Andrzej Walter – Nadzieja

0
229

Andrzej Walter


Nadzieja

 

Janusz Hankowski   Śmierć jest przecież taka banalna. Posklejana z bólu, rozpaczy i przemijania.

Z odchodzenia. Ze znikania. Z gaszenia życia. A życie, jest przecież wszystkim, co znamy. Wszystkim wobec wszystkiego. Wszystkim … przed Wszystkim. Jest tętniącym organizmem z całą konstrukcją teraźniejszości, przeszłości i przyszłości. Jest mocnym fundamentem trwania i jest wreszcie czymś najpiękniejszym, co nam się przytrafiło. Trzeba mieć zatem wiele siły i wiele nieograniczonej mocy wyobraźni, aby udać się ponad (to) życie. Aby podążyć poza granice (tego życia) skończoności. Aby odczuć, że właśnie to życie, to nie jest, nie było i nie będzie – komplementarne wszystko. Człowiek ma właśnie w sobie taką siłę, taką tajemną moc, związaną z głębokim poczuciem piękna.

   Znakomicie oddaje to poezja Kazimierza Przerwy-Tetmajera (1865-1940) w wierszu I miałem chwilę …

 

I miałem chwilę, że świat przed oczami

zasłonił mi się niebieskimi mgłami

i świetlał cały, jak o słońca wschodzie

świetleją fale niebieskie na wodzie

 

I miałem chwilę takiego zachwytu,

jakbym już nie był więcej częścią bytu,

ale tak w przestrzeń pustą, nieskończoną

tonął, jak mewy w widnokręgu toną …

 

I tylko w dali ledwo widniejące

drzewa się w dole złociły na łące,

i jakby domy białe, pełne słońca,

a wkoło przestrzeń i błękit bez końca …

 

I nic nie czułem co człowiek czuć może,

zdało się, szaty Twej dotykam, Boże,

i złudnie ludzkiej odjęty pamięci,

przez chwilę byłem, jak są wniebowzięci …

 

   To są właśnie chwile tryumfu ducha nad materią. Zwycięstwa lekkości duszy nad ciężarem bytu. To chwile zapomnień, chwile wzniosłe, dotykające nieba oraz innego wymiaru. Są one jednak tylko wycinkiem całej naszej realności. Bo przecież znamy swoje ograniczenia, swoją ścianę płaczu i swoją ułomność bytu. Jan Twardowski (1915-2006) w wierszu Wielkanoc z roku 1979 zabrania nam poddawać się jednak determinancie unicestwienia i nazywa wszystkie śmierci chudymi i nierozpaczliwymi. Trzeźwo jednak ukazuje nam też w tym wierszu cały kontekst rzeczywistości, w której tkwimy, wielką mentalną klatkę, której podlegamy, a jest to klatka czasu – trwożliwego zamknięcia w jego trzewiach. Czasu, który nas zamyka i nas spala. Czasu, który jest w niej jak ogień …

 

   „Czas jak ogień”. Jest, był i będzie. Rozświetla z jednej strony nasze życie, a z innej perspektywy płoniemy w nim każdego dnia, w każdej chwili, w każdych wydarzających się okolicznościach. Zatopieni. Unicestwieni. Ograniczeni. Zalęknieni. Pędzimy w nim, spalamy się, wybuchamy, aby w końcu gasnąć. On – nie gaśnie nigdy. Jest wieczny. Absolutny. I odczułem w sposób pełny, że ową kompletną absolutność może załagodzić i ukoić też poezja. Tam wkraczamy w inny wymiar, tam jest nowa wieczność, nowy świat, jest wiara, nadzieja i miłość oraz dyskusje z samym Bogiem. Ale myśl człowieka usiłuje w tych sporach odnaleźć sens.

 

   I może, dlatego właśnie, Leszek Kołakowski doszedł w swych rozważaniach do Kompletnej i Krótkiej Metafizyki. (i jak też sam stanowczo podkreślił – Innej nie będzie – innej nie będzie!). Przyjrzyjmy się jej zatem …

 

   Na czterech węgłach wspiera się ten dom, na którym, patetycznie mówiąc, duch ludzki mieszka. A te cztery są: Rozum, Bóg, Miłość, Śmierć.

   Sklepieniem zaś domu jest Czas, rzeczywistość najpospolitsza w świecie i najbardziej tajemnicza. Od urodzenia czas wydaje się nam realnością najzwyklejszą i najbardziej oswojoną. (Coś było i przestało być. Coś było takie, a jest inne. Coś się stało wczoraj albo przed minutą i już nigdy, nigdy nie może wrócić). Jest zatem czas rzeczywistością najzwyklejszą, ale też najbardziej przerażającą. Cztery byty wspomniane są sposobami naszymi uporania się z tym przerażeniem.

   Rozum ma nam służyć do tego, by wykrywać prawdy wieczne, oporne na czas. Bóg albo absolut jest tym bytem, który nie zna przeszłości ani przyszłości, lecz wszystko zawiera w swoim „wiecznym teraz”.

   Miłość, w intensywnym przeżyciu, także wyzbywa się przeszłości i przyszłości, jest teraźniejszością skoncentrowaną i wyłączoną.

   Śmierć jest końcem tej czasowości, w której byliśmy zanurzeni w życiu naszym, i być może, jak się domyślamy, wejściem w inną czasowość., o której nic nie wiemy (prawie nic).

   Wszystkie, zatem wsporniki naszej myśli są narzędziami, za pomocą których uwalniamy się od przerażającej rzeczywistości czasu, wszystkie zdają się temu służyć, by czas prawdziwe oswoić.

 

Leszek Kołakowski

† 17.07.2009

 

   Otóż to. Oswoić i wejść w inną czasowość. Nic o niej nie wiemy. Prawie nic. Prawie … (!). I wydaje się, że prócz poezji, to Miłość jest najbliższa owej innej czasowości. Że na sprawy niepojęte, niemożliwe, nierealne powinniśmy patrzeć z perspektywy miłości, tej skoncentrowanej teraźniejszości, przez pryzmat miłości, przez szkło powiększające miłości… i poprzez Jej różnorodność, wielość, złożoność. I że w zasadzie poezja wypływa też z miłości. I po to też, między innymi jest Wielkanoc. Aby zwyciężyć śmierć. Aby pokonać ją w sobie. Aby ją oswoić, obłaskawić i unicestwić jej jądro, które siedzi w nas od urodzenia. Historia śmierci, która aż do TEJ PORY nieustannie zwyciężała, teraz została przerwana. Jej moc została złamana. Zdarzyło się oto coś niewiarygodnego, niepojętego: śmierć została przygwożdżona przez życie. Bezgraniczna miłość definitywnie pokonała egoistyczne umiłowanie samych siebie. Weszliśmy w życie, które nie ma końca, w życie ukształtowane przez miłość. Jeżeli dalej podążymy tym szlakiem, to otwartość umysłu pozwoli nam na wiarę, że grób jednak był pusty. Że niemożliwe stało się możliwe. Że to właśnie świadomość określiła byt.

 

   Aby to wszystko pojąć, aby to wszystko odczuć i smakować, trzeba jednak być zachłannym na życie. Trzeba być w to życie zaangażowanym, nie obojętnym, trzeba góry i morza przenosić, widzieć: więcej, mocniej, namiętniej, a przez to wyraźniej. Trzeba podnosić się z każdego upadku. Prostować wszystkie potknięcia. Wybaczać sobie i innym wszystkie błędy. I wciąż od nowa, trzeba, wbrew wszystkim i wszystkiemu mieć Nadzieję. Nadzieję, której istotę tak pięknie wyraził Czesław Miłosz w wierszu z roku 1943 pod tym właśnie tytułem …

 

Nadzieja

 

Nadzieja bywa, jeżeli ktoś wierzy,
że ziemia nie jest snem, lecz żywym ciałem,
I że wzrok, dotyk ani słuch nie kłamie.
A wszystkie rzeczy, które tutaj znałem,
Są niby ogród, kiedy stoisz w bramie.

Wejść tam nie można. Ale jest na pewno.
Gdybyśmy lepiej i mądrzej patrzyli,
Jeszcze kwiat nowy i gwiazdę niejedną
W ogrodzie świata byśmy zobaczyli.

Niektórzy mówią, że nas oko łudzi
I że nic nie ma, tylko się wydaje,
Ale ci właśnie nie mają nadziei.
Myślą, że kiedy człowiek się odwróci,
Cały świat za nim zaraz być przestaje,
Jakby porwały go ręce złodziei.

 

   I moglibyśmy jeszcze tak długo błądzić na manowcach poszukiwania piękna, poezji, filozofii oraz potęgi wrażliwości, czułości, czy wizji innych światów. Nasze zmartwychwstanie zależy tylko od nas samych. To będzie pochodną naszej jednej, jedynej, suwerennej i najważniejszej decyzji. Każdy musi ją podjąć sam, w głębi swej duszy, swojego sumienia, swych własnych doświadczeń i rozmyślań. Mamy przecież na to całe życie. I chociaż jest ono ponoć krótkie, to chyba wystarczy na jej podjęcie.

 

Andrzej Walter – na Wielkanoc, 2014.

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko