Takie są właśnie, co wołamy: żony;
konstrukcja szczygła – a ten nie uniesie jesieni.
Więcej liścia niż kwiatu – kwiat już znaczy owoc
więcej wiatru niż rzeki…
Gładzimy co rano
uda, chcemy tak tkliwie jakby porcelany
dźwięku jej ledwo dotknąć
nim od tętna pryśnie.
U palców lotki
i tak jakby kowal walił Mozarta…
Bo takie są właśnie
małe jak ziarno, brak im tego ugru
którym ciężarne kwitną.
Ramiączko koszuli
odsłania piersi (w renesansie duchy
bywały tęższe, gotowe, by w biodra
przyjąć błogosławieństwo)…
A one bezbożne
konstrukcja szczygła – a ten nie uniesie jesieni.
Więcej liścia niż kwiatu – kwiat już znaczy owoc
więcej wiatru niż rzeki…
Gładzimy co rano
uda, chcemy tak tkliwie jakby porcelany
dźwięku jej ledwo dotknąć
nim od tętna pryśnie.
U palców lotki
i tak jakby kowal walił Mozarta…
Bo takie są właśnie
małe jak ziarno, brak im tego ugru
którym ciężarne kwitną.
Ramiączko koszuli
odsłania piersi (w renesansie duchy
bywały tęższe, gotowe, by w biodra
przyjąć błogosławieństwo)…
A one bezbożne