Janusz M. Paluch – Jak nikt nie widzi, to można…

0
65

W przyszłym roku minie sto lat od przyznania Władysławowi Reymontowi Literackiej Nagrody Nobla za „wybitny epos narodowy, powieść Chłopi”.  Zatem pewnie to nie przypadek, że Teatr Ludowy na swej scenie zaprezentował inscenizację powieści w reżyserii Remigiusza Brzyka o tym samym tytule.  

W spektaklu dominuje scenografia autorstwa Igi Słupskiej. Na tle pustej, czarnej ściany wznosi się olbrzymi drewniany krzyż z miniaturką Chrystusa Ukrzyżowanego. Ta czerń ściany krzyczy wręcz, że tu kończy się świat, że nie ma już perspektyw, a za tą czernią jest otchłań, pustka, kompletna nicość. Na tej granicy, jak na straży, by nikt jej nie przekraczał, stoi krzyż. Przed nim wszyscy bojaźliwie chylą czoło, i tylko kapłan (doskonała rola Jana Nosala) ma prawo stanąć przed nim z podniesioną głową, by prosić w imieniu wiernych o wybaczanie win. Jesteśmy więc w kościele w czasie nabożeństw, albo na rozstaju dróg przed polnym krzyżem, to znowu w centrum wsi, gdzie zazwyczaj stawiano też krzyże albo kapliczki, to znowu w chałupie, gdzie na ścianie obok krzyża znajdowały się święte obrazy przywożone z odpustów. Krzyże, które na każdym kroku przypominały jak sprawiedliwym i pokornym być należy, zazwyczaj – jak ksiądz nie widział – z przyzwyczajenia mijano z bojaźnią. Na wiosnę majono je wstęgami, przy okazji myjąc czy malując drzewce krzyża, czasami ponownie krzyżując Chrystusa, którego ręka oderwała się od krzyża. Jakby – bezwiednie – przypominając mu, gdzie jego miejsce.


Spektakl przedstawiono z perspektywy kobiet z Chłopów. Podobno pierwotnie miał być zatytułowany Chłopki… To one bowiem – kobiety (chłopki – to określenie brzmi ponoć nazbyt patriarchalnie, przynależne chłopom, tytuł więc nie w ta pora panie kochanku…) są na scenie teatru głównymi bohaterkami. Nawet narrator jest kobietą – narratorką… Dziwnie to na początku zabrzmiało, jakbym słuchał audiobooka książki autorstwa… Olgi Tokarczuk. Też Noblistki, może więc taki był zamysł reżysera, który jeszcze nie ośmielił się postawić tezy, że Reymont była kobietą… Może za kilkaset lat – kto wie? Oczywiście w centrum zainteresowania całej wsi jest piękna i dumna Jagna (Justyna Litwic). Literaturoznawcy uważają, iż jest jedną z ciekawszych postaci literackich, która w rzeczywistości wiejskiej Lipiec usiłuje znaleźć swe miejsce, wywalczyć niezależność. W efekcie staje się ofiarą zbiorowej przemocy. Kocha się w niej pożądliwie cała męska wieś. Ta żeńska, zazdrości jej urody i szczerze nienawidzi. Ona jest inna, bo nie rwie się do pracy, wyleguje w łóżku, po ślubie mimo panującego obyczaju nie ścina włosów. Istne zgorszenie! Wreszcie… sama wybiera sobie kochanków. Dzisiaj byłaby singielką ćwiczącą choćby yogę (pokaz ćwiczeń yogi w wykonaniu Justyny Litwic zapiera dech!), uprawiającą jogging i dbającą o kształtne ciało bywalczynią siłowni. Jagna jest kochanką Antka Boryny (Piotr Franasowicz), ale zostaje żoną jego starego ojca (Kajetan Wolniewicz). Cała rodzina protestuje przeciw temu małżeństwu, Antek z zazdrości, reszta obawiając się utraty majątku, sprzeciwia się, stając się wrogami Boryny, ale kto zabroni bogatemu gospodarzowi? Słynną awanturę Antka z ojcem, która kończy się jego wyprowadzką z rodziną do starego domu rodziców Hanki (Weronika Kowalska), wraz z całą wsią słyszymy z offu… Stajemy wraz z całą wsią, jakby u płotu Borynowej zagrody, nieruchomo, tylko podniesione głosy Antka i jego ojca, wrzaski Hanki, i przekleństwa dochodzą do nas jakby z okien chałupy… Gdy awanturujący wychodzą na scenę, wszyscy podsłuchujący umykają do swych zajęć – nikt nic nie słyszał, nikt nic nie widział… A wszystko w obliczu krzyża… Jagna po ślubie z Boryną rzeczywiście stała się niebezpieczną konkurentką do spadku. Jest panią na gospodarstwie i oprócz wydawania poleceń nie musi nic… I to ją najbardziej zadowala. Wszystko się kończy, gdy  w dramatycznej walce chłopów o las Boryna odnosi rany i nigdy już nie wraca do zdrowia. Pazerna Hanka – żona Antka – wraca do gospodarstwa teścia, przeciw czemu nieprzytomny Boryna nie może protestować. Duże wrażenie robi scena bezsilności, przeradzająca się w nienawiść, jaką Jagna okazuje nieprzytomnemu mężowi. Może mu wykrzyczeć wszystko, upokorzyć go. Nikt tego nie usłyszy, on też. Gdy uwodzi młodego kleryka – oczko w głowie Organiściny (Beata Schimscheiner) pilnującej syna, który nie chce już być księdzem, bo sutanna go parzy, ale jak sprzeciwić się matce – miarka się przebrała… Czy tylko mnie Organiścina przypominała pewną polityczkę, której syn został księdzem, ale na dość krótko?… To ona namawia ludzi przeciw Jagnie, judzi całą wieś, nawet przekabaca Antka, by starym obyczajem niegodziwą, rozpustną niewiastę wywieźć na wozie pełnym gnoju ze wsi. A wydawało się, że tylko Antek, kochający Jagnę, może stanąć w jej obronie. Ale, jako wdowa po Borynie, mogła zabrać mu gospodarstwo! Liczyła i liczy się przecież tylko kasa. A sentymenty? No cóż… Ksiądz, którego dreszcz emocji łechtał, gdy tylko na Jagnę spoglądał, dał Organiścinie przyzwolenie na wszystko, wszak on o niczym nie wie, a w „ten czas” nie będzie go na plebani… Koszmar potwornego znęcania się nad Jagną, słyszymy z offu. Jak nie widać, to można maltretować, bo to nie wiadomo, czy słyszymy krzyki rozpaczy, czy miłosnej ekstazy?… W końcu Jagnę upokorzoną i pobitą, zbrukaną gnojem, w obliczu krzyża,  wywożą na wozie pełnym gnoju ze wsi… Na koniec najbardziej wzruszająca scena, gdy poniżona, zmaltretowana Jagna trafia w objęcia matki… Zastygają po krzyżem jak Pietà


Wszystkie te niegodziwości dzieją się pod krzyżem. I tragedia Jambrożego (Maciej Namysło), odcinającego sobie nogę i umierającego w samotności w chlewie podczas weseliska Boryny, czy pogodzenie się z losem przez Jagatkę (Beata Schimscheiner) wypędzaną na zimę przez rodzinę z domu, bo nie ma wtedy nic do roboty, a darmozjadów przecież nie będą utrzymywać… Na krzyż patrzą bojaźliwie w czasie nabożeństw, podczas pogrzebu Boryny – kazanie księdza ukazujące zakłamanie i wszelkie najgorsze cechy zalipiańskiej społeczności wiejskiej, jak w kropli wody ukazuje polską wieś niby w pierwszych dziesięcioleciach XX wieku. Ale czy tak bardzo różniącej się od współczesnej społeczności? Nie, nie tylko wiejskiej… Wrzaskliwe kwestie Hanki, zaczynane w wiejskiej gwarze, a potem już zwykłą polszczyzną, jako żywo przypominają roszczeniowe krzyki pazernych synowych. Przecież nie tak daleko od gwary odeszliśmy, a zmieniając język, nie zmieniamy charakteru… A swoją drogą kazanie księdza, choć nieco dominujące w spektaklu, w wykonaniu Jana Nosala to majstersztyk aktorstwa! Choć przecież dzisiaj to też norma, że duchowny – w obliczu Miłosiernego na krzyżu – zieje, jak Ksiądz z Chłopów, siejąc nienawiść do dzieci z in vitro mówiąc, że są produktem, a nie bytem, czy o tęczowej zarazie, która  chce opanować nasze dusze, serca i umysły.


I jest jeszcze jeden aktor… Doskonale czujący się w swej roli, ale zupełnie nie pasujący do przedstawianej epoki, w której okrucieństwo i barbarzyńskie traktowanie biednych i słabszych ludzi było codziennością, a co dopiero zwierząt… To Pies Sójka (w roli Łapy), łaszący się, pokładający jakby z empatią na łóżkach obok aktorów, łagodny i nie zastrachany… Skąd wie, że to tylko teatr?!

Janusz M. Paluch

„Chłopi” na podstawie powieści Władysława Reymonta,  reżyseria –  Remigiusz Brzyk, adaptacja i dramaturgia – Tomasz Śpiewak, scenografia i kostiumy – Iga Słupska, muzyka – Jacek Grudzień, choreografia – Anna Obszańska, reżyseria światła –  Monika Stolarska. Obsada: Anna Pijanowska, Beata Schimscheiner, Jacek Wojciechowski, Jan Nosal, Justyna Litwic, Kajetan Wolniewicz, Katarzyna Tlałka, Maciej Namysło, Małgorzata Kochan, Mateusz Trzmiel, Piotr Franasowicz, Roksana Lewak, Ryszard Starosta, Weronika Kowalska, Pies Sójka. Premiera: 21 października 2023 r.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko