Jerzy Stasiewicz – Karl Grenzler – poeta znaczenia słów

0
1058


         Dotąd przy omawianych przeze mnie książkach zaczynałem od ich treści. Ten tekst rozpocznę inaczej, od przedstawienia autora, a raczej naszego zapoznania. Miało ono miejsce niedawno, na dwudziestych jubileuszowych dniach poezji w Broumovie organizowanych nieprzerwanie rok w rok przez Věrę Kopecką. Tutaj zwrócił moją uwagę poeta niewysoki, w okularach, krępej budowy ciała, z szpakowatą fryzurą uczesaną na pazia, W sali reprezentacyjnej benedyktyńskiego klasztoru czytał wiersz szybko, jakby się spieszył na ostatni autobus. Dziwnie w moich uszach zabrzmiało jego nazwisko – Karl Grenzler. Zamieszkały w Wiesbaden, uzupełniła  – Věra. W przerwie kawowej uścisnęliśmy  sobie dłonie. Piękną literacką polszczyzną na moje imię odpowiedział; Karol – dodając – w książce jest błąd w moim nazwisku, takie przekłamania nie powinny się zdarzać .

           Po części oficjalnej zabrałem Karola samochodem do Krynic, bazy festiwalu. Marzył tylko o kąpieli…  Od dwudziestu sześciu godzin był w drodze. Poczułem, że zawiązała się między nami intelektualna więź. Po wieczornych warsztatach prowadzonych skrupulatnie przez gospodynię festiwalu, zasiedliśmy w męskim pokoju – nazywanym pospolicie kołchoz – do filozoficznych rozmów. Dołączyli do nas: Leszek Brągiel z Ogrodu Górskiego Wiatru, który większą część świata przeszedł  piechotą, bez grosza przy duszy. Darek Pawlicki znakomity eseista i poeci słowaccy Miroslaw Kapusta i Vlado Petrowić częstując ich lokalnym przysmakiem – śliwowicą  o diabelskiej mocy. Nasza sześćdziesięcio procentowa gruszkówka miała smak wody mineralnej i stosowaliśmy ją jako popitkę.

         Karol Grenzler oprócz wytrawnego smakosza okazał się znakomitym gawędziarzem i znawcą kultury islamskiej. Od czasów starożytnych po podbój Hiszpanii przez Arabów. Miał okazję zwiedzić wiele krajów znaczonych meczetami i nawoływaniem muzeina. Omal nie został ukamienowany w Teheranie. Więc wiedział co mówi… Dzisiaj  w zalewie Europy widzi strach wśród rdzennej ludności, zamachy na porządku dziennym. W przyszłości trudnej do przewidzenia, zamknięte enklawy i zagrożenie dla państw narodowych. Dawał przykłady bydlęcych  zachowań uchodźców w rodzimych Niemczech i paletę praw ich chroniących. Polska na uboczu tych zjawisk ma chwilowy spokój, bezpieczeństwo i czas na przygotowanie jak z tym problemem w przyszłości sobie radzić. Grenzler podjął decyzję po dziesiątkach lat spędzonych za Łabą, wraca do drugiej Ojczyzny i osiada w Borach Tucholskich gdzie żyje jeszcze stara matka, w mleku której wyssał słowiańską wolność i umiłowanie duchów przeszłości. On etniczny Niemiec urodzony w Łebie w 1954 roku. Absolwent Bibliotekarstwa i Informacji Naukowej  Uniwersytetu Jagiellońskiego, później zarządzający Biblioteką Instytutu Geografii tejże uczelni. Następnie pracownik kilku instytucji kulturowych za zachodnią granicą w Soest i Hamm.

        Zasiadając nad podarowanym tomem: Strażnicy tajemnic  ze szczerą aż do bólu dedykacją. Uchwyciłem się nici wiążącej tego kulturowego Polaka łączącego tradycję europejską najbliższą Polsce, nadbałtycką sięgającą Skandynawii poprzez kraje za wschodnią granicą i Rosję, z tradycją niemiecką i anglosaską. Dziwić się nie ma czemu bo rodowód i lata spędzone po obu stronach Odry odcisnęły piętno międzykulturowe. To zaowocowało tomem liryków o powinnościach poetów wobec słowa jako tworzywa i historycznym jego uwarunkowaniu.

   dotarli
   do zakola rzeki

   w kamiennym kręgu
   zatrzymali się
   przed monolitem ołtarza

   ręce złożyły się same
   do modlitwy

   ucichły odgłosy
   wygasły światła

   kamień załamał czas
   jak kryształ światło

   dotknęli zimnej powierzchni
   centrum świata światów

    i milcząc
    szukali
    słowa

„ I milcząc szukali słowa”. Nie będzie tu w moim porównaniu przesady, kiedy powiem, że Grenzler  jak Horacy – obydwaj wywodzą się z  ludu – ważna dla nich jest mowa –„sermo”. I system  języka  – „ lingua”.  Obaj mają/mieli zdolność przemawiania – „ oratio”, podbudowaną znakomitym uniwersytetem i udoskonalaną przez lata samokształceniem. Tego można tylko pozazdrościć i dawać za przykład młodym adeptom pióra. Myślę, że Grenzlera można identyfikować z Jaksą z Miechowa (zm. 1176 r.) pielgrzymem do Palestyny – strażnik grobu bożego – skąd sprowadził do Polski zakon Bożogrobców, osadzając ich w Miechowie. Przywędrowali oni i do Nysy, budując kościół pw. Św. Piotra i Pawła. To chciałem poecie pokazać wioząc go na nyski dworzec. Ale na nic nie starczyło czasu, żelazne terminy odjazdu pociągów. Przez okna samochodu pokazałem w gęstwinie leśnej altanę Eichendorffa posadowioną na betonowej podkowie działa artyleryjskiego. Grób w kształcie rozłożonej księgi na cmentarzu jerozolimskim. Popiersie przy ekonomiku. Kopułę wieży ciśnień i spadzisty dach bazyliki. Wiem, że poeta z takich widoków czerpie inspirację dla swojego poetyckiego świata. Budulcem tego wszystkiego jest kamień, wiodąca metafora jego utworów; od przydrożnego, leżącego na poboczu, na którym przysiadł pielgrzym podążający do Rzymu, poprzez kurhan kryjący pochówek młodego wojownika z koniem, wyposażonego w złote okucia łuku, pochwy miecza, ubioru i uprzęży. Możliwe, że zmarły był Hunem co potwierdza zależność południowej Polski od państwa Attyli  – mgła słowiańszczyzny w której poeta porusza się pewnie. Kamień to także droga, nierozłączna część jego życia. To świątynie i dom do którego powraca i tęskni  wiedząc gdzie rodzinne korzenie, a gdzie czasowa przystań. Powroty to także błądzenie Odysa i ból człowieczy.

Kapłanko
chmielu i źródlanej wody
orędowniczko
jadących przed siebie i
tych którzy nie dojechali

(…)

rozpal kamienny krąg
wygaś wszystkie słońca


Czyż to nie pieśń sama cisnąca się na usta? Poezja długo była śpiewem. Wiersze Karola powracają do źródła intonacją językową.
       Ta poezja to świat tajemny labiryntami którego podążać mogą tylko czytelnicy wysublimowani intelektualnie, obyci w filozofii, która oparami wielkich myślicieli wzmacnia głębie treści. I nie dajmy się zwieść wszechobecnym aniołom, czarnoksiężnikom, kobietom – boginiom, wróżkom. To tylko rekwizyty poetyckie potrzebne do osiągnięcia  celu – budowy wiersza pełnego znaczenia słów. Ale to dane tylko niewielu…


 w nieznanym języku
 nucą prastare wersy
 z świętej księgi
 płonącymi runami
  napisanej

 oni
 bezskrzydli anieli
 boją się usłyszeć
 tyknięcia zegara
 pęknięcia bańki mydlanej
 wdarcia się śmiertelności

 po omacku poznają
 nieznaną rzeczywistość

 próbują

 znaleźć
 tę jedyną więź
 między światami
 dotknąć
 tutaj ukrytego słowa
 którego strażnikami
 zostali powołani
 

Wypada chylić czoła przed takim utworem, smakując echo odniesień.

Jerzy Stasiewicz

Karl Grenzler
Strażnicy tajemnic
 Wydanie polsko-niemieckie
 s.108.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko