Rena Marciniak-Kosmowska – CZUCIE FANTOMOWE. O poezji Aleksandry Dańczyszyn

0
178

Nazbierało mi się trochę zaległości lekturowych. I z prozy, i z poezji. Sięgnęłam po leżący na samym szczycie “poetyckiego pagórka” zbiorek wierszy Aleksandry Dańczyszyn pt. “tiszert z Bangladeszu”. I zostałam z nim na dłużej.

To drugi tomik poetki, której dojrzały debiut “Kochanie” wydany przez FUNDACJĘ DUŻY FORMAT był – moim zdaniem – jednym z ciekawszych debiutów 2020 roku.

Ujęła mnie w nim oszczędna, ale sugestywna liryka i zmysłowe erotyki.

Aleksandra Dańczyszyn stworzyła w tym zbiorku własną rekwizytornię poetycką, własną scenę, którą oświetlają poszczególne pełnie Księżyca w ciągu roku kalendarzowego i WYDOBYWAJĄ, PODKREŚLAJĄ TO, co dla bohaterki lirycznej jest istotne – przenikanie się liryki z codziennością, ale i metafizyką, jak choćby w wierszu “Przed czasem”.

Pocałunki będące istotnym słowem-kluczem w erotykach Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej czy Haliny Poświatowskiej, w “Kochaniu” Aleksandry Dańczyszyn oswajają uczucie, zbliżają zakochanych do siebie, zacierają granice między nimi. Dotyk, spojrzenie, gest pozwalają odnajdywać w codzienności to, co niepowszednie i ważne, a intuicja i sensualne odczucia budują bliskość:

 jest mi zimno
 kiedy się rozbieram
 jest mi gorąco
 czubkami palców dotykasz brzegów
 moich ust szyi piersi
 kreślisz granice świata ( “Ex nihilo nihil fit”)

Cichy liryczny szept i oszczędną, ale sugestywną kreską nakreślone erotyki sprawiają, że wierzymy, iż “to była miłość od pierwszego wejrzenia”.

Bohaterka liryczna tych wierszy stopniuje swoje emocje, pozwala nam uczestniczyć w intymnym spektaklu czułości i erotycznych doznań:

do sypialni wpada światło
nagie ciała rzucają cienie
odgrywają nasz spektakl ( “Czysta Pełnia”)
Równie ważne jak sam spektakl są didaskalia:
niebo zahacza o korony sosen
ćmy lecą do gwiazd pachnie bez
i twoja ciepła skóra

– ta trójwersowa miniatura pt. “Pełnia Kwiatowego Księżyca” jest gęsta od zapachów i zmysłowych doznań.

Te wiersze trzeba czytać uważnie, wracać doń i smakować ich niebanalną urodę. To są istne perełki i błyszczą intensywnie w zalewie powszechnego wielosłowia.

Oszczędność słowa i finezyjne operowanie nastrojem, obrazem, barwą, zapachem sprawia, że chce się wracać do nich, tak jak wraca się do poezji Małgorzaty Hillar czy Haliny Poświatowskiej.

Na spotkaniu autorskim w lecie poetka przeczytała kilka nowych tekstów, które wychodziły poza tematykę dominującą dotychczas w jej twórczości. Byłam ciekawa jej kolejnego tomiku.

Podmiot liryczny w nowym zbiorku „tiszert z Bangladeszu” przestał się koncentrować tylko na wewnętrznych czy intymnych doznaniach i emocjach, a zaczął reagować na to, co dzieje się dookoła – w kraju, na granicy i zagranicą; wkroczył w rejony poezji zaangażowanej.

Poetka przeniosła się z przestrzeni liryki miłosnej i osobistej ( znajdziemy w tomiku zaledwie kilka wierszy z tej tematyki – m in. “Przenikanie”, “Przeznaczenie”, “Sztukę kochania”) na zewnątrz i zajęła się tym, co dobija się do drzwi naszej świadomości i zagląda nam co i rusz w okna domu i duszy.

Zatrzymują ją ” Uchodźcy” na białoruskiej granicy, wojna w Ukrainie, dylematy wiary, ” podwójna moralność”, cierpienie konkretnej osoby i znieczulica społeczeństwa, los dzieci, problemy metafizyczne i etyczne, wolność jednostki.

To rozszerzenie pola doznań i spostrzeżeń, to jakby połączenie postulatów krakowskiej awangardy z programem krakowskiej grupy poetyckiej “Teraz” – realizacja literackiego rozpoznania rzeczywistości. Wrażliwość poetki zapisuje, dokumentuje to, co dzieje się dokoła nas…

Te wiersze pukają do ludzkich sumień, domagają się uwagi i refleksji:

“bóghonorojczyzna”
Pan stanął nad brzegiem Wisły
 szukał ludzi przyszli i
 zabili Mesjasza

lub

(…)
miał na imię Issa
ukrywał się w polskim lesie
w okolicy czekał na niego wujek
chciał go zabrać

strażnicy zabronili mu wjechać
w strefie stanu wyjątkowego
w polskim lesie
Issa umarł
czytamy w zakończeniu wiersza “Issa Jerjos”.

I znów, poza tym ostatnim wierszem oraz utworami, „Dlaczego” czy “Będziemy mówić”, zwięzłość i oszczędność środków stylistycznych oraz skondensowana metaforyka prowadzą odbiorcę przez ogród poetyckich miniatur Dańczyszyn.

Autorce zdają się patronować słowa Juliana Przybosia: “Poezja to jest maksimum aluzji wyobrażeniowych przy minimum słów”. Postulat krakowskiej awangardy “minimum słów, maksimum treści” został w tym tomiku zrealizowany aż do takiego ściśnięcia gardła, że czasem ledwie słychać szept.

“Środa Popielcowa 2022”
popiół we włosach
w ustach
w Ukrainie

Mocną stroną tych wierszy, zwłaszcza podejmujących aktualne tematy, jest to że podmiot liryczny nie epatuje rozpaczą, przerażeniem, krzykiem czy grozą, ale bez patosu rejestruje poetycko stan faktyczny. Niemiłosierdzie społeczeństwa czy władzy zderza się z bezradnością “uciekinierów”, ” wykorzystywanych dzieci” czy “gwałconych dziewczynek”; obojętność religijnych społeczności z indywidualnym cierpieniem, „ bogoojczyźniane” hasła na ustach z bezwzględną rzeczywistością.

Informacje z dzienników telewizyjnych, obrazy, scenki czy gorzkie puenty w wierszach to niezgoda na głuchotę i ślepotę, to wyartykułowany w warstwie ukrytej wierszy protest przeciw społecznej i politycznej znieczulicy, to budzenie uśpionych sumień, szukanie do nich klucza.

“Jezus”
pisał
palcem na piasku

czy to były te słowa
których brakuje.

Aleksandra Dańczyszyn, Kochanie, Fundacja Duży Format, Warszawa, 2020, s.38,

Aleksandra Dańczyszyn, tiszert z Bangladeszu, Pewne Wydawnictwo, Kielce 2023, s. 48.

Rena Marciniak-Kosmowska, 10 lutego 2023.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko