Elżbieta Musiał – Dokument liryczny

0
99

Elżbieta Musiał o „Wierszach przesianych” Krystyny Rodowskiej

 

Elżbieta Musiał


Dokument liryczny


Wielką mi uczyniłeś podróż

prawdziwy scenopisie

Krystyna Rodowska

 

Wielką nam uczyniła podróż Krystyna Rodowska swoją najnowszą książką „Wiersze przesiane”. Już sam tytuł sugeruje, że jest to wybór utworów z jej bogatego poetyckiego dorobku. Zadbała w nim o chronologię przedstawień, o wiersze ważne, a nawet kanoniczne, które „przesiała” z ośmiu dotychczas wydanych tomów oraz licznych cykli. Takie podejście pozwala nam dotknąć istoty tej poezji, prześledzić zmiany następujące w poetyce u tej autorki od 1968 do 2011 roku, jak również przyjrzeć się obrazom, zjawiskom i emocjom, które były i są niezbywalną częścią jej życia. Które ją powoływały jako poetkę i nade wszystko człowieka nieobojętnego na więzi z drugim człowiekiem. I tak w poszukiwaniu tożsamości Rodowska dopracowała się pięknego dokumentu lirycznego.

 

Szukaj siebie

w doświadczeniach dnia i przejęzyczeniach nocy

Który ogień cię sparzy jest już twoim piętnem

Niczego poza tym nie wymyślisz 

(Perpetuum mobile, s. 58)

                                                              

W tym szeregu życiowych przypadków, przeznaczeń, okoliczności, zatracenia się czy rozłąk nizanych przez nią na nitkę horyzontu, czytelnik doświadcza ludzkiego losu. Być może nawet zobaczy siebie w owejprojekcji małej wieczności; Już wiesz, że jesteś w podróży, / która się nie skończy („Czyjaś ciemna dłoń”).

 

wieczne roz-

poczynanie niesłyszalnym

zdaniem

 

nie wiem skąd jestem

kto się tu pozbiera

 

majaczenie ramion wynoszących

pod wyślizgane niebo niewyraźną klęskę

 

człowiek jakiś

zawiany

własnymi skrzydłami 

(Znaki życia, s.49)

                       

Bez względu na to, czy w utworach mowa jest o witaniu nowego życia („Inkarnacje”), czy żegnaniu dziadka („Pochować Dziadka”), ojca („Wielką mi uczyniłeś podróż”), zawsze kroku dotrzymuje nam przemijanie. Jest stale w tle, jak horyzont, który raz podchodzi do oczu i gardła, gdy na szpitalnym łóżku nazbyt dotkliwa staje się kruchość cielesnych powłok („Na włosku świata”, „Zapiski szpitalne”), to znów schodzi z widoku na krótkie chwile triumfu tego samego przecież ciała.

 

Więc czym jest to, co tłucze głową o mur ciała,

mur, który sam z siebie się wykrusza?

(Tożsamość, s. 215)     

                                              

Każde mgnienie, każdy okruch codzienności nabiera w tej poezji sensu. Ale – jak się zdaje – ponad wszystko wyniesiona jest miłość. U Rodowskiej słowo TY ciąży ku wspólnemu ciału („Nieme śpiewa”).

 

dopóki mnie dotykasz

występuję z brzegów

nie ja lecz poryw niewyrażalnego

 

pamiętaj jestem mieszkalna

nieme we mnie potrafi

śpiewać

(Nieme śpiewa,s. 275)

 

Jednakże nawet ci obdarzani miłością, dziecko, matka, kochanek, też nie są dani na wieczność. Są wierni przede wszystkim swojemu życiu i swoim żywiołom. Takie zrozumienie i poukładanie spraw towarzyszy naszkicowanym obrazom i sytuacjom, a bywa że są o posmaku intymnym i niekiedy niepozbawione nawet fizjologicznych szczegółów. Lecz tylko taka jedność między realnym i emocjonalnym planem, między próbą przyswojenia i pojmowaniem może przekonać i przekonuje do prawdziwości opisanego świata.    

 

Wybiegłam za tobą patrzeć

bo wyniosłeś mi nagle horyzont 

(Ty idziesz, s. 27.)


Rodowska często zerka za ten horyzont, jakby właśnie tam rozwiązywała się Nasza tajemnica; nie wiem w co przechodzimy / i przez czyje oko („Droga do TY”). Przy pomocy poezji próbuje przenikać w głąb niewidzialnego. Jest to rola wystarczająco trudna już choćby dla naszej duchowej i intelektualnej gotowości, a co dopiero dla słowa. A może właśnie jest tak, że tylko dzięki poezji możemy się do tajemnicy zbliżyć.

 

Horyzont, właśnie. Zaprzyjaźniłam się z tym wyborem i pomyślałam, że na potrzeby choćby krótkiej recenzji poezję tę warto jakoś nazwać, spiąć jednym pojemnym słowem i… pojawił się horyzont. W różnych odniesieniach go potem użyłam. Ale przecież pod tym pojęciem kryje się i kres, ku któremu toczy się myśl w wierszach, i wszystko to, ku czemu się tam zdąża i co jednocześnie przerasta człowieka. O tym głównie rozmyśla Rodowska, nawet gdy oznajmia konkret, codzienność czy nadzwyczajność chwil. Opisu zdarzeń – tych swoistych krajobrazów – nie marginalizuje, są one ważne, gdyż odmierzają czas jak kalendarze, ustalają temperaturę przeżyć i prowadzą do zastanowienia. Jednakże okoliczności, nad którymi się pochyla słowem, nie są tymi dyżurnymi, obowiązującymi u wielu innych poetów. Są z jakiegoś powodu ważne dla niej i dla dyskursu poetyckiego, dla odwołania się do postaw moralnych, czy przewartościowania zjawisk w kulturze. Ta poezja mówi też o ciele (kobiety) i o jego nagości, gdyż istotne jest w niej utrzymywanie tonu zmysłowo-intelektualnego. Lecz niech nie zmylą nas gorące tytuły, np. „Bliżej nagości”. Nie takim żarem się sparzymy, gdyż nie o negliż tu chodzi a o jakąś nagość ostateczną i bezwarunkową i takież rozstrzyganie się naszych duchowych i fizycznych spraw.   


Przyszła kolej na rzeczy niewidzialne

Odzywają się z głębi twego ciała

gotowe je zrzucić

(Bliżej nagości)


Niebywałą zaletą tej poezji jest powściągliwe mówienie, choć pod powierzchnią zapisu, aż kipi temperament, emocje, namiętność. To daje ciekawe efekty, takie gorąco-wstrzemięźliwe, i świadczy o pewnej klasie w traktowaniu subtelnej materii. A skoro już dotknęłam tematu poetyckiego języka Rodowskiej, warto zauważyć, że na przestrzeni tych 43 lat (z tego okresu pochodzą utwory) nieco się zmienił. Początkowo wyraźnie nacisk był kładziony na wyszukiwanie niebanalnych zestawień słownych, które nagle obrazom nadawały nowe znaczenia i były pewnym zaskoczeniem a nawet semantycznym odkryciem. Ewolucja poszła w kierunku mowy niewymuszonej, co widać w ostatnich tomikach. Dzięki niej obrazy płynnie przesuwają się jak podczas projekcji, ale wiersze w warstwie lingwistycznej zachowały swoją oryginalność. W tym kontekście chciałoby się przytoczyć wers Rodowskiej: Cztery ściany wiersza są moim zwycięstwem, lecz ona nadała mu inne znaczenie: wiersz jest moim domem.

„Wiersze przesiane” Krystyny Rodowskiej, poetki i tłumaczki, warte są wnikliwej analizy. Aby zachęcić do ich przeczytania, przytoczę jeszcze jeden fragment.


Ciało, własne i czyjeś inne, zawsze nas opuszcza

Podrzuca w inny wymiar, jak mądra kukułka

A może jest sposobem, gęstością milczenia

o sprawach ostatecznych,

która nas zbliża, byśmy ból poznali?

Nasze ciała, mamo, nam się śnią

i nie od nas zależy niemoc w nich czy miłość

(Czyjaś ciemna dłoń,s.142)

 

Krystyna Rodowska, „Wiersze przesiane 1968–2011”, Podkarpacki Instytut Książki i Marketingu, Rzeszów 2012, projekt okładki: Sylwia Tulik, grafiki: Henryk Wańkowicz, str. 284.


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko