Eligiusz Dymowski – Pani na „Rydlówce”

0
182

Eligiusz Dymowski

Pani na „Rydlówce”


Trudno wyobrazić sobie epokę Młodej Polski bez ówczesnych podkrakowskich Bronowic, tamtejszych rodzin i dzisiejszej Rydlówki. Miejsca i wydarzenia, ludzie i niespokojne sny o wolnej Polsce, splatają się w tych miejscach w jeden olbrzymi warkocz historii, dopisując nadal jej ciągłość pamięcią i tęsknotą, a zagubiony „złoty róg” nadziei wciąż przypomina chocholi taniec w jesienne wieczory. Czym były i są Bronowice dla polskiej kultury znakomicie oddaje w swojej publikacji Moje Bronowice mój Kraków[1] Maria Rydlowa.

Autorka tejże książki pochodzi z rodziny, której przodkowie zamieszkiwali Bronowice od wielu pokoleń. Tu się wychowała, tu wyszła za mąż za wnuka poety Lucjana Rydla, tu też mieszka w słynnej „Rydlówce”, oprowadzając – na ile jeszcze siły pozwalają – liczne wycieczki i gawiedź szkolną. Związana przez długie lata jako redaktorka z Wydawnictwem  Literackim w Krakowie, opracowała m. in. wydane w kilku tomach Listy Stanisława Wyspiańskiego, autorka licznych pamiętników i wspomnień, członek Armii Krajowej, a dziś opiekunka Muzeum Młodej Polski, albo – po prostu – Pani na „Rydlówce”!

Ilekroć spotykam się z Panią Marią, widzę w jej oczach wciąż niegasnący radosny błysk małej dziewczynki, nadal zakochanej w swojej „małej” wsi, zakochanej w Polsce, w wierszach Wyspiańskiego i obrazach młodopolskich mistrzów. To właśnie tutaj, gdzie tak brutalnie wdarło się administracyjnie miasto, żyją wspomnieniem duchy Wesela oraz cały ten młodopolski klimat, bo nie słabną z wiekiem uczucia do miejsca, gdzie się urodziła i wychowała autorka. Dlatego jej wspomnienia, to prawdziwa skarbnica wiedzy o tamtych czasach i ludziach, zwyczajach i obyczajach, artystycznej bohemie, o międzywojennej wsi i młodopolskiej przeszłości Krakowa. To wciąż żywa legenda, utrwalana i przekazywana dalej, aby z coraz to bardziej pożółkłych kartek pamięci, pozostało jak najwięcej uratowanych wspomnień. W jednym z rozdziałów napisze więc wprost: „W ogóle bronowanie mali to «ludek» bardzo ciekawy, tym ciekawszy, że bronowian coraz mniej. Czasem mam uczucie, że Bronowice to obca okolica, że widzę obcych ludzi… Bronowanie zawsze interesowali się polityką… To chyba dziedzictwo po Wolnym Mieście Krakowie, w którego obrębie znajdowały się Bronowice, no i pewnie dziedzictwo autonomii Galicji i Lodomerii. Pierwsza wojna światowa, niepodległa Rzeczypospolita – trudne czasy, było o czym radzić, było się nad czym zastanawiać. Chłopi bronowiccy, aby podyskutować, ponarzekać, popolitykować, wobec braku domu gminnego – schodzili się na neutralnym gruncie, czyli w karczmie Jana, a potem Stanisława Konarskiego. Za szynkiem był pokój «klubowy»: stół, krzesła. Kościół i karczma to dwie instytucje, które zawsze odgrywały ważną rolę w życiu społeczności wiejskiej” (s. 19).

            Bardzo ciekawe są na przykład opowieści o bronowickich Żydach, o wojnie, zapracowanej i zabieganej matce, o dobrym, zatroskanym i pobłażliwym ojcu, który dla swoich dzieci był prawdziwym autorytetem, chociaż nie stronił od alkoholu, o ukochanej babci Katarzynie, która podpisywała się krzyżykami, chociaż umiała czytać, o sąsiadach lub o zwyczajnym życiu w sławnej „Rydlówce” już w czasach Polski Ludowej.

Na kartach wspomnień pani Marii pojawia się mnóstwo znanych postaci, jak chociażby Anna Rydlowa, nazywana Haneczką, siostra poety Lucjana Rydla, pielęgniarka, znakomity pedagog i działaczka społeczna, która „była wyjątkową osobą, pełną życia mimo choroby, otwarta na ludzi, umiała nawiązać z każdym kontakt” (s. 197), czy też Pepa Singer, córka bronowickiego karczmarza, będącą pierwowzorem Racheli w Weselu  Wyspiańskiego, a także i te osoby, które przewinęły się nie tylko przez rodzinny dom, ale na trwałe zapisały się w pamięci autorki.

Wzruszająca jest również opowieść o ukochanym koniu Dorce, która „była pierwsza w szeregu domowników, [bowiem] «z wieku i z urzędu ten zaszczyt jej się należał»” (s. 90), chociaż – jak podkreśla Maria Rydlowa – „wszystkie nasze zwierzęta i ptaki domowe, począwszy od Dorki, psów, kotów, a skończywszy na jaskółkach, traktowane były jako domownicy” (tamże).

Książka Marii Rydlowej wzrusza na pewno szczerością i prostotą wyznań, ale tylko w ten sposób osobiste przeżycia mogą zawsze przemawiać do serca i wyobraźni innych. Coraz trudniej jest bowiem zachować klimat zaprzeszłego czasu, tak ważnego i zarazem budzącego się jakby we mgle, a jednak możliwego. Stąd też i prawdą jest doznanie, jakie przeżył po lekturze tej książki, syn pani Marii, Jan Rydel: „Czytając wspomnienia, doznawałem raz po raz wrażenia, że patrzę przez szparę w płocie na świat niby mi bliski, lecz miniony i w gruncie rzeczy do tej pory mi nieznany. Jestem przekonany, że czytelnicy tej książki podzielą ze mną to doświadczenie”. Cóż dodać więcej? Może tylko to jeszcze jedno słowo: „I niech się tak stanie…”.

—————————————————

Maria Rydlowa Moje Bronowice mój Kraków, Wydawnictwo Literackie, 2013, s. 212.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko