Pogodzone?
Przez lata noszone traumy, niezabliźnione rany. Pojednanie? Szansa do wykorzystania. Ilu potrafi, ilu ma odwagę, ilu rozumie, że kolejnej okazji nie będzie? Przeszłość zawsze nas dopada, czasami szybko, czasami po latach,, czasami u schyłku życia. A czasami, takie przypadki też znam, do pojednania nie dąży żadna ze stron.
Odchodzenie, wydaje się, to czas, gdy większość z nas stara się zapomnieć urazy. Na nich, na relacji matki z córką oparła swą powieść Flatland. Matki umierającej na raka i córki, lekarki ginekologa, która dzięki chorobie, odnajduje z nią więź utraconą przed laty.
Prostą historię autorka „Ostatniego razu” rozbudowała o życie rodzinne. Ojca po wylewie, który jest w zakładzie, córkę/wnuczkę związaną znacznie silniejszymi więzami z babką, męża/ojca nie ojca wnuczki (bo to, owszem, partner matki, ale nie ojciec jej starszego dziecka). Jest też brat związany z matką zupełnie innym rodzajem uczuć niż córka, szukający nadziei, ratunku. A w dalszym planie jest też prawdziwy ojciec córki/wnuczki, też lekarz, który dopiero poznaje swoje dorosłe już dziecko. Skomplikowane? W głębokiej pamięci dodano jeszcze przelotną miłość babki.
Od lat zastanawiam się, jak to się dzieje, wiem, wiem, to uogólnienie, że skandynawscy pisarze o rzeczach trudnych, ostatecznych, potrafią pisać na chłodno, z dystansem, pozornie bez emocji. Ale może właśnie dlatego wybrzmiewają ich książki po stokroć silniej niż w egzaltowanych powieściach południowców.
Tak, ten świat ma swoje reguły. Obowiązki, wytrwałość, jakiś porządek, ustalone zasady. Choroba zawłaszcza jednak każdy element życia. To inne – pacjenci (a w zasadzie jedna z pacjentek), ojciec, którego nie można już odwiedzać każdego dnia, kąpiele w morzu, potencjalne studia córki/wnuczki, podarowana szafka odnawiana rękoma Aslaka, podróże do chorej.
Często powtarzane słowa: walczyć. Tak się mówi chorym, prawda? Równie dobrze można powiedzieć: pogodziłam się, wiem, nie planuje przyszłości. Powtarzane banały o godnym odchodzeniu. Z pampersem, na podnoszonym łóżku, z dożywianiem kroplówkami, z rosnącym bólem.
„Rak to sztuka bolesnej kartografii własnego ciała, zaczynam zwracać uwagę na nerwy i organy, o których wcześniej w ogóle nie myślałam.”
Opowiadają naprzemiennie. Widzą siebie, to co było, to co jest. Inaczej. To naturalne. Zrozumienie tej drugiej, gdy czasu nie za dużo, winno przyspieszyć proces. Ale…
Jeśli nie chcesz być obciążeniem? Bohaterka Flatland przerabia i to, próbuje popełnić samobójstwo. Nieudolnie, to fakt, być może zresztą, tak można domniemywać, jest tylko ono krzykiem, wołaniem, próbą pojednania?
A córka? Z jej przeszłością. Porzuceniem przez mężczyznę, którego nie przestała darzyć uczuciem, jego światem, jego filozofią życiową. I drugim mężczyzną, który wydaje się być niemal ideałem. W każdym razie ostoją, cierpliwym, opiekuńczym, pracowitym facetem. Tym, który powinien być! Być i nie dać się wyrzucić z jej życia.
Ciepło, czułość, przywiązanie? Córka/wnuczka, która opiera głowę na ramieniu odchodzącej babki jest rewersem matki, spokojnie konsultującej z lekarzem prowadzącym chorą terapię, dawkowanie morfiny, badania, ustalanie co i kiedy trzeba jej powiedzieć.
Odchodzimy wszyscy. Rzadko pogodzeni ze światem. Ten przywilej pewnie jest dany tylko ludziom głębokiej wiary. Czasami, jak bohaterka norweskiej pisarki, z potrzebą przeproszenia za błędy popełnione przed laty. A druga strona? Matka przez kilkadziesiąt lat, za namową męża, każdego ranka wchodziła do zimnego jeziora, płynęła, wracała, biegła do domu. Córka nie miała odwagi. A jednak poszła na plażę, zanurzyła się. „Płynę szybko ku środkowi jeziora, okrążam czwartą boję, a wracając na brzeg dostrzegam, że Sigrid stoi nad wodą. […] Zatrzymuję się w połowie drogi, wołam ją, no chodź, będę tu czekała, dopóki nie przyjdziesz.”
Nie, to nie jest powieść z happy endem. W umieraniu nie ma dobrych zakończeń. Ale ta książka jest mocnym przeżyciem, mocnym doświadczeniem. Niełatwą lekturą, ale tylko takie dają nadzieję.
Helga Flatland – Ostatni raz, przekład Karolina Drozdowska, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2022, str. 286.