Sława Kornacka – W labiryncie życia czyli o poezji inaczej

0
382

Sława Kornacka


W labiryncie życia czyli o poezji inaczej

 

 

Bigumiła Wrocławska

Do napisania tego artykułu zainspirował mnie esej Leszka Żulińskiego pt „Polskość polskiej poezji”. I natchnął mnie też, a może zwłaszcza „duch sztuki”, obecny w rozprawce naukowej Mieczysława Cenina i ewidentnie w eseju Leszka Żulińskiego (…„stoi chyba na szczycie Wielkiego Zła, jakie nijak nie może iść z duchem sztuki”). Myślę, że Mieczysław Cenin z tego bardzo się ucieszy, bo świadczy to o tym, że „duch sztuki” przenika się wzajemnie niczym płyn magiczny w naczyniach połączonych, ale też wypiera zło. Co więcej, publikacja tego eseju zbiegła się w czasie z burzliwą dyskusją pod artykułem Witolda W. Mazura pt. „Poezja i rezonans magnetyczny„ na temat poezji w ogóle, jak również tej tworzonej przez poetyzujących autorów Twoich Wiadomości, dla uświadomienia im, jaka nie powinna być współczesna poezja.

 

         W eseju Żulińskiego odnajduję niejako odpowiedź na poruszane w dyskusji sprawy. Autor silnie akcentuje przełomową zmianę w poezji „starych i nowych czasów” jak w soczewkach filtrujących światło, zarazem daje odpór tym wszystkim, którzy widzą wartość jedynie w tekstach tworzonych „w szale niezłomności i wiary”. Do wniosków tych dochodzi, snując rozważania natury etycznej, estetycznej, filozoficznej, politycznej, literackiej, kulturalnej i też egzystencjalnej nad modelem poezji ostatnimi czasy, biorąc za punkt wyjścia tekst Eugeniusza Kurzawy opublikowany w piśmie „Komunikaty”, w którym to tekście Kurzawa wyraził żal, że w poezji polskiej coraz wyraziściej dają o sobie znać „motywy prywatne”, które przysłaniają jej wymiar społeczno-patriotyczny.

 

         Żuliński dopatruje się w tym nowym trendzie zwycięstwa „prywatności poezji”. Dla mnie brzmi to trochę jak zwycięstwo reformy prywatyzacyjnej w skali mikro… Tak czy siak, autor rad jest z tej zmiany, woli to niż zwycięstwo Nowej Fali (lata 70.) – to formacja „uprawiająca” w literaturze „klasycznie postromantyczny model patriotyzmu”. Ten nurt egzystencjalizmu, który tak mocno zaznaczył się w utworach po roku 1980 jest dla Żulińskiego jakby spełnieniem „Norwidowskiego marzenia, by człowiek stał się w Polaku olbrzymem, a obywatel – karłem”.

 

         W swej opinii na temat poezji ostatniej dekady Żuliński idzie dalej, jego zdaniem „prywatność w literaturze to żaden banał”…

 

         Ta szansa być może teraz zaczyna się wyłaniać. Po wielu wiekach wojen, niewoli, walki o Ojczyznę, obywatelskich programów pozytywistycznych itd. Polskość stała się stygmatem, ofiarą krwi, barykadą układaną z trupów kolejnych powstańców.

 

Dosyć! Basta! Póki nie dostaniemy szansy pisania wierszy o sobie, póty będziemy jak ta idiotka Penelopa dziergali szal niezłomności i ofiary.

 

         Prywatność w literaturze to nie jest żaden banał. To jest odejście od historiozofii, której ci u nas dostatek, ku egzystencjalizmowi, którego ci u nas ułamek. Czas, który usankcjonuje taką aksjologię będzie dzwonkiem, że nadchodzi nowa, lepsza epoka. A więc pozostawmy karabelę na strychu i w planie prywatnym szukajmy wartości, spełnienia, ideału. Nowa Fala proponowała powrót do „etosu polskiego”, Nowa Prywatność – do etosu uniwersalnego indywiduum.

 

        Ja już nie chcę być żadnym „obywatelem”; wolę być po prostu kolegą Waśkiewicza i Gąsiorowskiego, Wawrzkiewicza i Boczkowskiego.”

 

         Mówiąc wprost, poezja ostatnich czasów – rzec by można – „sprywatyzowała się” i przeszła od spraw wzniosłych do ego poety, adekwatnej do polityki obecnych czasów. Chcemy, czy nie chcemy, poezja jest odbiciem czasów, w jakich żyjemy… tak było, jest i tak będzie…

 

         Najbardziej znamiennym i charakterystycznym utworem, który sygnalizuje w sposób bardzo obrazowy przejście od historiozofii do egzystencjalizmu, a raczej poezji egzystencji jest wiersz Stefana Rodysa pt. Gąski z Westerplatte:

 

siedział pastuszek na wielkim kamieniu/ dokoła pasły się gąski / gryząc łapczywie zieloną trawę / grał pastuszek gąskom na fujarce / i morze szumiało – niedaleko, za górką / i słonko świeciło i wietrzyk lekko zawodził / przyszła jesień, złota i ciepła / grał pastuszek i gąski się pasły / i czwórkami szły do nieba….

 

         Sam Żuliński wypowiada się na temat utworu Rodysa, w ten oto sposób: to pastisz, ale na tyle obrazoburczy, że i Gałczyński, i wszyscy weterani II wojny światowej przewracają się w grobach. Jest to jednak wiersz ważny jako signum temporis, jako manifest postawy kolejnego pokolenia.

 

         To właśnie takie utwory, choć dalekie od arcydzieł, sygnalizują przełomową zmianę w literaturze polskiej i stawiają grubą kreskę między starymi i nowymi czasy.

 

         Dla mnie, nie może być nic bardziej zaskakującego i budującego zarazem, niż przeczytać, że oto znawca literatury w swoim eseju na temat poezji sięga po utwór kiepski jako dzieło sztuki, ale utwór ważny i wartościowy z punktu widzenia literatury. Ważny, ponieważ wychwytuje przełomową zmianę w literaturze „starych i nowych czasów”, rysując grubą krechę pomiędzy nimi. Utwierdza mnie to w przekonaniu, że forum poetyckie (jakie by nie było) ma sens, choćby i taki, że a nuż prawdziwy koneser literatury znajdzie tam „szkarłatną różę” albo co najmniej utwór charakterystyczny jako znak czasów. Pamiętajmy też, że kuźnia jest matką talentów. To w niej w okresie Sejmu Czteroletniego Hugo Kołłątaj „kuł pamflety krytykujące przywileje stanowe i stosunki feudalne oraz upowszechniał hasła Wielkiej Rewolucji Francuskiej”. Wzory zatem mamy nie najgorsze dla naszej mini kuźni poetyckiej.

 

         Wracając jednak do eseju, trzeba przyznać autorowi, że „Polskość polskiej poezji”, to temat bardzo trafiony ze wszech miar, temat rodzimy i poniekąd patriotyczny (aż żal, że kończy się Karadzićem).

 

         No cóż, przekornie powiem: wszak poeci nie gęsi, i swój język mają, tworzą sztukę polską, choć może nie zawsze narodową. Aczkolwiek w tym przypadku poprzez sięganie do przykładów z obcego podwórka, łatwiej usprawiedliwić zło rodzime wszechobecne w literaturze i nie tylko. Zwłaszcza, że PRL wciąż „żyje” pośród nas nie tylko w dokumentacji IPN.

 

         Zatem, w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie zawarte w tytule eseju pokuszę się o banalne stwierdzenie: polska poezja – ta, która ma w sobie ducha narodowego, zawsze jest polska bez względu na czas, w jakim powstaje, inny jest tylko duch sztuki, i inna wymowa wierszy. A zło i dobro, charakterystyczne jest nie tylko dla literatury i poezji polskiej. Ono jest uniwersalne – powiedziałabym – poddało się globalizacji kulturowej bez udziału rządów, polityków i doktrynerów. Zło i dobro bynajmniej nie znamionuje o polskości tworzonych utworów. Piekło lubi sztukę, może nawet bardziej niż niebo, bo więcej w nim żywiołów, ognia, czyli emocji, które ożywiają słowa… na ich tle piękno lśni inaczej i tęcza promienieje z inną siłą.

 

         Proporcje zła i dobra, które mieszają się w człowieku, zatem też w poecie, to także wynik czasów, w jakich przyszło nam żyć. Gdy stajemy przed problemami egzystencjalnymi, gdy musimy atakować jak wilki „kęs chleba”, nic dziwnego, że zaczyna ożywać w nas drapieżne zwierzę. To walka o byt, o przetrwanie, czyli Natura Ziemi. Ale z drugiej strony, zbyt często i zbyt lekko rozgrzeszamy ludzi z ich niecnych występków, w chwili gdy chleba wcale nie brakuje. Czy charakter człowieka jest tą okolicznością łagodzącą? Zdecydowanie nie…

 

         Moim zdaniem, nawet dalece posunięta współpraca z władzami (i służbami) najczęściej wynikała nie żadnej niegodziwości, tylko z ideowości, naiwności, wrodzonej uległości itp. Owszem, nie musimy dzisiaj tego wybielać czy bagatelizować, ale demonizować też nie ma sensu. Pozostaje poza tym kwestia charakteru: słabeusze, świnie, podlce, gnidy… – ale to nie jest kategoria polityczna, tylko ponadhistoryczna i ponadustrojowa. Mamy ich dzisiaj może nie mniej niż w PRL-u? napisał Żuliński.

 

         Fakt, nędza charakterów jest wszechobecna w świecie bez względu na czas, miejsce i cele… Jakże adekwatny w tym miejscu jest fragment wiersza Artura Ilgnera „Nędzo”: ty nędzo wszystko zdradzisz / ojca/matkę / ojczyznę / w cwale do sukcesu sprzedasz godność i ciało.

 

         Trzeba przyznać, że Żuliński z wielkim znawstwem dotyka materii poezji, przeorując ten grunt niczym pług ziemię przez stare i nowsze epoki, by dojść do czasów współczesnych i wychwycić, czym jest, a czym być powinna poezja w czasach obecnych, gdy tak wiele wokół się zmienia. Daje nam, a zwłaszcza autorom poetyzującym wielką „broń do ręki” przed zakusami „wyparcia ich na dno sztuki”, tylko dlatego, że dotychczasowe wzorce w poezji polskiej były nafaszerowane stygmatem polskości wyrażającym się „wojnami, niewolą i walką o Ojczyznę” i naznaczone ofiarą krwi, i barykadą układaną z trupów kolejnych powstańców.

 

         Aksjologia rzeczywistości (ale też i sztuki) i też współczesnej poezji jest inna od tej, którą zwykliśmy uznawać za przykład cnót wszelakich, choćby z racji tej, że poruszała problemy natury ogólnospołecznej. Bardzo wyraziście i przekonywująco to zaznaczył w swoim opracowaniu Żuliński. Cyt.: Wyzwania swego czasu? A cóż to takiego? Może to także takie pojęcia i wartości, jak: miłość, szczęście, samotność, bezduszność, rozpacz, anonimowość, wielkomiejskość, tłum, unifikacja, alienacja, rozpacz, trauma… Przeczytajcie to 10 razy. Ci, którzy piszą wiersze, i ci krytykujący autorów poetyzujących, za to, że poruszają sprawy ich zdaniem banalne, bo banałem zdaniem wielu jest pisanie poprzez pryzmat samego siebie.

 

 

 

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko