Andrzej Wołosewicz – Poezja na ostrzu słowa

0
283

Andrzej Wołosewicz 


Poezja na ostrzu słowa

 

Janusz HankowskiAgnieszka Syska pojawiła się w „Wierszach tygodnia”, dlatego warto – by Czytelnik miał możliwość „spojrzenia historycznego” – przypomnieć jej debiut, bo to poetka już wtedy sygnalizująca swoje nieprzeciętne możliwości a, co wydaje mi się ważniejsze, poetka zupełnie nieporównywalna z kimkolwiek, może, wedle niektórych moich rozmówców, z lingwistami, ale to raczej pozory; lingwiści, także ci z pokolenia Agnieszki, są słabi.

 

    „Krzyk przedświatów” Agnieszki Syskiej. Przeglądam skrzynkę emaliową sprzed kilku lat, bo przypomniałem sobie, że jestem szczęśliwym posiadaczem kilku wcześniejszych wierszy Autorki. Potem straciłem wiersze Agnieszki z oczu znajdując ich różne ślady, to tu to tam (Odra, Akant) aż trafiłem na dobrą i solidną porcję w debiutanckim numerze kwartalnika „Wyspa” (marzec 2007). Ucieszyłem się, że „Wyspa” znalazła Agnieszkę. Kiedy więc czytam „Krzyk przedświtów” (Instytut Wydawniczy „Świadectwo”, Bydgoszcz 2007) i zastanawiam się nad tytułem, to zadaję sobie pytanie, jak nazwać tamte wiersze? Czyżby jakimś podwójnym „przed-przed”? Jakimś „pre-przed”? Sprawę skomplikowała sama Agnieszka na pytanie czy „Krzyk przedświatów” jest debiutem odpowiadając, że traktuje go jako przed-debiut. Masz ci Agnieszko placek! I co Państwo na to?

           

    Gdy ochłonąłem, dopadła mnie ciepła myśl, że ten „przed-debiut” dobrze wpisuje się w zmysł językowy Agnieszki, w jej dezynwolturę słowną, w rozmach polegający na wyciskaniu ze słów, których ich zestawień znaczeń, których byśmy bez poezji Agnieszki nie zauważyli, nie usłyszeli, nie mogli – w sensie poetyckim – dotknąć. Przyjrzyjmy się tomikowi. Jest zgrabny, nie przeładowany, 43 wiersze. Od początku wciąga i absorbuje. Już pierwszy wiersz, „przedwcześni” (s.7):

 

„przedwcześni przed czasem czasu

wcześni w czasie czasu

powcześni po czasie czasu

 

przedniewczasie poniewczasie”

 

Krótko acz zamaszyście wyznacza Autorka swój poetycki wszechświat, jego ogrom z nieskończoną możliwością kroków, tropów, poczynań, choć człowiek taki kruchy w obliczu czasu, a jego przestwór trudny do ogarnięcia. Pamiętamy św. Augustyna, który mówi, że wie, co to jest czas, póki go o to nie pytają, a kiedy tą wiedzę/świadomość ma wypowiedzieć, ma nie lada kłopot. Agnieszka Syska przychodzi mu w sukurs skutecznie łapiąc czas w sidła słów. Mam nadzieję św. Augustynie, że z wysokości nieba możesz wejrzeć w ten wiersz.

     Kolejny, nad którym warto chwilę się zatrzymać ma tytuł „na łożu” (s.9) i brzmi tak:

 

„na gwiezdnym łożu

nakryłam dzień z nocą na nocnym uczynku

 

płonęli do siebie jak księżyce

 

na gwiezdnym łożu

nakryłam noc z dniem na dziennym uczynku

 

płonęli do siebie jak słońca

 

zapłonęłam”

 

Ile w tym można pomieścić nawiązań i odczytań! Autorka mówi tu do każdego z nas: i TY jesteś poezją. Bo przecież dzień i noc nakryte na nocnym/dziennym uczynku nie mają żadnej autorskiej charakterystyki, mogą więc najzwyczajniej odnosić się do czytelniczej kreacji. Na jakich uczynkach wiersz ten Ciebie, Czytelniku nakrywa? Warto to sobie uświadomić, bo za chwilę Agnieszka zostawi nas z zadaniem: pracuj, wyobraźnio, jak ma to miejsce w wierszu „zastało mnie” (s.12):

 

„zastało mnie z granatem w ręku

z granatem w prawym ręku

zastało mnie z granatem w ręku

z granatem w lewym ręku

 

zastało mnie bez granatu prawej”

 

Inną, bardzo ciekawą sprawą są wiersze-powtórzenia, oczywiście nie dosłowne, tylko takie poetyckie. Zostawiam Państwa czytelniczej radości zestawienie i porównanie cytowanej już „przedwcześni” z „kwadraturą” (s.8), „czasem” (s.10) i „widnokręgiem” (s.19). Poza wyrażoną w nich i poprzez nie umiejętnością uzupełniania i rozwijania swoich wierszy a więc i rozwijania samej siebie Agnieszka Syska posiadła już – piszę już ze względu na jej młody wiek – umiejętność przekrojowych i istotnych podsumowań swego oglądania świata, jego poetyckiej penetracji. O tym mówi wiersz bez tytułu zaczynający się od słów „życie przecieka przez palc” (s.13):

 

„życie przecieka przez palce

z krwią istnienia

       do ziemi

życie przecieka przez palce

z krwią nieistnienia

       do ziemi

 

Matko o twarzy jak święta ziemia

czarnej

Matko o twarzy jak święta ziemia

czerwonej

     módl się o istnienie w nieistnieniu”

 

i zatytułowany „zmarszczki mają pamięć” (s.14):

„zmarszczki mają pamięć

kobiety mężczyzny

zapomnianych w czasie

zmarszczki mają pamięć

Kobiety Mężczyzny

zapamiętanych w czasie

 

zapomnianych zapamiętanych zapamiętałych

w czasie”

 

Agnieszka potrafiła w nich wybrnąć z zawsze trudnej poetycko sytuacji tzn. takiej, kiedy dążąc do objęcia większej całości, choćby i życia, łatwo możemy popaść w banał. Syska radzi sobie z tym niebezpieczeństwem doskonale, co więcej przekonuje nas, że można treściwie, że najszersza nawet ogólność to nie ogólniki, ale krwistość słów, ich słodki ciężar podszyty swoistym dla Agnieszki sposobem obrazowania, w którym właśnie obrazowość słów, ich autorska kompilacja współgra z ich czasami religijną, czasami antropologiczną a czasami filozoficzną treścią, obszarami szczególnie bliskimi mojej, a mam nadzieję, że i wielu innych Czytelników, wrażliwości. A już sformułowanie „zmarszczki mają pamięć” może tylko wywoływać zdrową poetycką zazdrość, zazdrość dla mnie pozostanie na długo firmowym znakiem Agnieszki.

 

            Dalej tropy prowadzą nas do odkrywania kolejnych sposobów operowania słowem. Przyjrzyjmy się wierszowi „nie staje” (s.21):

„gdy stało się Inie chce się odstać

staję

gdy stało się i nie chce się odstać

odstaję

 

nie staje mnie”

 

Mamy tu rozbijanie słowem drogi do wyobraźni Czytelnika – nic tu nie da pasywność lektury. Agnieszka wymusza odbiorczą (re)akcję myśli, emocji, wyobraźni, kombinatoryki – wszystkiego na raz. Wystarczy pójść krok dalej, na następną stronę, do wiersza „śpieszyłam się do twojego pośpiechu…” Według mnie pośpiech, poetycki pośpiech w wierszach Agnieszki Syskiej ma walor kondensacji, nagromadzenia poprzez zachodzenie jednych sensów na drugie. Autorka „Krzyku przedświtów” osiąga to wykorzystując drobne zdawałoby się fonetycznie i wizualnie przesunięcia językowe do gry otwieranych znaczeń. Przykładem wiersz „porywa mnie” (s.28):

„porywa mnie

 

nurt nurtów potok potoków

strumień strumieni rzeka rzek

wodospad wodospadów morze mórz ocean oceanów

porywam się na nurt nurty

porywam nurt nurty”

 

Autorka wyraźnie bada możliwości języka w określonym celu: dla ujrzenia wszelkich możliwości, nawet tych głęboko ukrytych, tych szczególnie kompatybilności słów ze światem, który chce się wyrazić, nazwać.

 

            Chciałbym zakończyć rozważania o tomiku Agnieszki Syskiej dwiema uwagami. Pierwsza to taka, że poza wszystkim, co powiedziałem Syska nie daje się zamknąć w skończonych interpretacjach, jest nazbyt dynamiczna i poetycko niepokorna. I chwała jej za to. Podkreślam to, aby ustrzec Czytelników i siebie też przed zadowoleniem z wypracowanego odczytania. Syska daje nam dużą szansę, ze przy ponownej lekturze zaskoczymy siebie samych tym, co wyczytamy. Powiedziałbym tak: świat, jaki jest, każdy widzi, ale jeśli przedświt, jego pierwotny krzyk, jeśli więc cofniemy się do odkrywanej przez Autorkę pierwotnej wieloznaczności słów jeszcze przed skanalizowaniem ich w określonym znaczeniu, to jesteśmy samym centrum, jesteśmy źródeł poetyczności jako takiej. Dlatego wiersz „od do” (s.48):

 

„od słowa do słowa

od pląsu do pląsu

 

słowo pląsa miedzy słowami”

czytać jako credo Agnieszki Syskiej. Druga uwaga dotyczy przyszłości, chciałbym żeby nieodległej: jeśli tak doniośle brzmi „Krzyk przedświtów”, to już cieszę się na wszystko po nim – urodziny świata, jego dojrzewanie i rozwój.


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko