Krystyna Habrat – Myśli na czas przedwiośnia

0
161

Krystyna Habrat


Myśli na czas przedwiośnia


 

Filip Wrocławski   Pogoda jeszcze zmienna, jednego dnia zima, drugiego jakby wiosna. Ale na razie nie ciągnie na długie spacery i używanie życia na świeżym powietrzu, bo za zimno i słońce nieskore by nas radować. A karnawał się skończył.

Chyba teraz najlepsza pora na czytanie książek.

Ostatnio zastanawiam się, dlaczego chce się komuś pisać powieści, albo chociaż małe formy literackie jak opowiadania. Dotąd myślałam, że najczęściej autor czuje silną potrzebę powiedzenia innym czegoś ważnego o życiu, ludziach, świecie, co tylko on sam odkrył.

   Oczywiście powodów jest dużo więcej, a jednym z nich po prostu nuda czyli pustka, jaką się zaczyna w pewnej chwili życia odczuwać, i należy ją czymś wypełnić. To chyba ta mniej szlachetna motywacja, ale przy obecnej sytuacji książki możliwa. Piszemy, choć mało szans, że wykrzyczymy światu naszą prawdę o nim, o tym świecie. Może tylko kilku bliskim i znajomym. Albo nikomu, jeśli zostawimy pomysły i rzeczy zaczęte w przysłowiowej szufladzie. A jednak ciągnie. Mimo wszystko. Przysłowiowe pióro ma jakiś magnes. No to do roboty.

   Polecam wszystkim, którzy przy takiej szarudze, jak dziś, popadają w wątpliwości: po co właściwie pisać? Komu to potrzebne? I nie wiem dziś, czy jest jakaś odpowiedź. Lepiej oddać głos trochę już zapomnianemu, a dobremu pisarzowi angielskiemu, który żył w latach 1874 – 1965.

   Somerset Maugham w swej powieści o znanym malarzu, za którym kryje się żywot słynnego Gaugina, pt. „Księżyc i miedziak” snuje taką refleksję: ”To zbawienne ćwiczenie zastanawiać się nad tak olbrzymią ilością napisanych książek, nad pięknymi nadziejami, jakie ich autorzy wiążą z ukazaniem się tych dzieł w druku, i nad losem, jaki ich czeka. Jaką szansę ma któraś z tych książek, by wysunąć się na czoło w ogromnej masie? A poczytne utwory cieszą się poczytnością przez jeden zaledwie sezon. Bóg jeden wie, ile namęczył się autor, ile zniósł gorzkich doświadczeń i ile wycierpiał, by dać czytelnikowi możność parogodzinnego wytchnienia lub skrócenia nudów podróży.”

   Dalej autor kończy swą myśl następująco: „Będę dalej pisał umoralniające powiastki (…). Byłbym jednak po trzykroć głupcem, gdybym to robił z jakiegokolwiek innego powodu niż dla własnej przyjemności.”

   To ostatnie mogłoby być tu już puentą. Ale dziś bardzo brzydka pogoda, szaro, mglisto, zimno, na ziemi pośród brunatnych połaci resztki śniegu, niczym poszarpane szmaty, aż nic nie cieszy i trudno zadowolić się byle pociechą. Szczególnie, że ów angielski autor tak piszący mógł znajdywać przyjemność w pisaniu, bo cieszył się sławą i poczytnością i jeszcze na tym zarabiał, a u nas ostatnio to całkiem inna sprawa.

   Na marginesie nie mogę nie wspomnieć o czymś, co mnie zbulwersowało, gdy przed chwilą sprawdzałam daty życia tegoż autora.

   W notce o nim jest napisane, że „koncentrował się na krytyce obyczajowości i moralności mieszczańskiej”. I to mi się nie podoba. Po co nam, czytelnikom, lubiącym powieści tego autora, jak i innych podobnych, potrzebna ta krytyka społeczna? Tym bardziej, że walczyć z tym nie musimy, bo to i daleko i dawno temu. Zresztą kto teraz wie dokładnie, co dobre, a co złe, gdy ostatnio szybko się zmieniają różne normy społeczne.   Ale co najważniejsze według mnie wielu z nas nie dlatego czyta, żeby dołączyć się do fali krytyki i potępiać, ale żeby przeżyć w wyobraźni kawałek cudzego życia, nawet z moralnością mieszczańską. Mamy dużą przyjemność, gdy śledzimy w książce losy innych ludzi. Przejmujemy się ich postępkami, czasem coś chcielibyśmy im doradzić, to znowu ich poczynania stanowią dla nas samych przykład albo przestrogę. Nic dziwnego, że zachęty do czytania typu: autor krytykuje, ośmiesza, wyszydza, niektórych, jak mnie, raczej od książki odstręczają.

   Po drugie: po co ta krytyka mieszczaństwa, gdy nasze społeczeństwo żyje obecnie w myśl podobnych zasad, goni za pieniądzem lub ciągle o nim myśli, gdy z trudem wiąże koniec z końcem?

   Po trzecie: z wykładów psychiatrii pamiętam, że właśnie model życia mieszczańskiego jest najzdrowszy dla zdrowia psychicznego, bo ma wyraźnie określone zasady postępowania i umiar w używaniu.

   Tu się zatrzymam, bo temat rozległy. Widać jednak rozbieżność kryteriów, jakie stawia krytyka literacka, i kryteriów, jakimi się kieruje zwykły czytelnik przy wyborze lektury.   Wracam do rozważań na temat pisania książek i przyjemności życiowych, jakie przychodzą mi do głowy w pochmurny dzień przedwiośnia. Na szczęście to dobra pora na czytanie książek. Wieczory jeszcze długie. A potem przyjdzie wiosna. Ona zawsze cieszy

 

   Dostałam ostatnio grubą lekka powieść. Gruba w formacie, a lekka w treści. Na moment zawahałam się, czy warto czytać, gdy przy wyborze zwykle się kieruje zasadą, żeby czytać najpierw to co najlepsze, czyli o wysokich walorach artystycznych i tym wszystkim, co każdy uczeń w wypracowaniu wyliczy. Czasami warto jednak sięgnąć po pozycje bardziej popularne. Tę wspomniana więc zaczęłam czytać i wiem, że będzie mi sympatycznie   towarzyszyć na długie jeszcze wieczory i najbliższe w marcu jak w garncu z grypkami i smuteczkami właściwymi tej porze.

   A co mnie w tej książce pociągnęło? Czasem chce się poznawać bliżej zwykłych ludzi z ich małymi niby troskami i radościami, bo oni tak podobni do nas. Większość chyba arcydzieł literatury poznałam. Tam na ogół wielkie postacie, wielkie problemy, nawet jeśli to bohater Musila z „Człowieka bez właściwości”, bo i on snuje długie rozważania filozoficzne, czego zwykły śmiertelnik raczej nie robi. Niejedno z arcydzieł jest moją książką ulubioną. Popisywać się nie będę. W dzień pogodny, gdy słońce napawa optymizmem, widzę tych ulubionych więcej, a przy niepogodzie – mniej. Potrafię odróżnić arcydzieło od czytadła i nawet zachęcające recenzje mnie nie zmylą.

   Ale dziś wieczorem będę czytać lżejszą powieść. Postawię przed sobą talerzyk z kruchymi ciastkami, włączę dobrą muzykę i… będę napawać się pełnią przyjemności. Mam nadzieję, że się nie rozczaruję. Książka ta po spróbowaniu wydaje się dobrą lekturą. Jest poniżej arcydzieła, ale lepsza niż zwykłe czytadło. A jak skończę opowiem o niej.

Krystyna Habrat

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko