Z lotu Marka Jastrzębia – Ewangelia wg świętego Komucha

0
245

Z lotu Marka Jastrzębia


 

Ewangelia wg świętego Komucha



Bogumiła WrocławskaByły to lata pięćdziesiąte, a dokoła kwitła parciana rzeczywistość. W trójkę mieszkaliśmy w jednym pokoju. Mama jeszcze nie pracowała, ja udawałem pilnego ucznia, a ojciec latał za byle zajęciem. Klepaliśmy biedę i nie było mowy o podnoszeniu stopy, doganianiu i przekraczaniu. Była za to mowa na bazie i po linii, woda na młyn i groźby o ucinaniu rąk, a kto nie należał i nie popierał, nie otrzymywał awansu, talonu, paszportu.

W domu, gdzie nawet ściany potrafiły być życzliwymi konfidentami, mówiło się o tych sprawach półgłosem i to nie dlatego, że nawiedziła nas ukryta pluskwa: Pan Ucho. Nie, strach moich rodziców był realny i wszechobecny. Zataczał olbrzymie kręgi, wciskał się w każdą szczelinę życia. W końcu objął większość naszego narodu. Zastępy politruków, te świeckie odmiany świadków Jechowy, od zakładu po stajnię pchały się ze swoimi objawieniami.

Mrowie przechodzi po kręgosłupie, gdy słyszy się relacje naocznych świadków tamtych wydarzeń. Bezradna wściekłość ogarnia, gdy słyszy się, że i wśród światłych ludzi pętają się niedobitki chwalców tamtej Arkadii, gdy w tramwaju, w pociągu, na drągu, opowiedzenie kawału o wujaszku Stalinie mogło zakończyć pobyt na wolności, gdy ludzie znani wczoraj, dzisiaj przechodzili do wspomnień, stawali się kłopotliwym nagniotkiem przeszłości, jak wszystko zresztą, co było naszą mrzonką o Niepodległej i co wiązało się z nieklęczącym istnieniem.


*

Bohaterzy Radomia, zmarli na skutek bicia, do teraz leżą w grobach poza miastem. Do teraz pozostali uczestnicy tamtego buntu nie mogą pogodzić się z tym, że polityczni zwyrodnialcy skazali ich na wyklęcie wówczas, a zapomnienie obowiązuje do teraz. Wydarzenia w Radomiu, to dla większości żyjących teraz – prehistoria. Polityczna skamielina. Sprawa mało ważna. Bagatelizowana. Dla ławicy naszych esbeckich świętych, tamta czerwcowa rocznica, to czas niechętnie wspominany. Według dygnitarzy ówczesnego okresu, podwyżki cen mięsa były słuszne i uzasadnione, a pałowanie protestujących – pieszczotą i dobrodziejstwem.

To, że różne moralne zakapiory mówią w ten sposób, to, że za czasami, w których za bunt przeciwko władzy wsadzano na długie lata za kratki, bito i niszczono w ludziach resztki godności, to, że bijący i szykanujący nadal opływają w luksusy i żyją sobie nadal na wysokich rentach, że generał – zbawca uważany jest za Męża Opatrznościowego, a inny generał pragnie nosić miano – Honorowo Niewinnego, to, że ci ludzie chcą jak najdłużej cieszyć się dobrą opinią, jest zrozumiałe i nie dziwi mnie poniekąd.

Nie dziwię się też, że zbrodniarze nazywający walczących – kryminalistami, WARCHOŁAMI, chłystkami, te sprytne dziadki na dogorywku, zamiast przykładnie i po cichu leżeć na śmietniku historii, wbrew faktom i świadkom tamtych dni, relacjom pobitych czy wyrzuconych z pracy, plotą duby smalone o swoich mniejszych złach, racjach stanu i wyższych koniecznościach. Nie! Za to szokuje, że są jeszcze ludzie, którzy jeszcze w to wierzą.


*

Przeważnie byliśmy sami. Sojusze, gwarancje, liczenie na jakąkolwiek pomoc ze strony zachodnich mocarstw, należało do iluzji, do pomyłek kształtujących nasz los i wywierających nieścieralne piętno na naszym myśleniu.

Nie chodzi o to, że lubimy taplać się w tragediach. Ale wystarczy popatrzeć, jak nas potraktowano w czasie wojny i po wojnie. O tym, że od jej początku walczyliśmy z Niemcami, że biliśmy się o Anglię, że zrobiliśmy Powstanie Warszawskie i na terenie naszego kraju znajdowały się obozy koncentracyjne, nie mówiono wcale, albo mówiono półgębkiem. Przy kompletnym zobojętnieniu ludzi takich, jak Churchill, człowiek dbający o Polskę mniej, niż o swoją szklaneczkę ze szkocką, koniunkturalista zaciekle flirtujący ze Stalinem, który w Jałcie wykolegował nas z nadziei. Jako ubodzy krewni, nie mieliśmy nic do powiedzenia: przy milczącej aprobacie przyjaciół, odesłano nas do diabła.

Od rozbiorowych czasów tkwiliśmy we frustrującej sytuacji petenta. Dziada żebrzącego o sprawiedliwość. O prawo do życia między rosyjskim młotem, a niemieckim kowadłem. Po, jak powiadają, odzyskaniu niepodległości, naiwnie sądziliśmy, że możni tego świata zaczną nas zauważać. Nic z tego: maluczko, a Niemcy zaczną hopsać po Historii i udowadniać, że to my zrobiliśmy światową zadymę; niedługo, a Putin uderzy w hucpiarski dzwon i będzie się od nas domagać przeprosin za Katyń.


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko