracyjnych, publicznych egzekucji za nic, codzienne groźby utraty życia, to  główne powody wybuchu powstania.  


Na skutek głodu, skrajnego wycieńczenia cywilnej ludności i przerażającego osamotnienia partyzantów, miasto skapitulowało. Lecz uległo militarnie, poddało się przeważającej mocy. Natomiast duchowo odniosło zwycięstwo; udowodniło, że nie można złamać moralnego kręgosłupa; o ile się go ma.        


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko