Dotąd przy omawianych przeze mnie książkach zaczynałem od ich treści. Ten tekst rozpocznę inaczej, od przedstawienia autora, a raczej naszego zapoznania. Miało ono miejsce niedawno, na dwudziestych jubileuszowych dniach poezji w Broumovie organizowanych nieprzerwanie rok w rok przez Věrę Kopecką. Tutaj zwrócił moją uwagę poeta niewysoki, w okularach, krępej budowy ciała, z szpakowatą fryzurą uczesaną na pazia, W sali reprezentacyjnej benedyktyńskiego klasztoru czytał wiersz szybko, jakby się spieszył na ostatni autobus. Dziwnie w moich uszach zabrzmiało jego nazwisko – Karl Grenzler. Zamieszkały w Wiesbaden, uzupełniła – Věra. W przerwie kawowej uścisnęliśmy sobie dłonie. Piękną literacką polszczyzną na moje imię odpowiedział; Karol – dodając – w książce jest błąd w moim nazwisku, takie przekłamania nie powinny się zdarzać .
Po części oficjalnej zabrałem Karola samochodem do Krynic, bazy festiwalu. Marzył tylko o kąpieli… Od dwudziestu sześciu godzin był w drodze. Poczułem, że zawiązała się między nami intelektualna więź. Po wieczornych warsztatach prowadzonych skrupulatnie przez gospodynię festiwalu, zasiedliśmy w męskim pokoju – nazywanym pospolicie kołchoz – do filozoficznych rozmów. Dołączyli do nas: Leszek Brągiel z Ogrodu Górskiego Wiatru, który większą część świata przeszedł piechotą, bez grosza przy duszy. Darek Pawlicki znakomity eseista i poeci słowaccy Miroslaw Kapusta i Vlado Petrowić częstując ich lokalnym przysmakiem – śliwowicą o diabelskiej mocy. Nasza sześćdziesięcio procentowa gruszkówka miała smak wody mineralnej i stosowaliśmy ją jako popitkę.
Karol Grenzler oprócz wytrawnego smakosza okazał się znakomitym gawędziarzem i znawcą kultury islamskiej. Od czasów starożytnych po podbój Hiszpanii przez Arabów. Miał okazję zwiedzić wiele krajów znaczonych meczetami i nawoływaniem muzeina. Omal nie został ukamienowany w Teheranie. Więc wiedział co mówi… Dzisiaj w zalewie Europy widzi strach wśród rdzennej ludności, zamachy na porządku dziennym. W przyszłości trudnej do przewidzenia, zamknięte enklawy i zagrożenie dla państw narodowych. Dawał przykłady bydlęcych zachowań uchodźców w rodzimych Niemczech i paletę praw ich chroniących. Polska na uboczu tych zjawisk ma chwilowy spokój, bezpieczeństwo i czas na przygotowanie jak z tym problemem w przyszłości sobie radzić. Grenzler podjął decyzję po dziesiątkach lat spędzonych za Łabą, wraca do drugiej Ojczyzny i osiada w Borach Tucholskich gdzie żyje jeszcze stara matka, w mleku której wyssał słowiańską wolność i umiłowanie duchów przeszłości. On etniczny Niemiec urodzony w Łebie w 1954 roku. Absolwent Bibliotekarstwa i Informacji Naukowej Uniwersytetu Jagiellońskiego, później zarządzający Biblioteką Instytutu Geografii tejże uczelni. Następnie pracownik kilku instytucji kulturowych za zachodnią granicą w Soest i Hamm.
Zasiadając nad podarowanym tomem: Strażnicy tajemnic ze szczerą aż do bólu dedykacją. Uchwyciłem się nici wiążącej tego kulturowego Polaka łączącego tradycję europejską najbliższą Polsce, nadbałtycką sięgającą Skandynawii poprzez kraje za wschodnią granicą i Rosję, z tradycją niemiecką i anglosaską. Dziwić się nie ma czemu bo rodowód i lata spędzone po obu stronach Odry odcisnęły piętno międzykulturowe. To zaowocowało tomem liryków o powinnościach poetów wobec słowa jako tworzywa i historycznym jego uwarunkowaniu.
dotarli
do zakola rzeki
w kamiennym kręgu
zatrzymali się
przed monolitem ołtarza
ręce złożyły się same
do modlitwy
ucichły odgłosy
wygasły światła
kamień załamał czas
jak kryształ światło
dotknęli zimnej powierzchni
centrum świata światów
i milcząc
szukali
słowa
„ I milcząc szukali słowa”. Nie będzie tu w moim porównaniu przesady, kiedy powiem, że Grenzler jak Horacy – obydwaj wywodzą się z ludu – ważna dla nich jest mowa –„sermo”. I system języka – „ lingua”. Obaj mają/mieli zdolność przemawiania – „ oratio”, podbudowaną znakomitym uniwersytetem i udoskonalaną przez lata samokształceniem. Tego można tylko pozazdrościć i dawać za przykład młodym adeptom pióra. Myślę, że Grenzlera można identyfikować z Jaksą z Miechowa (zm. 1176 r.) pielgrzymem do Palestyny – strażnik grobu bożego – skąd sprowadził do Polski zakon Bożogrobców, osadzając ich w Miechowie. Przywędrowali oni i do Nysy, budując kościół pw. Św. Piotra i Pawła. To chciałem poecie pokazać wioząc go na nyski dworzec. Ale na nic nie starczyło czasu, żelazne terminy odjazdu pociągów. Przez okna samochodu pokazałem w gęstwinie leśnej altanę Eichendorffa posadowioną na betonowej podkowie działa artyleryjskiego. Grób w kształcie rozłożonej księgi na cmentarzu jerozolimskim. Popiersie przy ekonomiku. Kopułę wieży ciśnień i spadzisty dach bazyliki. Wiem, że poeta z takich widoków czerpie inspirację dla swojego poetyckiego świata. Budulcem tego wszystkiego jest kamień, wiodąca metafora jego utworów; od przydrożnego, leżącego na poboczu, na którym przysiadł pielgrzym podążający do Rzymu, poprzez kurhan kryjący pochówek młodego wojownika z koniem, wyposażonego w złote okucia łuku, pochwy miecza, ubioru i uprzęży. Możliwe, że zmarły był Hunem co potwierdza zależność południowej Polski od państwa Attyli – mgła słowiańszczyzny w której poeta porusza się pewnie. Kamień to także droga, nierozłączna część jego życia. To świątynie i dom do którego powraca i tęskni wiedząc gdzie rodzinne korzenie, a gdzie czasowa przystań. Powroty to także błądzenie Odysa i ból człowieczy.
Kapłanko
chmielu i źródlanej wody
orędowniczko
jadących przed siebie i
tych którzy nie dojechali
(…)
rozpal kamienny krąg
wygaś wszystkie słońca
Czyż to nie pieśń sama cisnąca się na usta? Poezja długo była śpiewem. Wiersze Karola powracają do źródła intonacją językową.
Ta poezja to świat tajemny labiryntami którego podążać mogą tylko czytelnicy wysublimowani intelektualnie, obyci w filozofii, która oparami wielkich myślicieli wzmacnia głębie treści. I nie dajmy się zwieść wszechobecnym aniołom, czarnoksiężnikom, kobietom – boginiom, wróżkom. To tylko rekwizyty poetyckie potrzebne do osiągnięcia celu – budowy wiersza pełnego znaczenia słów. Ale to dane tylko niewielu…
w nieznanym języku
nucą prastare wersy
z świętej księgi
płonącymi runami
napisanej
oni
bezskrzydli anieli
boją się usłyszeć
tyknięcia zegara
pęknięcia bańki mydlanej
wdarcia się śmiertelności
po omacku poznają
nieznaną rzeczywistość
próbują
znaleźć
tę jedyną więź
między światami
dotknąć
tutaj ukrytego słowa
którego strażnikami
zostali powołani
Wypada chylić czoła przed takim utworem, smakując echo odniesień.
Jerzy Stasiewicz
Karl Grenzler
Strażnicy tajemnic
Wydanie polsko-niemieckie
s.108.