Właściwie nic nie stało się.
Tak zaczyna się piosenka z lat mojego dzieciństwa, której słucham do dziś, ba, której słowa, ich: sens, znaczenie i wydźwięk doceniłem w zasadzie dopiero po latach, w całej ich głębi, wielkości i potędze, piosenki, którą dziś uznałbym za jedną z najpiękniejszych polskich ballad. Tekst ów jest współautorstwa jednego z najgenialniejszych polskich tekściarzy – Andrzeja Mogielnickiego i Janusza Kruka, a piosenkę tę wykonał niezapomniany, legendarny już zespół 2 plus 1, czyli: Janusz Kruk, Elżbieta Dmoch i Andrzej Rybiński. Zastanówmy się, czy ów tekst nie jest dziś bodaj jeszcze bardziej aktualny niż wtedy (w roku 1983 czyli 40 lat temu)…?
Właściwie nic nie stało się, mała śmieszna rzecz
Moje ja, najbliższe mi
Niejasne coś, co w każdym tkwi
Z lat, gdy słowo przyjaźń miało jeszcze treść i sens
Kiedy miłość była prostym drgnieniem serc
Tamto moje ja
w jeden zwykły dzień
Jak najgłupsza rzecz
zginęło mi gdzieś
Tamto moje ja w jeden zwykły dzień
Opuściło mnie
Za oknami wciąż na pozór ten sam świat
I tylko mnie troszeczkę mniej
Coś odeszło,
coś, co waży mniej niż gram
A jednak się
nie stało lżej
Żegnaj, stary cieniu, co poszedłeś spać
Witaj, nowa twarzy nauczona grać
Póki o tym wiem, póki wiedzieć chcę
Niech Ci przyjrzę się, czy dobrze Cię znam
Póki o tym wiem, póki wiedzieć chcę
Niech Ci przyjrzę się, czy dobrze Cię znam
Przecież ten tekst opisuje nasz świat. Ten sam świat, który toczy się obok, za oknem, w realnym życiu. Za oknami wciąż na pozór ten sam świat. Właściwie nic nie stało się. Mała śmieszna rzecz. Z czego my robimy problem? Miłość, która była prostym drgnieniem serc? Słowo przyjaźń, które miało treść i sens? Nic się nie stało. Miłość dziś można kupić. Przyjaźnią określa się byle relację, a treść i sens? Po cóż treść i sens, skoro słowa straciły moc. Skoro dziś biblioteki stały się terenem … potańcówek, a młodzi ludzie wypluwani przez system edukacji – już dorośli, pełni energii i zapału do życia odpowiadają na pytanie dziennikarza, że słonina jest mięsem ze słonia… Z litości nie pytajmy o bohaterów literackich. Nic się nie stało.
Właściwie, za oknami wciąż na pozór ten sam świat. Moje ja, najbliższe mi
Niejasne coś, co w każdym tkwi.
Stworzyliśmy świat, w którym „moje ja” urosło do rangi zasady świata i racji stanu. To wyznacznik kultury i wolności. Wzorzec wszech miar i znaczeń. Podstawa bytu i początek relacji międzyludzkich. „Moje ja” ma prawa. Coraz więcej praw, choć wbrew pozorom, coraz mniej. Moje ja, czy twoje ja, może być ja tylko do punktu, w którym wyraża się w poprawności politycznej i obyczajowej. Jeśli nie daj Bóg, wyraża się tak, jak myśli, to może okazać się, że myśli źle, niepoprawnie, naruszając prawo do demonstrowania swoich preferencji (zwłaszcza seksualnych) mową nienawiści. Taktyka tej nowomowy wydaje się być prowadzącą do obłędu, ale owo ja przecież jest z drugiej strony: podstawą bytu, nie my, nie wy, nie oni, nie żadna grupa czy wspólnota – ja, kategoria najważniejsza, w zależności od pespektywy umiejscawiana przez współczesną psychologię na piedestale stworzenia – jesteś Bogiem, możesz wszystko. Nie oglądaj się na innych. I też nie dostrzegaj tych innych, samorealizuj się. Bądź prawdziwy. Coraz głupszy (bo przecież możesz nie czytać, tylko dajmy na to tańczyć na potańcówkach w bibliotekach), ale jesteś przecież coraz prawdziwszy: cóż z tego, że słonina jest ze słonia, Mona Lisę maluje Leonardo di Caprio, a ścięgno Achillesa jest gdzieś w Polsce – tak widzą świat współcześni maturzyści, z dobrych liceów… (sic!) O czy to świadczy?!
Jak żyć w takim świecie?
Jeśli chcemy dopełnienia obrazu rzeczy posłuchajmy większości współczesnych piosenek, włączmy jakiekolwiek wiadomości, w których dowiemy się jak PiS nap—- się z PO, kto, gdzie i kogo uśmiercił, kto i komu ukradł rower, czyli kronika kryminalna dla ubogich, ale nie dowiemy się dlaczego Prigrożyn chciał zdobywać Moskwę i po co, albo co z tego wynika. Zapytajmy potem nawet najbliższych, kto to Prigrożyn? A w odpowiedzi otrzymamy martwą ciszę, albo bezdenne zdziwienie.
Jak żyć w takim świecie? Zapytam powtórnie. Choć pytam nie po to, aby poznać odpowiedź, gdyż i tak właśnie w takim świecie nam przyszło żyć. Może zapytać dlaczego tak się stało? Tyle, że i ta odpowiedź jest dość skomplikowana i wielopłaszczyznowa. Może nie pytać. Tylko, kto nie pyta zaczyna błądzić.
Do czego nas doprowadzi system nie czytelnictwa oraz zdebilenia ogólnonarodowego? Do czego już nas doprowadził? Czy ludzie, którzy uważają, że słonina jest ze słonia mogą świadomie i odpowiedzialnie oddać swój głos w wyborach powszechnych w Polsce i będzie to głos sensowny, świadomy i odpowiedzialny? A ci ludzie jak najbardziej będą głosować i wybiorą nam kolejną wersję wszystkowiedzącego panicza na włościach, który ulepszy nam znów ten świat. Pojawi się zatem kolejne pytanie – co z tą demokracją kiedy rządy większości mogą okazać się rządami kretynów?
I czy nic się znowu nie stanie?
Może i poszliśmy zbyt daleko w tych smutnych i przygnębiających dywagacjach. Może nie tak powinno się obserwować rzeczywistość. Szkoda jednak, że rzeczywistość trzeszczy w posadach, a świat poczyna być powszechnym jarmarkiem pogardy człowieka dla człowieka. Świat poczyna też być zakłamany, jazgotliwy, niesprawiedliwy, dojmująco coraz głupszy i zaśmiecony pseudoinformacją, której wartość straciła na znaczeniu, jak i wartość człowieczeństwa w człowieku. Zaczynamy być tym, co stworzyliśmy odrzucając duchowość, tajemnicę oraz tekst jako podstawowy dokument kulturowy. Zamieniliśmy to na pseudokulturę emocji i obrazka. Na popkulturę opartą na instynkcie coraz niższych lotów i pogaństwie wszelakim wraz z barbarzyństwem idei i znaczeń. Produkujemy wręcz połowicznie wykształconych troglodytów do spełniania zachcianek i smutnych nie kochających nikogo i niczego samotnych lizusów świata opanowanego li tylko poprzez wartości materialne.
Nic się nie stało, ale stało się tak wiele.
Warto przypomnieć postać Andrzeja Mogielnickiego, któremu chcę między słowami zadedykować ten tekst w podziękowaniu za to, że nas (niektórych) wychował tak właśnie tymi swoimi tekstami. Słynnymi tekstami. Co się stało z Magdą K. Nie wierz nigdy kobiecie. Mniej niż zero. Bal wszystkich świętych. Wciąż bardziej obcy. Iść w stronę słońca. Wielki mały człowiek. Nic nie może wiecznie trwać. Ta wyliczanka jest bardzo długa i obszerna, zobaczcie sobie sami – wpiszcie w wyszukiwarkę „Andrzej Mogielnicki” i poczytajcie (przypomnijcie sobie po prostu) co stworzył. Teksty, które nas wychowały, ulepiły, stworzyły jako ludzi, popchnęły do spełniania marzeń i realizacji świata ideałów, wzbudziły tę nadal żyjącą pasję ciekawości świata i zachwytów, które są motorem napędowym do działań wszelakich, do aktywności dla świata i siebie, a nie jedynie dla siebie jak dziś pojmują ludzie coraz powszechniej.
Dobrze, że nadal, po niemal 40 latach Andrzej Mogielnicki wciąż obdarowuje nas swoimi tekstami, które są nadal ważne, nadal poruszają i działają powszechnie. Tak jak choćby „Stacja Warszawa” pełna prawdy o naszej nowej, kapitalistycznej rzeczywistości;
W moich snach wciąż Warszawa
pełna ulic, placów, drzew.
Rzadko słyszysz tu brawa
– częściej to drwiący śmiech.
Twarze w metrze są obce,
bo i po co się znać…
To kosztuje zbyt drogo,
lepiej jechać i spać.
Wszystko byłoby inne
gdybyś tu była, ja wiem.
Nie tak trudne i dziwne
gdybyś tu była, ja wiem…
Noce są zawsze długie,
a za dnia ciągły szum.
Mało kto to zrozumie
dokąd gna zdyszany tłum.
To prawda. Wciąż nie rozumiem, dokąd gna ten zdyszany tłum. To kosztuje zbyt drogo, zaprosić znajomych do domu. Brawa? Tyle już widzieliśmy, niemal „wszystko”, więc z brawami oszczędnie. Nas przecież już mało co dziwi, zachwyca, unosi…
Staliśmy się obcy, wyrachowani, coraz pustsi, coraz silniej wyobcowani, szukający kompulsywnie kolejnych rozrywek i atrakcji, w szalonym pędzie – dokąd? Tego nie wie nikt.
Właściwie nic nie stało się. Moja ja, umknęło mi gdzieś…
Bo moje prawdziwe ja zagubiło się. Obserwuję to wszystko w sposób coraz mocniej zdystansowany, zadziwiony i oddalony.
Na upadek i katastrofę tego świata, w tej jego zdeformowanej formie stopniowej agonii spoglądam z coraz większym spokojem i stoickim pierścieniem zewnętrznej emigracji duchowej. Wraz ze mną, na szczęście nadal, wyemigrowali liczni przyjaciele, przeważnie pisarze i poeci, artyści wszelkiej maści, równie niedostosowani do świata i rzeczywistości, idący własną drogą romantycy przeszłości, patrzący na ten piętrzący się śmietnik życia bardzo podobnie. Ten bal, bal jak na Titanicu, tudzież bal, jak z Mistrza i Małgorzaty – bal w piekle, będzie się nam nadal toczył. Przewijał przed oczami. Zapewne aż do użycia atomowych bombek. Niech przynajmniej ich użyją szybko, skutecznie i powszechnie, a nie tylko na Polskę. Jedno wielkie światowe bum odpowie najlepiej na te wszystkie pytania i dylematy. Zakończy się nam to targowisko próżności, teatr cieni i szarady szarych eminencji. Zblazowany świat odejdzie wtedy naprawdę do lamusa. Wraz z naszą poezją, literaturą i sztuką zbrukanymi wykwitami pożółkłych złudzeń i snów. Nie każdy może się w końcu nazwać … spełnionym. Głód niespełnienia póki co nadal jest dobrą motywacją. Pozdrawiam wszystkich głodnych wciąż serdecznie
Nic się przecież nie stało
Andrzej Walter
Chyba Pana rozumiem. Mam 52 lata, staram się sporo pisać, skończyłem filozofię i architekturę, więc mam trochę „tych” problemów na głowie – tych, o których Pan pisze. Do tego dochodzi samotność w tych swoich rozterkach, no i kwestie nazwijmy to życiowe – trzeba z czegoś żyć. Ja przekroczyłem próg w ten sposób, że zacząłem zgłębiać dlaczego tak się dzieje? Co właściwie powoduje, i to w każdym sensie, że dzieje się tak jak się dzieje – jak Pan to opisał. I to mi dało jakieś wyjście w stronę światła.
A ja mam 73 lata i ciągle jestem zafascynowany światem i jego mieszkańcami. Znajomi bardzo często pytają mnie z chmurnymi, poszarzałymi zmęczeniem twarzami, skąd we mnie tyle radości życia? Skąd? Ponieważ dokonuję wyborów wbrew obowiązującym kretyńskim modom, nie zważam na tak zwane standardy Vipowskich postaw objawiających się jedynie naskórkową wrażliwością, pod którą kryje się wyłącznie wiara w sprawczą moc siłowni. Nauczyłem się czerpać siłę i wiarę w człowieka dzięki przyjaźniom z ludźmi, którzy starają się uczynić coś dobrego, pięknego i wartościowego, dla naszego wspólnego świata, którzy potrafią się śmiać serdecznie i rozumnie, ale także wzruszać i ronić łzę, nie hamując tego nadzwyczaj uwrażliwiającego aktu świadomości. I tyle… A poza tym uwielbiam placki ziemniaczane, ziemniaki z koperkiem i kefirem, no i uwielbiam pisać!
Cześć. Podaj przykład Twoich wyborów. Brew siłowni… Czy chodzi Ci o siłownie w sensie gimnastycznym? Co i jak wybierasz. Rozwiń proszę. Pozdr.
th
Nie każdy, drogi Szymonie, ma tak silną konstrukcję psychiczną do „posiadania tego wszechobecnego chamstwa” tam, gdzie kiedyś przemycało się socjalizm. To po pierwsze. Po drugie „reszta świata” też dokonuje takich wyborów jak i Ty, ale bardziej im doskwiera świat, w którym poziom zidiocenia sięga niespotykanych dotąd zenitów (przyczyną jest jak to ująłeś „naskórkowa wrażliwość” wynikająca z braku bądź zanikania czytelnictwa – czyli wyobraźni, zasobu słów do porozumiewania się, zasobu słów do rozumienia tak samo pojęć wieloznacznych itd). Ja też jestem ciągle zafascynowany „światem i jego mieszkańcami”, a jednak konotuję, że oni są coraz głupsi, prymitywniejsi, uwsteczniający się i zmierzający pod płaszczykiem „postępu” do zabobonu, barbarzyństwa, pogaństwa, zaniku duchowości i analfabetyzmu w wielu wymiarach. Dlatego też zapytałem – jak wyobrażasz sobie, że głos wyborczy takiego czuba jest równoważny z Twoim głosem Szymonie – to sprawiedliwe? A z tego co wiem to bardzo się emocjonujesz, kto dalej ma rządzić tym krajem skazanym na unicestwienie. A dlaczego skazanym? Bo unicestwia kulturę zastępując ją pseudokulturą wartą tyle co wydmuszka …………..
Mój drogi Andrzeju, Ojczyzna w tych czy innych rękach ( mam na myśli opcje polityczne, oczywiście ) jest w dalszym ciągu i ustawicznie moją, naszą Ojczyzną, i jeśli jakiś ktoś ją krzywdzi, to bardzo fakt taki boli. Ale choćby już ze względu na wiek, a trochę na związane z nim wygodnictwo, nie będziemy kuli kos ani sypali barykad. Ale! – możemy i robimy to co robimy, chociaż mający inne poglądy w sprawach o których piszesz, powiedzą nam: Otwierajcie oczy sobie, nie nam! I tu dochodzimy do ściany, której ani głową, ani żadnym podobnym urządzeniem nie rozbijesz. Staram się szanować poglądy nawet te najbardziej oddalone od moich, ale jeśli nie naruszają mojej prywatności intelektualnej i nie usiłują zagnać mnie indoktrynalną przemocą do zagrody jedynie słusznych poglądów. Problem w tym, że każda nowa „władza” przynosząca nam ożywczą wolność wpada w stare koleiny wmawiając obywatelom, że należy uzbroić się w cierpliwość, bo tyle jest do naprawy po tych co odeszli. Jestem gigantem cierpliwości, ponieważ zaciskam, mocniej lub słabiej, zęby cierpliwości od kilkudziesięciu lat i w końcu odnalazłem się w twórczości, krainie wolnej od zewnętrznych knowań i nacisków, i za tę krainę będę walczył do upadłego. No i na koniec dodam – szanuję wszystkich wrażliwych i myślących ludzi, bez względu na ich opcje polityczne, i chętnie takich goszczę w tej mojej, idyllicznej krainie.
Szymon. Ja o kozie, a Ty … o wozie. My, Polacy, od set już lat jesteśmy „odporni” na wszelaką „władzę”. Władze doprowadziły nas do rozbiorów, do wojen, do nędzy i rozpaczy. 30 lat tak zwanej wolnej Polski pokazało, kto „rwał się” do … „władzy”. Całość jest tak żenująca, że niech mi nikt nie mówi, że nie pójście na wybory to brak patriotyzmu. To racjonalny skutek rozdźwięku pomiędzy władzą, a ludem. My, Szymonie, jesteśmy lud, proletariat, którym ONI (Oni – zawsze ci sami) gardzą. I wiesz co im powiem. Póki co wystawiam im jeden z moich drogocennych palców
Drogi Andrzeju, jesteś dla mnie człowiekiem z bardzo rzadkiego gatunku: przyjaciel do szpiku kości, dlatego czy kozy skaczą na krzywe drzewa, czy ciągną „wozy”, nie ma znaczenie, bo obaj ulegamy – przepraszam teraz czytelników naszej wymiany zdań – wkurwieniu z tego samego powodu, tylko inaczej ów dojmujący stan wyrażamy. Oby nigdy, nic nas nie rozdzieliło!
Drogi Andrzeju!
Dzięki za tekst. Po ilości komentarzy i czytelników cieszy się frekwencją i, być może, zrozumieniem. Co by świadczyło o sensowności poruszania takich problemów. Jednakowoż choć problemy tak często poruszane przez Ciebie są bolesne i trudno mówić, że „nic się nie stało”, to o nich pisaliśmy tutaj, na początku drugiej dekady tego wieku. Też okraszone słodyczą dużej frekwencji zainteresowanych i też bez namacalnego rezultatu. Wtedy mówiliśmy o tym samym, co dzisiaj. Rozprawialiśmy o upadku kultury, krzywym pysku demokracji, wtórnym analfabetyzmie i wzajemnej nienawiści, z czego wypływa wniosek, że wart Pac pałaca. Dlatego zamiast stwierdzenia, że „nie ma sprawy”, chciałbym dowiedzieć się, czemu jest przez tyle wiosen i zim.