Jan Stanisław Smalewski – Dwa w jednym, ale osobno

0
807

                Kiedy ostatnio w upalne sierpniowe popołudnie buszowałem po warszawskich księgarniach, wpadły mi w ręce dwie książki tej samej autorki: prozatorki i poetki z Warszawy Małgorzaty Cimek-Gutowskiej. Pierwsza to zbiór opowiadań „Starość i winogrona”, druga – tomik poezji „Wiele kobiet, jedno imię AFRODYTA”.

                Już lektura pierwszego opowiadania Absolutna niepamięć nasunęła mi skojarzenia z poezją Wisławy Szymborskiej, a konkretnie z jej wierszem”Oda do starości a nawet dwie”. Czytamy w nim m.in.:

                „...Dwa razy dziennie – raz przy śniadaniu, a potem w obiad,
                po drugim daniu zażywam leki, tabletki białe:
                cztery połówki i cztery całe

                Często się pieklę (bom nie aniołem), gdy w obiad nie wiem, czy rano wziąłem?…”

I kilkanaście wersów dalej:

                „…Idę ulicą, ktoś mi się kłania.
                Oddaję ukłon – znam przecież drania:
                ta twarz, ten uśmiech i ten błysk w oku.
                To miły facet, znam go od roku.
                Jakże u diabła on się nazywa?…
                Dziura w pamięci. Czasem tak bywa.
                Wtedy myśl smutna w głowie się rodzi:
                Nic nie poradzisz – starość nadchodzi.”…

                Skojarzenia tym bardziej słuszne, gdyż jak się okazało, Autorka także poetką „bywa” i to w dosłownym tego znaczeniu. Kiedy zapytałem o jakiś nowy jej tomik, od razu podsunięto mi najnowszy, artystycznie skomponowany zestaw wierszy pt. „Wiele kobiet, jedno imię – AFRODYTA”.

                To raczej rzadkość, żeby poeta poświęcał cały tomik jednej tematyce, a tak w tym przypadku Autorka uczyniła. Świeżo wydany (2019) przez wydawnictwo EDYTOR w Legnicy tomik, jak poetka informuje w „Kilku słowach do Czytelnika”, to zmierzenie się za pomocą słowa ze sztuką mistrzów – dawnych i współczesnych malarzy. To próba opisu słowem – tego, co twórcy wyrazili pędzlem – znanych arcydzieł w postaci kobiecych aktów: Venus z Urbino, Danae (Tycjana i Tintoretto), Odpoczywającej dziewczyny – Buchera, Mai nagiej – Goyi… i jeszcze kilkunastu innych.

                Tomik tak został skomponowany, że po każdym zaprezentowanym w nim akcie kobiecym prezentowany jest wiersz (czasami dwa lub kilka wierszy) rozszyfrowujący erotyczny temat arcydzieła.

                Mam zatem w posiadaniu dwie literackie przygody w jednym. Dwie w jednym, chociaż osobno: zbiór opowiadań i zbiór wierszy.

                Znam wcześniejszą twórczość warszawskiej Autorki i wiem, czego mogę po niej oczekiwać. To bardzo odważna pisarka i dobra poetka. Odważna z uwagi na podejmowanie trudnych tematów miłości w jej zakamarkach sensu erotycznych uniesień, pożądania i zdrady oraz bezgranicznego oddania się emocjom duszy i serca. Dobra, bo skuteczna i prawdziwa warsztatowo. – Będąc z wykształcenia polonistką, swój zawód uczyniła sztuką, połączyła z potrzebami twórczego zaangażowania na rzecz literatury, przechodząc wcześniej drogę swoistego doskonalenia świata dziecka, upiększania go za pomocą pochłaniającej jego wyobraźnię bajki.

                Jej poprzedni zbiór opowiadań „Onnagata”, który już stoi na półce od kilku lat w mojej bibliotece, trochę mnie jako mężczyznę szokował otwartością i niezwykłą szczerością opowieści o miłości, seksie i erotycznym barwieniu przygód kobiet, które zdradzały otwarcie swoje potrzeby seksualne. Czasami wręcz niewyżycie w zakresie seksualności, jaka tej płci stała się przynależna. Czy tym razem też tak będzie..?

                Okazuje się, że nie. Niektóre opowiadania mają momentami zabarwienie erotyczne, ale to bardzo subtelna, ciekawa i zdrowa erotyka. Autorka jest dojrzałą kobietą ze sporym dorobkiem literackim i nie trzyma się kurczowo narzucanych sobie ram. W swych kolejnych książkach ewoluuje twórczo, jak ewoluuje życie każdego twórcy – od zachwytów młodością i ukazywania niespożytych sił witalnych, po… wygaszanie życiowego napięcia emocji i potrzeb. Po godzenie się z koniecznością wyciszenia i słabnięcia fizyczności trwania w cywilizowanym – otaczającym nas świecie.

                No właśnie, a jak to jest z tym naszym życiem? Jest z nim jak z wiszącym na ścianie kalendarzem: wiosna, lato, jesień i… czy chesz tego, czy nie nie, trzeba zedrzeć te kolejne kartki, przejść do ostatniego etapu. W nowej książce Małgorzaty Cimek-Gutowskiej jest to po prostu starość. Z tym, że nie jest ona sama, pojedyncza, zwykła sobie starość. Ta starość też ewoluuje. Może dlatego Autorka połączyła ją z innym słodszym rzeczownikiem – z winogronami; żeby nadać jej winnego smaku, żeby była bardziej soczysta, żeby oznaczała coś więcej niż samo przemijanie.

                Opowiadania, których w książce zgromadziła niemal czterdzieści, są różnorodne w obszarze opisywanych sytuacji i postaci. Są w stopniu większym, lub mniejszym powiązane z tym okresem życia, jakim jest starość. Są ciekawe ze względu na soczysty język prozatorski Autorki, który ani bajeczności (jak w opowiadaniu o starym kataryniarzu i jego Kopciuszku), ani rubaszności i groteski (jak np. w Świntuszku o starym zbereźniku Stefanku) nam nie skąpi.

                Są po prostu soczyste jak smaczne winogrona, którymi dowolnie, z potrzeby smakowania dobrej literatury można się rozkoszować.

                Od strony warsztatu literackiego książka „Starość i winogrona” Małgorzaty Cimek-Gutowskiej  zwraca uwagę dopracowaniem poszczególnych opowiadań, zwięzłością treści i formy zapisu. A forma ta jest o tyle specyficzna, iż z ogromną starannością Autorka dba o każdy szczegół charakteryzowania postaci, które podobnie jak kiedyś w jej bajkach dla dzieci są wyraziste, kolorowe, a przy tym nie pozbawione emocjonalnego zabarwienia, nadawanego z regularnością parafrazy literackiej opisów ubarwianych poetycką metaforą.

                Opowiadanie Absolutna niepamięć , o czym wspomniałem na wstępie tego eseju, przypomina humorystyczny wiersz Szymborskiej zarówno pod względem opisu podobnych zdarzeń związanych z zapominaniem, jak i z groteskowością postępowania starszej osoby. W tym przypadku jest to starzejąca się kobieta. To jej przede wszystkim uwagę poświęca Autorka – opisując życie w samotności, warunki bytu i postępowanie. Emerytura, samotność, zamknięcie w klatce mieszkania i kilka jej światów: miniony, ten obecny, świat obok tracący na znaczeniu, świat w niej stygnący w pogodzeniu się z przemijaniem, świat przed którym ucieka… No i cały ten bałagan, który trzeba jednak jakoś poukładać. Poukładać żeby…?

                Odpowiedzi jest wiele, znajdujemy je w kolejnych opowiadaniach. Ja tę najciekawszą odpowiedź znalazłem w jednym z końcowych pt. „Przemiana”, gdy do jego bohaterki starość dociera z brutalnością śmierci, gdy widzi się ona prochem w urnie… domyśla szczegółów pogrzebu. Z tą świdomością godzi się na zerwanie z dotychczasowym buntem. Już wszystkiego doznała, przeżyła wszystko, co było dla niej ważne, wszystko wie – nic jej nie dziwi. Pozostają jedynie niepewność ostatecznych rozstrzygnięć w kwestii Boga, wiary, życia – czy raczej bycia – po śmierci. No i ta wieńcząca opowiadanie piękna metafora, gdy pogodzenie się z losem wypracowane jednocześnie zarówno przez ciało jak i umysł, powoduje przejście przez furtkę do zdziczałego ogrodu i przeistoczenie się w drzewo. W jabłoń, rodzącą już tylko cierpkie owoce, ale podlegającą kolejnym przemianom biologicznym, jak cały otaczający nas świat i występujące na nim życie.

                Dotychczasowe otwarcie bohaterki opowiadania na ogromny świat zawęża się do małego wejścia w opuszczony, też, ogród. Na koniec pozostawia ona wszystko, co ją dotychczas trzymało, bo starość tak sprytnie działa, że z czasem wszelakie dobra stają się nieważne; meble, ckliwe pamiątki, nawet książki, bo… jeśli umrze w zapomnieniu i znajdą ją w opuszczonym mieszkaniu po paru dniach, bedą „śmierdziały trupem”.

                Powolne, najpierw ciała, potem całego JA dochodzenie do nieporadnej starości, zagubienie się w niej, zapętlenie w niemocach i nieważnościach wszystkiego, co kiedyś ważyło na życiu, powoduje nowy stan otwarcia. Unieważnienia przeszłości i rozpostarcia ramion, w które wpada śmierć.

                Czym anonimowa bohaterka stanie się po śmierci?… Poetyckość tak trudnych, emocjonujących, a zarazem brutalnych obrazów powoduje, że poprzez metaforyzowanie treści opisów, Autorka osiąga cel podstawowy; jest nim powtarzalność wchodzenia w inne światy, istnienia i sensy.

                Zbiór ten w szczególności polecam Czytelnikowi z dojrzałym życiowym bagażem doświadczeń. Kobietom poszukującym właściwych rozwiązań w aspektach zagubionego czasu i mężczyznom, którzy tak często nigdy do końca nie potrafią zrozumieć kobiet.

                Z nowym tomikiem poezji MałgorzatyCimek-Gutowskiej jest inaczej. W książce w ujęciu artystycznym dominuje piękno obrazów znanych mistrzów pędzla i wszechobecna miłość. Jako, że jestem wzrokowcem, jak większość mężczyzn, domyślam się, iż książka kierowana jest bardziej w naszą, męską stronę. Ale nie tylko, bo sztuka, jej piękno i emocje zawsze podążają w stronę znawcy, w stronę ich miłośnika.

                Uduchowienie każdego artysty niesione poprzez sztukę współgra ściśle zarówno z intencjami Autorki, jak i jej temperamentem twórczym. Wysublimowana metaforyka wierszy nie tylko wyjaśnia poetyckie rozumienie obrazów mistrzów, ale także proponuje Czytelnikowi współudział w ich rozszyfrowywaniu i rozpamiętywaniu.

                Wszechobecna erotyka, bo są to przecież akty kobiece, wzmacnia to wszystko i nadaje nowe sensy rozumieniu dzieł: zarówno dawnych (Tycjana, Tintoretto, Rubensa, Buchera, Goi, Maneta) , jak i współczesnych (Chwistka, Picassa, Łempickiej, Weissa Nowosielskiego), czyniąc je jeszcze bardziej poetyckimi, co Autorce udaje się – podkreślam – bowiem prócz rozbudowanej metafory z zamysłem stosuje także czasowe rozróżnienia językowe.

„(…)Złota nigdy za wiele,/ czas go nie zmitręży,/ uroda dar ulotny,/ wiesz przecież, Zeusie.(…)
„(…)I dziwisz się zapewne, że frymarczę ciałem,/ choć wiem,/ że ciężar zbrodni/ spocznie także na mnie.”(…)
– z wiersza Danae.

                Nieco inaczej więc brzmią zapisy wersów i metafor charakteryzujących sytuacyjność namalowanego przez  Tintoretto aktu Danae, a inaczej współczesnego aktu inspirowanego płótnem Tamary Łempickiej Piękna Rafaela
Madame… pani pozwoli?/ Pracownia tak blisko…/ Szybki szkic mi wystarczy…/ Proszę nie odmawiać.
Rafaela…/ Rafael…/ Gładkie twarze madonn…/ Portrety kobiet zwykłych/ patrzą na mnie z bliska.

La Fornarina/ światłem/ wydobyta z czerni,/ La donna Luti/ różem malowana…
I inne jeszcze były,/ lecz ich nie wymienię,/ bo ty dziś, Rafaelo/ jesteś moją branką.
Twe ciało, Rafaelo,/ dotykiem wypieszczę,/ wypukłości, krągłości/ grą światła i cieni.
Niepokój i żar w tobie/ w niecierpliwych skrętach…/ Tak właśnie się z poczwarki/ wydobywa miłość.

            Warto też zwrócić uwagę na wiersze Autorki inspirowane płótnami Chwistka i Nowosielskiego. W obu przypadkach starała się Ona oddać cechy stylu malarzy. U Chwistka jest to brak dbałości o szczegół (nie widać twarzy, niedbały rysunek dłoni, którą poetka kojarzy z wężem, mocne, dynamiczne uderzenia pędzla – rozbijanie kuli). U Nowosielskiego nawiązanie do ikon,  syntetyczne ujęcie postaci.

            O ikonach się mówi, że są pisane. Forma wiersza M. Cimek-Gutowskiej jest podobnie jak malarstwo Nowosielskiego niezwykle uproszczona. Jest tylko w nim to, co konieczne. „Piękno braku” będące cechą malarstwa mistrza zostaje oddane słowem:    „Wycięta z nadmiaru/ Uproszczona/ Ugrem niekiedy/ rozbielonym/ Pisana?/ Malowana?/ Bez złotego tła/ i rąk złożonych/ ikona/ współczesności/ kobieta/ o rysach/ wschodu/ zanurzona w echu/ odległego śpiewu/ Błogosławione piękno/ braku”.      

                Oczywiście nie sposób nie dodać, że cały tomik jest przede wszystkim smacznym, barwnym i niezwykle duchowym kąskiem także dla każdego poety.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko