Wacław Holewiński – Mebluję głowę książkami

0
112

Światło na geniusza

Nie ma co ukrywać, Marta Kwaśnicka mnie zirytowała! Zbudowała swoją powieść na dwu planach. Tym drugim jest opowieść o malarzu, Meysztowiczu. Grzebię w głowie, nie znajduję takiego artysty, a przecież miał przez jakiś czas studiować w Monachium. Sam pisałem o „monachijczykach”, miesiącami wertowałem dostępne materiały. Nic. Szukam w internecie. Nie znajduję. Jest jakiś Ignacy – Kwaśnicka nie podaje imienia malarza – ale praktycznie zero informacji. On? Nie on? Czytam powieść, drażni mnie, prawie do końca nie wiem po co „wkleiła” w swoją prozę esej o nieznanym malarzu. Podoba mi się, ale nie rozumiem zabiegu.

No dobrze, na ostatnich kilkudziesięciu stronach sens się „odnajduje”, wszystko staje się logiczne choć zagadka pozostaje. Aż do przeczytania posłowia. Ufffff!

Marta Kwaśnicka jest pisarką, której trzy wcześniejsze książki, „Jadwigę”. „Pomyłkę” i „Krew z mlekiem” pochłonąłem (to dobre określenie!), wciągnęły mnie natychmiast. Mam wrażenie, że wśród polskich pisarzy jest kimś osobnym, z własnymi przemyśleniami, z nieoczywistymi wnioskami, które pozostawiają w czytelniku trwały ślad, osad, zmuszają do refleksji.

A „Widoki”? Przyszło mi do głowy dziwne określenie: „leniwa powieść”. Boże, ktoś pomyśli, że to pejoratywne, stygmatyzujące. Nie, nie, nie! Chodzi mi o tempo, rytm tej prozy. Kwaśnicka, trochę jak w „Weselu” Wyspiańskiego, gromadzi swych bohaterów w jednym miejscu, w górskim domu, na krótki czas, proszony obiad, „prawdziwy towarzyski tour de force”, dla krakowskich i warszawskich elit. Te kilkanaście osób to hrabianka ze znakomitego rodu, o nazwisku, które zna cała Polska i pół Europy, to asystent ministra kultury, to naukowiec tuż przed habilitacją, to dziennikarz, a może już nie dziennikarz, bo w hierarchii zawodowej jest już znacznie wyżej, to syn znakomitego poety, sam, także dzięki nazwisku, „robiący” już za gwiazdę. Jest też przyjaciółka gospodyni, skromna, wycofana Krystyna , która w finale okazuje się być postacią ważną, może nawet kluczową.

A pani domu, jej mąż? Pani domu jest córką wybitnego naukowca, jej mąż w jego katedrze idzie jak po swoje… Profesura. Ona z doktoratem i… i czwórką dzieci. Pół etatu na jakiejś małej, prywatnej uczelni.

Obiad. Dla przyjaciół, tych których należy zaprosić, gwiazd… Obiad, który ma przynieść trochę plotek, kogoś „popchnąć” w górę, coś załatwić. Obiad, który, jego wykwintność, trzeba będzie wspominać, utrwalić w pamięci.

Tak, „ludzki zestaw” tego przyjęcia jest specyficzny. Podobnie rozmowy. Czasami ich brak. Bohaterowie „Widoków” często „schodzą” do swego wnętrza, myśli, ocen innych. Do przeżywania tego co teraz, ale i „przebytej” drogi. To małżeńskie rozterki, kariera, to podróże, dzieci, rozwody rodziców, jakiś śmiech z ministra, z rządowych dokonań, grantów.

Potem wjeżdża kolejne danie.

A co jakiś czas pojawia się Meysztowicz. Zwłaszcza jeden z jego portretów. Kobiety. Jest zapis rozmów z wnuczką. Jest jego pobyt w Paryżu, potem powrót do kraju, ożenek, coraz głębsze oddalanie się od ludzi, wreszcie choroba. No i jest historia tego obrazu. Dyskretny wykład o sposobie malowania, rozumieniu sztuki, fascynacjach.

Kwaśnicka pisze, znów mi przychodzi do głowy Wyspiański, o współczesnej Polsce, o pokoleniu swoich rówieśników, ludzi, którzy praktycznie osiągnęli wszystko albo prawie wszystko, co było w ich zasięgu (poza Krystyną). Ludzi, których ambicje zostały w dużej mierze zaspokojone, którzy jeszcze czasami próbują walczyć, zmieniać rzeczywistość, ale… ale z coraz mniejsza ochota, pasją.

Zwiedziłem setki galerii, prezentowane w nich obrazy z reguły były źle oświetlone (widziałem raptem dwa miejsca, które wyłamywały się z tej reguły: Akademia w Wiedniu i jakaś prywatna galeria w Rzymie). Żeby cokolwiek dostrzec, „przeczytać” obraz trzeba było ustawiać się z różnych stron, w różnej odległości, o różnej porze. A i to rzadko przynosiło skutek.

Dama na obrazie Meysztowicza ma niewielką bliznę na ręce. Trudno ją dostrzec. Może nie warto o niej mówić? A może wręcz odwrotnie? Kim była, kiedy się spotkali, kto ten obraz zamówił, co ich łączyło? Byli?

Matejko, Gierymski, Brand, Malczewski, Chełmoński, Grottger, każdy sprzedawany na aukcjach (o ile się pojawi) za setki tysięcy złotych. Meysztowicz kosztował pięć tysięcy. Taki obraz? Dobrze oświetlony… Tak, ten Kwaśnicka oświetliła znakomicie!

Marta Kwaśnicka – Widoki, Wydawnictwo M, Kraków 2024, str. 232.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko