Geneza powojennej emigracji Polaków do USA – odzwierciedlenia literackie na tle danych socjologicznych.
Zjawisko emigracji jest przedmiotem badania dla odrębnych dziedzin naukowych : geografowie i demografowie ustalają obecność emigrantów w obrębie różnych społeczności, kulturoznawcy i socjologowie analizują zmiany, jakim ludzie ulegają w nowych środowiskach (oraz wpływ emigrantów na otoczenie społeczne w kraju osiedlenia), psychologowie społeczni dociekają zmian w świadomości, postawach i zachowaniach emigrantów, historycy określają przyczyny wzmożonych przemieszczeń. Dyscyplin badających emigrację jest tak wiele, że współcześnie istnieje potrzeba stworzenia ponad nimi nauki, która integrowałaby wnioski wynikające z różnych badań szczegółowych : „…badania nad emigracją nie są już i nie mogą być prostą sumą równoległych dociekań różnych dyscyplin nauk społecznych, coraz bardziej wymagają one ujęć i metod wielodyscyplinarnych (…) łączą się w bardziej ogólny kierunek badawczy.”[1]
O ile nauka precyzyjnie wskazuje zewnętrzne przyczyny nasilania się fal emigracyjnych, to literatura (zwłaszcza ta o zabarwieniu autobiograficznym) dopowiada bardziej złożone i indywidualne motywy psychiczne. Ujawnia się tu rola dopełniająca literatury emigranckiej w stosunku do dyscyplin naukowych zajmujących się przemieszczeniami ludzi poza granice kraju rodzimego.[2]
Powojenna emigracja Polaków do USA daje się uporządkować w kilka okresów, w których inne motywacje popychały jako dominujące większość opuszczających ojczyznę na stałe. Na wahania w liczebności emigracji miała też wpływ bieżąca polityka władz paszportowych w Polsce oraz wizowa władz amerykańskich.
Emigracja lat 1939 – 1955 pozostawała w ścisłym związku najpierw z II wojną światową, a potem z jej politycznymi konsekwencjami w Polsce. Do Stanów Zjednoczonych przybyło w tym czasie na stałe około dwustu pięćdziesięciu tysięcy Polaków.[3] Więcej niż połowę polskich przybyszów do USA stanowiły osoby, które po zakończeniu II wojny światowej pozostawały w Europie Zachodniej nie chcąc wracać do ojczyzny : żołnierze, jeńcy wojenni, więźniowie obozów koncentracyjnych, robotnicy przymusowi, uchodźcy i.t.p.) Pozostałą część stanowili: przybysze jeszcze z lat wojny, uciekinierzy z kraju przed transformacją ustrojową, Polacy dołączający do rodzin poza ojczyzną głównie w latach 1945-48. Większość wymienionych łączył brak akceptacji dla powojennych przemian ustrojowych w Polsce, dlatego określa się ich mianem emigrantów ideologicznych. Równie często stosowane są nazwy: emigracja „polityczna” lub „wolnościowa”, ze względu na poczuwanie się uczestników do misji wpływania na polityczne losy ojczyzny poprzez działalność w nowym kraju osiedlenia.[4] Józef Wittlin pisał o tej powinności : „Nie możemy dziś niestety troszczyćsię produktywnie o materialne życie ciemiężonego kraju, z tym większą gorliwością winniśmy dbać o rezerwat duchowej kultury polskiej, rozproszony w różnych częściach globu. (…) Już dziś powinniśmy gromadzić w sobie elementy prawd, z którymi zamierzamy wrócić do Polski…”[5] W terminologii literackiej i literaturoznawczej chętnie operuje się terminami „uchodźcy” lub „wygnańcy” (nasuwającymi skojarzenie z Wielką Emigracją, która nastąpiła od 1831 roku), gdyż założeniem wyjazdowym dla wielu nie było docelowe osiedlenie w USA, lecz przeczekanie niekorzystnej sytuacji politycznej w Polsce i po jej zmianie powrót do ojczyzny.[6] Już przełom lat czterdziestych i pięćdziesiątych pokazał, że szybkich zmian politycznych w Europie nie będzie i „przeczekanie” może przekształcić się w dożywotni pobyt w Stanach Zjednoczonych.
Literackie przedstawienie położenia społecznego i psychicznego Polaków, którzy końca wojny doczekali poza granicami ojczyzny, znajdujemy w powieści Tadeusza Nowakowskiego Obóz Wszystkich Świętych (1957), tematykę rozwija i dopełnia powieść Danuty Mostwin Dom Starej Lady (1958). Z obu utworów wynika, że decyzja pozostania na emigracji nie przychodziła łatwo, gdyż Polacy w Europie Zachodniej byli dla tamtejszych państw mieszkańcami nastręczającymi problemy – oczekiwali pomocy materialnej i pokierowania w celu uzyskania stabilizacji. T. Nowakowski w swojej powieści pokazał pobyt Polaków, byłych jeńców wojennych i więźniów, w specjalnym obozie na terenie Niemiec w latach 1945 – 1947. Ich położenie można nazwać „życiowym zawieszeniem”. Od Niemców odgrodzeni byli murem nienawiści, wzajemnie wikłali się w konflikty i nadużycia, do Polski wracać nie chcieli. Oczekiwali więc na przybycie specjalnej komisji rekrutacyjnej na wyjazdy do USA lub innych państw. W tym czasie przedstawiciel Organizacji Narodów Zjednoczonych do Spraw Pomocy i Odbudowy (UNRRA) namawiał ich na powrót do kraju rodzimego posługując się niewybredną argumentacją, np. „…kto dawniej był górnikiem, teraz będzie sztygarem, a kto był sztygarem, może objąć dyrekcję kopalni.”[7] Obietnice awansów społecznych i wszelakich preferencji materialnych skutkowały słabo : „Na półtora tysiąca mieszkańców obozu zapisało się niespełna sto osób.” [8] W jeszcze trudniejszej sytuacji byli Ślązacy, którzy w czasie wojny trafili do Wermahtu pod administracyjno-polityczną presją, a nie bardzo mieli ochotę na dalsze potwierdzanie niemieckiej tożsamości. Ich wewnętrzne rozdarcie w czasie wojny i po jej zakończeniu przedstawił Janusz Nowak w powieści Intymne zwierzenia emigranta (1998). Dla tych ludzi najwygodniejszym odcięciem się od powikłań tożsamości była emigracja do Ameryki: „W obozie jenieckim (…) jedni chcieli wracać do swych rodzin na terenach będących pod wpływami wojsk sowieckich w Europie Wschodniej. Inni zaś byli temu zdecydowanie przeciwni i oświadczali, że nigdy pod wpływy rządów komunistycznych nie pojadą. Raczej pozostaną na miejscu lub wyemigrują gdziekolwiek do krajów zachodnich, oby jak najdalej od komunistycznej zarazy!” [9] Pod koniec 1947 roku w Europie Zachodniej znajdowało się ponad milion byłych żołnierzy polskich, a obecnie uchodźców z ojczyzny znajdującej się pod kontrolą Związku Radzieckiego. Najwięcej we Francji – około pół miliona, potem w Niemczech – około ćwierć miliona i sporo również w Anglii – około 130 tysięcy. [10] Ponad drugie tyle Polaków pozostawało tuż po zakończeniu wojny w trzech strefach okupacyjnych Niemiec i Austrii : amerykańskiej, angielskiej i francuskiej, jako byli przymusowi robotnicy , jeńcy wojenni i więźniowie obozów koncentracyjnych – razem 1 mln 200 tysięcy. Łączna liczba Polaków, którzy po zakończeniu wojny pozostawali w Europie Zachodniej wynosiła powyżej 2 milionów 200 tysięcy. [11]
Na Zachodzie szybko zapomniano o zasługach Polaków w wojnie, w tym o udziale w wyzwoleniu krajów tamtego obszaru. Już konferencje w Teheranie (1943) i w Jałcie (1945), a za nimi Układ Poczdamski (1945), wyznaczyły stosunek państw zachodnioeuropejskich i z nimi również Stanów Zjednoczonych do spraw polskich na okres powojenny. Polacy, którzy nie chcieli powrócić do ojczyzny (lub z niej uciekali choćby przez „zieloną granicę”) traktowani byli jako „goście” kłopotliwi. W krajach zachodnioeuropejskich prowadzono zorganizowane akcje agitacyjne (w prasie, ulotkach, przemówieniach publicznych), których celem było nakłonienie Polaków, aby powrócili do kraju macierzystego. Chętnym do powrotu ofiarowywano pomoc, na przykład udostępniając w Anglii okręty, a na terenie Europy pociągi. Zapis takich działań na terenie Niemiec znajdujemy we wskazanej powieści T. Nowakowskiego, w Anglii w związku z działaniami rządowymi ironizował Marian Hemar w Satyrach patetycznych. [12] Pomoc, jakiej udzielano Polakom decydującym się na pozostanie poza ojczyzną, wyraźnie klasyfikowała ich do obywateli „drugiej kategorii”. W Niemczech przetrzymywano nawet przez kilka lat byłych żołnierzy w obozach z czasów III Rzeszy, teraz zmodyfikowanych do nowych warunków i celów. Przez ograniczenie wolności osobistej, oficjalnie uzasadniane zagrożeniem konfliktami z miejscową ludnością, próbowano „skruszyć” zwlekających z powrotem do Polski. Dla podporządkowanych zapewniano oprócz bezpłatnego transportu również zasiłki pieniężne, mające pomóc w pierwszych tygodniach po przekroczeniu granicy. Niegościnna była Francja, pomimo dobrej dziewiętnastowiecznej tradycji emigracji polskiej w tym kraju – dyskryminacja odbywała się przez brak odpowiedniej do wykształcenia pracy i utrudnienia legalizacyjne. Czesław Miłosz, uzasadniając w Widzeniach nad Zatoką San Francisco (1969) swoją decyzję przemieszczenia w 1960 roku z Francji (w której przeżył kilkanaście lat) do USA, akcentował ignorancję miejscowych kręgów kulturalnych wobec jego kompetencji literaturoznawczych, brak stabilności zawodowej i dotkliwe poczucie obcości : „ …wyjazd do Ameryki oznaczał dla mnie uwolnienie się od literackich honorariów jako jedynego możliwego źródła zarobku.”[13] Podkreślał brak zadomowienia i nieustające poczucie obcości we Francji: „ …można tam być albo Francuzem, albo cudzoziemcem”.[14] Skoro utalentowany pisarz i publicysta nie znalazł sobie w kraju nad Sekwaną stałego miejsca (nota bene zanim został emigrantem, był tam kilka lat dyplomatą reprezentującym Polskę, a więc miał czas i możliwości w pozyskaniu wpływowych znajomości), tym bardziej było to trudne dla przeciętnych uchodźców bez znaczących kontaktów społecznych, często też ze słabą znajomością języka francuskiego. Jeżeli już zostawali, to przeważnie aby utrzymywać się z ciężkiej pracy fizycznej w fabrykach i kopalniach. W Anglii nieco więcej zrobiono dla pozostających. W lecie 1946 roku władze zdecydowały o powstaniu Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia, który wchodził w skład Armii Brytyjskiej.[15] Szybko okazało się, że ta szansa na kontynuowanie służby wojskowej jest pozorna. Korpus zawiązany został tymczasowo, dla szybkiego nakłonienia Polaków do wyjazdu, albo – w razie pozostania, w celu umożliwienia im pracy cywilnej tam, gdzie zgłaszano duże zapotrzebowanie, czyli przeważnie… w charakterze niskokwalifikowanych robotników fizycznych, w zawodach niebezpiecznych dla zdrowia oraz niskopłatnych. Dodatkowym sposobem na pozbywanie się Polaków z Europy Zachodniej, było informowanie o możliwościach wyjazdowych do Ameryki lub Australii i perspektywach zadomowienia się tam. W tych ostatnich działaniach aktywnie uczestniczyła polska prasa emigracyjna na Zachodzie, wskazując w dalszych przemieszczeniach rozwiązanie problemu złych perspektyw na starym kontynencie. Starała się kierować głównie tam, gdzie już istniały ogniska polonijne (np. USA, Kanada, Argentyna), aby rozwijać status „polityczny” naszej emigracji i nie dopuścić do nadmiernego rozproszenia po świecie, zagrażającego całkowitą utratą jej wpływów politycznych oraz przyjęciem roli „zarobkowej”. Przemieszczenie się z Europy do Stanów Zjednoczonych nie było tylko kwestią wyboru – dopiero w 1948 roku władze tego kraju ustaliły na podstawie Displaced Persons Act dla przybyszów z Europy kwotę migracyjną 205 tysięcy osób na najbliższe dwa lata, która w praktyce została znacznie przekroczona.[16]
Działania państw zachodnioeuropejskich wynikały z konkretnych powodów ekonomicznych i politycznych (dotyczących ochrony interesów społeczności rodzimych), pomijały za to stronę moralną – zrozumienie dla psychicznego i ideowego położenia polskich displaced persons po Jałcie, nie wykazywały solidarności w związku ze wspólnym do niedawna wysiłkiem w pokonaniu wroga.
Do displaced persons w Europie Zachodniej dołączali też powojenni uciekinierzy bezpośrednio z Polski. Do tej drugiej grupy należy powieściopisarka Danuta Mostwin. Dla D.Mostwin zarówno służba męża w Armii Krajowej, jak pozostanie ojca (pułkownika w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie) po zakończeniu wojny w Anglii, nie rokowały dobrego życia w Polsce powojennej. Na Zachód przedostała się z matką i mężem w 1945 roku przez „zieloną granicę”. Powody, dla których żołnierze Armii Krajowej oraz ich rodziny nie mogli cieszyć się w pełni z ustępowania Niemców i końca wojny, wyjaśnia powieść Nie ma domu (1996). Przedstawia okoliczności i motywy ucieczek z ojczyzny. Wraz z przyjściem Armii Czerwonej następowały aresztowania oficerów AK, śledzono osoby podejrzane o związki z londyńskim ugrupowaniem politycznym : „Wielu zostało wywiezionych, torturowanych, zamordowanych.”[17]
Uczestnictwo D. Mostwin w powojennej sytuacji emigrantów polskich na Zachodzie (konkretnie w Anglii) wpłynęło na powstanie utworu Dom starej lady. Przedstawiła w tej powieści powojenne próby adaptowania się Polaków w Anglii, korzystając z obserwacji i z osobistych doświadczeń. Emigracja przeważnie pozbawiała ludzi ich przedwojennego statusu społecznego i zawodowego, zmuszała do uciążliwych zabiegów o uzyskanie minimum socjalnego – nierzadko w oparciu o przekwalifikowanie oznaczające skrajną degradację zawodową. W utworze przewijają się generałowie pracujący w hotelach jako portierzy, inteligencja z wykształceniem wyższym imająca się rzemiosła i przeróżnych prac fizycznych. Poza legalizacją pobytu Anglia niewiele miała do zaproponowania emigrantom z Polski. Ich zły status materialny w połączeniu z wyobcowaniem społecznym powodowały, że kraje Europy Zachodniej były dla wielu tylko przejściowym oparciem i przy pierwszej nadarzającej się okazji wędrowali dalej. Tytułowy „dom” (należący kiedyś do „starej lady”, zakupiony przez rodzinę polskich emigrantów) pozwala scharakteryzować nie tylko jego mieszkańców, ale również gości i inne osoby z kręgu londyńskich znajomych. Pierwszoosobowa narratorka i zarazem eksponowana postać powieści, wraz ze swoją rodziną, wydaje się należeć do uprzywilejowanej grupy emigracji powojennej. Są razem, co już stanowi duży plus w stosunku do wielu innych, miotających się psychicznie między niechęcią powracania do kraju, a tęsknotą za najbliższymi, którzy tam pozostali. Innym przywilejem jest posiadanie domu na własność, sprawa nieosiągalna przez wiele lat dla większości przybyszów. Ten dom wpływa na ogólną sytuację życiową, bo dostarczając skromnych dochodów czynszowych od lokatorów, zapewnia rodzinie elementarną ochronę socjalną bez konieczności podejmowania przypadkowych prac fizycznych, a takie właśnie były dostępne dla emigrantów niezależnie od ich wykształcenia i pozycji w Polsce. Problem tkwił jednak w wegetacji bez celu pozwalającego wykazać swoją wartość osobową i rozwój duchowy. Rola drobnomieszczańskich rentierów nie odpowiada nikomu z rodziny. Są poza tym zmęczeni atmosferą marnych perspektyw i niedostosowania społecznego, która trwa wokół lokatorów i innych znajomych rodaków. Emigrant w stopniu pułkownika narzeka : „Po tylu latach służby w wojsku, po frontach, po niewoli, mam się uczyć rzemiosła szewskiego!”[18]Narratorka udręczona brakiem niezależności i dbałością o dom pełen ludzi wykazuje symptomy znerwicowania : „To na to się uczyłam tyle lat, na to wysiadywałam nad książką nocami (…) żeby teraz w takim poniżeniu na klęczkach podłogę pastować ? (…) … wygódki czyszczę, brudy w łazienkach po ludziach ścieram, łóżka ścielę, śmiecie wynoszę.(…) Gdzie przyszłość ?” [19] W sytuacji braku interesujących perspektyw rozwojowych w Anglii i przy uznaniu możliwości powrotu do ojczyzny za niekorzystną czy nawet niebezpieczną, bardzo wielu emigrantów podejmowało decyzję przemieszczenia do jeszcze innego kraju (brano pod uwagę głównie państwa pozaeuropejskie – Argentynę, Australię, USA, Kanadę). W powieści D. Mostwin znalazła się wśród nich również narratorka ze swoją rodziną, czyli literaccy odpowiednicy autorki i jej najbliższych na emigracji. Dom starej lady jest bowiem nie tylko powieścią realistyczną, lecz również utworem autobiograficznym : „W książce tej notowałam akcje na gorąco. Wydarzenia, fakty, żywe słowa żywych ludzi. Było to nie zamierzone, pierwsze moje badanie emigracji. Starałam się utrwalić okres, w którym zdemobilizowane wojsko polskie (…) stanęło przed dylematem : wracać czy nie wracać?”[20] Kilkuletni pobyt w Anglii nie przyniósł bohaterom Domu starej lady ani asymilacji społecznej, ani zadowolenia z życia. W końcu, podobnie jak tysiące innych displaced persons w Europie powojennej, podjęli decyzję emigrowania na stałe do Stanów Zjednoczonych.
Przemieszczenia emigrantów powojennych do Stanów Zjednoczonych wskutek niezadowalającej adaptacji w Europie Zachodniej w większości nastąpiły do roku 1960, ale jeszcze później zdarzały się przypadki korzystania przez Polaków z amerykańskiej ustawy z 1948 roku (Displaced Persons Act) i jej wersji poszerzonej z 1953 roku (Refugee Reliect Act). [21]
Lata 1956 – 1979 obejmują drugi etap powojennej emigracji Polaków do USA. W okresie tym na osobną uwagę zasługuje fala wyjazdowa polskich Żydów z lat 1968 – 1969 (łącznie blisko 20 tysięcy, w tym kilka tysięcy do USA).[22] Duża jej część osiedliła się w Izraelu, reszta rozproszyła się po innych krajach, wśród których Stany Zjednoczone były na poczesnym miejscu (zwłaszcza inteligencja żydowska często wolała wyjazd za ocean od powrotu do Izraela).
Poza wyodrębnieniem fali żydowskiej dalsze różnicowanie emigracji z lat sześćdziesiątych i z lat siedemdziesiątych, choć w tak długim okresie czasu wiele się zmieniło w USA i w Polsce, nie wydaje się konieczne. Podstawą uproszczenia jest między innymi fakt, że ilość emigrujących z Polski do USA na stałe w całym wskazanym ćwierćwieczu wyniosła około stu tysięcy osób.[23] Stany Zjednoczone równolegle do legalizowania pobytu powojennych emigrantów z Europy zachodniej ustawą Displaced Persons Act pozostawały krajem względnie zamkniętym na przyznawanie prawa stałego pobytu bezpośrednim przybyszom z Europy Wschodniej, a w Polsce dość niezmiennie trwała polityka paszportowa hamująca wyjazdy do państw kapitalistycznych. „Odwilż” 1956 roku otworzyła granice dla chętnych do emigracji na krótko, formalnie zresztą deklarowali oni najczęściej czasowy pobyt za granicą u rodziny albo znajomych, a po wyjeździe „zmieniali plany”. Na pewno okres ten ułatwił połączenia rodzinne, jeszcze niedawno stanowiące niewystarczające uzasadnienie dla uzyskania paszportu. Od końca 1958 roku nastąpiło ograniczenie w wydawaniu paszportów i tak pozostało przez cały okres rządów Władysława Gomułki. Paszportów wydawano więcej niż za Bolesława Bieruta, ale znów stały się przywilejem przeznaczonym dla ludzi „pewnych” (z przewrotnym wyjątkiem dla tych obywateli, których władza ludowa chętnie pozbywała się ze społeczeństwa, a nie chciała ich po prostu uwięzić ze względu na groźbę oskarżenia przez opinię światową o powrót do metod stalinowskich): „ …przestały być konstytucyjnie gwarantowanym dokumentem, stały się zaś przedmiotem kary lub nagrody”.[24]Pewną rolę w hamowaniu emigracji odegrała też propaganda komunistyczna, uporczywie zwracająca uwagę na faktyczne lub wyolbrzymione złe strony życia w kapitalizmie. W latach 1956-1980 w USA przebywało okresowo (najczęściej od kilku miesięcy do kilku lat) około 400 tysięcy Polaków, a więc kilkakrotnie więcej niż osiedlających się na stałe.[25]Wskazana wyżej polityka wizowa USA i polityka paszportowa PRL wyjaśniają sprawę zaledwie częściowo. Niemniej ważne wydają się szanse Polaków na „małą stabilizację” w kraju lat sześćdziesiątych, a potem wzrost konsumpcji umożliwiony w czasie rządów Edwarda Gierka w latach siedemdziesiątych. Potencjalny emigrant docierający do USA, po pobycie trwającym od kilku miesięcy do kilku lat dochodził do wniosku, że zdobyte za oceanem środki finansowe pozwolą mu na zadowalające życie w Polsce zamiast pokonywania długotrwałych trudów pełnej adaptacji w obcym kraju. Takiemu myśleniu sprzyjała potężna siła nabywcza dolara w Polsce. Pożądane stały się więc wtedy emigracje czasowe, których celem było przywiezienie jak największej ilości dolarów do Polski. W literaturze tego okresu nie ma zbyt wielu zapisów, które mogłyby dać podstawę do wnikliwych analiz możliwości i zagrożeń losu emigranta. Wypada żałować, że tak znakomity pisarz jak Leopold Tyrmand, po wyemigrowaniu na stałe do USA w 1966 roku, nie podjął wysiłku powieściowego zilustrowania losów emigracji polskiej z tamtych czasów. Do pewnego tylko stopnia taką rolę pełnią wypowiedzi publicystyczne, zebrane w tomie Porachunki osobiste (2002).[26] Przypadek Tyrmanda nie jest typowy dla ogólnego obrazu emigracji z lat sześćdziesiątych. Pisarz należał do nielicznych intelektualistów, którzy uporczywie i konsekwentnie nie kryli swojej antypatii do komunizmu : „W połowie roku 1950 Tyrmanda wyrzucono z „Przekroju”. Uchodził już wtedy za kontestatora, protestującego zachowaniem i wyglądem zewnętrznym przeciwko szarej uniformizacji społeczeństwa. W sprawozdaniu z turnieju bokserskiego, na który ekipa radziecka przywiozła swoich sędziów, Tyrmand przemycił łatwo czytelny sarkazm i ironię. Usunięto go za to nie tylko z redakcji, ale i ze Związku Zawodowego Dziennikarzy Polskich, co zazwyczaj oznaczało koniec wykonywania zawodu.”[27] „Odwilż” lat 1955 – 58 tylko na krótko zapewniła mu swobodę twórczą (stał się wtedy słynny dzięki powieści Zły, wydanej pod koniec 1955 roku). Nadal ujawniana wyraźnie przez pisarza postawa antykomunistyczna szybko zahamowała samorealizację zawodową – już w 1958 roku został ponownie „odstawiony na boczny tor” i nie mógł liczyć ani na wydawnictwo nowych utworów, ani na wznowienia wcześniejszych: „… przed rokiem skończyłem powieść na zamówienie (…) „Czytelnik” zapłacił i nie wydał : właśnie zaczynała się gomułkowska kontrreformacja …” [28] Od tej pory L.Tyrmand utrzymywał się z dorywczych zleceń i długo ubiegał o umożliwienie wyjazdu za granicę : „… dla mnie paszport był już obsesją. (…) Rosła we mnie irracjonalna wiara w powiązanie paszportu z sensem istnienia.”[29] Paszport uzyskał i wyjechał bezpowrotnie w 1965 roku. Decyzja emigrowania była przy jego zdecydowanych poglądach antykomunistycznych i świadomości, że skazują go one w PRL na milczenie twórcze oraz wegetację materialną (jak sam napisał metaforycznie „…na karę śmierci”[30]) , aktem determinacji i wiary, że w innych warunkach politycznych może jeszcze osiągnąć sukces życiowy. Polityczny charakter emigracji L.Tyrmanda nie reprezentuje szerokiej grupy podobnych. Sam Tyrmand pisał : „Polacy (…) już nie protestują, boją się strawić resztę życia na protestowaniu, rezygnują i cieszą się minimalnym – westernami, big-beatem, Dziedzicówną, Kydryńskim.”[31] Restrykcje polityczne dotykały nielicznych, którzy nagłaśniali swój antykomunizm (np. Marek Hłasko, Janusz Szpotański). Wzrost konsumpcji w latach siedemdziesiątych tym bardziej nie sprzyjał sile opozycji politycznej. Do głosu doszło młode pokolenie, zaadaptowane w warunkach społecznych PRL i potrafiące czerpać z niego korzyści. System coraz więcej proponował materialnie, coraz bardziej liberalizował się politycznie, nieustannie dawał ludziom stabilne zatrudnienie, także możliwość kształcenia się i awansu społecznego młodzieży pochodzenia robotniczego i chłopskiego. W tej sytuacji opozycja polityczna stanowiła zjawisko marginalne społecznie, zwiększyła zasięg dopiero pod wpływem załamywania się sytuacji ekonomicznej (na tym podłożu wyrosła siła „Solidarności”).
Do utworów literackich, które pokazują typowe motywacje wyjazdowe Polaków z Polski lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych należą napisane na emigracji powieści D.Mostwin : Ja za wodą, ty za wodą (1972) i Odchodzą moi synowie (1977). Obie przedstawiają emigrację z PRL jako wybór, nie zaś jako konieczność. Pierwsza pokazuje, na tle Polonii osiadłej w USA po wojnie, stypendystów naukowych przybywających z PRL – dr Adama Ketlera i dr Joannę Janiak. Obydwoje wracają do ojczyzny po czasie określonym przez stypendia, są przy tym bogatsi od przytłaczającej większości rodaków w ojczyźnie o świadomość obustronnych pozytywnych i negatywnych różnic między życiem w Polsce i w Ameryce. Utwór dobrze pokazuje strategię wyjazdową typową dla Polaków przebywających w USA okresowo, którą szczególnie wyraźnie reprezentuje dr Ketler : „Problemem moim jest tak wygospodarować otrzymywaną sumę stypendium, abym pod koniec pobytu mego w Stanach dysponował wystarczającą kwotą na kupno samochodu”.[32]Wypowiedź ta (jeśli zamienić w niej słowo „stypendium” na „zapłata za pracę”), mogłaby służyć jako motto wyjazdowe dla większości z blisko miliona Polaków, którzy przebywali w Stanach Zjednoczonych okresowo gdzieś między końcem lat pięćdziesiątych a końcem lat osiemdziesiątych. Ilustruje „dolarowy paradoks” – stypendialne roczne oszczędności z USA mogły wystarczyć w Polsce na zakup samochodu, roczna praca fizyczna na zakup mieszkania, ale odłożenie takich kwot z ówczesnych przeciętnych pensji krajowych nie było możliwe w ciągu wielu lat. Ketler stanowi przykład Polaka-intelektualisty, przystosowanego do socjalizmu realnego. Jest człowiekiem wykształconym, obytym i inteligentnym, a więc potrafi zrozumieć principia i subtelności różnicujące kapitalistyczny Zachód od komunistycznego Wschodu. Kieruje się konformizmem – do dalszego życia wybiera warunki lepiej przez siebie rozpoznane i kontrolowane, czyli Polskę. W ten właśnie sposób myślała większość Polaków mających styczność z USA w czasach dojrzałego PRL, również ci usytuowani społecznie w ojczyźnie zupełnie przeciętnie nie mieli ochoty rewolucjonizować swojego życia osobistego i zawodowego, przestrajać się mentalnie, podejmować potężnego wysiłku adaptacyjnego. Znacznie prostszy był powrót do ojczyzny i ułatwione życie w niej dzięki przywiezionym dolarom.
Dla części Polaków z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych Ameryka była jednak obiektem marzeń jako kraj zadomowienia. Działał tu z jednej strony mit „ziemi obiecanej”, który Stany Zjednoczone zdawały się najlepiej spełniać, z drugiej strony niezadowolenie z indywidualnego usytuowania społecznego w PRL, często sprzężone z rozczarowaniami życiem osobistym. Wyjazd do Ameryki na stałe jawił się wtedy jako otwarcie lepszej perspektywy życiowej. „Ci, którzy emigrowali do Ameryki, najczęściej wyobrażali ją sobie nierealistycznie. (…) Jest to magnes pociągający, jak błędne ogniki, a czasem, jak miraże na pustyni, jak sny niespełnione, które w Ameryce staną się rzeczywistością.”[33] Ten sposób myślenia pokazała D.Mostwin u Moniki – głównej bohaterki literackiej powieści Odchodzą moi synowie : „Ja moich dzieci tu nie zostawię. Ja je wywiozę. Wcześniej czy później.”[34]Gdy udaje jej się wyjechać do USA, gotowa jest dla legalnego pozostania tam przyjąć metodę „cel uświęca środki”, co w jej przypadku oznacza rozwód z mężem pozostającym w kraju (byli umówieni, że dojedzie do USA po upływie roku) i związanie się ze znacznie starszym Amerykaninem. Ta zaradna i myśląca praktycznie osoba nie wzięła jednak pod uwagę, że „… nie jest możliwe opuszczeniekraju bez zabrania ze sobą całego siebie, z całym bagażem duchowym, który nie odłączy się do końca życia i przypomni o sobie.”[35] Sprawa rozbieżności między założeniami wyjazdowymi a późniejszymi osiągnięciami to już jednak problem odrębny od genezy emigracji.
Ja za wodą… i Odchodzą moi synowie są powieściami o emigracji, zarazem utworami psychologicznymi – pokazują, jak decyzje trwałego przesiedlenia zależały między 1956 a 1979 rokiem najwięcej od splotu spraw indywidualnych : jednostkowego usytuowania społecznego w kraju, osobowości, stopnia zadowolenia z życia osobistego, powiązań rodzinnych z USA, a także od subiektywnych wyobrażeń o możliwościach samorealizacji w ojczyźnie i za oceanem. Równocześnie autorka nie pominęła tendencji ogólnej emigracji z PRL – przystosowanie się Polaków do życia w nowych warunkach ustrojowych w ojczyźnie przesunęło wyjazdową motywację polityczną na plan drugi, wypierając ją ekonomiczną. Dlatego w swoich pracach socjologicznych nazywa większość emigrantów z PRL „konsumentami”.[36] Uznaje tą nazwą ekonomiczne powody emigracji Polaków z PRL, a zarazem różnicuje ją silnie od wyjazdów „za chlebem”, typowych od połowy XIX wieku do pierwszej wojny światowej i czasem jeszcze w okresie międzywojennym.
Literackim załącznikiem do emigracji żydowskiej z lat 1968 – 1969 jest Pamiętnik Jetty Jadwigi Kopery (1987). Narratorka-bohaterka pisze uzasadniając opuszczenie Polski: „ … często słyszę słowa: Jedź do Palestyny! (…) Dlaczego Żydów nazywa się syjonistami ? Jeśli nawet są Żydzi pragnący mieć własny kraj, to czy takie myślenie można uznać za przestępstwo ? (…) Polska staje się mi obca. Ale tak nie jest. To podli ludzie sprawiają, że zaczynam tak myśleć. (…) Na dworcu stało kilku pijaków, którzy na mój widok zaczęli coś mówić o Żydach (…) Po wymianie zdań omal nie doszło do rękoczynów”.[37] J.Kopera zdecydowała się na wyjazd do Stanów Zjednoczonych, w których uzyskała pomoc adaptacyjną ze strony gminy żydowskiej.
Żydzi wyjeżdżający z Polski od roku 1968 mogą mówić, że sytuacja społeczna stała się dla nich trudna, gdyż bieżąca polityka antysyjonistyczna sprzęgła się z uprzedzeniami uśpionymi po wojnie, ale przecież gruntowanym przez wieki – do Żyda jako obcego, intruza rażącego odmiennością. Zamknęły się przed nimi awanse społeczne i zmniejszyło prawdopodobieństwo atrakcyjnej pracy. Ideologia komunistyczna przez ponad dwadzieścia lat po wojnie nie godziła w Żydów. Mieli dostęp do wpływowych stanowisk politycznych i administracyjnych, intelektualiści żydowscy odgrywali znaczącą rolę w życiu naukowym i kulturalnym PRL. Stali się „źle widziani” wraz z niesprzyjającą im koniunkturą polityczną końca lat sześćdziesiątych.
Wskazane utwory Leopolda Tyrmanda, Danuty Mostwin, Jadwigi Kopery, pokazują różne motywacje wyjazdowe Polaków do USA w latach 1956 – 1980. Przeważały pobudki ekonomiczne, choć częsta była domieszka politycznych (już nie tak skrajne jak u emigracji powojennej negowanie ideologii komunistycznej, ale jednak niezadowolenie z ograniczeń światopoglądowych i społecznych w stosunku do państw zachodnioeuropejskich i USA). Mniejsza część emigrantów z tego czasu może mówić o pierwszoplanowym wpływie polityki na ich decyzję przesiedlenia do USA na stałe – dotyczy to znikomej ilości osób, które podobnie jak L.Tyrmand otwarcie ujawniały niechęć do komunizmu i silny krytycyzm wobec konkretnych przedstawicieli władzy, oraz ludności pochodzenia żydowskiego pod koniec lat sześćdziesiątych, niezależnie od jej wcześniejszego usytuowania społecznego i związków z komunizmem.
Lata 1981 – 1989 upłynęły pod znakiem wyjątkowo wzmożonej emigracji Polaków do różnych państw świata. Dane na temat ilości Polaków, którzy w dekadzie lat osiemdziesiątych opuścili ojczyznę na okres dłuższy niż rok, wskazują na liczbę przekraczającą 1 milion 300 tysięcy! Dodatkowo ponad 1 milion 100 tysięcy Polaków zaliczyło wtedy czasowe pobyty za granicą do 12 miesięcy.[38] Na liście krajów uznanych przez Polaków za atrakcyjne do emigrowania przodują RFN i USA. „Wyjeżdżali ludzie młodzi, w wieku produkcyjnym, przygotowani zawodowo, mobilni zawodowo i aktywni. Ubytek ludności w latach 1980 – 1989 był tak wielki, że w latach 1988 – 1989 przewyższał przyrost naturalny.”[39] Nigdy wcześniej emigracja przybierająca charakter masowy nie miała tak poplątanej i wieloaspektowej genezy. Ogólnym podłożem była dezintegracja polityczna i ekonomiczna PRL. Ani jednak bieda w Polsce „kartkowej” nie była tak dotkliwa jak ta w XIX wieku, ani represje polityczne tak silne jak w czasach stalinowskich. Rozgoryczenie i niezadowolenie Polaków brało się z rozbudzonego w okresie gierkowskim apetytu na styl i poziom życia nawiązujący do standardów światowych. Nieprzypadkowo Edward Redliński w Dolorado (1994) nazywa złośliwie tę emigrację „szynkową”.[40] Motywacja ekonomiczna nabierała znaczenia coraz bardziej dosłownego w miarę upływu lat osiemdziesiątych, gdy postępowała nie tylko dezintegracja polityczna PRL, ale równolegle pogłębiał się kryzys ekonomiczny (trudności w zaopatrzeniu, wzrastająca inflacja). Cele materialne jednak nie były jedynymi ważnymi dla wielu emigrantów z ostatniej dekady Polski Ludowej. Byli wśród nich liczni ludzie o zapleczu materialnym, na osiągnięcie którego w USA przy dobrej pracy trzeba poświęcić kilkanaście lat życia (przy czym ze względu na niekorzystną różnicę w kursie dolara i złotówki ich majątki spieniężone w Polsce nie dawały się „odtworzyć” w Stanach Zjednoczonych). Zbigniew Kurcz w artykule Jaka jest dziś polska emigracja? wyodrębnia następujące jej typy z lat osiemdziesiątych : polityczną, ekonomiczną, konsumpcyjną, kreacyjną, społeczno-kulturową, etniczną, patologiczną, „quasi – emigrację”.[41] Z wymienionych grup nie dotyczyła wyjazdów do USA emigracja etniczna, obejmująca przede wszystkim Ślązaków wyjeżdżających na stałe do Republiki Federalnej Niemiec, w oparciu o wykazane powiązania narodowościowe. Pozostałe grupy były wyraziście reprezentowane przez Polaków wyjeżdżających do Stanów Zjednoczonych.
Emigracja polityczna do różnych krajów świata obejmowała wg Zb.Kurcza około 30 tysięcy osób, jeśli zastosujemy najogólniejszą jej formułę, tzn. brak akceptacji dla ustroju politycznego w ojczyźnie jako główny powód osiedlenia poza jej granicami.[42] Gdyby formułę zawęzić do prześladowań osobistych, wówczas należałoby ilość emigrantów politycznych z lat osiemdziesiątych ograniczyć do internowanych w czasie stanu wojennego lub podlegających innym wymiernym restrykcjom w związku z działalnością antykomunistyczną. Ale przecież emigracja powojenna również w dużej części składała się z ludzi, którzy nie byli osobiście napiętnowani i już ich awersja ideowa do nowego systemu oraz ogólne obawy dotyczące przyszłości wystarczały, aby uznać w nich uchodźców politycznych. Musimy tu zadowolić się danymi szacunkowymi, gdyż precyzyjne rozgraniczenie dominujących motywacji wyjazdowych jest niemożliwe. W badaniach D.Mostwin w 1984 roku, aż 47 % emigrantów polskich w USA z lat 1970 – 1984 nazwało się politycznymi, co jednak nie oznacza, że wszyscy byli nimi rzeczywiście.[43]
Adam Lizakowski – polsko-polonijny poeta, prozaik i publicysta, choć wyjechał z Polski niedługo przed stanem wojennym i już po jego ogłoszeniu dotarł legalnie do Stanów Zjednoczonych przez obóz dla uchodźców z Austrii, nie uważa się za emigranta politycznego i wskazuje na nadużywanie tego uzasadnienia wśród opuszczających ojczyznę : „Motywacje (…) były ekonomiczne, choć niektórzy z nas po ogłoszeniu stanu wojennego w Polsce, starali się i otrzymali status emigrantów politycznych na Zachodzie.(…) W biurach obozowych składaliśmy bardziej lub mniej prawdziwe zeznania (…) Nie była to najciekawsza forma zapierania się ojczyzny, ale jedyna, która obiecywała dalszy ciąg podróży …”[44] Amerykanie w okresie stanu wojennego i kilka lat po jego zakończeniu dawali oficjalny azyl, a za nim prawo stałego pobytu, nie tylko osobom docierającym przez europejskie obozy dla uchodźców, ale również przyjeżdżającym z wizą turystyczną, o ile uzasadniali jej przekroczenie prześladowaniami politycznymi w ojczyźnie : „We wczesnych latach osiemdziesiątych wielu „wakacjuszy” zdobyło pobyt stały występując o azyl polityczny. Postępowanie prawne w tych przypadkach było dość skomplikowane. Trzeba było między innymi udowodnić, że się było prześladowanym przez reżim i wielu aplikantów – przy pomocy sprytnych adwokatów i za ciężkie pieniądze – fabrykowało różne historie, przedkładając na przykład Bóg wie skąd wzięte zaświadczenia o pobycie w polskim więzieniu i doznaniu tamże obrażeń cielesnych”.[45] Otwarcie Stanów Zjednoczonych przed uchodźcami politycznymi z Polski w latach osiemdziesiątych (zwłaszcza w okresie 1981-84) przyczyniło się do manipulowania przez emigrantów danymi o swojej przeszłości i motywacji wyjazdowej. Dopisywanie sobie w biografii zaangażowania politycznego i działań opozycyjnych podnosiło też polonijny prestiż towarzyski. Wyjeżdżający z przyczyn jednoznacznie politycznych stanowili wtedy w stosunku do ogółu emigrujących zdecydowaną mniejszość. Zasadniczo polityka paszportowo-wizowa PRL-u wciąż nastawiona była na ścisłą kontrolę ruchu wyjazdowego i hamowanie emigracji. W drodze wyjątku zdarzały się przypadki odwracania tej polityki wobec działaczy Podziemia: „…komuniści ze strachu o swoje lukratywne posady, zaczęli elementom antysocjalistycznym paszporty dawać, a co poniektórym to nawet na siłę”.[46]
Określoną formalnie emigrację polityczną należy pomniejszyć o licznych „quasi-emigrantów”, którzy : „…nie zamierzali emigrować na stałe z Polski, co jednak nie wynikało z działań podejmowanych przez nich za granicą. Osoby te bowiem wkrótce po przybyciu do wybranych państw składały tam wnioski o azyl jako uchodźcy polityczni. Ponieważ rozpatrywanie wniosków trwało w tym czasie przynajmniej kilka miesięcy, ubiegający się o azyl nielegalnie podejmowali pracę, a po otrzymaniu odmowy powracali do kraju z zarobionymi pieniędzmi (…) Te osobliwe praktyki Polaków zataczały coraz szersze kręgi i uczestniczyli w nich przedstawiciele bardzo różnych środowisk społecznych. Występowanie „quasi emigrantów” tłumaczy w pewnym stopniu odmienność szacunków o wielkości emigracji w latach osiemdziesiątych, gdyż „quasi – emigranci” byli traktowani jako faktyczni emigranci w zestawieniach sporządzanych przez polskie władze, jak i w zagranicznych statystykach.”[47]
A.Lizakowski w dzienniku p.t. Zapiski znad Zatoki San Francisco (1995) opisuje, jak cała ambicja wielu „emigrantów politycznych” po przybyciu do Stanów Zjednoczonych koncentrowała się na oszczędzaniu pieniędzy, czemu służyły kombinacje polegające na pobieraniu zasiłku i równoległej pracy w „szarej strefie” (oszukiwali w ten sposób podwójnie władze amerykańskie – nie płacąc podatków i wyłudzając zasiłek, który nie przysługiwał osobom posiadającym inne dochody). Swój stosunek do tych rodaków podsumował następująco : „… miałem do nich pretensje, że mój mit Ameryki zdegradowali do szmaty, odkurzacza i książeczki czekowej.”[48]
Jeszcze bardziej enigmatyczne są rozmiary emigracji ekonomicznej, która w postaci czystej występuje wtedy, gdy ludzie uciekają od biedy – nie posiadają własnego mieszkania lub mają trudności w utrzymaniu go, nie starcza im środków finansowych na zaspokojenie podstawowych potrzeb materialnych. Tacy emigranci w latach osiemdziesiątych się zdarzali, co potwierdza powieść Reginy Kaczorowskiej Regina Wiktoria (1990) : „ …postanowiłam jechać do Ameryki. Nie ma innego wyjścia. Zmusza mnie do tego konieczność. Gdyby nie te długi, to Ameryka nie przyszłaby mi nawet na myśl.”[49]Również Elżbieta Janczak-Balazy w epistolograficznych reportażach Ameryka w oczach wyrobnika (1996) podkreśla, że skrajnie zła sytuacja materialna spowodowała wyjazd : „ …brak mieszkania skazywał mnie na banicję, przynajmniej do czasu uskładania jakiejś astronomicznej kwoty.”[50] Od uciekających z biedy znacznie więcej było „konsumentów”, czyli osób tworzących dość szczególny wariant emigracji ekonomicznej – mając dobre lub przyzwoite zaplecze materialne w ojczyźnie, po życiu za jej granicami obiecywali sobie znacznie więcej.
Emigrację kreacyjną tworzyli ludzie wykształceni i ambitni, niezadowoleni z premiowania ich kompetencji w ojczyźnie, spodziewający się również intensywniejszego rozwoju zawodowego oraz indywidualnego wyróżnienia ich zdolności w krajach o silnej gospodarce. Wyjeżdżali w poszukiwaniu lepszej jakości materialnej życia, a socjalizm realny uważali za nieudany system polityczno-społeczny (równocześnie nie mogli powoływać się na represje polityczne godzące w nich personalnie).
Do emigracji społeczno-kulturowej można zaliczyć ludzi, dla których głównym powodem niezadowolenia były polskie nieformalne struktury społeczne, wynikające ze znaczenia wpływów osobistych, dostępu do atrakcyjnych towarów, umiejętności omijania prawa i manipulowania przepisami (np. drażnili ich polscy renciści, zbyt często tryskający zdrowiem jak na swój status społeczny). Nie akceptowali również premiowania fikcyjnych wartości – traktowania przynależności do PZPR jako rekomendacji predyspozycji kierowniczo-organizacyjnych oraz kompetencji zawodowych. Granice emigracji kreacyjnej i społeczno-kulturowej były płynne, ponadto w obu grupach występowała domieszka motywacji ekonomicznej i politycznej. Upływ lat osiemdziesiątych w Polsce wyznaczał pogłębiające się problemy gospodarcze i braki w zaopatrzeniu. Najdotkliwiej skutki kryzysu polityczno-ekonomiczno-społecznego odczuwała inteligencja, słabo dysponująca „towarami wymiennymi”, a także nisko wynagradzana w zawodach obejmujących duże grupy osób (np. lekarze, nauczyciele). Stąd jej duży udział w emigracji – z badań prowadzonych przez Instytut Latynoski w Chicago wynika, że w latach osiemdziesiątych 25% emigrantów polskich do największego polonijnego skupiska w USA miało uzyskane w ojczyźnie wykształcenie wyższe.[51]
Adam Lizakowski, poeta, również prozaik i publicysta z dociekliwością socjologiczną, pierwszą falę emigracyjną lat osiemdziesiątych (sprzed stanu wojennego) nazwał „złodziejami czereśni“, gdyż ta metaforyczna nazwa wydała mu się odpowiednia dla określenia nadrzędnej motywacji ówczesnych młodych emigrantów inteligenckich – chęci ucieczki od szarzyzny i uciążliwości życia w Polsce w kierunku wyidealizowanych marzeń o wolności i luksusie Zachodu. Pierwszy emigracyjny polskojęzyczny tomik poezji A. Lizakowskiego, dotyczący przeżyć i odczuć Polaków zakorzeniających się w Stanach Zjednoczonych, zawiera poemat użyczający tytułu całości – Złodzieje czereśni (1990). W tomiku do wierszy autor dołączył publicystyczną wypowiedź Złodzieje czereśni proszą o głos czyli manifest pokoleniowy. [52] Wyjaśnia w nim, że czereśnie to symbol barwnej egzystencji, emigranci to metaforyczni „złodzieje”, którzy ucieczką z kraju chcieli szybko i łatwo zawłaszczyć uroki obcej rzeczywistości : „… byli jedyną falą Polaków w naszej historii, która opuszczała ojczyznę z uśmiechem, gitarami i piosenką. (…) Kierowała nami chęć dotarcia do wszystkiego, a nie bunt przeciw wszystkiemu (…) tworzyliśmy pokolenie rówieśników, które się wybiera na Zachód po mityczne „złote runo” (…) Takie było właśnie nasze psychiczne nastawienie w chwili wyjazdu.”[53]
Typologia socjologiczna, choć trafnie ujawnia różnorodność przyczyn polskiej emigracji, właśnie ze względu na wyraziste „szufladkowanie” sugeruje większą przejrzystość zagadnienia, niż miało to miejsce w rzeczywistości. Literatura lepiej odsłania skomplikowanie i złożoność powodów wyjazdowych emigrantów. Wobec emigrantów z lat osiemdziesiątych pokazuje, że tylko skromna ich część daje się zaklasyfikować do jednej grupy motywacyjnej, większość bowiem wskazuje równocześnie na dwa lub więcej motywów decydujących o opuszczeniu ojczyzny. Przykładem jest narrator-bohater sugerującej autobiografizm powieści Tadeusza Wajdy Na rezydencji (1993). W pierwszej części utworu Teddy (taką wersję imienia narrator-bohater przyjął w USA i takie imię widnieje przy nazwisku autora na okładce utworu) przedstawił okoliczności swojego wyjazdu z Polski. Był nieźle sytuowanym krakowianinem, z wygodnym mieszkaniem oraz stałą pracą, która jednak nie dawała mu satysfakcji. Decyzję emigrowania do USA wiązał z kontekstem społecznym życia w Polsce lat osiemdziesiątych – zwłaszcza relacji międzyludzkich. Leczenie teścia w szpitalu opłacał „prywatnie” ordynatorowi. Paszporty dla rodziny „załatwiał” przez „dojścia” i „prezenty”. W przypadku żony wyjeżdżającej w połowie lat osiemdziesiątych skorzystał z protekcji oficera milicji, który za swoją przysługę otrzymał cenny prezent. Dojechał do niej z dziećmi w kilka lat później, korzystając w 1989 roku ze skutecznych kombinacji biura pseudoturystycznego, załatwiającego za wysoką opłatą w dolarach wizy do Kanady, a następnie organizującego przerzut klientów przez „zieloną granicę” do USA. Nie akceptował też polskiego stosunku do pracy, np. braku premiowania kreatywności i bezwładu biurokratycznego w realizacji przedsięwzięć : „Robiłem wynalazki. (…) Pomijając już to, że musiałem dopisać parę osób z szefem na czele, to i tak żadnego nie wdrożyli. Woleli utopić te kilkadziesiąt milionów w błocie, byleby nam nie dać tego jednego procentu z uzyskanych oszczędności !”.[54] Teddy uciekał od polskiej mentalności i stylu działania. Równie dobrze może być uznany za reprezentanta emigracji kreacyjnej, jak emigracji społeczno-kulturowej. Podobnie widział motywację wyjazdową rodaków pisarz Andrzej Brycht w powieści Azyl polityczny (1989) : „To nawet nie z biedy Polacy wyjeżdżają. Oni wyjeżdżają od siebie, jedni od drugich. (…) W Polsce każdy każdego poucza, każdy każdemu ma coś za złe, każdy każdemu zazdrości byle czego (…) mnie nie o geografię chodzi, tylko o atmosferę między ludźmi. To atmosfera jest ciasna, jest duszna. To mi przeszkadza, a nie bieda materialna.”.[55] W innym miejscu stwierdził : „Ktoś kiedyś, pisząc w “Polityce” na mój temat, powiedział, że być Polakiem, to znaczy kochać prostych ludzi, jakąś pannę Manię z bufetu, pana Józia z przeciwka i tak dalej. Otóż te panny Manie z bufetów i ci Józiowie, takie swojskie, wiechowsko-kierdziołkowate towarzystwo, to zakała Polski, to balast, który ściąga Polskę pod wodę. Po 17 latach nieobecności przyjechałem do Polski i widzę próbę apoteozowania tych samych idiotów, od których za wszelką cenę starałem się odjechać”.[56]
Wyjazd z kraju w latach osiemdziesiątych był dla niektórych ucieczką od marazmu w otoczeniu i… próbą ożywienia własnej osobowości, co Stanisław Esden-Tempski zauważa wypowiedzią bohatera literackiego powieści Łowca orchidei. Romans emigrancki (1994): „Zrozumiał teraz, że przyjechał do Ameryki nie po to, by szukać wolności, lecz by znaleźć ją w sobie samym”. [57] Ludzie wyjeżdżali, bo byli niezadowoleni z warunków życia, a jeszcze bardziej udręczeni beznadzieją: „…poczuł, że przekroczywszy trzydziestkę, żegna się na zawsze z panoramiczną (w technikolorze) perspektywą szczęśliwej przyszłości. Miał za sobą kilka zawiedzionych miłości i jedno bezsensowne małżeństwo. To wystarczy na jedno zdezorientowane życie. (…) Działał w konspiracji (…) Gdańsk, pomimo że był kolebką “Solidarności”, bardzo posmutniał w tym czasie, a jedyną formą jawnej ekspresji opozycyjnej były spotkania w kościele i wspólne modły za ojczyznę. W końcu miał dość tej martyrologicznej dewocji. Chciał działać.”[58]
Zaskoczeniem może wydać się socjologiczne wyodrębnienie emigracji przestępczej. Takowa jednak istniała z formalnego punktu widzenia władzy, choć z późniejszej perspektywy częściowo zazębia się z polityczną (w tych przypadkach, w których czyny wynikające z przynależności do opozycji politycznej, zaklasyfikowane zostały jako kryminalne). „Bezpośrednio po stanie wojennym wymyślono eksport przestępców za granicę. Wystarczyło zadeklarować chęć wyjazdu na stałe i oświadczyć, że się jest przestępcą. Wtedy Wydział Paszportowy sprawdził w kryminalnym, czy taki delikwent rzeczywiście figuruje w kartotece i jeśli to się potwierdziło otrzymywał paszport….”.[59] Wyjaśnienie w sprawie emigrantów –„przestępców”, którzy opuszczali Polskę pod presją władzy, zawiera film Stan strachu (reż. J.Kijowski, 1989) – sugeruje on, że osobom zakwalifikowanym jako wrogie politycznie, “dorabiano” czyny o charakterze kryminalnym, aby podważyć ich ewentualny prestiż. W ten sposób pozbywano się z kraju ludzi niewygodnych, a równocześnie poddawano w wątpliwość ich reputację, aby na emigracji nie oddziaływali na opinię publiczną w kraju i za granicą z pozycji autorytetu politycznego.
Niektórzy autorzy literatury emigranckiej z lat osiemdziesiątych akcentują niezadowolenie z życia osobistego jako czynnik wywołujący potrzebę rozpoczęcia życia zupełnie na nowo, w innych warunkach i wśród nowych ludzi. Potrzeba ta może być względnie niezależną od uwarunkowań politycznych i ekonomicznych, nie mieści się również w innych typowych klasyfikacjach socjologicznych. Andrzej Bajkowski zauważa w reportażowym Chicago nago (1992): „Uciekamy nie tylko od biedy, braku perspektyw czy niespełnionych marzeń o luksusie, ale od męża, który zbyt często zagląda do kieliszka i pod spódniczki przyjaciółkom, od żony, skrzeczącej jakiś ty niezguła (…) Uciekamy w końcu od samych siebie wierząc, że w Nowym Świecie uda się nam raz jeszcze Nowe Życie”.[60] Podobnie może działać poczucie niespełnienia, brak atrakcyjnej tożsamości i poczucie jałowości egzystencji. A.Brycht w wywiadzie prasowym stwierdził : „Być gdzie indziej to znaczy być kimś innym. Nikt na ogół nie jest zadowolonym z siebie do tego stopnia, by świadomie odrzucić możliwość zmian. Dlatego wielu ludzi pragnie zmienić miejsce pobytu, sprawdzić się w nowym miejscu, rozpocząć nowe życie. Takie pragnienia są prawem człowieka.” [61]
Krzysztof Logan Tomaszewski w Zawsze możesz powrócić (1999) pisze o sobie oraz inteligenckich znajomych, którzy w latach osiemdziesiątych zdecydowali się na emigrację : „…każdego z nas popchnęło do wyjazdu coś innego. Czasami miało to posmak metafizyczny, jakiś wewnętrzny impuls kazał nam porzucić dom i najbliższych. Prawie zawsze kierowała nami odwieczna żądza przygód, poszukiwanie swego miejsca na ziemi.”[62] Syn znanego sprawozdawcy sportowego reprezentuje grupę emigrantów materialnie dobrze sytuowanych w Polsce, mających tu swoje nieprzeciętne osiągnięcia zawodowe, a jednak nękanych niezadowoleniem: „ Dzikie plaże śpiewa pół Polski (…) dwieście piosenek (…) reportaże. Kilkadziesiąt audycji” (…) Miałem, jak to się mówi wszystko, czego dusza zapragnie : kochającą matkę i ojca, ciekawą pracę, mnóstwo znajomych, (…) sportowe scirocco silver metalic (…) wspaniałą kolekcję płyt (…) telewizor, magnetowid (…) własne mieszkanie (…) Mimo to odczuwałem pewien niedosyt, który z biegiem czasu pogłębiał się.”[63] Pomimo podkreślanego przywiązania do rodzinnej Warszawy kojarzyła mu się z niskim poziomem estetycznym, a nawet niechlujstwem mieszkańców : „Obdrapane ściany, tu i ówdzie antyrządowe napisy. (…) Z sufitu odchodzi płatami farba. (…) schodzę po lepkich od brudu schodach (…) pod blokiem – leżą ciśnięte przez mieszkańców: pety, resztki jedzenia, butelki po wódce.”[64]Wytrącały go z równowagi braki w zaopatrzeniu i ogromna ilość czasu poświęcanego najprostszym zakupom : „To wieczne kombinowanie, chałturzenie, handlowanie, stanie w kolejkach. Żeby dostać śmierdzącego kurczaka, trzeba nieźle nabiegać się po samach, nie mówiąc o wacie, papierze toaletowym, benzynie (…) Miliony Polaków żyją w ten sposób.”[65] Raziły go anomalie polskiego życia społecznego, uwyraźnione pobytami w krajach zamożniejszych : „naród wegetuje (…) wielki polski naukowiec–wynalazca, aby kupić za granicą mydło i szampon – ukradkiem, w pokoju hotelowym podgrzewa sobie konserwę (…) wybitny polski kompozytor o światowej sławie, wraca z Zachodu objuczony wielką paką proszku do prania.”[66]Decyzja o emigrowaniu dojrzała ostatecznie po katastrofie w Czarnobylu (partnerka autora była wtedy w ciąży) : „Szwedzka służba meteorologiczna poinformowała, że wskutek wiatrów wiejących od wschodu nad Polską zebrały się chmury z materiałem radioaktywnym (…) Tysiące kobiet w ciąży przeżywa niezwykle silny stres (…) Większość uczonych twierdzi, że skutki awarii w elektrowni będą dawały o sobie znać przez długie lata. Ludzie będą częściej umierali na raka. (…) Mam dość! Wyjeżdżam!” [67]
Edward Redliński, który przy pierwszym pobycie w Stanach Zjednoczonych (znajdującym odbicie w powieści „Dolorado”) nie nadużył turystycznej wizy, tak opisuje okoliczności powtórnego wyjazdu – na dłużej, być może na zawsze: „Nazajutrz od rana polowałem na skarpety. Zdeptałem, zjeździłem pół Warszawy. Koło trzeciej po południu poddałem się. Pojechałem na bazar i kupiłem skarpety u handlarzy, za pięćset złotych. Za dzień pracy. Chodniki i sklepy mrowiły się takimi jak ja: węszącymi, polującymi. Spoconymi od bieganiny, zirytowanymi. (…) Najcięższymi godzinami Polaka są te po wyjściu z fabryki, biura. W tak zwanej pracy właściwie zbieramy siły na wysiłek kupowania. (…)Przestaliśmy naszą młodość w kolejkach. Przestoimy starość w kolejkach. Umrzemy – w kolejkach. (…) I jeszcze tego samego dnia wiadomość ze spółdzielni: „Termin przydziału mieszkania obywatelowi ustala się na rok… i długopisem dopisane: po roku 1991”. Rety…Jest rok 1984. Zapisałem się w 1975. Miałem otrzymać w 81. Dziewięć lat czekania już. Siedem lat jeszcze. A za siedem okaże się – że jeszcze dziesięć. Rok dwutysięczny powitamy z Wandą i Stasiem w tej 17-metrowej norze? Jezu…” [68] Zaznacza też swój dystans do ówczesnych zmagań politycznych w kraju: „Nie chcę ani z wami, komuniści, ani z wami, klerykaliści! (…) Albo fałsz czerwony, albo fałsz purpurowy.(…)…widzę tę wiochę, tę zasiedziałość. Tę parafiańszczyznę(…) W całym narodzie widzę! I w przywódcach(…) W podziemnych i nadziemnych”.[69] Nieważne, na ile dosłownie traktuje Redliński autobiografizm Dolorado. Ma prawo do fikcji, jeśli nie deformuje prawdy o zjawiskach. Pokazał problemy występujące często u inteligencji PRL-owskiej: trudności w uzyskaniu mieszkania odpowiedniego do potrzeb, beznadzieję nisko płatnych prac, uwikłanie w “polskie piekło” kolejkowo-załatwieniowe. Redliński w swojej motywacji emigracyjnej zaznacza też ciekawość świata i potrzebę spełnienia marzeń z czasów dziecięcej, popularnej w Polsce lektury Arkadego Fiedlera, Alfreda Szklarskiego i Juliusza Verne’a : „Tak, w starym koniu, w mężczyźnie chłopiec się poruszył. Ten, co kiedyś o podróżach marzył…”[70]
W wywiadzie prasowym z 1994 r., spoglądając wstecz na swoją amerykańską Odyseję, mówił : „Jechałem zobaczyć amerykanizację u źródła. Ale przede wszystkim zobaczyć i powąchać Nowy Jork, najbardziej miejskie miasto świata”.[71]
Złożoność motywacji wyjazdowych emigrantów z Polski do USA w latach osiemdziesiątych wynikała nie tylko ze szczególnej sytuacji społeczeństwa i państwa w tamtym okresie, ale również z dość wysokiego poziomu świadomości dużej ich części. Socjolog Krystyna Slany zauważa, że o ile emigranci wykazujący niski poziom umysłowy mają aspiracje wyjazdowe zawężone do uzyskania dobrych dochodów i dążą do nich nawet kosztem zdrowia, to emigranci wykształceni kierują się również mocno względami poznawczymi i chęcią uczestniczenia w relacjach społecznych nacechowanych w stosunku do ojczyzny lepszą organizacją oraz większą życzliwością między ludźmi.[72] Literatura emigrancka w naturalny sposób słabiej reprezentuje tę pierwszą grupę (gorzej wykształconą), silniej drugą (inteligencką ).
Okres powojenny od 1956 roku przynosił stopniową zmianę spojrzenia na zjawisko emigracji z Polski do Stanów Zjednoczonych, ostatecznie przypieczętowaną upadkiem PRL i socjalizmu realnego w 1989 roku. Wcześniej była najczęściej niechcianą koniecznością, ucieczką przed zagrożeniem w ojczyźnie (wyborem zła mniejszego przed większym). Współcześnie emigracja jest poszukiwaniem miejsca na ziemi, które zapewni lepszą samorealizację. Nakazuje to zmienić ocenę zjawiska na pozytywną, dostrzec w nim element współczesnej globalizacji i proces kulturotwórczy. Z badań prowadzonych przez Instytut Socjologii UJ w 1995 roku wynika, że „ … co trzeci obywatel zadeklarował gotowość wyjazdu z Polski”.[73] Wysoko cenione przez Polaków z PRL pobyty okresowe w USA – służące pod przykrywką „turystycznych” zarabianiu pieniędzy na wygodniejsze życie po powrocie z za oceanu, stawały się przez lata dziewięćdziesiąte coraz mniej opłacalne dla osób o stałym zatrudnieniu w ojczyźnie. Główną przyczyną było zmniejszenie niegdysiejszej szalonej dysproporcji między siłą nabywczą dolara i złotówki. Za kraj korzystniejszy do tego typu wyjazdów respondenci uznali RFN – pozwalającą dobrze zarobić przy stosunkowo niewielkich kosztach przemieszczenia.[74]
Czy w sytuacji Polaków po roku 1989 możemy jednak jeszcze mówić o emigracji, skoro decyzje wyjazdów są osobistym wyborem, nie obciążonym „bezpowrotnością”? Według D.Mostwin „Emigrantami nie są osoby przyjeżdżające do Stanów „na saksy”(…) Emigrantem polskim jest osoba, która – chociaż połączona węzłami kulturowymi i uczuciowymi z narodem polskim – pragnie włączyć się w życie nowego kraju (…) Emigrant polski w Ameryce jest to człowiek w procesie stawania się Amerykaninem polskiego pochodzenia.”[75] Zgodnie z tymi uwagami wypada stwierdzić „rozmywanie się” pojęcia emigracji wobec znacznej części opuszczających ojczyznę, jego względność zależnie od zmieniających się ludzkich nastawień psychicznych i planów życiowych. Polacy, którzy przybywają do USA po 1989 roku w oparciu o wizę stałego pobytu są często quasi-emigrantami, a nie emigrantami w pełnym znaczeniu nazwy.[76] Mając prawo osiedlania się w USA, dokonują formalności sugerujących, że traktują zmianę kraju życia jako docelową. Faktycznie zaś wielu z nich po zgromadzeniu kapitału o subiektywnie określonej wielkości, zamierza do Polski wrócić, inni planują powrót do Polski dopiero w wieku emerytalnym, ale jednak nie chcą siebie i swoich rodzin związać z USA jako nową ojczyzną. Z drugiej strony część Polaków wyjeżdżających za ocean po 1989 roku spełnia socjologiczne kryteria bycia emigrantem, adaptując się tam trwale i uzyskując stopniowo nową tożsamość psychiczną i społeczną.
Duże zainteresowanie Polaków wywołują coroczne losowania wiz stałego pobytu w Stanach Zjednoczonych (prowadzone od 1990 roku) , pozwalające na wyjazd z najbliższą rodziną i podjęcie legalnej pracy, co wiąże się z szeregiem pozytywnych konsekwencji (np. wyższe płace niż w „szarej strefie”, bieżące zabezpieczenie zdrowotne, pomoc stanowa, możliwość wypracowania amerykańskiej emerytury). W loterii wizowej uwzględniano w latach dziewięćdziesiątych przeważnie około trzy tysiące pięciuset Polaków rocznie.[77] Nadal można też starać się o prawo pobytu stałego w USA w oparciu o bliskie związki rodzinne albo poprzez uzyskanie tzw. sponsorowania (uzyskane od potencjalnego pracodawcy potwierdzenie potrzeby zatrudnienia konkretnej osoby spoza USA) . Krystyna Nasiukiewicz, autorka zbioru reportaży i artykułów My za oceanem (1999), wyjaśnia, jak jej planowany na kilka tygodni urlop w USA najpierw przekształcił się w dopuszczalny wizą turystyczną pobyt kilkumiesięczny, a potem doprowadził w 1990 roku do decyzji pozostania na stałe: „W Ameryce znalazłam się właściwie przez przypadek (…) synowa, pracująca wówczas w amerykańskich liniach lotniczych Panam, zaproponowała mi zniżkowy przelot do Ameryki (…) wieści od mych bliskich z kraju zniechęcały do powrotu. Szalejąca inflacja, kłopoty aprowizacyjne i walka o przetrwanie – odstraszały. Na domiar złego moja warszawska redakcja miała się wkrótce rozwiązać.”[78] U Krystyny Nasiukiewicz na pomysł zamieszkania w USA wpłynęła mocno możliwość kontynuowania pracy w swoim zawodzie – jeszcze jako gość nawiązała współpracę z prasą polonijną, z czasem przekształconą w stałe zajęcie.[79] Przy współczesnej relatywnie łatwej możliwości wyjazdu do USA dla osób zapraszanych tam przez rodzinę lub przyjaciół, decyzje emigracyjne mogą więc zapadać za oceanem (w czasie takich odwiedzin rodzinnych lub zwiedzania turystycznego, a pod wpływem stwierdzenia większych szans na samorealizację niż w ojczyźnie).
Zagadnienie emigracji, stanowiące w PRL temat medialnie maskowany lub ulegający propagandowym przeinaczeniom, po 1989 roku uzyskało znaczne nagłośnienie i realistyczną perspektywę medialną. Telewizyjny serial dokumentalny Zielona karta (reż. Sł.Grunberg, J.Sypniewski, 2002, TVP 2) pozwala stwierdzić, jakie grupy społeczne Polaków są na początku XXI wieku zainteresowane emigracją do USA i jakie są ich prawdopodobne możliwości adaptacyjne. Z wywiadów, przeprowadzonych przez twórców reportażu z osobami, które wylosowały wizę stałego pobytu w USA wynika, że nastąpił spadek zainteresowania emigracją wśród Polaków z wykształceniem wyższym i stabilną pracą. Wniosek ten pozostaje w zgodzie z wynikami badań socjologicznych : „Obecnie częściej na emigrację decydują się mieszkańcy znajdujący się w trudnej sytuacji materialnej, bezrobotni i gorzej wykształceni.”[80] Wyjątek stanowią osoby z wykształceniem wyższym mogące podjąć pracę w swoim zawodzie na warunkach atrakcyjniejszych niż w ojczyźnie, oraz bardzo młodzi absolwenci uczelni polskich, po kierunkach nie rokujących nadziei na dobrą pracę – ci są skłonni dokonać w USA przekwalifikowania zawodowego, nie rezygnując z dalszego kształcenia się. „Najczęściej gotowość wyjazdową manifestują osoby z wykształceniem średnim (42%), dalej z wykształceniem zasadniczym zawodowym (25%), wyższym (14%), podstawowym (11%) i policealnym (7%).”[81] „Quasi-emigracyjne” nastawienia Polaków osiedlających się współcześnie w USA wyrażają się w nastawieniu, że jeśli emigracja się nie uda, można powrócić. Również w przekonaniu, że uzyskane w USA pieniądze będą dużym ułatwieniem w potencjalnej reemigracji, choćby miała ona nastąpić dopiero na emeryturze i nie dotyczyła dzieci. Obecni emigranci najczęściej nie sprzedają mieszkań i innych nieruchomości w ojczyźnie – decyzję, czy będzie to wyjazd na kilka lat czy na stałe pozostawiają do czasu rozwoju swojej sytuacji w Stanach Zjednoczonych. Mają głębszą niż u emigrantów z PRL-u świadomość trudów i problemów wykorzenienia oraz długotrwałości procesu adaptowania się w USA. Kontynuują zauważone przez D.Mostwin już w latach osiemdziesiątych i potwierdzone badaniami innych socjologów (krajowych i polonijnych) w latach dziewięćdziesiątych nastawienie kosmopolityczne. Głównym celem współczesnej emigracji Polaków do Stanów Zjednoczonych jest dobra jakość materialna życia, choć trzeba też pamiętać, że znaczna część wyjeżdżających wiąże z pobytem za oceanem nadzieję poznawania innej kultury i czerpania z niej tego, co jest bardziej funkcjonalne w życiu od nawyków utrwalonych w ojczyźnie. Ten kulturotwórczy wpływ emigracji jest bardzo prawdopodobną zdobyczą zarówno tych, dla których Ameryka okaże się na stałe drugim domem, jak tych, którzy potraktują legalny pobyt w USA jako okresowy i powrócą do ojczyzny wolni od ksenofobii (bo bogatsi nie tylko materialnie, ale również w doświadczenie życiowe i umiejętność rozumienia innych ludzi).
Artur Curyło, absolwent filologii polskiej UJ, trener i
konsultant w szkoleniach dla firm biznesowych i administracji państwowej w
zakresie komunikacji wewnętrznej i zewnętrznej oraz public relations. Członek
Stowarzyszenia Trenerów i Konsultantów Zarządzania MATRiK w Krakowie.
Równolegle do działalności szkoleniowej prowadzi zajęcia dydaktyczne na
studiach podyplomowych: Public Relations UW/PAN, Public Relations UJ, w
Szkole Retoryki UJ oraz w Krakowskiej Szkole Biznesu UE. Autor publikacji
dotyczących kreowania wizerunku i perswazji w dyskursie publicznym oraz
neutralizowania erystyki w rozmowach i dyskusjach, współautor scenariuszy
filmów szkoleniowych napisanych na zlecenie MSW: „Biurowa obsługa
klienta”, „Trudni klienci”.
[1] J.E.Zamojski, Poglądy i przeglądy, (w:) J.E.Zamojski (red.), Migracje i społeczeństwo, cz.III, W-wa 1999, s.176. Autor zwraca też uwagę na sugestię francuskiego uczonego H.Domenach’a z 1996 roku, który proponuje nazwać taką integrującą dyscyplinę „migratologią”.
[2] Nazwa literatura emigrancka użyta jest tutaj jako oznakowanie utworów, w których dominującym motywem jest emigrant, jego losy i problemy. Zob. A.Curyło, Emigracyjna i emigrancka, Ruch Literacki, 2004, nr 5
[3] Zob. E.Puacz, Polonia w USA. Dziś i Jutro, Chicago (bez oznaczonego roku wydania), s.64
[4] Gdy D.Mostwin w 1970 roku ankietowała polskich przybyszów powojennych do USA, 62,5% respondentów podało jako powód emigracji sytuację polityczną w ojczyźnie. Zob. D.Mostwin, Emigranci polscy w USA, Lublin 1991, s.49
[5] J. Wittlin, O potrzebie nowej moralności, (w: ) Orfeusz w piekle XX wieku, Paryż 1963, s.119
[6] Zob. np. W.Wyskiel, Kręgi wygnania. Jan Lechoń na obczyźnie, Kraków (bez oznaczonego roku wydania)
[7] T. Nowakowski, Obóz Wszystkich Świętych, W – wa 1990, s.35
[8] T. Nowakowski, j.w. , s.35
[9] J. Nowak, Intymne zwierzenia emigranta, Chicago,1998, s.175
[10] Zob. M.Stępień, Trzecia wartość. O twórczości Danuty Mostwin, Kraków 2001, s.99
[11] Zob. M. Franćić, Emigracja z Polski do USA od r.1918 do lat siedemdziesiątych XX wieku, (w:) H.Kubiak (red.), Polonia amerykańska. Przeszłość i współczesność, PAN 1988, s.51
[12] M.Hemar, Satyry patetyczne, Londyn 1947
[13] Cz.Miłosz, O emigracji do Ameryki …, (w:) Widzenia nad Zatoką San Francisco, Kraków 1989, s.186
[14] Cz. Miłosz, j.w. , s.187
[15] Zob. M.Stępień, j.w., s.101-103
[16] Zob. M. Franćić, j.w., s.54
[17] D. Mostwin, Nie ma domu, Lublin 1996, s.125
[18] D.Mostwin, Dom starej lady, Londyn 1958, s.29
[19] D.Mostwin, j.w., s.184
[20] D.Mostwin, Emigranci polscy w USA, Lublin 1991, s.13
[21] M.Franćić, j.w., s.52
[22] M.Franćić, j.w., s.54
[23] Zob. K.lglicka – Okólska, Uwarunkowania emigracji z Polski 1945 – 1990, (w:)Migracje i społeczeństwo, zbiór studiów 2, pod red. J. Zamojskiego, W-wa 1997, s.105
[24] L.Tyrmand, Porachunki osobiste, W-wa 2002. s.22
[25] M.Franćić, j.w., s.53
[26] L.Tyrmand, Porachunki osobiste, W-wa 2002. Książka obejmuje emigracyjne wypowiedzi autora, publikowane w paryskiej „Kulturze” i w londyńskich „Wiadomościach”
[27] H.Dasko, Drogi i bezdroża Leopolda Tyrmanda, (wstęp do:) L.Tyrmand, Porachunki osobiste, W-wa 2002, s.6
[28] L.Tyrmand , j.w., s.22
[29] L.Tyrmand ,j.w., s.24
[30] L.Tyrmand , j.w., s.26
[31] L.Tyrmand , j.w., s.27
[32] D.Mostwin, Ja za wodą, ty za wodą…, Paryż 1972, s.103
[33] D.Mostwin, Emigranci polscy w USA, Lublin 1991, s.39
[34] D.Mostwin, Odchodzą moi synowie, Londyn 1977, s.50
[35] M.Stępień, j.w., s.179
[36] Zob. D.Mostwin, Emigranci polscy w USA, Lublin 1991, s.154-156
[37] J.Kopera, Pamiętnik Jetty, Chicago 1987, s.14
[38] Zob. K.lglicka – Okólska, j.w., s.109
[39] K.lglicka – Okólska, j.w., s.109
[40] E.Redliński, Dolorado, W-wa 1994, s.160
[41] Zb.Kurcz, Jaka jest dziś polska emigracja ? Odra, z.2, s.2-8
[42] Zb.Kurcz, j.w., , s.5
[43] D.Mostwin, j.w., s.47
[44] A.Lizakowski, j.w., s.130, 131
[45] E.Janczak-Balazy, j.w., s.131
[46] T.Wajda, j.w., s.50
[47] Zb.Kurcz, j.w., s.8
[48] A.Lizakowski, Zapiski znad Zatoki San Francisko, (w:) Zachodnie losy Polaków, wybór St.Zagórski, Łomża 1997 , s.146
[49] R.Kaczorowska, Regina Wiktoria (wspomnienia), Chicago 1990, s.79
[50] E. Janczak-Balazy, Ameryka w oczach wyrobnika, Tarnów 1996, s.3
[51] Podaję za : W.Wierzewski, Polskie Chicago, Toruń 2002, s.326. Autor wskazuje publikację źródłową : Indicators for Understanding : A Profile of Metro Chicago’s Immigrant Community.
Wyniki badań Instytutu Latynoskiego zamieszczone zostały również w: Informator Polonijny, Chicago 1998
[52] A.Lizakowski, Złodzieje czereśni, Toruń 2000 (wydanie polonijne Stevens Point 1990), s.121-165 (zaznaczenie stron w wydaniu krajowym)
[53] A.Lizakowski, j.w., s.130-131
[54] T.Wajda, Na rezydencji, Nowy Jork 1993, s.61
[55] A.Brycht, Azyl polityczny. Opowieść reporterska , Łódź 1989, s.7
[56] A.Brycht, j.w., s.5
[57] St.Esden-Tempski, Łowca orchidei. Romans emigrancki, Gdańsk 1994, s.53
[58] St.Esden-Tempski, j.w., s.14,16
[59] Zb.Kurcz, j.w., s.8
[60] A.Bajkowski, Chicago nago, Lublin 1992 , s.180
[61] M.Bałtryk, Średni dystans. Rozmowa z Andrzejem Brychtem, Kontrasty 1988, nr 7 , s.12-13
[62] K.Logan-Tomaszewski, Zawsze możesz powrócić, W-wa 1999, s.8
[63] K.Logan-Tomaszewski, j.w., s. 9, 44, 52, 53
[64] K.Logan-Tomaszewski, j.w., s.31,47,52
[65] K.Logan-Tomaszewski, j.w., s.43,44
[66] K.Logan-Tomaszewski, j.w., s.44,52
[67] K.Logan-Tomaszewski, j.w., s.40,41,45
[68] E.Redliński, Dolorado, W-wa 1994, s.57-59
[69] E.Redliński , j.w., s.59-60
[70] E.Redliński, Tańcowały dwa Michały, (w: ) Dolorado, W-wa 1994, s.72
[71] „S”, Cud w Nowym Jorku. Rozmowa z Edwardem Redlińskim, Express, wrzesień 1994, s.13
[72] K.Slany , Gotowość wyjazdowa Polaków. Portret demograficzny i psycho-społeczny potencjalnego emigranta , (w:) J.E.Zamojski (red.), Migracje i społeczeństwo, cz.II, W-wa 1997, s.143
[73] K.Slany, j.w., s.133
[74] K.Slany, j.w., s.135
[75] D.Mostwin , j.w., s.17 ,18
[76] Tak wynika z wypowiedzi Polaków emigrujących do USA z wizą stałego pobytu , przedstawionych w telewizyjnym serialu dokumentalnym Zielona karta, reż. Sł.Grunberg, J.Sypniewski, TVP2, 2002
[77] Wyczerpujące informacje o loterii wiz stałego pobytu w USA przedstawia corocznie w jesieni Nowy Dziennik, najpopularniejsza od lat dziewięćdziesiątych XX wieku gazeta polonijna w USA. Możliwy jest dostęp do tego czasopisma poprzez internet.
[78] K.Nasiukiewicz, My za oceanem, Toruń 1999, s.9, 10-11
[79] Zob. K.Nasiukiewicz, j.w., s.226. Autorka na stałe mieszka w Buffalo, gdzie redaguje kwartalnik polski „Kronika”. Współpracuje też z nowojorskim „Nowym Dziennikiem”.
[80] B.Cieślińska, Przemiany prestiżu społecznego emigrantów, (w:) J.E.Zamojski (red.) , Migracje i społeczeństwo, cz.III, W-wa 1999, s.152
[81] Zob. K.Slany, j.w., 136