Wacław Holewiński – Mebluję głowę książkami

0
78

Zbrodniarz w oparach absurdu

Pytanie zasadnicze: czy można z życia zbrodniarza uczynić komedię? Nie z jakiegoś tam, który zabił przez przypadek jedną osobę. Nie! Ze zbrodniarza, który ma na sumieniu tysiące, setki tysięcy ofiar? Na przykład z Hitlera. Można, przecież są zabawne filmiki z Hitlerem. A ze Stalina? Nie widziałem, może są. A z Pol Pota, z rzeźnika, który wykończył kilka milionów swoich rodaków? Chyba nikt się nie odważył.

Ale oto mamy powieść (choć napisaną w stylu biografii) litewskiego pisarza Herkusa Kunčiusa o arcyzbrodniarzu Nikołaju Jeżowie. I? I nie będę ukrywał, że w wielu momentach nie mogłem się powstrzymać od śmiechu.

Zacznijmy poważnie. Od tego, że Jeżow miał… polskie korzenie. Że jego dziadek nazywał się Jeżowski i był Polakiem. Zesłanym za udział w Powstaniu Styczniowym. Że z tej patriotycznej rodziny wyszedł syn, z którym rodzina nie chciała mieć nic wspólnego. Policjant rosyjski ożeniony z Litwinką, Antosią, służąca u Piotra Czajkowskiego, tak, tak, tego Piotra Czajkowskiego, której głównym celem w życiu było… jak najmniej się narobić. Policjant i Antosia sukcesu w życiu nie osiągnęli, nawet burdel, który prowadzili zbankrutował. Dorobili się za to kilkorga dzieci. I to inaczej niż zwykle, to młodszy, znacznie wyższy, potężniejszy, od naszego bohatera, o którym powszechnie mówiono karzeł (158 centymetrów wzrostu), okładał pięściami starszego brata. Dzieciństwo Nikołaja generalnie nie należało do szczęśliwych. No może poza, krótkimi momentami, gdy nad rzeką spotykał swojego kilka lat starszego mentora, który wkładał mu do głowy wielkość Włodzimierza Lenina. Zapijaczony ojciec, niedomagająca matka potraktowali jak zbawienie przenosiny syna do Petersburga i jego terminowanie w zakładzie krawieckim. Później były Zakłady Putiłowskie, front, szpital. W międzyczasie pierwsze erotyczne doświadczenia. Męsko-męskie.

Nie, nie będę opowiadał całej książki. Bo jej sens, przecież nie życiorys Jagody, a fantazja Kunčiusa na temat jego życia, jest gdzie indziej. Gdzie? W oparach absurdu. W potoku zdarzeń nieprawdopodobnych. Począwszy od tatuażu z podobizną Lenina. Nie, nie na torsie, plecach, dłoniach. Nie! Głęboko w… No tak. Badania akademika Pawłowa, tego od psów, który ożywia „wiecznie żywego”. Płynie autor „Żelaznej rękawicy Stalina” w sposób niezwykły. Jego rozmowy z genialnym przywódcą państwa radzieckiego podczas oglądania po raz enty komedii Grigorija Aleksandrowa „Świat się śmieje” to jeszcze nic. Najciekawsze są fragmenty dotyczące pijaństwa komisarza spraw wewnętrznych. Orgia w Mauzoleum Lenina, pływanie z nim w basenie, rozbieranie, po prostu nie sposób powstrzymać się od śmiechu. Albo dywagacje dotyczące Bułhakowa, jego opowiadania „Psie serce”, a potem – domyślacie się, że Jeżow nie czytał z własnej potrzeby, łapał w lot sugestię genscheka – no to już było trudno znieść, „Mistrza i Małgorzatę”. Wszystko mu się mieszało. Bo skoro nie ma Boga, to jakim, nomen omen, cudem diabeł na ulicach Moskwy? A Poligraf Poligrafowicz Szarikow to… to nikt inny jak Nikołaj Jeżow.

Tak, wszystko w tej powieści jest poprzewracane do góry nogami. Jednego dnia faszyzm jest czymś złym, potwornym, następnego dnia Jeżow przechadza się w towarzystwie dygnitarzy hitlerowskich po Berlinie, zwiedza ich „najlepsze” więzienia, by dojść do wniosku, że radziecka ojczyzna ma wszystko, jakżeby inaczej, na znacznie lepszym, wyższym poziomie. Genialne rozmowy z kolejnym naszym rodakiem (przynajmniej z pochodzenia), prokuratorem Andriejem Wyszyńskim (przy okazji można się dowiedzieć, że to właśnie on podpisał nakaz aresztowania Lenina na zlecenie Rządu Tymczasowego – cóż za atut w rękach Stalina), ich wspólny wysiłek przy posyłaniu na tamten świat całego kierownictwa państwa sowieckiego.

Śmieje się Kunčius, śmieje się jego czytelnik. Może dlatego, że te tysiące ofiar to abstrakcja? Ale przecież abstrakcją nie był salon artystyczny prowadzony przez żonę Jeżowa, Jewgieniję Sołomonowną. Te dziesiątki nazwisk z Bablem i Szłochowem na czele, bijące pokłony, kornie ustawiające się po nagrody, tabunami przewijają się przez jej łózko. Brała do łóżka nie tylko artystów…

Trzeba się przecież ocknąć. I jest taka scena. Nie jedna. Bo przecież małżonka musi, tak, musi, popełnić samobójstwo. I nie chce się powiesić na belce stropowej. I ta scena w teatrze, gdy nie ma dla niego miejsca w jego loży. Gdy adoptowana córka staje na krześle aby coś zobaczyć i… i byle bileter grozi, że ich wyrzuci. A potem bufet, do którego nie ma już wstępu…

Kunčius napisał niezwykłą powieść. Naprawdę niezwykłą. Wszystko w niej jest absurdem. Całe życie tego najgorszego z katów. I ten koniec, w którym przyznaje się do zbrodni spółkowania z mężczyznami (to w ZSRR była ciężka zbrodnia), ale odwołuje swoje zeznania „wymuszone biciem”. Tysiące ofiar… Jeżow… figura kabaretowa…koszmarna… śmieszna.

Herkus Kunčiusa – Żelazna rękawica Stalina, przekład Izabela Korybut-Daszkiewicz, KEW, Wrocław 2023, str. 399.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko