Arkadiusz Frania – Moje życie z pamięci

0
128

Najnowsza książka Mariusza Soleckiego pt. Płonąca katedra[1] składa się z trzech części: dwóch bloków wierszy (I – Nić przewodnia, III – Po), między którymi ulokowano pakiet małych próz, nazwanych sprytnie w biogramie autora (PK109) – „prozetkami” (II – Sierpówka). W sumie otrzymujemy niemal 110 stronic literatury szukającej siebie, a jakaż inna może być powinność pisarza? Śląski twórca rozlicza się bowiem z pamięcią, właściwie nie tyle rozlicza, co taksuje jej luki i łączenia pomiędzy sobą-„obecnym teraz” a sobą-„obecnym wtedy”. Dodatkowo sprawdza, czy „obecny” jest „obcy” czy może jednak „w-obec”, na przekór, na ukos.

Rozpoczynający książkę tekst o wielkich (PK7) prezentuje językowca lubującego się w paradoksach. Wiersz zawiera przykazanie normatywne: „poezja powinna mówić / o wielkich rzeczach”, po czym następuje przekorne u-do-słownienie: „o / stuosobowym rowerze / o / spodniach na słonia / o / szklance pojemnej jak bałtyk”. Podoba mi się ostatnia metafora, tchnąca liryzmem łamiącym zarysowaną do-rzeczowość. Poeta wie, jak umiejętnie i bez egzaltacji korzystać z bogactwa polszczyzny, jest przecież autorem niezwykle użytecznej pracy Słownik środków stylistycznych z przykładami[2]. Zabaw (lepiej chyba powiedzieć: igrań lub też zagrań) ze słowem i kontekstami semantycznymi mamy w tomie zresztą dużo więcej. Oto kilka dowodów. W passusie o słabościach męskich: „oglądam się za tobą / patrząc na inne kobiety” (***[oglądam się za tobą], PK18) natkniemy się na wyzyskanie znaczeń wyrazów „patrzeć”/„oglądać się”. Twórca czerpie z pełną premedytacją i znawstwem z kultury i popkultury. Pieśń legionowa Wojenko, wojenko stanowi stelaż dla scenki o koszeniu trawy: „dziewanno z miejskiego placu / cóżeś ty za pani / że za tobą idą / choć jeszcze się wstrzymali / chłopcy z kosiarkami” (pani, PK22). Oddzielnie odnotujmy swoistą omnipotencję telewizji („bogowie w aureoli / anteny satelitarnej / biorą wszystko”, homo religiosus, PK35), której poszczególne kanały, programy zawłaszczają osobowości odbiorców; w kolażu małżeńskim wyłuskamy wiele seriali i telenowel: „będę z tobą / na dobre i na złe / nie dlatego że żyjemy / w czasie honoru / dlatego że teraz moda na sukces” (s jak serial, PK16). Wskażmy też na „ciągotki” skojarzeniowe dotyczące nazwiska autora znakomitych Myśli nieuczesanych – Stanisława Jerzego Leca: „oto przed wami / w światłach rampy / stanisław jerzy / lecz / jak tu przy takim mistrzu nie lec” (konferansjerka, PK23). Pisarz podąża za nakazem Lecowym: „Streszczajmy się, świat jest przeludniony słowami”[3], więc za wzór artystycznej powściągliwości stawia autorów zmarłych, gdyż ci nie piszą wierszy: „a tobie to nadal / nie daje do milczenia” (ci którzy odeszli, PK42). Faktycznie, nadprodukcja poezji stanowi główną „gorszącą” cechę współczesnej literatury.

Warto podkreślić, że Mariusz Solecki to dojrzały poeta, a magnezja liryczna co rusz rozświetla strony, np. w takich subtelnych chwilach słów: „wpatrujemy się sobie w oczy / ona w moje ja w jej / nad nami niebo usiane / wyblakłymi ziarnami gwiazd” (między nami, PK43), „w parku wchłoniętym przez pianę lilaków / wisi słowik na nitce głosu” (***[w parku wchłoniętym przez pianę lilaków], PK21).
Śląski twórca sporządza notatki do biografii jakby przynaglony metryką, wszak już niedługo, bo w 2025 roku, skończy 50 lat, a to zobowiązuje. Postępuje zgodnie z wewnętrznym głosem: „opisz to / zostań po sobie / zanim po kręgach na wodzie / przyjdzie za tobą // po ciebie” (po, PK97). Spośród Tekstów niepublikowanych Ludmiły Marjańskiej, udostępnionych przez córkę poetki, Marię Marjańską-Czernik, zacytujmy fragment:

Śmieszne. Pisze się z konieczności wewnętrznej, z przymusu wypowiedzenia tego, co nas wypełnia, z wewnętrznych przeżyć, które nawet nie wiadomo skąd pochodzą. Ze snów? Wspomnień? Intuicji? To podświadomość, a nie świadome wypowiadanie jakichś prawd czy przeżyć[4].

Podmiot liryczny (zachowajmy pozory rozdziału autora od osoby mówiącej) sygnalizuje główny motyw, ową tytułową „nić przewodnią” swojej mentalnej wyprawy: „położysz rękę na klamce / do komnaty / w której zniknęły sylwetki / twoich przodków” (nie przewidziałeś, PK8). Gdzie indziej dowiadujemy się o „ludziach zamieszkałych we mnie” (Świerk, PK68). Otrzymujemy drzewo genealogiczne kreślone pamięcią, domysłami, przede wszystkim zaś emocjami. Samo wyrażenie „nić przewodnia” pojawia się jako element zbliżający pokolenia: „szukam nici przewodniej / łączącej pokolenia tam / gdzie spodziewam się ją znaleźć / w bogu” (pradziadek, PK39); siwe włosy Tiuszki symbolizują upływ czasu:

staram się widzieć
w znajdowanych wszędzie
siwiejących pasmach
nić przewodnią
opowieści o każdym
ziemskim związku
(nić przewodnia, PK15).

Autor skrupulatnie zapisuje karty w dzienniku rodzinnym, gdzie oddaje miejsce członkom familii z bliższych i dalszych kręgów czasu. W efekcie możemy zapoznać się z „klechdą domową” (klechda, PK98). Obserwacja dzieci, ich narodziny, dorastanie i wyfrunięcie z gniazda, owocują równoważnikami zdań:

zostawiały ślady

zagłębienie głowy
negatyw śliny
zapach rumianku
kompres ciepła
dziecięcą ufność
(dzieci, PK14).

W wierszach „dziecięcych” dominuje postawa czułości. W liryku spowiedź cherubinka (PK11) narracja prowadzona jest z perspektywy Kubusia: „mam jedenaście miesięcy / rodzice nazywają mnie kubiś / gdybym umiał mówić / spowiadałbym się tak”. Z kolei Joancia staje się Marsjanką (marsjanka, PK12), a rodziciel pisze: „tulę twoje ptasie ciałko / rozedrgane szlochem / nieskuteczne słowa / owijając w dotyk” (ptasie ciałko, PK13).

Rojno w tej twórczości od postaci. Spotkamy także: mamę (Kaczeńce, PK73), ojca (Ciemnia, PK77), wujka Józka (Pszczoły z pasieki wujka Józka, PK80), babcie – Hanię (Babcia Hania, PK83) i Władzię (Światy równoległe, PK84), pradziadka Franka i prababką Teklę (Porzeczki, PK78). Warto podkreślić znaczenie przedmiotów, z którymi kojarzą się krewni. Pretekstem do napisania wiersza pradziadek było zdjęcie mężczyzny, który „pcha dwukółkę z mierzwą” (pradziadek, PK39). W tekście o babci Annie ukazano natomiast „samotność ubrań / niepotrzebność przedmiotów / bezdomność duszy” (anna bez ciała, PK41).
Dzieciństwo wizualizuje się zwłaszcza w małych prozach: „Czarodziejska góra dzieciństwa w miniaturze” (Lilak, PK71). Właśnie wtedy, u zarania swojego człowieczeństwa, bohater, podczas lektury wiersza o tataraku, doznaje olśnienia możliwościami literatury: „Zapoczątkowana wtedy euforia układania liter w wyrazy przekazujące światonośne sensy niezmiennie odurza wyobraźnię, równie intensywnie jak obezwładniająca węch roślina z przywołanej rymowanki dla maluchów” (Tatarak, PK62).
Wspomnienie to synonim wyobraźni lub odwrotnie, bez tego utożsamienia nie byłoby wizualizacji dziewczyny: „jeździsz rowerem / po mojej wyobraźni” (onirycznej, PK19). Ale powrót do przeszłości stanowi również swoiste wskrzeszanie siebie: „Rozetrzyj tatarak w palcach – wskrześ chłopca nad wodą wielką i czystą, zapatrzonego w euforyczny taniec spławika losu” (Zapach, PK61); w tym utworze czujemy także inną woń, feromony Liryków lozańskich Adama Mickiewicza.

Przestrzenią doświadczeń i doznań staje się wieś: „noc zasnuwa wieś / chaty śnięte snem / zadomowiły się w pejzażu / szkicowanym / miękkim węglem” (sennica, PK100). Po latach miejsce ukochane traci jednak swoją sielskość i mityczność: „moja zdobywana przez mrok wieś / pędzi ku przyszłości / szerokopasmowym internetem” (elegia dla lubuskiej wsi: Langheinersdorf 2023, PK101).
Bohaterem opowieści Mariusza Soleckiego jest chłopiec („tamten chłopiec”, Prefiguracja, PK85) wchodzący w świat. Raz czytamy, że „ma naście lat” (Łowca, PK51), innym razem mowa o „cherubinkowatym kilkulatku” (Inżynierowa, PK58), gdzie indziej dowiadujemy się, że chodzi do szóstej klasy (Pamięci srebrzystego, PK53) lub ma 17 lat: „tamtej późnej wiosny, gdy wprawiało się w uniesienie twoich 17 lat” (Łany, PK74). To wszystko postaci „ja” dawnego. Kazimierz Wierzyński w Pamiętniku poety wyznał:

Miewam czasem złudzenia, że żyłem kilka razy, że na moje życie złożyło się kilka egzystencji, że każda z nich była inna i że nie wiadomo, jak wszystkie zjednoczyły się w nieprzerwany ciąg moich 70 lat. Pewne okresy wydają mi się trochę mityczne i niewiarygodne. Wracając myślą do nich, mógłbym mówić o sobie jak o kimś dalekim i niedokładnie mi znanym[5].

W porządku rzeczywistości dominuje rytuał i inicjacja: „chłopięca hierarchia” (Pamięci srebrzystego, PK53). Zauważmy, że ścinanie drzewka to „chwile rytualnego mordu” (Choinka, PK69), a topienie marzanny – „Rytualna egzekucja” (Marzanna, PK92).

W centrum żywiołów znajduje się woda, co w sposób nieoczywisty, ale niezwykle sugestywny zostało uwypuklone w ciemni fotograficznej: „wtedy, w latach osiemdziesiątych, kiedy fotografik był magiem, szamanem, czarodziejem, widziałem na własne oczy, że życie wychodzi z wody. Że suche, naświetlone, wrzucone do wilgoci – ożywa” (Ciemnia, PK77).

Zgodnie z motywacją akwatyczną, miejsce kluczowe zajmuje łowienie ryb: „Trzy stawy karasiowo-linowe (z zakazem wstępu na czwarty – karpiowy) umierały równolegle z naszym dzieciństwem” (Trzy stawy, PK56). Zestaw ryb jest bogaty: japońce, karasie oraz „fascynujący pływak żółtobrzeżek, traszka z ognistym brzuchem – lont, który miotał się na pomarańczowo, choć nie płonął; odrażający pluskolec, pogardzana końska pijawka – podwodne szkarady” (Ojcostwo, PK55). Uderzają nas praktyki ranienia, zadawania bólu: „W zacinaniu łakomych ryb nie będzie intencji kulinarnej. Podziurawione ostrzem, rozdarte zadziorem trafią ponownie do akwenu” (Łowca, PK51), „Nadzieja na wkłucie ostrego w miękkie, żywe – czujące” (Pamięci srebrzystego, PK53). Także rozgniatanie robaków czy strzelanie z wiatrówki to oswajanie z przemocą, dostrzeżenie swojego władztwa, sprawstwa. Obrzędowość przenosi się na czynności związane z wywoływaniem zdjęć (Ciemnia, PK77), w ogóle utrwalanie życia na kliszy przyrównać można do zapełniania pokoju pamięci; fotografia „przedstawia”, ale jej inną (czy mniej ważną?) rolą jest stymulacja minionego świata do poddania się współczesnej projekcji.

Przeszłość to zmysły, zapachy, barwy, smaki: „Niedziela ma smak rosołu, kolor spaceru, zapach wiatru, dźwięk wyciszenia, którego nie rozpraszają ptaki zaplątane w kosmyki podmuchów” (Niedziela, PK60), „Nieistniejące szarówki smakują dziadkiem, niedzielą” (Szarówki, PK65), „knieci błotnej zawdzięczam archetyp żółtego koloru, wtajemniczenie w tęczówkę słońca” (Kaczeńce, PK73).

Wiele w tej twórczości roślin. Na zielnik Mariusza Soleckiego składa się: tatarak, rabarbar, gruszki klapsy, śliwki węgierki, porzeczki, choinka, słonecznik, lilak: „Opowiedzieć człowieka roślinami: dziurawiec, kwiat lipowy, brzoza, lebioda, pieczarki, drożniki, czubajki kanie” (Babcia Hania, PK83). Elementy florystyczne uruchamiają czas miniony. Zacytujmy: „W kompocie, w babcinym cieście jeszcze jakoś dało się go przełknąć” (Rabarbar, PK63), „Klapsy, letnie gruszki. Najbardziej kobiece owoce” (Klapsy, PK66), „Dorodne, bo dopieszczone przez pradziadka Franka, bo doglądane przez prababkę Teklę” (Porzeczki, PK78). Przyroda to byt niezależny, którego częścią jest człowiek, nigdy odwrotnie, choć ten ma pokusę, by traktować Boskie zadanie: „Czyńcie sobie ziemię poddaną” zbyt dosłownie. Przy okazji homo sapiens lekceważy pokorę, uczciwość i współczucie. Natura na szczęście ukazuje swoją wyższość:

odpowiedź lip na covid-19
pachną
odpowiedź pszczół
brzęczą
odpowiedź wiatru
wieje
odpowiedź słońca
świeci

odpowiedź człowieka
 ……………………..
(odpowiedź, PK44).

Utwory Mariusza Soleckiego mieszczą w sobie zapisy wrażeń i spostrzeżeń z podróży, jeden z utworów nosi nawet tytuł z dziennika podróży (PK47). Pretekstem do rozważań pielgrzyma może być wyjście do parku (***[w parku wchłoniętym przez pianę lilaków], PK21), na miejski plac (pani, PK22) lub jazda pociągiem (kolej rzeczy, PK46; z dziennika podróży, PK47). Peregrynacja nie jest zwykłym przemieszczaniem się, ale wędrówką przez życie, więc opisy łatwo odczytać jako pejzaże mentalne czy wręcz egzystencjalne: „ stoimy / ruszamy / przybliżamy się oddalając się / jak zawsze” (z dziennika podróży, PK47); wyprawa motocyklem wueska kończy się konstatacją: „Pod wieczór, kiedy zwolnimy tak zwyczajnie i naturalnie, jak zwalnia bieg rzeka u ujścia” (Pęd, bieg, PK59).
Najnowsza książka Mariusza Soleckiego jest sprawdzianem pamięci autora, który odkrywając przed nami stany dzieciństwa, w sposób niezwykle sugestywny nakłania do wejścia w literackie psycho-pejzaże.


[1] Mariusz Solecki, Płonąca katedra, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich, Lublin 2023; „Książki Duma Lublina”, Lubelska Biblioteka Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, seria IV, tom 5, redaktor serii Zbigniew Włodzimierz Fronczek. Cytując teksty z tej książki, używam skrótu „PK”, po którym podaję numer stronicy.

[2] Mariusz Solecki, Słownik środków stylistycznych z przykładami, Gdańskie Wydawnictwo Oświatowe, Gdańsk 2020.

[3] Stanisław Jerzy Lec, Myśli nieuczesane, wydanie szóste, zredagowała Lidia Kośka, Noir sur Blanc, Warszawa 2023, s. 761.

[4] Ludmiła Marjańska, Teksty niepublikowane, Częstochowski Magazyn Literacki „Galeria” nr 68, październik-grudzień 2023, s. 13.

[5] Kazimierz Wierzyński, Pamiętnik poety, opracował, wstępem i przypisami opatrzył Paweł Kądziela, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2018, s. 33.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko