Marek Wawrzkiewicz – wiersze

1
1817


Biała laska

Stuk. Delikatny, miarowy, konieczny.
Obcy ludzie, inny gwar, nieznane zapachy,
Obce są nawet płyty chodnikowe.
Przez to wszystko trzeba przejść,
Żeby dotrzeć do niewidocznego celu.

Już nie dziewczyna, już prawie kobieta.
Ile lat w jej kraju trzeba mieć,
By przestać byc dziewczyną?

Zapewne kruczowłosa, ale to domysł,
Bo zasłoniła głowę gęstą chustą.
Być może urodziwa,ale zakryła oczy
I pół twarzy mrocznymi okularami.

Idzie pewnie rozgarniając białą laską
Upalne powietrze Krakowskiego Przedmieścia.

I znika. Jakby ją pochłonęło
Czarne, niewidome słońce.

                                                           Czerwiec, 2019

Podróż

Na bułanych koniach jechaliśmy stępa płytkim potokiem
W stronę zachodzącego słońca. Zdawało się, że płatki
Czerwone z wieczorniejącego nieba spadają nam
Na głowy i ramiona, a potem bez plusku toną
W ledwie szemrzącej wodzie.

Konie niekiedy parskaly jakby  chciały rozproszyć nasze
Bezwolne zamyślenie i czuły bliskość celu. Cel znała też rzeka,
Wiedziała skąd pochodzi i dokąd zmierza.

Było nas troje – ty, ja i ten nieznajomy
W długim, srebrzyście połyskującym płaszczu.
Domyslałem się kim jest i nie śmiałem
O nic pytać. Może widziałem go przed laty
W „Siódmej pieczęci” Bergmana. Prowadził wtedy na wzgórze
Korowód niewinnych a skazanych. Konie pochylały łby,
Złote krople wody spadały im z pysków.

Wiedziałem: za kępą modrzewi, z których osypywały się igły
Będzie zatoczka i łacha ziarnistego piasku.
Wiedziałem – tam zostanę. A ty pojedziesz za nim
Aż do wschodzącego słońca, a potem jeszcze dalej.

A ja zostanę. Obok szkieletu bułanego konia,
Nad wysychającym, niemym strumieniem.
I będe czekał.

A on powróci.

                                                          Marzec, 2019

Posejnele

                                                               Jadzi i Władkowi Snarskim

Las szumi – jakby w oddali przejeżdżał staroświecki pociąg
Zaprzężony w poczciwą lokomotywę. Zamiast niej
Ptaki gwiżdżą. Ścieżką znajomą do bólu
Przechodzi zawiadowca w białym kapeluszu.
Do drzewa uparcie puka dzięcioł trójpalczasty, a ono
Otwiera mu korę. Znad wyniosłych sosen
Spogląda sędziwy Pan Bóg. Zastanawia się
Po co właściwie stworzył komary.
Może po to, żebyśmy pamietali
O marności świata. Ale marność
Nie dotyczy przecież tego miejsca
Przytulonego do nostalgicznego jeziora.
Ryby, łabędzie, ćmy i ludzie
Jednakowo przywykają do spokoju.
Pod wieczór pogawędzimy nieśpiesznie,
Wspomnimy naszych umarłych,
Albo pomilczymy przed snem.
Jeszcze takim zwyczajnym,
Choć poddobnym do wiecznego.
Z nadzieją, że daleko nam do wieczności.

                                                             Czerwiec, 2019

Przychodzą

W samotne wigilie przed północą  odwiedzają mnie
Moje umarłe zwierzęta. Psy i koty patrzą na mnie
Wigotnymi oczami z żalem i wyrzutem. Niemal
Słyszę gdakanie i kwakanie kur i kaczek
Które zjadłem. Jeśli się uważnie wsłuchać
Można rozpoznać nuty marsza żałobnego Chopina.

Majestatycznie podchodzi domownik Igo, owczarek niemiecki,
Podbiega spuszczony z łańcucha Ciapek, lokator budy
Pod jesionami, a za nim Igo numer 2, udający
Brodacza monachijskiego. Potem kot  Buras,
Sprzymierzeniec i przyjaciel psów, elegancki i zdystansowany.
I jeszcze inne koty o zapomnianych imionach.

Nie łaszą się, ale miauczą i skomlą. Nie wiem dlaczego.
Przecież im się nie sprzeniewierzyłem. Zdradę
Zachowałem dla bliźnich i siebie.

Ale nie mam czystego sumienia. Nie pamiętam
Kiedy i jak umarły. Nie znam miejsca ich pochówku.

Zasłaniam oczy. Po omacku nastawiam płytę.
Niech zwierzęcy żal i zgiełk zagłuszy
Placido Domingo śpiewający Lulajże Jezuniu.

                                                   Grudzień, 2018

Terra incognita

Ten upiorny staruch ślęczący nad ledwie
Napoczętą szklanką wódki
Apeluje do mojego zrozumienia.
– Panie, nie wiesz pan jak to jest
I jaka ona była. Nogi od stóp
Tylko do kolan. No, może dwa centymetry wyżej.
Ręce od dłoni do łokci.Plecy
Ledwie w okolicy talii. I tył głowy.
Tyle wolno było dotykać.
A reszta? Domysł, proszę pana!
– Czarna dziura – domyślam się.
– Nie to za bardzo dwuznaczne.
– To może terra incognita? – pytam.
– Może tak. Kolumb myślał, że odkrył
Drogę do Indii. A to była Ameryka.
Wypijmy za zdrowie pomyłkowych odkrywców.

Skończ już, staruchu. Spadnij pod stół
Albo dopij tę wódkę. A jak nie
To ja ją wypiję.

Może coś zrozumiem.

                                                        Czerwiec, 2019

Reklama

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko