Wacław Holewiński – Mebluję głowę książkami

0
706

To dopiero połowa

To dopiero połowa… Fascynująca! Dwadzieścia dziewięć rozmów, które przeprowadziła Justyna Błażejowska z byłym premierem. Osobiście i telefonicznie między rokiem 2011, a 2013. Jak pisze we wstępie: co najmniej drugie tyle czeka na opracowanie. Każda z tych rozmów trwała między półtorej godziny (najkrótsza), a trzy i pół (najdłuższa).

Nie będę ukrywał: do Jana Olszewskiego miałem, wciąż mam, osobiste odniesienie. Najlepsze z możliwych. Był moim adwokatem, gdy siedziałem w 1984 roku w więzieniu na Rakowieckiej. Znaliśmy się od czasów KOR-owskich choć nigdy nie była to znajomość bliska. Imponował spokojem, rzetelnością, dociekliwością, ale przede wszystkim osobistą uczciwością i kulturą. Chciałoby się powiedzieć przedwojenną.

Był… Trudno o nim pisać w czasie przeszłym. Odszedł 7 lutego… A teraz to świadectwo…

Czyta się ten zapis jako historię nie tylko życia wybitnego, nie mam co do tego cienia wątpliwości, Polaka, także jako zapis czasu, epoki, w której przyszło mu żyć. Trudnej, bardzo trudnej. Epoki wojny, stalinizmu, wykluczenia.

Justyna Błażejowska usunęła z tej rozmowy swoje pytania. Dzięki temu mamy wyjątkową „spowiedź” Olszewskiego. Dom rodzinny, przyjaciele z dzieciństwa, okupacja, Szare Szeregi, studia, praca w Ministerstwie Sprawiedliwości, inicjatywy niepodległościowe, obrona tych, których nie stać było na obronę. No i przyjaźnie, te dorosłe, ze wspólnotą celów.

Przysięgał w Szarych Szeregach. Ta przysięga, w której wolna Polska była nie pustym hasłem, ale wypełnionym treścią obowiązkiem, „stawiała do pionu” przez całe życie. Mógł przecież, jak tylu innych, robić karierę w PRL-u, miał przecież dobre, kolejarskie korzenie (swoją droga, przez całe dzieciństwo, dojrzewanie, sam marzył o takiej drodze życiowej), był zdolnym studentem. A jednak nigdy nie zapisał się do ZMP – to zdaje się jakiś cud, ktoś inny powie wola Boża – że nie tylko dostał się na studia, że je ukończył, znalazł się na seminarium doktoranckim u profesora Batawii, że został radcą prawnym, adwokatem…

Czytałem tę książkę, pochłaniałem ją, czasami ze zdumieniem. Wydaje mi się, że nieźle znam historię, a jednak, kiedy Jan Olszewski opowiada o Październiku, tym najsłynniejszym, z 56 roku, szeroko rozdziawiałem usta. Bo jeśli porównuje go, a ten czas pamiętam już z własnej dorosłości, do czasu Solidarności, do emocji które wtedy i dwadzieścia cztery lata później były na podobnym poziomie, albo opowiada o swojej pierwszej pomocy prawnej dla biednej tramwajarki, którą skazano w ramach szczególnej ochrony mienia państwowego na kilka lat więzienia za powtórną sprzedaż skasowanego biletu to trudno nie być zdumionym. Albo rozmowy w redakcji „Po prostu”. Może zresztą te ważniejsze odbywały się poza redakcją. Bunt ubeków, o którym niewiele albo zgoła nic nie wiemy. „Zwykli ubecy opanowali budynek [Komitetu ds. Bezpieczeństwa – przyp. mój] i powołali komitet protestacyjno-strajkowy, którego przedstawiciele zgłosili się do naszej redakcji z postulatem, żeby ich wysłuchać i przedstawić na łamach pisma zaprezentowane stanowisko”. O przyjaźni z Walerym Namiotkiewiczem (o niej, oczywiście, wiedziałem), zadziwiającej, bo przecież tak różne były imponderabilia obu panów. O wniosku o aresztowanie Olszewskiego, który znalazł się na biurku Gomułki. I jeszcze ksiądz Niedzielak udzielający Marcie Miklaszewskiej i późniejszemu premierowi tajnego ślubu.

Wybory, losy, ludzkie ścieżki. Nie ma wątpliwości, Jan Olszewski wybrał bardzo trudną drogę. Taką, w której sukcesem było trwać we własnych przekonaniach, nie dać się zepchnąć na margines, a jeśli nawet, to pozostać uczciwym, uczciwym wobec Polski.

Jest też w tej książce apendyks, a w zasadzie cztery. Ktoś powie: dodatki. Tak, dodatki, ale jakże istotne. Zwłaszcza te dotyczące wspólnoty drogi z Antonim Macierewiczem i relacji z prezydentem Wałęsą. Tej gry z usunięciem rządu Jana Olszewskiego. Bo… bo być może to wcale nie „afera” teczkowa stała się przyczyną odwołania tego gabinetu. Jeśli nie ona, jeśli nie papiery „Bolka” to co? Może ważniejsze były rosyjskie bazy, w których miały powstać rosyjsko-polskie spółki, a w rezultacie uniemożliwienie Polsce wstąpienie do NATO?

Czyta się tę książkę fantastycznie, mam wrażenie, że powinna być to lektura obowiązkowa wszystkich tych (niezależnie od stosunku do rządu Jana Olszewskiego), dla których historia naszego kraju nie jest magmą, bo bez niej trudno, naprawdę trudno zrozumieć ludzi z pokolenia premiera, którzy wypisali w swoim wewnętrznym kodeksie tylko jedno, ale jakże ważne słowo: niepodległość. A może Niepodległość?

Justyna Błażejowska – Ta historia wciąż trwa. Wspomnienia Jana Olszewskiego, Zysk i S-ka, Poznań 2019, str. 487

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko