Eugeniusz Kabatc – Słowo i czyn

0
227

Eugeniusz Kabatc

 

 

Słowo i czyn

 

– od Stanisława Brzozowskiego do Janusza Korczaka –

 

 

 Józef Murzyn   Uchwała Sejmu, upamiętniająca 70-lecie tragicznej śmierci Janusza Korczaka, wielkiego wychowawcy młodzieży, Rokiem mu poświęconym w życiu publicznym państwa, ożywiła myśl społeczną, rozwijającą się wokół niepokojów i sporów o przyszłość nowych pokoleń Polaków. Czas po temu najwyższy, ale i coraz trudniejszy wobec chaosu pojęć wolnościowych – z kryzysem wartości etycznych na czele. Korczak też nie żył w epoce spokoju, w której rozważania o edukacji humanistycznej i obywatelskiej byłyby łatwe, przeciwnie, nawet odliczając czas rozbiorowy i dramaty dwóch wojen, wszak dwudziestolecie wolnej Polski uwikłało się w sprzeczności narodowe na skalę wręcz destrukcyjną. Pytanie, jakie padło wtedy z ust tego niezwykłego lekarza i edukatora, dotyczyło sposobu na wychowanie wychowawców: oto pierwsze i podstawowe zadanie.

   Nie chcemy pozostawać bezradni wobec tego jednego z najtrudniejszych problemów edukacyjnych, toteż kurczowo chwytamy się prawd przez Korczaka odkrytych – lub tylko dobywanych z mroków niewiedzy – i święcimy jego pamięć z oddaniem, pokorą, a nawet wstydem. Ten „najpiękniejszy człowiek”, jak go określił Igor Newerly, zginął wprawdzie jako ofiara holocaustu, ale już przed wojną ten pisarz i działacz o „wyjątkowo złożonej osobowości”[wg. Joanny Olczak-Ronikierowej], miał nie tylko wielu przyjaciół i zwolenników, lecz i wrogów. Ocknęliśmy się po wojnie i w uznaniu jego materialnie twórczej myśli zaczęliśmy powoływać różne stowarzyszenia korczakowskie, wydawać jego i jemu poświęcone książki, nakręcać filmy, wystawiać mu sztuki i pomniki. Dzieje się to na całym świecie, ale przede wszystkim w Polsce, gdzie ci, co się uratowali przed wojną i przed zagładą, podejmowali próby przywrócenia wiary w mądre słowo i wytrwały, dzielny czyn Starego Doktora. Także w Domu Literatury w Warszawie, historycznej siedzibie Związku Literatów Polskich, któremu niegdyś przez wiele lat przewodniczyli Jarosław Iwaszkiewicz i Igor Newerly, znalazło się – właśnie przy nich – miejsce na wspólne działanie memorialne przyjaciół Korczaka, takich jak Józef Hen, Kazimierz Dębnicki oraz Marta Ciesielska, Hanna Kirchner, Aleksander Lewin, Michał Wróblewski, że wymienię przynajmniej garstkę spośród najbardziej zasłużonych i wytrwałych komentatorów i wydawców.

   To w tymże miejscu na Krakowskim Przedmieściu przywołaliśmy teraz korczakowskie sprawy naszym nowym niepokojom, organizując – jako polskie Stowarzyszenie Kultury Europejskiej [SEC] wspólnie z Pacyfistycznym Stowarzyszeniem Wolnej Myśli oraz Wydziałem Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, a pod honorowym patronatem Rzecznika Praw Dziecka i rzeczowym mecenatem ZAiKS-u – konferencję popularno-naukową w hołdzie „heroicznym czynom” Janusza Korczaka. Pamiętając, jak wiele już w tej mierze uczyniono, postanowiliśmy bardzo uwspółcześnić znaczenie dorobku tego pedagoga, opiekuńczego wychowawcy, myśliciela i pisarza, wydobyć z historii, określając sesje hasłem „Korczak i jego Przyjaciele”. Poprowadziła ją prof. Maria Szyszkowska, a głos zabrały osoby ze środowiska akademickiego, jak prof. Andrzej Bałandynowicz, dr Anna Kryniecka, i dr Tomasz Kozłowski, mówiący o inspiratorskich i terapeutycznych ideach Korczaka, ale i praktycy i pisarze, jak dyr. Marcin Makaruk z Ośrodka „Wspólny Dom” w Wildze, jak mój znakomity kolega Józef Hen, pamiętający czasy współpracy z korczakowskim „Małym Przeglądem”, jak Janusz Termer, wynoszący wysoko moralno-literackie walory „Pamiętnika” Korczaka, sumującego życie tego oddanego do końca wielkiego Opiekuna Dzieci.

   Czując się współodpowiedzialny za tak pomyślaną debatę konferencyjną, pozwoliłem sobie “pozszywać” bogatą, prometejską obecność Starego Doktora w życiu społeczno-oświatowym Polaków i Żydów, zastanowić się nad sensem filozoficznym i antropologicznym teoretycznych “modeli” oraz wiary w ich skuteczność. Zacząłem od pojęć pozornie rozchodzących się, lecz ekumenicznie spójnych. Takich, jak słowo i czyn. Bo to one w swoich najgłębszych funkcjach najsilniej sprzęgają myśl, postawę i działalność Janusza Korczaka. I najboleśniej zderzają się ze sobą, jak zawsze, gdy mamy do czynienia z motywacją twórczą lub rewolucyjną.

   Najtrudniej jest wyrazić sens pojęć prostych. Słowo, czyn – jak nimi trafić w sedno? Stwierdzamy, że ktoś potrafi o czymś pięknie powiedzieć, ale żeby coś zrobić… ”Słowa, słowa, słowa”, powtarzamy za Szekspirem, gdy chcemy ujawnić czyjeś puste obietnice. Czyn zatem byłby owocem obietnic odpowiedzialnych? Właśnie, bo przecież „na początku było słowo”; chociaż nie: „Na początku stworzył Bóg niebo i ziemię”. Stworzył bez słowa? Ależ nie, słowo było stwórczym objawieniem: ”I r z e k ł Bóg: „Niech będzie światłość; i s t a ł a się światłość.” I jeszcze to: „I   u c z y n i ł   Bóg rozdział między światłem a ciemnością”. Czy między czynem a słowem?

     Ta sprzeczność przyciąga naszą uwagę swoją jednością sprawczą, mocą słowa wywołującego czyn. Wszelako nie każdemu tak się udaje, jak Panu Bogu. My mamy tylko nasze ludzkie supozycje i oczekiwania. Stąd wynosimy czyny ponad słowo, wyznajemy pokorę słowa przed wielkością tworzenia. Stąd tyle słów, żeby to uzasadnić, ukazać siłę i przewagę stwarzania czegoś nad pozorem tylko, symulacją, intencją. Stąd ludzie kultury duchowej tęsknią do czynów materialnych lub swoją historyczna obecność tak często potwierdzają udziałem w wydarzeniach społeczno-politycznych [np.„Bunt klerków”], a filozofowie często mają już dość „objaśniania świata” i marzą o tym, „żeby go zmienić”.

   Stanisław Brzozowski, którego setną rocznicę śmierci odnotowano [niemrawo] w minionym roku, należał do tych filozofów, którzy Januszowi Korczakowi brukowali drogę słowami. Był jednym z najwcześniejszych przyjaciół dr Henryka Goldszmita, kiedy ten przeobrażał się twórczo w utopistę Janusza Korczaka. To były lata przed- i rewolucyjne w Warszawie [1904-1906] i węzeł splotu trudnych myśli, postrzegań, inspiracji i poszukiwań siebie w tej gwałtownej rzeczywistości coraz wyraźniej wytyczał obu przyjaciołom ich przyszłe drogi. Pracowali obok siebie w redakcji „Głosu”, potem „Przeglądu Społecznego”, rówieśnicy wywodzący się z pogranicza wschodniej polskości, lecz różni z pochodzenia środowiskowego i stanu biologicznego – gdy jeden był chory od wczesnej młodości, drugi lekarzem został. I choć rozeszły się ich szlaki życiowe, pozostali sobie bliscy do końca. Opowieści o ich dziejach to osobne dramaty polskich losów. Wiemy o nich z wielu źródeł i narracji, nieco ożywionych ostatnio rocznicami śmierci, datami odległymi w czasie i przestrzeni, wiążących jednak napięciem mentalności, pamięci i węzłów słów i czynów w panoramie filozofii pracy. U jednego w koncepcji człowieka wyzwalającego się z oportunistycznej bierności, u drugiego w przemianie „słowa w ciało” urzeczywistnienia idei jako filozoficznej praxis.

   Druga połowa XIX w. to dojrzewanie także filozofii do czynu, tej marksistowskiej przemiany świata, w której miał przewodzić ruch robotniczy. Stanisław Brzozowski rozwijał podobną myśl, zauważa Andrzej Walicki, jako „filozofię dojrzałości dziejowej”, wedle której „filozofia powinna służyć zadaniom praktycznym, a nie jedynie poznawczym”. Stąd już tylko krok do tej wysokiej i tak charakterystycznej oceny, jaką Brzozowski wystawi w swoim artykule „Janusz Korczak”, opublikowanym w 1906 roku na łamach „Przeglądu Społecznego”. „Duszą działalności literackiej Janusza Korczaka – czytamy ze wzrastającym zainteresowaniem – jest walka z litością”, „usiłowanie wypalenia z siebie tych obłudnych stanów duchowych, jakie krzewią się w >>sympatycznych<< kołach warszawskich pod mianem altruizmu”. Jego istotą jest sprzeczność w takim działaniu, w którym pogarda dla filantropii i miłosierdzia nieustannie wymienia się z korzystaniem z ofiarności, co ma być jednak pospolitym „usprawiedliwieniem sytości”. Brzozowski wręcz znęca się nad taką obrzędową „warszawką”, nad „ubóstwem przedmiotowej treści”, przerastającym w „żałosność skarg i jęków”. „Korczak ujrzał w prawdziwym świetle tę sferę warszawskiej uczuciowości dlatego, że ją szczerze w sobie przeżył”, [Podobnie jak Brzozowski, który rozciągnął ją w sobie na mizerny sens „pokrzepiania serc” i w krytycznym stosunku do „patriotycznych” osiągnięć literackich Sienkiewicza taką postawę u rodaków wykpił.]

   Ale i Korczak obdarza Brzozowskiego swoim uznaniem i oddaniem. Znajduje dobre słowo, gdy trzeba go bronić przed haniebną akcją oszczerstw, lecz najsympatyczniej, z uczuciem wiary we wspólne posłannictwo odwołuje się doń w swojej „Szkole życia”, w której z inspiracji „kochanego Stacha” powstaje utopijny ośrodek wychowawczy na nędznym wówczas Powiślu Warszawy, gdzie młodzież „uczyć się będzie, jak żyją ludzie, jak inaczej żyć można, co umieć i czynić należy, by żyć pełnią wolnego ducha”…

   Bardzo ciekawą i pogłębioną analizę tego sprzężenia zwrotnego w owocnym „związku dusz” młodych przyjaciół przedstawił Andrzej Mencwel w studium porównawczym „Pamiętnik Stanisława Brzozowskiego i Pamiętnik Janusza Korczaka, wstęp do paraleli” [„Konstelacje Stanisława Brzozowskiego”, Wyd. U.W. 2012], zestawiając ze sobą te dwa dramatyczne teksty, pisane pod koniec życia każdego z autorów. Nazywa je utworami testamentalnymi, co podpowiada nam oczekiwanie podsumowania tych dwóch trudnych żywotów, ale co – pozostając autobiograficzną syntezą – jest równocześnie głęboką, choć postrzępioną analizą epoki, a co najważniejsze, także rozpaczliwie humanistycznym przesłaniem.

   Wstrząsające jest to przeniesienie czasu: Stanisław Brzozowski, umierając w roku 1911 w pięknej Florencji, miał lat 33, Janusz Korczak, ginąc w roku 1942 w strasznej Treblince, przeżył przyjaciela o lat ponad trzydzieści. Brzozowski śmiertelną chorobą na obczyźnie złożony mógł jedynie marzyć o wolnej ojczyźnie; Korczak, doczekawszy się wolnej Polski, przetrwał jej niepodległe blaski i cienie, by paść wraz z nią w kolejnej wojennej hekatombie. Obaj udręczeni cierpieniem ciała i duszy: pierwszy skazany przez okrucieństwo swoich, drugi przez antysemicką nienawiść najeźdźcy. Pierwszy usilnie poszukujący ostatecznego klucza do absolutu, drugi z uporem broniąc przed zagładą swoich podopiecznych. Obaj do ostatniej chwili z pisarską wizją dzieł i pracy na dziesiątki lat. Wysoko ceni prof. Mencwel poziom myślowy obu Pamiętników: „Aforystyczna celność zdań poszczególnych, analityczna trafność fragmentów rozwiniętych, intelektualny rygor kwestii filozoficznych, stanowią oczywiste przeciwieństwo dykcji i stylu rozgadanych pamiętników sarmackich.”

   „Pamiętnik” Brzozowskiego ukazał się w kilka lat po śmierci pisarza, bodaj w roku 1915, „Pamiętnik” Korczaka musiał odczekać lat kilkanaście, nim się pojawił w druku w roku 1958. Przechowywany przez Igora Newerlego, niegdyś sekretarza Korczaka [patrz: „Żywe wiązania”] wprowadził za sobą w praktyczną myśl edukacyjną całą plejadę młodych pedagogów i wychowawców, otwierając nową drogę do równie poważnego traktowania dzieci jak dorosłych. A dorosłym przypominając: „Poznaj siebie, zanim zechcesz dzieci poznać. Zdaj sobie sprawę z tego, do czego sam jesteś zdolny, zanim dzieciom zaczniesz wykreślać zakres ich praw i obowiązków”.

   Stanisław Brzozowski, gdyby zdążył był wkroczyć do katolicyzmu ze swoją innowacyjną myślą mistyczną, mógłby zostać ważnym Kościoła reformatorem, a nawet takim na poły socjalistycznym papieżem. Janusz Korczak wśród swoich heroicznych czynów zrobił więcej niż trzeba, żeby zostać świętym. Nie jestem jedyny, do którego ta myśl ewangelicznie powraca, Tadeusz Konwicki przed kilkunastoma laty wyznał po swojemu: „Moim świętym epoki pieców jest doktor Goldszmit. I jeśli mi zdarzy zrobić coś niezłego, okazać trochę życzliwości bliźniemu, albo napisać kilka ładnych słów czy zdań – zawsze mi się wtedy wydaje, że pomodliłem się do Starego Doktora”.

   Przeszłość jest nie tylko ponura. Często unikamy historii, bo nazbyt boli. Nie róbmy tego, na niewiele to się zda. Janusz Korczak kiedyś sobie i nam zapisał: „Kto ucieka od historii, tego historia dogoni”. Ot co.


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko