Zdzisław Antolski – Miniatury

0
104

Nerwica

Chorobliwa nieśmiałość, lęk i rezygnacja z życia z czego się wzięły? Z choroby? Czy może były samoistną chorobą? Lęk przed publicznym wystąpieniem był przesadny, jak twierdzili dalsi i bliżsi znajomi, nawet chorobliwy. I to dosłownie. Czułem się, jakbym przechodził ciężką grypę. Wszystko ,mie bolało: stawy, głowa, serce, a przede wszystkim brzuch. Przez żołądek i jelita przechodziły fale silnych bólów, mieniąc się odcieniami jak zorza polarna widziana na jakimś filmie, a które miały natychmiast swoje odbicie w psychice, wywołując przygnębienie, strach pomieszany z rozpaczą, chęć płaczu i natychmiastowej ucieczki..Ten stan najwyższego napięcia nerwowego powodował, że w ogóle nie byłem w stanie odczytać intencji jakie koledzy i koleżanki mieli wobec mojej osoby. Nic od ludzi nie chciałem, bo oczekiwałem tylko złego. Zdominował mnie lęk.

Podwójny obraz

Obraz siebie. jakim chciałbym być został umieszczony w niewłaściwym ciele

Nie chciałem przyjąć do wiadomości, że jestem kaleką, nie chciałem się z tym pogodzić. Bo i jakie tego miałyby być konsekwencje dla mojego postrzegania siebie i świata? Wyrzucałem to ze świadomości. Myślę, że było by mi łatwiej, gdybym kaleką stał się później, nie brałbym tego wówczas jaką mojej nieodłącznej części. Tymczasem to się stało, kiedy nie miałem świadomości, dlatego moją zapadniętą klatkę brałem za swoją, bo nie pamiętałem innej.

Wstydziłem się jej, ale nie miałem do niej dystansu, jako do czegoś co przyszło później. Chciałem być beztroski jak moi koledzy, śmiać się do upadłego, wariować i szaleć, ale to było niemożliwe, bo świadomość kalectwa uwierała mnie w mózgu jak drzazga. Już nie pomagało zawzięte czytanie, jako ucieczka od rzeczywistości. Jako dziecko potrafiłem się zatracić w lekturze, ale teraz to nie działało, bo miałem krytyczne podejście do czytanej książki, a moja rzeczywistość szkolna zbyt była denerwująca.

Okaleczenie

Kiedy już ojciec ukradł mi moich żołnierzyków i wywiózł czy sprzedał (nie wiem, bo nie chciałem wiedzieć), a ja siedziałem i płakałem bez łez, bo już ich nie miałem, mama powiedziała do ojca takie zdanie:

– A mówiłam ci, żebyś mu ich nie zabierał, bo będzie się awanturował…

Ojciec rechotał, siedział ze znudzoną miną… Kierował się chłopską filozofią, że zabawki powinny być u małych dzieci, a dorośli mają co innego na głowie. Pewnie wywiózł żołnierzyków do dzieci swojej siostry.

Tak więc matka uznała, że to naturalne, że ojciec kradnie mi moje ukochane zabawki, pamiątki z dzieciństwa. I nie powinien tego robić tylko dlatego, że ja się będę awanturował.

Były w tym powiedzeniu szpile, jakie mama trenowała przez całe swoje życie… I pokazanie mi, że mnie nie popiera i mi nie współczuje, tylko jest za ojcem…

I to mówienie w trzeciej osobie o mnie, ON…

Nie awanturowałem się, siedziałem ze spuszczoną głową i nagle uświadomiłem sobie, że rodzice teraz są dla mnie obcymi ludźmi, którzy chcą mi zrobić krzywdę. A przecież już w pierwszych latach życia dopuścili, żeby krzywica zrobiła ze mnie kalekę.

Przecież to zbrodnia.

A oni w ogóle nie poczuwają się do winy… W ogóle…

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko