Katarzyna Campbell rozmawiała z Wojciechem Jarosławem Pawłowskim

0
190

Katarzyna Campbell rozmawiała z Wojciechem Jarosławem Pawłowskim

 

Poezja to szczególny rodzaj modlitwy.

 

Zdzisław BeksińskiKatarzyna Campbell: Rozmawiam z Wojciechem Jarosławem Pawłowskim, poetą, z którym miałam okazję spotkać się na wydarzeniu poetycko-muzycznym „Piękni Ludzie” w Birmingham.


Masz spory dorobek literacki: dziesięć tomików, liczne publikacje prasowe, twoje utwory były publikowane w ponad trzydziestu antologiach i almanachach poetyckich. Skąd czerpiesz inspiracje?


Natchnienie czerpię z życia, w różnych jego aspektach. Z własnych doświadczeń, doznań innych ludzi, przekazanych mi osobiście, czy też uzyskanych przeze mnie w trakcie poznawania historii życia ludzkiego. Inspiracje dostarcza mi otaczający świat z całym jego jestestwem. Natchnieniem są również moje przeżycia wewnętrzne, wynikające z dziejącej się rzeczywistości, ze wspomnień tkwiących w pamięci. Czasem też marzenie, pragnienie, dążenie inspiruje mnie do napisania wiersza. Bywało, że tęsknota sprawiała, że sięgałem po niezapisaną kartkę.


Jak zaczęła się Twoja historia z poezją? I czym dla Ciebie jest poezja?


Moja historia zaczęła się z chwilą – powiedzmy narodzin, choć niektórzy mówią, że z chwilą mojego poczęcia. Kontakt ze słowem pisanym miałem od zawsze. Czytać umiałem w wieku lat pięciu, jako sześciolatek podjąłem naukę w szkole, wtedy było to pewnym ewenementem, a tym bardziej, że mieszkałem na wsi. Od dziecka miałem kontakt z poezją. Wychowałem się na „Balladach i romansach” Wieszcza Adama. Do dziś brzmią w mej pamięci słowa ojca, recytującego mi i rodzeństwu „Powrót taty”, czy też fragmenty „Pana Tadeusza”. Pierwszy wiersz napisałem po maturze, mając 18 lat, ale doprawdy nie pamiętam tego wiersza. Debiut prasowy miałem dopiero piętnaście lat później. Dzisiaj poezja stanowi nieodłączny element mojego życia. Jest częścią mnie, czuję ją, smakuję, zanurzam się w jej otchłani. Jest to taki przyjemny stan i bezkonfliktowy, takie wzajemne przenikanie się światów. Do konfliktu dochodzi zazwyczaj wtedy, gdy ktoś próbuje nas rozdzielić, ktoś nieuprawniony, nierozumiejący…Odchodzę, podążam dalej – z moją poezją, szukając na swojej drodze, kogoś, kto zechce iść z nami pod rękę. Poezja rodzi się w dialogu, w rozmowie. W poezji chodzi o mnie i o drugiego człowieka, z którym rozmawiam i który rozmawia ze mną. Jeśli nie ma dialogu słowa ulatują w próżnię. Najpiękniejsze frazy powstają w rozmowach bliskich, rzec by można intymnych. Zatem poezja w dosłowny sposób zbliża ludzi, aż do wzajemnego przeniknięcia się myśli dusz i ciał.


Kto jest Twoim autorytetem, jeśli chodzi o poezję? Po książkę którego pisarza, poety sięgasz najchętniej? I dlaczego?


Moim Mistrzem w poezji jest Cyprian Kamil Norwid. Jego wiersze są dla mnie ponadczasowe i uniwersalne w przesłaniu. Szanuję Jana Kochanowskiego, Dantego, epików greckich, ale to z szacunku do literatury tak w ogóle i do jej twórców. Nie jestem erudytą, więc nie będę mówił, że do snu czytam sonety Petrarki. Bliższa jest mi poezja z ostatnich dwóch wieków literackich. Tak ogólnie mówiąc, to czytam prawie wszystkich poetów z półek bibliotecznych będących w zasięgu ręki. Oczywiście z różnym natężeniem. Są okresy, kiedy nie czytam nic…

 

W zeszłym roku ukazała się antologia „Piękni Ludzie” autorstwa Adama Siemieńczyka, w której masz swoje miejsce. Jak trafiłeś do grupy literacko–artystycznej PoEzja Londyn?


Antologia „Piękni Ludzie” jest dowodem na to, że PoEzja Londyn nie jest przelotnym zjawiskiem, powstałym na potrzebę chwili, że nie jest działaniem doraźnym i koniunkturalnym. Jest to idea, która zgodnie z założeniami jej twórców, rodzeństwa Siemieńczyków, poprzez poezję i inne sztuki łączy ludzi, pomaga przetrwać, zachować tożsamość i ocala… Do PoEzji Londyn trafiłem ponad rok temu i zostałem. Z Adamem i Martą jesteśmy w stanie wykraczającym daleko poza ramy znajomości. Dziś mogę powiedzieć, że jest to etap dojrzałej późnej przyjaźni. Piękni idą w świat i to jest piękne. Właśnie wróciłem z Krakowa i Wiednia. Przetarte kolejne szlaki, otwarte kolejne drzwi i serca dla PoEzji i poetów. W Wiedniu wspaniały wieczór PoEzji z Joanną Jandą, jedną z „Pięknych”. Życie nabiera barw i tempa. Co dalej? W marcu w Londynie prapremiera XIII Światowego Dnia Poezji UNESCO, a po będę, będziemy pisać wiersze…


Mieszkasz na emigracji, czy życie z dala od kraju, wywarło jakiś wpływ na Twoją twórczość?


Myślę, że na moją twórczość większy wpływ wywarła „emigracja wewnętrzna” aniżeli jedenaście lat pobytu w Londynie. Uczucie wyobcowania, brak kontaktu z otoczeniem, niemożność porozumienia z drugim człowiekiem bywa bardziej bolesnym we własnym kraju. W przypadku emigracji geograficznej w jakimś stopniu jesteśmy przygotowani, przynajmniej w początkowym jej okresie na te negatywne zjawiska obcości. Jesteśmy niejako pogodzeni. W moim przypadku decyzja o wyjeździe była świadoma. Stan emigracji duchowej, jaki przeżywałem w Polsce był niejako wymuszony przez sytuację zewnętrzną, która nie dawała mi komfortu bycia w rodzinnym kraju. Zatem opuściłem miejsce, w którym nie czułem się u siebie. Duch emigracji obecny był w moim rodzinnym domu, gdyż moi rodzice byli tzw. repatriantami z Wileńszczyzny. W pewnym sensie postawa emigranta została przekazana mnie przez matkę i ojca. Stąd tytuł mojej pierwszej książki, wydanej w 1993 roku przez Nauczycielski Klub Literacki we Włocławku „Ja nie stąd”.


Czym zajmujesz się na co dzień?


W życiu zawodowym, przez wiele lat pracowałem jako zaopatrzeniowiec w spółdzielni, produkującej meble kuchenne. Potem byłem kierownikiem zaopatrzenia w kilku prywatnych firmach budowlanych. Byłem też agentem ubezpieczeń, wolnym strzelcem, piszącym do gazet, pracownikiem przygotowania produkcji okien PCV, nauczycielem religii w gimnazjum, zbrojarzem w Dusseldorfie, malowałem domy w Holandii, montowałem meble ogrodowe w Niemczech, chałupniczo robiłem karmniki dla ptaków, dwa dni byłem ślusarzem, uprawiałem truskawki – mam dyplom rolnika wykwalifikowanego, posądziłem las – po to, by mieć własny. Kilka lat byłem też bezrobotnym, czasem z wyboru, czasem z konieczności. No i pisałem wiersze. A od przyjazdu do Londynu pracuję jako malarz-dekorator w jednej i wciąż tej samej firmie budowlanej.

 

Głównie w swojej twórczości poruszasz tematy: Bóg, wiara, człowiek. Utwory twoje są swoistym rozważaniem nad sensem życia, bycia. Skąd wzięło się u Ciebie zainteresowanie tym tematem?


Mam takie zacięcie filozoficzno-teologiczne. W latach 90-tych XX wieku studiowałem teologię na Papieskim Wydziale Teologicznym we Włocławku. Naukę przerwałem po zaliczeniu sześciu semestrów tzw. kursu filozoficznego. Na „kurs teologiczny” zabrakło…No właśnie, czego? Moim ideałem było studiowanie, czyli zgłębianie wiedzy, a nie zamulanie umysłu. W efekcie studia straciły dla mnie sens. W młodości miałem ofertę studiowania filozofii marksistowsko-leninowskiej, ale szybko z tego zrezygnowałem, na moje szczęście i nieszczęście.


W lutym tego roku ukazał się Twój tomik poezji w języku polskim i angielskim „Modlitwa o deszcz”. Czego może spodziewać się czytelnik sięgając po tę książkę?


Pytania o Boga i człowieka; o relacje Boga i człowieka, o relacje człowieka z człowiekiem są niewątpliwie pytaniem o sens ludzkiej egzystencji, sens ludzkiego życia. „Modlitwa o deszcz” nie stawia pytań wprost. Jest to poetycka próba przedstawienia historii gatunku ludzkiego, poprzez pryzmat ludzkich namiętności. Czy jest to obraz napawający optymizmem…? Jest zapewne skłaniającym do refleksji; czy chociażby zadumy. Osąd pozostawiam czytelnikom.


Twoje wiersze to szczególny rodzaj modlitwy o deszcz, chociaż nie tylko. Czy dziękując Bogu zawsze zapalasz wszystkie świece Menory?


No cóż, nie jestem Żydem, ani też wyznawca Judaizmu, chociaż wychowany zostałem w religii chrześcijańskiej, która to w pełni jest religią żydowską tak historycznie jak i kulturowo. Naród żydowski był i wciąż jest Narodem Wybranym przez Boga. Ja przynajmniej nie spotkałem się z dowodami na to, że Bóg zmienił zdanie. Poezja to szczególny rodzaj modlitwy. Nie tylko proszącej o deszcz…jest to również rozmowa człowieka z Bogiem. Jest wyrazem dziękczynienia wierszem. Świece Menory zapalam w słowach wierszy. Tak wyrażam ja swoją wiarę.
Rytuały religijne nie są w sferze mojej praktyki. Mam jednak szacunek dla religii i tradycji wiary, chociaż nie mam potrzeby praktyk religijnych.


Czym w najbliższej przyszłości będzie się zajmował Wojciech Jarosław Pawłowski?


W lutym tego roku krakowska Miniatura opublikowała „Modlitwę o deszcz” w angielsko-polskiej wersji z piękną oprawą graficzną Ryszarda Szilera i tekstem Adama Siemieńczyka „Modlić się o deszcz”. Zapalone świece Menory zainspirowały mnie do wejścia w świat judaizmu. I tak zacząłem pisać kolejny cykl wierszy, który nosi tytuł „Siedem słów”. Jest to poetycka interpretacja teologii Menory. Cykl składa się z jedenastu wierszy. Jest już ukończony i przesłany do tłumaczenia na język angielski. Podjął się tego, tak jak w przypadku „Modlitwy o deszcz” p. Krzysztof Zabłocki z Uniwersytetu Warszawskiego. Aby efekt mojego pisania był pełniejszy, chcę, aby utwory tłumaczone były również na język hebrajski. Publikacja ta jest w fazie projektu, ponieważ brakuje mi środków na honoraria dla tłumaczy.


Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów twórczych!
Rozmawiała | Katarzyna Campbell

 

Wojciech Jarosław Pawłowski, pisarz, poeta – urodził się 9 kwietnia 1959 r. w Przedczu na Kujawach. Absolwent Liceum Ogólnokształcącego im. Ziemi Kujawskiej we Włocławku. Studiował teologię na Papieskim Wydziale Teologicznym. W 1991 roku debiutował w „Magazynie Wileńskim” wierszem „Publiczna egzekucja”. Autor tomików poezji: „Być”, „Ja nie stąd”, „Droga do tam”, „Nie wszystko przemija”, „Róże w ścieżkach pamięci”, „Tobie naprzeciw wychodzę”, „Czas upływa tęsknotami”, „Drogowskazy” (wybór wierszy), „Myśli z oddali”, „Modlitwa o deszcz”. Jego wiersze ukazały się licznych publikacjach prasowych, antologiach i almanachach, między innymi: „Piękni Ludzie”, „Ci poeci”, „Twórcy Regionu”, „Antologia poezji wigilijnej”, „Dla Ciebie”, „Cud, który trwa”. W spektaklu muzyczno-poetyckim „Pastorałki Polskie”, wyreżyserowanym przez Irenę Jun w Teatrze Studio w Warszawie, znalazły się również jego utwory. Od 2002 r. swoje życie związał z Anglią. Mieszka i pracuje w Londynie. Uczestniczy w działaniach londyńskiej grupy literacko–artystycznej PoEzja Londyn.


Wiersze:


JA NIE STĄD?


Skąd?
Jeśli mała wielka Europa
ojczyzn już nie ma
bo nawet opuściła mnie Polska
stąd nuta smutku w moich strofach
i niespokojny sen wśród rozstań


Skąd?

Jeśli życie gna do przodu
na przekór wszelkim fatalizmom
rośnie nam nowa Wieża Babel
zapominamy co z Ojczyzną
myśląc – czy mieć
czy umrzeć z głodu


Skąd wszyscy przyszli?
Ci co tutaj budują nowe światy co dnia
to znaki czasu czy utopia
która prowadzi nas do jutra
czy jutro przyjdzie sięgnąć nam dna


Skąd zatem jestem?
Czy stworzony na wzór Adama
trwam w uporze
by nie być nigdzie tam
gdzie mam
złożyć przed Stwórcą
pokłon stworzeń


Wojciech Jarosław Pawłowski

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko