Almis Grybauskas
W pustym pokoju
I po cóż oni stawiali piramidy?
– Rozumiem, w Nieśmiertelność wierzyłem…
Gdzie są teraz ich bogowie? Tylko mumie…
– A ty musiałbyś przedłużyć tekst…
Pociągi jak chodziły, tak chodzą
– I zegary nie się nie opóźniają
Ale czy mógłbyś dzisiaj znów modlić się?
– Nie tego nauczyły mnie pisma…
Wszak żywi zmarli w mastabach zigguratach cichych wieżach
tak bardzo żywi dawno zmarli tylko sami tego nie wiedzą
I słyszę w głębi lustra
Tonące ciche pytanie wzroku
– Jakże to żyjemy nie mając swego życia
i odbijamy teraźniejsze?
Odwiedziny ojczyzny
Jeszcze kilka kroków I za gałęziami krzaków –
dom! Pod oknami ogródek I malwa
w oblężonym zamku opowiada bajki
– Jedwab Genowefy… postawny król w posiniałej zbroi
wymierza sprawiedliwość… Książę – chyba ja? Lecz nie całkiem na pewno
Przytula się do sarny…
Na obrazie albo w książce bywa dużo siły No może nie siły –
unikam słowa „ducha“ – ale żywego istnienia
otwierającego formy
– Mocują się pod ziemią – tak wtedy słyszałem –
krnąbrne olbrzymy Tarzają się drażliwi
jak kształty niemych
A wokół – śmiertelnie zastygły czas Gniew
I na wielkiej ścianie stroją grymasy wywieszone
Maski Lewiatana
Rosnąc wokół ściany wznoszą się Idą w ślad
lepkie cienie Rozciągają się grzęznące
kwestionariusze
Ledwie półmetek życia i nagle – puszcza! Nie ma drogi
Chatka tylko na odludziu
i w półmroku błędne ogniki
Zatem jak Dante pisz – W drodze
jesteś moja duszo! W przeciwną stronę już nie wrócisz Nie ma dla ciebie
i nie będzie Vita Nuova
Poetycki koncert w Kowieńskiej radiofonii latem 192… roku
Ognisty dziwoląg o miedzianych ustach i bez nóg
wiadomość przybywa jak groch wypluwany z rana
kronika kryminalna sport i pogodę transmituje nam wprost z raju
i w miarę słuchania chroniczna nerwica zamienia się w euforię
Brnijcie Chaldejczycy do chromatycznego nurtu Jordanu
kamiennymi twarzami i imionami zaszyfrowanymi w piśmie klinowym
sybille i skaldowie onegdaj wasze psałterze nagrali
już era Elektry i wszystko z nią odmładnia się
Kuka kukułka diabelska ten radiowy słowik:
w wielobarwnych łąkach Litwy urodzony
w kinowej fotomorganie jutro o czwartej
zobaczysz swego ojca w niebie!
Wykształcony barbarzyńco Normanie z Prus
weź oddech prychając niby pruski rumak
bo zabrzmi zaraz z twego gardła
to zadziwienie – czy nasze Kowno tu? Czy futuryzm?
Po ulicach płynie jazz z kawiarń
i cztery wiatry w alejach grot
i Tysliavy1 wiosna rembrandtowska –
krowy z Brabancji tańczące fokstrota
Miotacze ognia serca śpieszą parzyć
wszyscy do Santaki2 chcą trafić
gdzie spotkają się perfumy Coty z naftą
imago mortis i magia dynama.
Przełożyła Mirosława Bartoszewicz
Juozas Tysliava (1901-62) – litewski pisarz i dziennikarz emigracyjny.
2 Santaka (Niemenczyn) – wieś w płn.-wsch. rejonu Wileńskiego, na prawym brzegu Wilii.
Lidija Šimkutė
Zimowe słońce
Spaceruje po mieście
obojętne światło,
obejmuje pejzaż
zamilkły ptaki
czyjeś kroki bledną
w melancholijnej mgle
ktoś przeszedł obok
i zostawił ciepło
Oczy umarłych
zza horyzontu
spotykają się niedzielami
gdzie dusze ucztują
i wracają do światła
dlaczego niebo zadziwia się
tobą i mną
dlaczego niebo błądzi
z tobą i ze mną
Nie bój się
blada kobieto
jesteś moją odwieczną siostrą
odezwał się czarnoskóry mężczyzna
trzymający trąbę
wysiadając z metra w Nowym Jorku
jeśli nie dasz mi pieniędzy
otruję się narkotykami
nadleciał głos z otwartego nieba
plując kominom dachów
wiecznym ogniem
Słońcem wygłaskane
ściany Kalkuty
gdzie kominy wirują
i sztuczny śmiech
przeszywa ciało
dałabym
deszczu
nadchodzącemu deszczowi
Ptaki odlatują
nie dotykając wody
spragnione tego
co ukryły
w zapisie lustra
coś wiruje w powietrzu
Kiedy umieramy
wielokrotnie
i przeżywamy
niejedno życie
łatwo zapomnieć
które było którym
i kto był kim
czasem
nie pamiętając
przypominamy
Ze zbioru „Myśl i skała”, 2008
Przełożyła Alina Lassota
Tadas Žvirinskis
Dobry wiersz
Dobry
wiersz
Ma być
O miłości
Ptaka – do nieba,
Ryby –
do oceanu,
Ognia – do drzewa,
Mężczyzny – do
kobiety,
Kobiety – do sąsiada,
Motyla – do płomienia,
Noża
– do chleba,
Samobójcy – do pętli.
Tak, dobry wiersz
Ma
być
O śmierci.
Eksperyment
Wypróbowałem zakupoholizm.
Przyniosłem
do domu drogie ubrania,
Jeszcze droższe okulary od słońca,
Superową butelkę koniaku,
Nowe francuskie perfumy,
Hiszpańskie figi w czekoladzie,
Papier toaletowy z twarzą
rybiookiego,
Bezdomną zielonooką kotkę,
Którą dokarmia
szalona sąsiadka,
I skórzaną torebkę o ekologicznej nazwie.
Siedzę
na kanapie, ogłupiałym wzrokiem
gapiąc się na stos
niepotrzebnych rzeczy.
A oszalała kotka gapi się na mnie –
Prawie uwierzyła, że stanie się
Daniem głównym,
Którego
cierpki smak zaleję
koniakiem starym jak XO (całus i uścisk).
Powoli
wstaję, maszeruję do lodówki,
(Kotka chowa się za fotel),
Przynoszę kawał kiełbasy, pachnący dymem łaźni,
Kroję
go na i-Padzie,
(Kotka nieśmiało spogląda jednym okiem),
Puszczam ulubiony technical death metal
I zaczyna się
uczta…
Eksperyment udany.
Innym razem wypróbuję ménage à trois.
Oczywiście, jeśli kotka nie będzie miała nic przeciw.
Ofiara kapłanów słońca
Gdy
o północy
Niewidzialny wodospad twoich włosów
Powoli
zaczyna opadać
Do wąwozu między moje łopatki
Budzę się i
czekam na wilgoć,
Którą przynosi twój pocałunek
–
Rozluźniający,
Wyzwalający,
Sprawiający, że świat
się kręci,
A ja się obracam,
Abyś mogła się oprzeć
O
wzgórza moich ramion
Abyśmy zaczęli oddychać
We wspólnym
rytmie
Abyśmy zaczęli żyć
Jednym celem,
Aby jutro
znowu
Wzeszło…
Przełożyła Ewelina Bondar
Daiva Molytė-Lukauskienė
Czarna twierdza
Tylko leżałam na dębowym stole z wyciągniętymi nogami
i słowiki uderzały przez zieleń w moje oczy.
I przepływała woda, niby z pocztówki.
Ta zmowa późniącą się wiosną.
Kiedy następuje przypływ i odpływ wód oceanu…
W marzeniach znajduję ciebie prawdziwego i niewymyślonego,
motylkiem trzepoczący między jaskrawo czerwonymi
tulipanami mamy. Zerwij więcej, wstawisz do wazy…
Słyszę jej głos między świszczącymi wiatrami.
Tyle różnych okazji, tyle kwiatów…
Tylko leżałam na brzegu z wyciągniętymi nogami, zamoczywszy je
w słonej morskiej wodzie. Fale lizały, całowały stopy.
I ptaki latały wysoko. Świecił księżyc w ostatniej kwadrze
i jakąż jestem bezwartościową poetką, – przylatują
niby kule snajpera, twoje słowa, kochany…
Czarna twierdza. Czarna
Modlitwa
telefonowałam dzisiaj
do głuchych
pokazywałam kolory
ślepym
niemych zapraszałam
do śpiewania
łaskiś pełna
wszyscy z tobą
wszyscy wspólnie
mile uśmiechają się
dziękując
Nieprzeczytany wiersz dla Krystiana1
Bądź pozdrowiony Krystianie, tym późnym porankiem
Słoneczko nie wschodzi wysoko. Zaszronione nasze wzroki
Odbijają się w twojej twarzy i rozbijają się ułamkami lodu,
W czyim oku zostaje drobina, a w czyim lód?
Trudno teraz i tu odpowiedzieć, kiedy tak wielu stoi
Szukających światła i pragnących je zobaczyć.
Komu najwięcej odmierzą, ile i czego dadzą?
Przy grze muzyki i lodu.
Sople lodu zwisają z ulicznych latarń.
Pełne kontrowersyjnych przemyśleń i myśli.
Surowymi wspomnieniami zastyga śnieg,
Jakbyś szedł przez morze po śliskim lodzie,
Na drugi brzeg, drugą stronę życia.
Przeszedłszy wysokie wzgórze odwróciłbyś się do tylu albo w dół
Na biegnących, pędzących, na to samo
Nieznane. Opanowanie szukając nie wiadomo czego nieodkrytego i
Niezrozumiałego, niby tej miłości, która kwitnie tylko
Trzy miesiące, albo całe życie.
I po nim. Śmieję się mówiąc:
Z kwitnących pól i łąk młodości.
Tam, przy wyciętym, zieleniejącym w pamięci lesie,
Gdzie w łaźni mieszkają wieśniacy Emilia i Piotr Pilinkowie,
Gdzie przekwitłe jabłonie w sadzie dziadka, bez pędów owocowych,
Pochylona stodoła i w ziemię wpadająca przeszłość
Rozwiązanie, ginące każdorazowo z odchodzącym przymrozkiem.
Brzmiące „Symfonią przeznaczenia“ Ludwika van Beethovena,
A może „Sonatą księżycową“ wypełniającą dom:
– Gram ten utwór na fortepianie –
Opowiada mi ona, kobieta, której nie znam,
Ale wiem, że jej słowa rozwijają się różnymi talentami
I kolorami zapełniają moją pustą, pełną samobójczych
Marzeń, przestrzeń, gruntownie sprzątnięty dom.
Nie mogę uwierzyć, że słuchamy muzyki klasycznej,
Rozsiadłszy się w bawialni na tapczanie.
Na nas patrzą Krystian i Beethoven. Eliza,
Przytuliwszy się do ramienia gorąco całuje
Usta. I nigdzie się nie spieszę, już nigdzie…
Co teraz powiedziałbyś? Bądź pozdrowiony. Bądź.
Przełożyła Mirosława Bartoszewicz
Krystian – Kristionas Donelaitis (1714-70), pionier poezji w języku litewskim, pastor ewangelicki
Albinas Galinis
Ars moriendi
Marność nad marnościami – wszystko marność
Jeśli jest coś, o czym by się rzekło: «Patrz, to coś nowego» –
to już to było w czasach, które były przed nami.
Koh., 1, 2-10
oto: wojownicy, doradcy,
przewrotni orędownicy pokoju
niczym chciwi biesiadnicy
przy żałobnym stole –
chwytają „gdzie nie położyli” 1
a uderzając w dłonie
zostawiają tylko kości i popiół –
nic nowego
pod owalem pełni –
przeciąg mgieł
i „chodzenie wiatru” –
ani jedna nić tkacka
nie zakrywa nagości,
żaden język
nie nasyca mądrością,
żadne oko
nie patrzy szczerze,
a dzień nie wypuszcza
miotły z rąk –
zamieć i ziąb
pochyla żyjącego ku ziemi –
co wiadome – zapomnij,
co się zdarzyło – zniknie,
zostanie postęp, przewrotność
i pląsanie słów…
Odniesienie do ewangelii Św. Łukasza 19, 22 : ” Wiedziałeś, że jestem człowiekiem surowym: chcę brać, gdzie nie położyłem, i żąć, gdziem nie posiał”.
Melancholia
Ludu mój, wyjdźcie z niej (Babilonu – stolicy) ,
byście nie mieli udziału w jej grzechach
i żadnej z jej plag nie ponieśli!
1.
jemu
było sądzone przejść przez czyste pole –
parując żarem piekła,
kątem oka obserwować
pierworodnych sąsiadów
i obce rody
naznaczone
tatuażami perfidii –
jemu, jako nowochrzczonemu,
trzeba było tworzyć Vitae Novae
w chrzcielnicy zawirowań…
2.
po nocach
wybudzony ze snu
jeszcze przez mgnienie
pływał we śnie – męczyły go
zaklęcia słoniny,
ekstaza wysypki
i dezynterii przeklęta polka
rano
zabierał się do wykuwania z żelaza
sentencji – chociaż,
kazał, nie odpowiadając wdowie,
zasunąć okiennice
i zabezpieczyć skrzynię…
3.
czasem
przy ogniu w kuźni
w kołchozowym magazynie ziarna
pociągał z gwinta
„Moskiewskiej”
ze smutkiem i żalem
pokręconymi palcami
zaczynał miąć
pannę-harmonijkę, –
i tak do utraty świadomości
zapomnieniem pokrywając
pustą ludzką filozofię…
Przełożyła Alina Lassota
Juozas Žitkauskas
Królowa
zaba Anielka
siedzi za białym stołem
na syćkie strony spoziéro
i siebie saméj, samiuteńkiej suko,
co nika indziej nie spoźrzy
ino na siebie samą
i myśli sobie
jo som jest
zaba królowa
ze syćkich zab najpiékniejso
ze ftorej by strony nań nie spoźrzeć
w niéj jest prawdziwa piękność
kiej se siedzi w koronie
zaba Anielka
na wielgim tronie
w cyfrowane barankule odziana
i w złote korale
Drzewo pochwalone
Drzewo,
jo naprzeciw Ciebie –
ino wystrugany
bucosek
nie wart ani
spackowego
furkotu
malućki robacek
niewart ani sikorki
najmniéjsego okruska
Drzewo,
ba tyś jedyne
na swoim i na inksyk świecie
wsechmogące –
dyi dokoła
telo
wysokik pni
wielgik koron
ftore na syćkik niebak
z bajorzami
sie wznosom
Jak na dłoni
-Witojcie, somsiadko! –
woło bez obory, ulice
jedna ku drugiéj
a sroki juz w gnieździe
nie widać
wiés i słysys ino
ze ten som ranek
nie inksy
sie zacyno
za oknem sąsiad kosom
pitwa trawe i śpasuje
z młodsom somsiadkom
a pote ino
sumio na oborze paprocie
i agrest w ogrodzie
ciągnom sie ku ziemi chabiny
skorusy i kaliny
ptasim śpiéwem opłukane
w sklepie wcora – przy piątku – mięsa nie béło
dy jasne – kie zawdy – somsiadowi wino wystarcy
jego baba zarozki
przy mięsie postawi
słodkiego mleka i maślankę
i kwaśny sok brzozowy –
carnego chleba
i zaśpiéwajom se
przy winie
a zaś somsiadka
z zółtéj chałupy
juz idzie
od somsiada
do somsiada
a przy sobocie już niespokojnie
od rana bacy, że nic
ba odwiecyrz juz pod drzwiami somsiada
wystaje ruta i bylica
Z gwary dzukijskiej na góralską przełożył Paweł Krupka
Lina Buividavičiūtė
Szpitale
Na wojnie – jak na wojnie. W szpitalu – jak w szpitalu.
Najlżej chorym zostać w swych
dżinsach i swoich trampkach. Zostałam. A wszystkich –
nie wypatrzysz. Sąsiedzi – okropni.
Ściany – zupełnie nie białe, wymalowane na
jasnoróżowy kolor, jak pigułki ksanaksa1 –
może po to by wszystko było jednakowe, aby wszystko
było według systemu, byśmy żyli w różowej
bańce – sza, sza, wszystko będzie dobrze, ale nie będzie.
Spędziłam dni wpatrując się w ten róż –
do kontroli życia, do pojawienia się bóstw,
dobrze, na tym oddziale nikt nie obcierał ścian
kałem – nie było pyłków w naszych oczodołach ani
znalezionych u brata – tylko milczenie, tylko czasami w środku
ktoś jakby maleńkimi skrzydełkami poruszał, niby
małe embriony po raz pierwszy w łonie matki –
ale szybko ginęły, nie wytrzymawszy ciszy, abstynencji codzienności,
nie mieliśmy czym wykarmić, nie mieliśmy światła,
nie pomogły nawet ściany – nie własne, jednak – nie własne.
Głód – tutaj.
A my – mistrzowie Głodu. A my – diagnozy.
ksanaks – lek antydepresyjny
Zbliżenie
Będę żelazną dziewicą,
a Ty bądź kościstym starcem.
Tylko pieśni twych kości
mogą znosić moje buty,
tylko falangami twoich palców
obsypane leśne runo.
Trzy drogi nacięte w niebieskości
moich żył –
przychodzę, ukochany,
jeszcze nie wyczerp popiołów –
nimi obsypiesz swoje ścięgna,
przychodzę, ukochany,
związane ciernie –
w moich ustach –
przyniosę wianek
na Twoją stację,
kochany, zaczekaj,
ta rzeka płynie krwią,
tamta rzeka mlekiem wzbiera,
wymyję się w Twoim
wykrwawieniu,
wykrwawię się do Twego
mleka – zapłodnię
żelazne łono
naszymi bólami –
nasienie i krew
nasienie i krew
w skórze, wydzielinach, ustach,
w skórze, wydzielinach, ustach,
jesteśmy, ukochany,
jesteśmy, ukochany,
nawet jeżeli zostaliśmy sami
żelazo i kości,
w noc Walpurgii
wytępię twoje chrząstki,
wytępię twoje koszmary,
i nasze dziewięć
żywotów będą bezpieczne
w czubku igły
bo w świecie
niczego więcej nie ma –
tylko nasienie i krew,
nasienie i krew,
potencja nieżytu
boli mnie, kochany,
dobrze mi, kochany.
Nie otrzymać Nobla
Siedzę dzisiaj przed swoją
psychoterapeutką i serdecznie
płaczę, bo nie otrzymałam nagrody
Nobla, co tam Nobla –
nawet państwowej, widocznie
nie otrzymam, mówię dla niej, że
chcę tupać nogami, rozrywać
obrazy rękoma, padać
na ziemię jak trzyletnie
dziecko przeżywające kryzys,
ja jestem tym
nie otrzymującym cukierka dzieckiem,
maleńka Linute, kolejny
raz czekająca rezultatów
konkursu, sercem pragnąca
przesyłek, bo nie zwyciężyć
dla niej oznacza nie być.
Moja psychoterapeutka
rozmawia z tą maleńką Linute
i pyta jaką ocenę
dałam swojemu domowi –
mnie po prostu za bardzo
bolało, inaczej by mnie
nikt nie dostrzegł –
tylko na scenie, tylko w świetle rampy
mogłam trochę pobyć.
Idź w cholerę, mała Linute,
idź w cholerę, zachęcają mnie wszyscy
nauczyciele – chcę innego domu.
Psychoterapeutce podoba się
ostatnie moje hasło.
Ale ja mimo wszystko bardzo
chcę otrzymać tego Nobla.
Przełożyła Mirosława Bartoszewicz
Aistis Žekevčius
Bóg jest astronautą
to jego magiczne LED
lampek bajońskie ilości
wciąż zagłuszają sztywniejące ciemności
kiedy u września zgonu
chustą otulony
tańczy astronomicznego walca
wszak nie czuje się jak wniebowzięty
asteroid wśród nieobjętych tylko
ciężko go wybić z orbity
rozpostarty na raz
podbił przestrzeń i czas
erudyta nieważki błękitu
List motywacyjny
nie jestem guru
od kebabów
i nie chcę być
superbohaterem sprzedaży
ani pracownikiem magazynu
ZSA twórczość
lecz kartoflem syty nie będziesz
dlatego musisz szukać kompromisów
cieplejszych miejsc
i pożytecznych błędów systemu
jedna wtrącona literka
i woźne z przedszkoli
staną się wolne a rezydenci
może nawet prezydentami
takie amerykańskie marzenie
connecting people
zbliżyć się nigdy nie było tak prosto:
na pokonanie odosobnienia dzisiaj
potrzeba tylko dobrego połączenia internetowego
i chociaż nagość wciąż jeszcze przyciąga uwagę
przynajmniej na kilka krótkich mgnień oka
wyleźć z hermetycznego skafandra
niewygodnie i niepraktycznie:
abstrakcyjne pożądanie nie opóźni zniknięcia
ledwo się zderzy z niezaprzeczalną
konkretnością śmiertelnego ciała
Przełożył Wiaczesław Zienkiewicz
Almis Grybauskas
Pochodzi spod Trok. Pedagog z wykształcenia, pracował jako nauczyciel i redaktor czasopism o profilu humanistycznym i artystycznym. Jest zasłużonym tłumaczem literatury czeskiej i od wielu lat współpracuje z czeskimi uczelniami jako wykładowca i autor warsztatów. Opublikował też liczne przekłady utworów Cz. Miłosza. Jako twórca zajmuje się głównie poezją. Od debiutu w 1976 roku wydał kilkanaście zbiorów wierszy. Jest ubiegłorocznym laureatem festiwalu Poezijos pavasaris (Wiosna poezji).
Lidija Šimkutė
Pochodzi spod Szkudów na Żmudzi, lecz już w dzieciństwie jej rodzina znalazła się na emigracji, najpierw w Niemczach, a następnie w Australii. Tam zdobyła wykształcenie techniczne i pracowała jako dietolog. Tworzy w językach litewskim i angielskim i, mimo oddalenia, czynnie uczestniczy w litewskim życiu literackim. Oprócz literatury zajmowała się przez wiele lat muzyką, tańcem i sportem. Ma w dorobku wiele zbiorów poezji, wydanych na Litwie, w Australii i w Japonii.
Tadas Žvirinskas
Urodził się i mieszka w Wilnie. Z zawodu jest aptekarzem. Opublikował kilka zbiorów poezji i opowiadań oraz liczne przekłady poezji z języków angielskiego, polskiego i ukraińskiego. Aktywnie uczestniczy w życiu literackim, uczestniczył w wielu festiwalach poetyckich na Litwie i za granicą, m. in. w Białymstoku.
Daiva Molytė-Lukauskienė
Pochodzi z okolic Oran w Dzukii, studiowała grafikę w Kownie, a następnie w Kłajpedzie, gdzie mieszka i tworzy. Pracuje jako grafik i korespondentka prasowa. Twórczo zajmuje się poezją, malarstwem, grafiką oraz ilustracją książkową. Opublikowała kilka zbiorów poezji z własnymi ilustracjami. Uczestniczyła w wielu międzynarodowych projektach artystycznych.
Albinas Galinis
Pochodzi z Radwiliszek. Ukończył studia historyczne w Wilnie, gdzie mieszka i pracuje w szkole muzycznej im. M. K. Czurlonisa jako wykładowca historii i filozofii. Jest autorem kilku zbiorów poezji i aktywnym uczestnikiem litewskiego życia literackiego. Bierze udział w licznych prezentacjach i festiwalach. Jest też autorem podręczników szkolnych
Juozas Žitkauskas
Pisarz, działacz społeczny i animator kultury. Pochodzi z okolic Łoździejów w Dzukii. Kieruje stworzonym przez siebie stowarzyszeniem kulturalnym Slinktys, które prowadzi na Litwie działalność wydawniczą i promocyjną, głównie w dziedzinie literatury i muzyki. Uczestniczy też w projektach historycznych, m. in. związanych z E. Plater. Jest jednym z nielicznych pisarzy tworzących nowoczesną poezję dialektalną. W ojczystej gwarze dzukijskiej wydał kilka zbiorów wierszy.
Lina Buividavičiūtė
Doktorantka Uniwersytetu Wileńskiego, specjalizuje się w literaturze litewskiej. Pracuje jako korepetytorka języka litewskiego, biologii i chemii, zajmuje się też krytyką literatury dziecięcej. Uczestniczy aktywnie w wileńskim życiu literackim. W 2017 roku wydała debiutancki zbór poezji „Syndrom Helsinek“.
Aistis Žekevičius
Urodził się w Kownie. Ukończył studia socjologiczne i kulturoznawcze w Kownie i w Wilnie, gdzie mieszka i tworzy. Opublikował liczne utwory w czasopismach i na portalach literackich na Litwie i za granicą. Aktywnie uczestniczy w litewskim i międzynarodowym życiu literackim, pisze m. in. wiersze o tematyce sportowej. Jego debiutancki zbiór wierszy jest przygotowany do wydania.