Potężna księga poetycka, dokładnie taka, jakiej można było się spodziewać po autorze istniejącym w kulturze od 1963 roku, zatem przez równo 60 lat. Jubileuszowa? Trochę tak, a trochę wydana z obowiązku, aby jej zawartość nie przepadła w zakurzonych archiwach czasopism.
Autor licznych tomów wierszy, także opowiadań, jak również pojedynczych utworów z szyldem „Wrocławski”, które widujemy w tygodnikach czy Internecie (od samego początku istnienia tej instytucji). Z nieznanych, niezrozumiałych powodów poetę tego leniwi literaturoznawcy chętnie pomijają, ignorują, odpychają, a przecież jest on w środowisku literackim postacią więcej niż znaną, bo cenioną i uważaną nie tylko za twórcę: poetę, autora sztuk dramatycznych, tekstów kabaretowych, utworów dla dzieci, piosenek, ale za równie wybitnego animatora kultury, w tym założyciela i głównodowodzącego dwutygodnika internetowego Pisarze.pl.
Co więcej, jego wiersze czyta się z niesłabnącym zainteresowaniem, od niektórych nie sposób się oderwać, zapadają w pamięć, tkwią w niej latami. Są bardzo charakterystyczne. Dość długie, przeważnie przekraczają objętością jedną stronę, pisane z lekka rozciągłą frazą, która jak w dawnych poematach epickich, niezauważenie przechodzi z poetyki do narracji i z powrotem, nie szczędząc odkrywczych, jasnych metafor, skojarzeń, wypowiedzi, bywa, że interlokucyjnych niczym w dialogu, ale nierzadko w zawoalowany sposób intertekstualnych, nawiązujących do dzieł i wypowiedzi lub idei znanych i mniej znanych, ale cudzych, pod warunkiem że ważnych.
Erudycyjność tej literatury jest niewątpliwa, ale nie przytłaczająca. Warsztat literacki Wrocławskiego pozwala najtrudniejsze frazy przedstawiać w kontekstach objaśniających w taki sposób, że nawet czytelnik niedorastający wiedzą czy umiejętnościami radzi sobie z odbiorem opowieści poetyckiej. Tak, to dobre określenie: wiersze, małe i większe poematy są właśnie opowieściami poetyckimi. Krytycy (wyćwiczeni w odczycie i rozumieniu wierszy z końca XX wieku, komunikatów poetyckich, przeważnie krótkich, lirycznych, skupionych na samozachwytach albo wyznaniach rozpaczy, zbanalizowanych autotragediach niezliczonych twórców powielaczowych) w ostatnim półwieczu nabrali zbiorowego przekonania, że epika w poezji nie istnieje albo jest przestarzała, lub po prostu nudna, albo – co zdumiewające – niepoetycka. Tak, epika za taką ostatnio uchodzi, a to miłośników poezji bulwersuje. Dlaczego nie krytyków? Może dlatego, że są tolerowani bez sprzeciwu, ponieważ jest ich bardzo mało; a więc są w cenie i sami znajdują się poza krytyką?
Tacy badacze literatury potrafią z ogromną łatwością prześlizgiwać się nad tekstami poetyckimi dłuższymi niż jedna strona druku (przechodzącymi na następną stronę), zapewne dlatego że dla ich pełnego, głębokiego odczytania trzeba zawracać i nawracać, doczytywać treści schowane, streszczone, skondensowane, ujęte metaforycznie lub zakamuflowane.
Poezja, zwłaszcza w wydaniu Wrocławskiego, to nie piosenki z założonym przez tekściarza ułatwieniami dla słuchacza, totalną banalizacją treści i głupawym przekraczaniem dopuszczalnych norm rytmizacji, zgrzytliwego „brzmieniowania” i kulawego rymowania. Zwłaszcza poezja wymagająca, epika spleciona w jednym uścisku z liryką – tak trudna w pisaniu i (pewnie dzięki dużemu wkładowi pracy) łatwa w czytaniu jak u Wrocławskiego.
Poeta stawia jednak wymagania większe niż tylko odczytywanie. Te teksty trzeba rozumieć i przeżywać, a więc odbierać z zaufaniem i zarazem skupieniem. Wśród niemal 170 utworów zawartych w tym tomie są tak różne tematycznie i znaczeniowo, jak różnią się swym sensem powieści u doświadczonego prozaika. Każdy poemat w jakiś sposób żyje własnym życiem i gdyby nie konieczność ekonomiczna i techniczna, należałoby je wszystkie wydawać w osobnych książeczkach. Czasem jest to analiza poetycka wydarzeń w starożytności, czasem na dzisiejszej ulicy albo w odległym od Europy pałacu, a zawsze tu i teraz. Paradoks? Nie, to tylko rozległość wiedzy i wyobraźni Bohdana Wrocławskiego.
Za każdym razem coś zaskakującego… To niekiedy poetyckie eseje, które starają się zamykać swój temat w jakiejś własnej skończonej encyklopedii wiedzy i uczuć, w scalającej geometrii, w jakimś własnym wielokącie. Polecam jako przykład „niemal-całoksiążkowej-figury” wiersz „Dziewczynka”, niezwykły (jak większość pozostałych utworów w tomie), chwytający za gardło:
Budzi cię zimno przytulasz dłonie do policzków
słyszysz
jak przez cienkie ścianki tyka słoneczny zegar
krwi
[tu trzy strony potężnej wypowiedzi…, po czym zakończenie:]
rozmawiasz z motorniczym o pogodzie polityce
i małej dziewczynce
którą ktoś znalazł
na opuszczonym śmietniku
między niebem i szlochającą z rozpaczy ziemią
Książka fascynująca, kto ją zdobędzie, będzie z wzajemnością też zdobyty – przez poetę Wrocławskiego.
Piotr Müldner-Nieckowski
________________
Bohdan Wrocławski, „Wiersze wybrane”, Wydawnictwo Pisarze.pl, Warszawa 2022, stron 322, oprawa twarda, ISBN 978-83-63143-86-2