Jan Stanisław Smalewski – Minął tydzień

0
198

Jan Stanisław Smalewski


Minął tydzień

 

 

Bruno Schulz            „Diabeł i człowiek to dwie niezużywające się kolumny piekła” – napisał kiedyś Gombrowicz.

I miał rację, bo wokół tyle nieprawości, człowiek dla człowieka już nie wilkiem, ale śmierdzącym padliną szakalem. – No bo jak inaczej nazwać człowieka, który dla własnego zysku i bogactwa okrada innych, karmiąc współbraci padliną?

– Mięso w rozkładzie – czytam w Internecie – to jakbyś jadł rozkładającego się trupa… W ocenie lekarzy neurochirurgów w zepsutym mięsie, po „zabiegu odświeżania” powstają silne toksyny, z których jedne atakują układ nerwowy, a inne – pokarmowy. Takiego mięsa pod żadnym pozorem nie wolno jeść.

Przypomnijmy: toksyny i neurotoksyny! Najgroźniejszy oczywiście jest jad kiełbasiany, którego nawet znikoma ilość jest zabójcza dla organizmu. Alergie, grzybice, zapalenia jelit, raki – to wszystko fundowali nam panowie złodzieje i „mordercy” z takich firm – przedsiębiorstw i zakładów mięsnych, jak ujawniona przez media (i wielka chwała im za to!) Viola z Lniany  w Kujawsko Pomorskim.

 Na szczęście sprawa wykorzystywania śmierdzącego mięsa i przeterminowanych wędlin przez Zakłady Mięsne Viola nabiera rozpędu. Ale czy uda się ten zbrodniczy proceder zahamować? – Okazuje się, że to nie była jedyna firma, która stosowała na narodzie te zbrodnicze praktyki. Ujawniono już jej naśladowców. Póki co jednak, musimy poczekać na efekty prowadzonych kontroli i badań w obszarze ujawnionym wcześniej przez media.

W niedzielę, od zaprzyjaźnionych osób pracujących w służbie żywnościowej jednego z największych poligonów wojskowych na Pomorzu (w Ustce) dowiedziałem się, że od kilku miesięcy zgłaszali oni przełożonym, iż… kiełbasy „śmierdzą podczas przyrządzania”, że coraz więcej żołnierzy zgłasza dolegliwości żołądkowe, a niektórych nawet (z biegunką) zamiast leczenia na izbie chorych wysyłano na urlopy do domu.

Nadzór sanitarny dopiero teraz – gdy sprawę nagłośniły media – wymiótł z magazynów wszystkie bieżące zapasy wędlin, przestawiając żołnierzy (oczywiście – mają nadzieję – czasowo) na konserwy mięsne (huczy o tym we wszystkich okolicznych sklepikach, gdzie „biedni żołnierze” wykupują „coś w zamian”.

Ciekawe dlaczego ten nadzór  nie zareagował wcześniej? Czy uśpiło go może to, że wojsko płaciło dostawcy niebywałe ceny za mięso (np. ok. 100 zł za kilogram wołowiny)? – Niezła gwarancja jakości, prawda..?

 Dzisiaj już wiemy, że to nie tylko poligon w Ustce objęty był tym procederem. – Ujawniono kolejne 23 jednostki wojskowe, które otrzymywały produkty mięsne skażone „padliną”. Prawdopodobnie raczono nią również policję, a nawet niektóre takie ośrodki zbiorowego żywienia jak punkty garmażeryjne w szpitalach i supermarketach Ikea.

Toż to przecież nic innego, jak sabotaż? A za sabotaż w armii nie było innego wyroku, jak kara śmierci. I czasami żałuję, że w Polsce jej już nie ma. Wiem, niewielu z moich Czytelników  pamięta słynną aferę mięsną z czasów komuny, gdy w latach 60. wykonano wyrok śmierci na Stanisławie Wawrzeckim – dyrektorze Zakładów Mięsnych Warszawa – Praga (ojcu znanego dzisiaj aktora, który m.in. gra „Bułę” w polskim komediowym serialu telewizyjnym „Graczykowie”). Sprawie nadano taki rozgłos, że nie można jej było wyciszyć inaczej, jak przy pomocy kozła ofiarnego, którym niestety stał się ów Wawrzecki. Aresztowano wówczas 300 osób, 30 skazano, wykonując przy tym jeden wyrok śmierci (mający stanowić ostrzeżenie dla innych).

A tymczasem… W poniedziałek – czekamy. We wtorek – czekamy. W środę – czekamy na nowego papieża.

W poniedziałek, wsłuchując się w komentarz jednego z naszych wysłanników do Rzymu (Watykanu) redaktora Piotra Kraśki na temat przygotowań do papieskiego konklawe, pomyślałem: Bóg, anioł, diabeł i… człowiek to cztery filary, na których opiera się świat.

Może dlatego jest tak chwiejny. I nieprzewidywalny. Mimo to… świat jest piękny. Tylko my ludzie jacyś tacy… ułomni.

Gdybym to ja mógł decydować (przepraszam wszystkich, że w ogóle ośmielam się tak myśleć; to tylko teoria), też wybrałbym sobie planetę, gdzie podstawową cząstkę materii uduchowionej można by ubrać w ciało istoty żywej. W ciało totalnego człowieka, totalnego zwierzęcia, owada… W ciało pięknej, romantycznej i młodej kobiety. Albo w ciało silnego i walecznego mężczyzny. W ogóle – w ciało człowieka, papugi, małpy, kangura, mrówki…

A skoro jestem tylko maleńką cząstką wszechpotężnej Istoty, która dała mi życie i nakazuje tworzyć w obszarze tak ograniczonym, jakim jest proza i poezja, z pokorą wyznaję, moim zadaniem jest miłość (do drugiego człowieka) przynależna aniołom. I chociaż często kusi mnie diabeł, wiem, iż nie jemu powinienem służyć.

 

Oczywiście, że mnie również udzielał się ów niepokój oczekiwania. Ulegałem presji środowisk prokościelnych, by wsłuchiwać się w zaburzony ostatnio rytm życia Kościoła Katolickiego, którego ozdrowić powinien nowy pasterz.

Kto to będzie? Kim będzie? Jakim będzie..? – to pytania, na które miało zadanie odpowiedzieć kardynalskie konklawe (z łaciny: pod kluczem). 115 elektorów (w tym 4 Polaków) w zamknięciu „pod kluczem” dla wyboru tego, któremu wręczony zostanie właśnie klucz Piotrowy.

Dużo symboli i mistycyzmu dotykało nas w tych dniach. Moją uwagę skupiały coraz to nowe, wyszukiwane przez rzesze sprawozdawców i akredytowanych dziennikarzy. A to mewa srebrzysta (larus argentatus) pojawiająca się na kominie Kaplicy Sykstyńskiej (podobno znak, że papież będzie zza wielkiej wody), a to pogoda z ulewnym deszczem, a to przywołania jakichś tajemniczych fragmentów przepowiedni, urywki z ewangelii itp. Ktoś zauważył, że równe 500 lat temu wybrano właśnie papieża Leona X (11 marca 1513), a ktoś inny, że „jeśli wybór dokona się w środę, to towarzyszyć mu będzie magiczna data 13.03.13.

Moi znajomi we wtorek wieścili, że papieżem zostanie kardynał Scola, bo jest najbardziej znanym i wpływowym biskupem Rzymu. Natomiast małżonka była pewna, że wybiorą Filipińczyka, bo… obecnie tam jest najwięcej na świecie powołań do kapłaństwa, jest młody i pełen energii.

Znamy tę nieprzewidywalność decyzji tych, co zasiadają: w rządzie, w różnego rodzaju jury, decydentów w urzędach. Papieskie konklawe w przeszłości też zazwyczaj zaskakiwało.

Osobiście optowałem za papieżem z Ameryki Północnej, bo to stamtąd napływają największe środki finansowe do budżetu Watykanu.

W środę wieczorem oczekiwanie na kolejny, piąty dym zaczęło się przedłużać. – Oho, coś się święci! – wyrokowała moja żona. I miała rację.

Wreszcie jest! Ukazał się biały dym. Rozdzwoniły się watykańskie dzwony, Rzymianie biegiem ruszyli pod bazylikę. Katolicy zebrani na Placu Świętego Piotra, i ci na całym świecie skupieni przed telewizorami, zamarli w napięciu. Serca katolików zabiły mocniej, wielu nie kryło wzruszenia. W Krakowie rozdzwonił się dzwon Zygmunta.

Gdyby dwóch poprzednich papieży nie pochodziło spoza Rzymu, zaskoczenie byłoby całkowite. Mimo to wybór konklawe pod nadzorem Ducha Świętego i tak wielu zaskoczył.

Nie Europa, nie Ameryka i nie Afryka, ale… Ameryka Łacińska! Cóż to znaczy? Dla mnie przede wszystkim stało się to porównywalne do sytuacji z roku 1978, gdy wybrano Jana Pawła II., papieża zza żelaznej kurtyny, bliskiego ludziom ciemiężonym przez komunizm. Ameryka Łacińska – wiadomo – kontynent wielkiej biedy, nierówności i bezprawia. Kościół Katolicki wyjątkowo potrzebuje tam nadziei.

A tymczasem…

– Dobrze, że nie murzyn – odetchnęła moja mama. Nie dlatego, że mogłaby mieć jakieś uprzedzenia rasistowskie, uchowaj Boże. Dlatego, że nastraszono ją wcześniej, wieszcząc przepowiednie o końcu świata.

Podzielając radość, odpowiedziałem jej nawet wierszykiem.

 

Koniec świata? – w sensie takim,

że daleko tam jest z Rzymu.

Argentyńczyk to nie murzyn.

Nie zląkł się białego dymu.

 

A w odniesieniu do trzynastek, nasunął mi się inny tekścik:

 

Trzynastego – dzień szczęśliwy?

Tak. W zestawieniu innych trójek.

Świat papieża ma nowego.

Już ku trwodze nie dryfuje.

 

A kiedy niebawem ogłoszono, że argentyński kardynał Jorge Mario Bergoglio przybrał jako papież imię Franciszka, zawołałem:

 

O! Mój dziadek był Franciszkiem!

Będę częściej go wspominał

teraz, kiedy nowy papież

takie imię właśnie przybrał.

 

Zatem wszystko skończyło się szczęśliwie. Pozostaje nadal wsłuchiwać się w nadzieje wiernych i obserwować, co przyniesie nowe pasterskie powołanie. A jak przy okazji odbywających się wyborów nowego papieża dowiedzieliśmy się z mediów, oczekiwania są przeogromne. Wystarczyłoby tylko oprzeć się na symbolice imienia nowego biskupa Rzymu. – Ponoć swego czasu Chrystus właśnie do świętego Franciszka miał powiedzieć: Franciszku odbuduj mój kościół, który się rozpada…

Franciszek, zwykły, prosty chrześcijanin i sługa Franciszek. Nawet bez przyimka pierwszy.

Ten wybór dla Argentyńczyków i całej Ameryki Łacińskiej jest zapewne darem niezwykłym. Bo pamiętajmy, w Ameryce jest o ponad 200 milionów więcej wiernych niż w całej Europie. Szacuje się, że to 483 miliony. Kiedy na naszym starym kontynencie wiara katolicka przechodzi kryzys, tam jest ona w pełnym rozkwicie.

Wiemy też jednak, jak bardzo współczesny Kościół Katolicki potrzebuje reform. W odniesieniu do kryzysu wiary w Europie (Kościół traci Europę. – Czy potrafi mu ją zwrócić papież z Argentyny?). W odniesieniu do potrzeby oczyszczenia z wszelkich afer moralnych i rozwiązań dotyczących wyzwań współczesnego świata: seksualności, bioetyki, przenikania brutalności masmediów w delikatne sfery ducha, nie mówiąc już o celibacie i kapłaństwie kobiet.

Tych ostatnich raczej nowy papież nie podejmie, gdyż wiemy już – jest konserwatystą – za to jako prymas od dawna pozostawał w konflikcie z panią prezydent Argentyny Cristiną Kirchner (Argentyna pierwsza na świecie uprawomocniła poprzez parlament małżeństwa homoseksualne).

Czy 78-letni Ojciec Święty z dalekiego kraju podoła innym wyzwaniom współczesności i oczekiwaniom wiernych? Czy wystarczy siły temu ciepłemu człowiekowi z rodziny emigrantów: włoskiego kolejarza?

Jedno moim zdaniem jest pewne. Argentyna ma ogromny ludzki potencjał, który świat przede wszystkim zna z zamiłowania  Argentyńczyków do piłki nożnej. A papież Franciszek jest człowiekiem ludu i jest miłośnikiem futbolu, kibicuje Atletico San Lorenzo.

Nie mogę w tym miejscu nie przywołać jeszcze jednego symbolu tych dni: W dniu wyboru Jana XXIII Barcelona wygrała z przeciwnikiem 4:0. To samo stało się teraz, gdy wybrano Franciszka z Argentyny.

Papież Franciszek jest też miłośnikiem znanego na całym świecie argentyńskiego tanga (lubił tańczyć). Taki człowiek ma ogromną szansę porwać lud. Skierować jego siły i nadzieje ku celom, jakie im wyznaczy. Część polityków już nawet wyrokuje, że… podobnie jak nasz Jan Paweł II, rozprawi się on z komunizmem na Kubie. Zobaczymy.

Czy pierwszy w historii Kościoła papież Jezuita sprosta najważniejszym wyzwaniom współczesnego Kościoła? Zapewne tak, gdyż dokonując wyboru, na takie właśnie pytania musieli – przy pomocy Ducha Świętego – odpowiedzieć sobie najpierw kardynałowie elektorzy uczestniczący w zakończonym w środę konklawe.

 

Jak to dobrze, że nie jesteśmy bogaci i nie powierzyliśmy (z żoną) gotówki złodziejskim bankom na Cyprze – pomyślałem sobie w sobotę, obserwując chłodnym okiem sytuację na świecie i wsłuchując się w media.

Zaraz, zaraz… oko to ja mogę mieć chłodne, ale głowę mam gorącą i nerwy jak postronki, jak na to wszystko patrzę. I przysłowiowy nóż się w kieszeni otwiera.

– Ty słyszałaś, co oni sukinsyny wymyślili? Zablokowali pieniądze wszystkim Cypryjczykom. Chcą zabrać im dziesięć procent od ich oszczędności – zwracam się do żony.

– No, właśnie czytam o tym w Internecie. Dziesięć to mało, kombinują nawet, żeby tym z dużymi lokatami zabrać więcej. Czy to tak można?… – pyta zdumiona.

– Kobieto! To normalna kradzież! Jak ja ubrałbym kominiarkę i poszedł po gotówkę do banku, to zrobią mnie bandytą i zamkną w więzieniu. A oni złodzieje robią to w białych rękawiczkach. Chcą ukraść pieniądze, które do nich nie należą. Przecież obywatele dali im je tylko na przechowanie, podpisując stosowne umowy. Już za sam pomysł powinni zamknąć ich w więzieniu.

– Mówisz umowy?! A zapomniałeś, jak tydzień temu oszukał nas „Pocztowy”?! Też mieliśmy z nim umowę – zauważyła żona.

No właśnie. Dużych pieniędzy nie mamy, ale nasze skromne oszczędności postanowiliśmy powierzyć Bankowi Pocztowemu. Oferował 4 % na koncie oszczędnościowym, przy czym – czego nie było w innych bankach – zezwalał na wybieranie gotówki w dowolnym czasie.

Cztery to niewiele, ale zawsze nie zero. Dobre i to. Tak rok temu zrobiliśmy.

No i… zbliża się wiosna, trzeba zrobić maleńki remoncik w agroturystyce więc idziemy do Pocztowego po należne nam pieniądze, a tam… Figa z makiem!

– To państwo nie wiedzieli, że od nowego roku zmieniło się oprocentowanie na 0,5 %? – zapytała pani w okienku.

– Jak to zmieniło się..? Samo..? Bez naszej zgody..? Przecież podpisaliśmy umowę na cztery procent? – zaczęliśmy dociekać.

Próżne nadzieje. Okazało się, że to nasza wina, bo nie doczytaliśmy w umowie tekstu małym drukiem. – Specjalny tekst dla emerytów! – jakby ktoś miał wątpliwości.

Było tam w nim, że bank zastrzega sobie prawo do zmiany oprocentowania bez konieczności powiadomienia właściciela konta. Możesz sobie wyobrazić Czytelniku, jak byliśmy wkurzeni na Pocztowy. A oszukał nas tylko o 3,5%…

Tak, nie mam żadnych wątpliwości. Cypr to niebezpieczny precedens! Nasze banki tylko czekają na taki rozwój wydarzeń: najpierw Cypr, potem może Grecja, Włochy, Portugalia. A na koniec Polska.

Jak uda się złodziejom z Cypru, nie boję się nazwać tak po imieniu polityków cypryjskich, którzy za tym stoją (chociaż oni uważają, że są patriotami, bo to robią dla ratowania kraju), furtka zostanie otwarta. A u nas nie będzie to już tylko Pocztowy i tylko 3,5%. Jeszcze z parę lat, a zabiorą nam mieszkania, domy… Przecież – zdaniem wielu obywateli z PO (Partii Oburzonych) – już i tak mieszkamy w niezłym burdelu.

 

Sma
Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko