Irena Olbińska – Ach, Syberia, Syberia… (fragmenty)

0
935

Oto historia mojej rodziny, którą usłyszałam od mojego taty Wiktora Myjkowskiego, syna Stanisława.

Dziadek Stanisław jako młody, 16-letni chłopak wyjechał do Ameryki (za chlebem). Z Antwerpii musiał wyruszyć na początku trzeciej dekady sierpnia, skoro dotarł za Wielką Wodę 5 września 1905 r. – wówczas taka podróż trwała dwa tygodnie.

Imię: Stanisław

Nazwisko: Myjkowski

Pochodzenie: Austria, Austriacka

Ostatnie miejsce zamieszkania: Lekwin

Data przyjazdu: 05 września 1905

Wiek: 16 Płeć: M Stan cywilny: S

Ship of Travel: Vaderland

Port wyjścia: Antwerpia

Manifest Line Number: 0018

W notatkach sporządzonych na podstawie rozmów z moim ojcem mam tylko, że „wyjechał do kuzynki”, a powinno być raczej z „kuzynką”, Anną Myjak, bo wiadomo, że jako 19-letnia panna w tej długiej morskiej podróży towarzyszyła mu w charakterze opiekunki. Lekwin na karcie podróżnej to zamerykanizowana nazwa Lichwina, jego wsi rodzinnej w powiecie tarnowskim, w gminie Pleśna, zabitej nie deskami, lecz wzgórzami, z których można było dostrzec co najwyżej wieżę świątyni w Tuchowie, a nie drapacze chmur w Nowym Jorku widoczne z wyspy Ellis Island, gdzie mieściło się wówczas ogromne centrum emigracyjne. W latach 1899-1918 przewinęło się przez nie ponad 1,3 mln. takich jak on biedaków, przede wszystkim z Galicji.

Można sobie wyobrazić, co działo się w duszy młodego Stasia, gdy statek pruł bezmiar Atlantyku (odległość z Antwerpii do Ellis Island wynosi aż 5876 km). A nie były to warunki komfortowe, bo ludzie stłoczeni byli na pokładach jak bydło, ale nawet gdy mdleli
z zaduchu i gorąca, to w oczach świeciły im „dulary”, „dulary”, „dulary”, za które po powrocie do domu można było zakupić nawet ziemie pańskie, po dawnych dworach, i stać się w pewnym sensie panem.

Właśnie dzięki „dularom” przywożonym z Ameryki niektórzy lichwińscy Myjkowscy stali się wiejskimi bogaczami, ale nie dotyczyło to mego dziadka Stanisława, choć sporo „dularów” zarobionych w Ameryce musiał wysłać lub z sobą przywieźć. Co się z nimi stało? Raczej nie przechowywał ich w swoim chlebaku, kiedy w sierpniu 1914 r. wyruszył na front po tym, jak Austro-Węgry wypowiedziały wojnę Rosji. Gdyby z tej strasznej wojny mógł wrócić cały i zdrowy wprost do rodzinnej wsi, tak jak jego bracia, nie byłoby
o czym pisać. Tę sagę naszego rodu stworzył przecież syberyjski epizod z jego życia, z niezwykle dramatycznymi zwrotami akcji jak w klasycznych filmach z gatunku płaszcza i szpady (szynela i bagnetu), opatrzonych oczywiście happy endem.

Jako szesnastoletni chłopak nie miał jednak nawet cienia przeczucia o swoich późniejszych losach, to pewne. Na tym moja pewność się kończy, bo niewiele wiem o tym, co działo się z nimza Wielką Wodą po 5 września 1905 r.? Byłam za mała, żeby dziadka, póki żył, wypytywać o cokolwiek, a mój ojciec wspomniał tylko o tym, że po kilku latach Jan Myjak-Myjkowski listownie powiadomił syna, że został powołany do wojska i musi wrócić do kraju, by spełnić swój obowiązek. Wtedy polska szlachta wysyłała  swoich synów do armii austriackiej, a mój pradziadek uważał się za potomka Nowowiejskiego. Stanisław wrócił i został wcielony do wojska Monarchii Austro-Węgierskiej, no a po kilku latach służby wybuchła I wojna światowa.

Podczas jednej z bitew został ranny i jako austriacki podoficer dostał się do rosyjskiej niewoli. Został zesłany na Syberię. Pracował wraz z innymi zesłańcami przy wyrębie lasów – pozyskane przez nich drewno, cięte na grube podkłady, zużywano przy budowie nasypów pod Kolej Transsyberyjską. Pracowali w potwornych warunkach, zimą mrozy dochodziły do 40-50 stopni. Pilnowali ich Kozacy. Jeden z Polaków z Poznańskiego został smagnięty pejczem, kiedy próbował zbliżyć się do ogniska, żeby rozgrzać zgrabiałe ręce. Uderzył wtedy Kozaka łopatą i zabił go. Wszyscy jeńcy wiedzieli, że w odwecie zostaną zmasakrowani. Zrobił się popłoch i kto mógł zaczął uciekać.

Stanisławowi też udzielił się nastrój powszechnej paniki, ale po chwili zawrócił, by odpiąć zabitemu Kozakowi pas z karabinem i nabojami. Mając broń czuł się bezpieczniejszy. Po drodze spotkał tamtego Poznaniaka i już razem wałęsali się po lasach. Tak dotrwali cudem do lata, bo doskwierał im ustawiczny głód, nie mówiąc o koszmarnym zimnie. W strachu przed wilkami spali na drzewach, przywiązani paskami. Jesienią wpadli w ręce czerwonych rewolucjonistów, którzy ich rozbroili i chcieli postawić pod ścianką. Kiedy przyznali się, że są Polakami, kazano im jako niepewnemu ideowo elementowi pracować za karę w kuchni, dzięki czemu wreszcie się najedli.

Któregoś dnia zaatakowali ich „biali”. Ponieważ Poznaniak był oficerem, a Stanisław podoficerem i znali różne taktyczne nowinki wyniesione ze służby wojskowej, przysłużyli się „czerwonym” cenną radą. Od tej pory brali już udział we wszystkich bitwach z „białymi”, ale niestety podczas jednej z nich mój dziadek Stanisław został ciężko ranny. Zabrano go do polowego szpitala, ale lekarze spisali go na straty i odstawili w kąt, aby sobie dogorywał. Na szczęście w tym szpitalu pracowała jako sanitariuszka moja babcia Magdalena Sutulin. To ona zakochała się od pierwszego wejrzenia w młodym Polaku i tak go troskliwie i z wielką miłością pielęgnowała, że mój dziadek wyzdrowiał ku wielkiemu zdziwieniu lekarzy. Jej miłość została oczywiście odwzajemniona.

Wzięli ślub w Iszymie. Urodziło im się trzech synów: Teodor – 1922, Wiktor – 1924 (mój tato) i Władysław – 1925. W Iszymie wybudowali dom z dwoma schodkami i oborę dla krowy. Tamtejsi mieszkańcy byli zdziwieni, jak można krowie wybudować dom, gdyż krowy mieszkały tam razem z ludźmi? Jeszcze bardziej byli zdziwieni schodkami przed domem, bo wystarczyło przecież zadrzeć wysoko nogi albo podskoczyć. Mój dziadek pracował na kolei w Iszymie jako maszynista parowozu przy przetaczaniu wagonów na stacji, a babcia Magdalena zatrudniona była w miejscowym przedszkolu.

Na pierwszym planie Stanisław i Magdalena;
z tyłu Wiera, przyszła żona Piotra Sutulina, brata mojej babci

Największą frajdę trzech chłopaków miało wtedy, gdy ojciec zabierał ich na stację i mogli razem z nim pojeździć lokomotywą. Lato było tam bardzo krótkie. Kąpiel w pobliskiej rzece, która też nazywała się Iszym, sprawiała im wówczas prawdziwą przyjemność. Tak jak i cotygodniowa wyprawa do ruskiej łaźni, zwanej banią, gdzie odbywała się kąpiel całej rodziny, wraz z wzajemnym smaganiem się brzozowymi witkami i wyskakiwaniem stamtąd prosto w śnieg. Wodę do picia czerpali z pobliskiej rzeki, a zimą dziadek Kapitanow przywoził końmi całe bryły lodu, które topiono w kuchni przy piecu. Dziadek przybrany, ale prawdziwy.

Synowie Stanisława na tle dziadka Kapitanowa
od lewej: Teodor, Wiktor (mój przyszły tato), Władysław

W owym czasie moja syberyjska prababka wyszła bowiem po raz drugi za mąż właśnie za niego. W roku 1915 urodziła im się córeczka Maria, którą wychowywała moja babcia Magdalena, gdyż na łożu śmierci swojej matki musiała przysiąc, że wychowa Marysię, a gdyby wyjechała ze swoim mężem do Polski, to zabierze ją ze sobą. Mój dziadek Stanisław był bardzo szczęśliwy ze swoją rodziną w Iszymie. Ale tęsknota za Polską (od roku 1918 istniało już państwo polskie) doprowadzała go do rozpaczy.

Kiedy w 1927 roku zmarł Jan Myjak-Myjkowski, mały Wiktor miał zaledwie trzy lata, ale doskonale zapamiętał swego płaczącego ojca nad listem z Lichwina powiadamiającym o śmierci nieznanego polskiego dziadka. Po raz pierwszy i jedyny widział swego ojca tak zrozpaczonego – uroczystości pogrzebowe odbyły się przecież bez jego udziału! Zapewne wtedy postanowił jak najszybciej rozpocząć starania o zezwolenie na repatriację do ojczystego kraju. Ale dopiero w 1933 roku udało mu się powrócić do Lichwina z żoną i trzema synami oraz zaadoptowaną córką Marią, która w istocie rzeczy była siostrą przyrodnią jego żony!

Osamotniony dziadek Kapitanow odprowadził ich aż do Moskwy. Było to bardzo smutne pożegnanie, wiedzieli bowiem, że już się nigdy nie zobaczą. Na koniec syberyjski dziadek zapytał najstarszego wnuka Teodora (miał wtedy 11 lat): „Tola, nie zabudiesz?”, a Tola odpowiedział: „Nie zabudu”. Zanim mój wujek Teodor zmarł (1976), opowiedział mi tę scenkę bardzo zasmucony. Bo wszyscy zapomnieli. Dlatego chciałabym uchronić od zapomnienia to, co usłyszałam od swego ojca Wiktora. Starałam się robić zapiski z tych rozmów na żywo, gdyż wiedziałam, że ludzka pamięć jest nietrwała, ale nie zawsze było to możliwe.

Do tego „wątku iszymskiego” chciałabym dodać jeszcze jedną istotną informację. Tak jak korzenie chłopskie rodu Myjaków-Myjkowskich nie były rdzennie chłopskie, jeśli przyjąć za pewnik, o czym my wszyscy potomni jesteśmy głęboko przekonani, że nasza czerwona krew została w okresie konfederacji barskiej zmieszana z krwią błękitną rodu Nowowiejskich, tak i ten żywioł syberyjski mojej najbliższej rodziny nie był rdzennie rosyjski, bo babcia Magdalena była prawnuczką polskiego zesłańca na Sybir. Pochodził z Wielkopolski. Jako ochotnik wziął udział w powstaniu listopadowym i dostał się do niewoli rosyjskiej. Jego nazwisko na pewno wywodziło się od nazwy jakiegoś drzewa, nazywał się Dębowski albo Bukowski. Na zesłaniu związał się miłością z Sybiraczką, która uratowała go przed śmiercią głodową, i do kraju rodzinnego już nie powrócił. Ich córka jako panna miała nazwisko polskie, dopóki nie wyszła za mąż za Sybiraka.

Babcia Magdalena mogła mieć jakieś dokumenty, które pozwoliłyby na ustalenie nazwiska tego zesłańca, ale kiedy zamieszkała w Polsce, nie afiszowała się swoim rosyjskim rodowodem, nawet jeśli nie był on rosyjski do końca, bo szczególnie po drugiej wojnie światowej Polacy mieli uczulenie na wszystko, co pochodziło stamtąd. Jeszcze świeże były świadectwa, wspomnienia tych, którzy przeżyli Golgotę Wschodu – martyrologię w łagrach sowieckich, znajdujących się również w jej dawnej „obłasti”. Dlatego wielu lichwinian mówiło za jej plecami o niej „ruska”, mimo iż dobrze mówiła po polsku.

Trudno się zatem dziwić, że kochając bardzo swego męża i dzieci nie czuła się u nas najlepiej i spoglądała tęsknie ku dalekiemu Iszymowi. Po jej przedwczesnej śmierci i odejściu z te-go świata najmłodszego syna Władysława, u którego mieszkała, wszelkie pisane cyrylicą pamiątki po niej zaginęły. Dlatego mam najszczerszy zamiar pojechać w 2015 roku do Iszyma i do wsi Krutoj, skąd pochodzi rodzina mojej babci – może w tamtejszej cerkwi albo na cmentarzu uda mi się natrafić na jakieś ślady po jej polskim pradziadku? Ale także dotrzeć do swoich sybirackich korzeni, rdzennie rosyjskich, które pozwalają mnie i mojej córce kąpać się w lodowatej wodzie, a mojemu synowi – w przerębli.

Niewątpliwie od tamtej książki zaczęła się nasza syberyjska przygoda, bo jej redaktorem i wydawcą był Janusz B. Roszkowski, pisarz osiadły od 2007 roku w Iwoniczu-Zdroju, gdzie przy końcu czerwca 2013 r. znalazłam się z mężem na kuracji – akurat w „Sanvicie”, w tym samym sanatorium, gdzie pan Janusz jadał obiady i miał w każdym turnusie po dwa spotkania z kuracjuszami. Te spotkania były tak niezwykłe, że siedziałam na nich z pałającymi policzkami, bo chyba rozumiecie, że dla takiej zwyczajnej kury domowej jak ja wyznania człowieka, który podróżował kiedyś po prawie całym świecie i miał aż sześć żon, między innymi w Boliwii, i żył wśród Indian nad Amazonią, albo przez kilka miesięcy oddawał się ćwiczeniom kontemplacyjnym w aśramie w Indiach, musiało być cywilizacyjnym szokiem.

Nie miałabym śmiałości podejść do niego przy obiedzie na drugi dzień po pierwszym spotkaniu, gdyby nie to, że był wydawcą, a ja przywiozłam z domu opowieść o moim sławnym pradziadku, Janie Myjaku-Myjkowskim, poecie i działaczu ludowym z Zagorzyna w pobliżu Nowego Sącza, a później z Lichwina w powiecie tarnowskim, a więc działającym na obszarze dawnej Galicji, na którym znajduje się również Iwonicz-Zdrój.

Ta opowieść sklecona przez mego kuzyna Jana Myjkowskiego z Mielca, lekarza laryngologa z zawodu, została wydrukowana na drukarce i oprawiona u introligatora, więc przypominała źle wydaną książkę, co wywołało niesmak u iwonickiego wydawcy, który opublikował kilkadziesiąt znakomicie zredagowanych i pięknych graficznie książek. Na drugi dzień oświadczył: „Szkoda, że książka o pani znakomitym pradziadku została tak niestarannie wydana, bo warta jest zdecydowanie lepszej redakcji i oprawy graficznej”.

Kiedy powiedziałam, że jest to tylko prowizoryczne wydanie na potrzeby naszej rodziny, ot, żebyśmy wiedzieli, że Myjkowscy nie wypadli sroce spod ogona, pan Janusz powiedział, że z największą chęcią przygotowałby porządnie zredagowaną książkę do druku, jeśli mój kuzyn Jan powierzy mu do wydania to, co napisał. Jan Myjkowski oczywiście się zgodził i w ten sposób pokaźna i pięknie wydana książka ukazała się po roku ciężkiej pracy, wspólnej, bo poza moim kuzynem pan Janusz postanowił zrobić ze mnie współredaktorkę książki, co wtedy wydawało mi się żartem, bo nie miałam o pracy literackiej najmniejszego pojęcia. Oczywiście największy wkład w jej powstanie w kształcie ostatecznym miał pan Janusz, pisarz i redaktor wyborny.

Jeszcze jedno chciałabym podkreślić: nigdy nie śmiał się z moich marzeń o podróży na Syberię, wprost przeciwnie: uważał, że muszę tam pojechać, mówiąc nieco żartobliwie, że jeśli nikt z moich bliskich nie zechce mi w tej podróży towarzyszyć, to pojedzie ze mną, bo prawdziwą sensacją archeologiczną byłoby odnalezienie w wiecznej zmarzlinie jego starych kości obok kłów mamuta. W relacjach z podróży syberyjskiej opowiadam dokładnie, co sprawiło, że ta podróż stała się moją prawdziwą obsesją, której z kręgu najbliższej mojej rodziny nikt wprawdzie nie podzielał, ale kiedy okazało się, że będę zmuszona pojechać sama, mój mąż oświadczył, że samej mnie nie wypuści w tak długą i niebezpieczną podróż, ale jeśli się uprę, a Janusz (jesteśmy od wielu lat na ty) zechce rzeczywiście mi towarzyszyć – będzie o mnie spokojny.

Wcześniej poznał się na jego nadzwyczajnej dobroci i wielkiej opiekuńczości wobec naszego wnuka Wiktora, i wobec mnie, kiedy po zabiegu operacyjnym na drugie kolano potrzebowałam opieki. Janusz od razu przyjechał do Opola i zaopiekował się mną serdecznie, dopóki mój mąż nie otrzymał z pracy urlopu, nic więc dziwnego, że zawsze traktowany był w kręgu mojej najbliższej rodziny jako nasz wypróbowany przyjaciel.

Janusz natychmiast wyraził zgodę, mówiąc, że jako wydawca książki, gdzie była mowa o moich syberyjskich korzeniach, ma wręcz obowiązek ze mną pojechać, tym bardziej że nigdy nie był w Rosji, która zawsze go fascynowała (jako jedyny w liceum zdawał maturę z języka rosyjskiego). Ale dopiero wtedy uwierzyłam, że moja wymarzona podróż na Syberię dojdzie wreszcie do skutku, gdy Janusz, chcąc pokazać, że sprawę traktuje poważnie, złożył jako pierwszy wniosek o nowy paszport i zaczął dowiadywać się, jak załatwia się sprawy wizowe, a następnie bilety kolejowe oraz rezerwacje w hotelach rosyjskich.

Od tej chwili zaczęłam energicznie działać w tym kierunku, ponieważ Janusz, zajęty pilnymi pracami redakcyjnymi, nie miał czasu dosłownie na nic, ograniczając się do akceptowania lub odrzucania moich propozycji dotyczących trasy naszej podróży i ilości dni, które mieliśmy spędzić w poszczególnych miejscach. Najpierw chcieliśmy skorzystać z usług pewnego biura podróży, które zobowiązało się do załatwienia prawie wszystkiego: wiz, biletów kolejowych, rezerwacji hotelowych, ubezpieczeń na wypadek nawet naszej śmierci (Janusz pisał do swoich bliskich i przyjaciół, że na pewno wróci, bo musi mieć wykupione ubezpieczenie na ewentualne sprowadzenie zwłok do kraju) – mieliśmy we własnym zakresie zakupić na miejscu tylko bilety autobusowe na podróż z Irkucka na wyspę Olchon na Bajkale, z Omska do Krutinki, a następnie z Krutinki do Iszyma, no i opłacić noclegi. Ale przybladłam, gdy przysłali kalkulację kosztów podróży, które przy ich pośrednictwie miały wynieść prawie 10 000 zł! Otrzymuję przecież co miesiąc niespełna tysiąc złotych emerytury, a Janusz też do krezusów emerytalnych nie należy.

Zostałam więc zmuszona do zorganizowania na metrze kwadratowym stołu kuchennego własnego biura podróży. I tylko ja wiem, ile łez wylałam, zanim udało mi się osadzić w plastikowych koszulkach blankiety biletów kolejowych z Przemyśla do Kijowa, z Kijowa do Moskwy (w jedną i drugą stronę), z Moskwy do Irkucka, z Irkucka do Omska, z Iszyma do Moskwy, uff. Rezerwacje hotelowe mogłam załatwić w języku niemieckim, a nie ukraińskim czy rosyjskim, więc akurat tę kwestię udało się łatwo rozwiązać. Później jednak okazało się, że do wizy najlepiej mieć jedną rezerwację hotelową, w Irkucku, na cały okres pobytu na Syberii, żeby nie wnosić dodatkowych opłat. Dzięki tym wszystkim zabiegom udało się znacznie obniżyć koszty podróży, którą mieliśmy jednak odbyć w warunkach raczej spartańskich.

W tym miejscu muszę zaznaczyć, że o żadnych biletach autobusowych do Krutinki nie byłoby mowy, gdybyśmy nie wpadli na pomysł napisania maila do Polskiego Kulturalno-Oświatowego Stowarzyszenia „Rodzina” w Omsku z zapytaniem, czy nie wiedzą, gdzie znajduje się wieś Krutoj pod Omskiem, która być może została włączona do tego miasta i stała się jego dzielnicą? Odpowiedział pan Oleg Navolokin, wiceprezes tego Stowarzyszenia. Dzięki niemu już wiem, że wieś Krutoj, w której urodziła się moja babcia i gdzie spotkała się w szpitalu polowym z moim dziadkiem Stanisławem, obecnie nazywa się Krutinka i znajduje się w dość znacznej odległości od Omska, a nie pod Omskiem – to cenna wiadomość, bo w innym razie nigdy byśmy tam nie trafili! Ale informacja zawarta w drugim akapicie była równie cenna, bo pozwoliła Januszowi na chronologiczne ustalenie pewnych faktów związanych z bytnością mego dziadka w dawnym Krutoj.

Szanowna Pani Ireno,

Znaleźliśmy małą miejscowość, która się nazywała Krutoj (od nazwy rzeki Krutaja) na mapach XIX wieku Tobolskiej Guberni (załączam).Obecnie jest osiedlem typu miejskiego w obwodzie omskim i nosi nazwę Krutinka. Odległość Krutinki od Omska 193 km, a od Iszyma 150 km. 

Stanisław (dziadek Pani) mógł otrzymać swoje prawie śmiertelne zranienie w końcu 1919 – początku 1920 roku, gdyż wiadomo, że w końcu 1919 roku do wsi przybył Blücher z 51 „czerwoną” dywizją. Na początku lat 20. na rozległym terenie całej gminy odbywały się aktywne działania wojenne (wikipiedija).

 W Omsku są potomkowie Piotra Afanasjewicza(?) Kapitanowa (1924-1972). Jego matką była Marija (miała 12 dzieci). W miarę swoich możliwości potomkowie postarają się wśród swoich krewnych sprawdzić wiadomości o Piotrze i Mariji.

 Wiadomo, że Piotr Afanasjewicz w czasie II wojnę światowej walczył na terytorium Polski i był tam ranny. Być może w Polsce mieszka jego córka. Ta informacja wymaga jednak dokumentalnego potwierdzenia.

 Z wyrazami szacunku, Oleg Navolokinwiceprezes Stowarzyszenia „Rodzina”;mailto:dokacm@wp.pl

Witam Pani  Ireno,

Komunikacja między Omskiem i Krutinką tylko samochodowa. Z Omska do Krutinki (190 km ≈ 4 godziny) można dojechać autobusem z dworca autobusowego.

W Omsku nie mamy wojskowego archiwum. Informacji o Pani dziadku Stanisławie można szukać w archiwach historycznych Omska, Tobolska, Tiumeni. Zacząć można od Archiwum Historycznego Obwodu Omskiego http://iaoo.ru/index.html.

Praca archiwalna jest jednak żmudna, wymaga od pracowników czasu i w tym celu lepiej najpierw napisać  do nich zapytanie, żeby skłonić ich do rozpoczęcia poszukiwań stosownych dokumentów (ewentualny tekst zapytania do tego archiwum załączam).

 Serdecznie pozdrawiam, Oleg


Od tej pory posługiwałam się we wszystkich sprawach urzędowych i innych na terenie Rosji owym rosyjskojęzycznym przekładem losów mego dziadka, sporządzonym przez pana Olega. Nie-stety z Archiwum Historycznego w Omsku nadeszła odpowiedź negatywna, kiedy 10 maja jechaliśmy pociągiem z Kijowa do Moskwy.


Droga Ireno,

Nie posiadamy informacji o jeńcu wojennym z okresu I wojny światowej Stanisławie Myjkowskim. S. Myjkowski nie jest odnotowany w imiennej kartotece archiwum, a także w archiwalnych zasobach: Omskiego Obozu Jeńców Wojennych, Centralnego Zarządu ds. Ewakuacji Ludności oraz (niepełnym) spisie jeńców wojennych obozu koncentracyjnego nr 1 w Omsku.

W Pani przypadku możliwe są dalsze wieloetapowe badania bardzo wielu spisów obcokrajowców, także jeńców wojennych, w archiwach Komitetu Wykonawczego Guberni Omskiej, Komitetu Wykonawczego Obwodu Omskiego, Centralnego Zarządu ds. Ewakuacji Ludności, Ad-ministracyjnego Oddziału Obwodu Omskiego i innych (ponad 200 teczek z dokumentami). Jednakże te spisy zawierają tylko krótkie dane ankietowe. Informacji o krewnych, pracy wykonywanej przed wojną, itp. tam nie ma.

Możliwe w Pani przypadku etapowe szukanie informacji o indywidualnych osobach to pracochłonna praca badawcza. Realizacja zapytań tematycznych jest płatną usługą wykonywaną przez pracowników naszego Oddziału. Koszt usługi zależy od zakresu koniecznych prac.
Z pełnym cennikiem (dział „Korzystanie z dokumentów archiwum”) może Pani zapoznać się na stronie internetowej Oddziału. Jeśli wyrazi Pani zgodę, zostanie Pani przesłany odpowiedni rachunek. Nie możemy zagwarantować sukcesu poszukiwań.

Może Pani także samodzielnie (bezpłatnie) wyszukać informacje genealogiczne w czytelni naszego archiwum. Z zasadami pracy w czytelni może Pani zapoznać się na naszej stronie internetowej („Działalność”). Całość zachowanych dokumentów o przebywaniu jeńców wojennych z okresu I wojny światowej na obszarze Omskiego Nadirtyszja jest dostępna w postaci elektronicznej w układzie katalogu tematycznego (udostępnianego w czytelni archiwum). W sprawie poszukiwań dokumentów dotyczących pobytu Stanisława Myjkowskiego w mieście Iszymie rekomendujemy zwrócenie się do Zarządu Obwodu Tiumeńskiego – Archiwum Historycznego w Tiumeniu.

Tak zapewne zrobimy, ale dopiero po powrocie. Janusz powiedział, że przede wszystkim trzeba będzie sprawdzić w polskich archiwach, czy nie zachowała się w nich, jeśli nie uległa pożodze wojennej, dokumentacja z lat 1932-1933 związana z ubieganiem się  przez mego dziadka o zgodę na powrót do kraju wraz z całą jego syberyjską rodziną – we wniosku o wizę repatriacyjną byłby na pewno dokładny adres ich zamieszkania w Iszymie, wielka szkoda, że nie pomyślało się o tym wcześniej. 

Kto wie, czy powrót do kraju ojczystego (w tamtym okresie nie było o to łatwo, władze RP aprobowały jedynie kilkadziesiąt wniosków rocznie, bojąc się napływu niepewnego elementu z terenów wschodnich) nie uratował mu życia. Przed mordem katyńskim była jeszcze przeprowadzona w ZSRR w 1938 roku też na rozkaz Stalina „operacja polska”, podczas której zamordowano około 200 000 Polaków, w tym mnóstwo byłych jeńców wojennych zesłanych na Syberię i tam zamieszkałych. Wystarczało mieć polsko brzmiące nazwisko, a sądy były doraźne, wyroki na podstawie absurdalnych zarzutów wykonywano natychmiast – strzałem w potylicę.

Na tydzień przed wyjazdem na Syberię Janusz przygotował na podstawie linków otrzymanych od pana Olega Navolokina (ach, ile wdzięczności mam w sercu dla Niego!) dość szczegółowe informacje dotyczące Krutinki i Iszyma, dwóch najważniejszych punktów docelowych naszej podróży.

Krutinka (ros. Крутинка) to osiedle typu miejskiego w obwodzie omskim. Została założona w 1760 roku z pierwotną nazwą Krutoj (od nazwy rzeki Krutaja).

Populacja wynosi 6878 osób  (2017).

Nr kierunkowy +7 38167.

Kod pocztowy 646130.

Geografia 

Krutinka znajduje się w zachodniej części obwodu omskiego, na Nizinie Iszymskiej, która jest częścią Niziny Zachodniosyberyjskiej, na południowym brzegu jeziora Ik, na wysokości 110 metrów nad poziomem morza. W pobliżu wsi rozpowszechnione są lasy łęgowe na terenach podmokłych i łąki na glebach hydromorficznych. Ze skał glebotwórczych powstały gliny i iły.

Odległość drogowa między Krutinką a Omskiem wynosi około 190 km, do granicy z obwodem tiumeńskim – 63 km.  Najbliższe miasto Tiukalinsk znajduje się 51 km na wschód od Krutinki, najbliższa stacja kolejowa położona jest 55 km na południe od Krutinki w mieście Nazywajewsk. W pobliżu znajduje się autostrada o znaczeniu federalnym P402 (TiumeńOmsk).

Klimat

Klimat jest ostro kontynentalny, z wyraźnymi sezonami klimatycz-nymi. Średnia roczna temperatura jest dodatnia i wynosi +0,6°С. W listopadzie-lutym panują temperatury ujemne od -5 do -22 °С. Największe temperatury dodatnie są w lipcu – do +24,6°С. Dłu-goterminowa norma opadów wynosi 412 mm. Najwięcej opadów przypada na lipiec – 68 mm, najmniej w marcu i lutym – 14 mm.

Strefa czasowa

Krutinka, podobnie jak cały obwód omski, znajduje się w strefie czasowej Omska: +3 w stosunku do Czasu Moskiewskiego. Czas lokalny odbiega od czasu uniwersalnego koordynowanego (UTC)
o około dwie godziny: prawdziwe południe – 10:04:17.

Historia 

W 1759 roku ustawiono na przebiegającej obok drodze pocztowe baraki i wydano dekret syberyjskiego gubernatora wzywającego myśli-wych do przeniesienia się na teren opactwa. W lecie 1760 r. na brzegu rzeki Krutaja powstała wieś Krutoj. Zamieszkali tu chłopi z pobliskiego powiatu jalutorowskiego i osady Orłowo Gorodiszcze. W zimie były już chaty chłopskie, gdzie podróżni mogli się zatrzymać. Liczba mieszkań-ców wzrosła z powodu napływu wygnańców i imigrantów z Czernihowa, Połtawy i innych prowincji Imperium Rosyjskiego. Od 473 w roku 1782, 1679 w roku 1912, do 6878 w roku 2017.

Ludność zajmowała się rolnictwem,  hodowlą bydła, rybołówstwem, łowiectwem, przewoźnictwem wzdłuż syberyjskiego traktu. Pod koniec lat 60. XIX w. w miejscowości Krutoj, przy głównym trakcie OmskTobolsk istniała stacja pocztowa, w dniu 21 listopada odbywał się doroczny jarmark, 20 lipca uroczystości odpustowe. W 1866 r. otwarto pierwszą wiejską szkołę dla chłopców (w 1899 r. przekształcono ją
w koedukacyjną szkołę wiejską). Nie później niż w 1912 r., ale prawdopodobnie już w 1903, otwarto czytelnię. W 1900 roku A. V. Vishnevsky, absolwent Uniwersytetu Kazańskiego, chirurg (twórca słynnej leczniczej maści, patrz: ros. Мазь Вишневского, Mazidło Wiśniewskiego), rozpoczął karierę medyczną w Krutoj, zakładając tam 2-łóżkowy szpitalik, który stopniowo rozbudowywał.

Na początku XX wieku Krutinka stała się bogatym miasteczkiem. Odbywały się tu corocznie trzy dwudniowe targi: od 9 marca, 20 lipca, 21 listopada. Było 6 sklepów spożywczo-przemysłowych, 1 sklep z winami, 2 renomowane piwnice winne, 1 karczma. W 1910 roku w wiosce było 11 wiatraków, piekarnia, 3 mleczarnie, 4 kuźnie, szopa ogniowa, stacja pocztowa i stacja trafo. We wsi znajdował się zarząd spółki pożyczkowej Krutinka.  Na pocztówce miejskiej widnieje budynek Państwowego Banku Oszczędności.

Pod koniec 1919 roku V. K. Blücher, wyższy dowódca Armii Czerwonej, przybył do wioski z 51 dywizją strzelecką. Czynne operacje wojskowe przeciwko „białym” prowadzono przez trzy miesiące na terenie całej gminy. To właśnie Wasilij Konstantynowicz Blücher (to było przezwisko jego przodka, który walczył z Prusakami dowodzonymi przez feldmarszałka Gebharda Leberechta von Blüchera) rozgromił wojska „białych” na całym Dalekim Wschodzie. 

W 1925 roku wioska Krutoj stała się centrum osiedla Krutinka.

W latach 30. XX w. przeprowadzono  zbiorową kolektywizację rolni-ctwa w powiecie, założono stację maszynowo-traktorową Krutinka, otwarto zakład przetwórstwa rybnego i zorganizowano bazę transportową „Selkhoz-transstroj”. Pod koniec lat 40. rozpoczęła się elektryfika-cja osady. Na cześć A.V. Vishnevsky’ego przemianowano po II wojnie światowej szpital centralny Krutinki.

Podczas ogólnokrajowego pokazu amatorskich chórów i wokalistów, który odbywał się od 1 grudnia 1944 r. do 30 marca 1945 r., specjalizujący się w propagowaniu rosyjskich pieśni ludowych chór ze wsi Krutoj pod dyrekcją AA Martynova został uznany za najlepszy w obwodzie omskim.

Życie kulturalne wsi Krutoj ogniskowało się na początku XX wieku w Domu Ludowym (tam mieściła się też biblioteka z czytelnią). Dom Kultury Socjalistycznej powstał w 1932 r. I do niego przeniesiono bibliotekę wraz z czytelnią. Od tamtej pory aż do dzisiaj obie placówki, już oddzielne, obejmują swoim zasięgiem mieszkańców całej gminy krutinskiej.

1 listopada 1968 r. wieś Krutinka została przypisana do kategorii osiedli robotniczych. W 1980 r. otwarto Muzeum Historii Lokalnej. Gaz doprowadzono w 2004 r.

Informacja o V.K. Blücherze, który pod koniec 1919 r. przybył do Krutinki, zelektryzowała Janusza do tego stopnia, że postanowił natychmiast odtworzyć w ujęciu chronologicznym losy mego dziadka po tym, jak został wzięty do niewoli rosyjskiej. Przytaczam treść maila, który mi przesłał na trzy dni przed naszą podróżą:

Informacje, które pan Oleg Navolokin otrzymał wcześniej od Ciebie, są bardzo ogólne i czasami błędne (takie zamieściliśmy w książce o Twoim sławnym pradziadku z Lichwina), bo bardziej precyzyjnych nie miałaś. A ponieważ opowieść o Twojej syberyjskiej rodzinie została wprowadzona w ostatniej chwili jako uzupełnienie głównej treści książki, nie było czasu na sprawdzenie informacji tam zawartych. Dostępu do żadnych dokumentów nadal nie mamy, ale są ogólnie dostępne źródła historyczne. Oto co w oparciu o nie udało mi się w ciągu kilku dni ustalić:

3 marca 1918 bolszewicy zawarli traktat pokojowy w Brześciu z Niemcami, Austro-Węgrami, Bułgarią i Turcją. Twój dziadek Stanisław musiał się zatem dostać do niewoli rosyjskiej wcześniej, bo czerwona partyzantka na tyłach „białych” wojsk gen. Kołczaka na Syberii zaczęła działać na przełomie 1918/1919, kiedy gen. Kołczak objął w Omsku dowództwo nad „białymi”.

Po dostaniu się do niewoli zesłano Stanisława na Syberię, gdzie pracował w tajdze przy pozyskiwaniu drewna niezbędnego – jak myślałaś – do budowy Kolei Transsyberyjskiej. Otóż de facto budowa tej Kolei wraz ze wszystkimi jej odnogami (np. mandżurską) zakończyła się 5 października 1916 roku. Oczywiście Stanisław mógł zostać wzięty do niewoli np. w połowie roku 1916, ale z opowiadań Twego ojca nie wynikało nigdy, że była to wieloletnia katorga. Wiadomo natomiast, że okrutnymi nadzorcami jeńców zatrudnionych przy tych morderczych pracach byli Kozacy. To właśnie wtedy nastąpił bunt więźnia Polaka, oficera w wojsku austriackim, który chlastany przez Kozaka-nadzorcę nahajem po głowie i plecach za to, że spadła mu z desek na błotnistym podłożu duża taczka transportowa z klocami drewna, chwycił za łopatę i Kozaka zabił, po czym zaczął uciekać w tajgę, gdzie dołączył do niego Stanisław (pozostali jeńcy też rozpierzchli się po lasach, obawiając się ciężkich represji po zabiciu Kozaka).

Budowa Kolei Transsyberyjskiej została wprawdzie zakończona w październiku 1916 roku, ale później, w wyniku działań wojennych oraz wojny domowej, wiele odcinków tej Kolei było celowo niszczonych, żeby transporty wojskowe nie docierały na miejsce – ostateczne naprawy trwały aż do roku 1924! A Kozacy dońscy? Byli nadzorcami już w czasach carskich, a po rewolucji październikowej stanowili trzon armii „białych” na Syberii, przejmując jakby z dobrodziejstwem inwentarza jeńców-łagierników i zatrudniając ich tam, gdzie naprawy, być może wynikające z normalnego zużycia drewnianych podkładów kolejowych, były konieczne.

W relacji w książce mówisz o zimie, mrozie dochodzącym do -40-50 stopni i o tym, że Kozak uderzył nahajem „Poznaniaka” (oficera w tym samym wojsku austriackim, w którym służył Twój dziadek) za to, że ten chciał sobie zagrzać ręce przy ognisku. A „Poznaniak” w odwecie zabił go łopatą. Gdyby wtedy nastąpiła ucieczka, to uciekinierzy nie mieliby szans na przetrwanie nawet jednej nocy w tajdze. Uważam, że nałożyły Ci się w pamięci dwa epizody z tych katorżniczych prac, o czym świadczy wersja tamtych dramatycznych wydarzeń podana wyżej (też przez Ciebie zapamiętana). Według wszelkiego prawdopodobieństwa musiał ten bunt jeńców rozegrać się ok. maja-czerwca 1919 roku, bo wtedy panują tam roztopy. Po kilku tygodniach tułaczki po tajdze Stanisław dostał się wraz z kolegą w ręce „czerwonych” partyzantów, może w lipcu, może na początku sierpnia 1919 (w innym razie nie mogliby w strachu przed drapieżnymi zwierzętami spać na drzewach, przywiązani do konarów paskami, bo „na jesieni”, jak podajesz w książce, nie byłoby to raczej możliwe z racji wielkich chłodów, które tam wtedy panowały). Dalej. Z opowiadań Twojego ojca nie wynika, aby u „czerwonych” przebywali dłużej niż kilka miesięcy.  I to jest zgodne z faktami.

Przy końcu 1919 r. do wsi Krutoj przybył  gen. Wasilij Konstantynowicz Blücher na czele armii czerwonoarmistów, by rozprawić się z „białymi”. „Czerwona” partyzantka od roku na tym terenie już działała, a po przybyciu gen. Blüchera nastąpiła na pewno koordynacja wspólnych działań przeciwko „białym”. 14 listopada 1919 r. padł Omsk, a Kołczak przeniósł rząd do Irkucka. 7 lutego 1920 r. po zdobyciu Irkucka przez „czerwonych” gen. Kołczak został przez nich rozstrzelany. Po roku gen. Blücher opanował całą Syberię (niedobitki „białych” utrzymywały się na Dalekim Wschodzie jeszcze przez kilka lat, ale to nas nie interesuje).

Gdyby Twój dziadek Stanisław został ciężko ranny w potyczkach z „białymi” wcześniej, nie miałby szans na przeżycie w ziemiance w lesie, mając do dyspozycji w najlepszym razie jakiegoś felczera. Te rany musiał odnieść mniej więcej na przełomie 1919/1920, po przybyciu do Krutoj gen. Blüchera, i z całą pewnością gdzieś w okolicach  tej wsi. W innym razie trafiłby do innego szpitala polowego i nie mogłaby zaopiekować się nim Magdalena Sutulin, sanitariuszka zmobilizowana w tym charakterze jedynie podczas wojny domowej (skoro później pracowała w Iszymie jako przedszkolanka, to nie mogła być zawodową pielęgniarką). W archiwach wojskowych musi być teczka z nazwiskiem Stanisława Myjkowskiego i jako „czerwonego” partyzanta, i jako ciężko rannego w walkach z „białymi” pacjenta szpitala polowego w Krutoj.

Kiedy Twój dziadek Stanisław wydobrzał dzięki staraniom babci Magdaleny Sutulin, to mieszkali najpierw w Krutoj, co oczywiste, bo po pierwsze babcia Magdalena nie mogła odejść ze służby w szpitalu polowym, dopóki działania wojenne na tamtym terenie się nie zakończyły (z informacji w Wikipedii wynika, że trwały jeszcze co najmniej rok), a po drugie należy domniemywać, że tam znajdował się jej rodzinny dom, zapewne wielopokoleniowy, bo raczej na pewno mieszkała tam również Twoja prababka ze swoim ostatnim mężem Kapitanowem.

Kiedy przenieśli się do Iszyma, dokładnie nie wiadomo. Nie wiesz też, gdzie i kiedy odbył się ślub Magdaleny z d. Sutulin i Stanisława Myjkowskiego. Jeśli zachowały się księgi cerkiewne Krutoj i Iszyma, to jest to do sprawdzenia. Wiadomo na pewno, że w Iszymie wybudowali nad rzeką Iszym dom drewniany ze schodkami, co bardzo dziwiło sąsiadów-Rosjan, bo oni po prostu podskakiwali wchodząc na próg swoich domostw. Teodor, najstarszy syn Magdaleny i Stanisława, urodził się w grudniu 1922 najprawdopodobniej w Iszymie, drugi z kolei Twój ojciec Wiktor przyszedł na świat w roku 1924 na pewno w Iszymie, tak jak i trzeci Władysław, o czym świadczą adnotacje w ich dowodach osobistych. Zapamiętałaś z opowiadań swego ojca, że jego matka, a Twoja babcia Magdalena właśnie z Iszyma wyjeżdżała w roku 1932 często do Omska (nie do Krutoj). Nie było w tym nic dziwnego, bo w Omsku mieścił się urząd imigracyjny (chodziło
o repatriację rodziny Twego dziadka Stanisława do Polski). 

Dalej wiadomo, że do Lichwina przyjechali w 1933 roku. Widocznie uznano, że z „Syberyji” Twój dziadek już nigdy nie wróci, bo spadkobiercy po Twoim zmarłym w roku 1927 roku pradziadku najwyraźniej nie wskazali go w postępowaniu sądowym o nabycie spadku. Stanisław mógł oczywiście po powrocie do kraju wystąpić do sądu o zmianę postanowienia w tej sprawie, ale nie chcąc waśni rodzinnych nie upominał się o to, co sprawiło, że jego syberyjska rodzina żyła tam w niedostatku, niejako pokątnie, choć niby w domu rodzinnym.

Trudno się zatem dziwić, że gdy po drugiej wojnie światowej wyłoniła się taka możliwość, wyemigrowali z Lichwina na Ziemie Zachodnie, gdyż ta obczyzna była dla nich szansą na godniejsze i mimo wszystko lepsze życie. Nie byli jednak cwaniakami-szab-rownikami i zadowolili się dość ubogim mieniem poniemieckim w Smardzowie (Twój ojciec dość długo nigdzie nie był zameldowany, bojąc się, że go aresztują za przynależność do AK).

Kiedy Twój dziadek Stanisław zmarł, byłaś malutka, więc bezpośrednio nie mogłaś z nim rozmawiać o „syberyjskich sprawach”, a w Twoim domu był to temat tabu, ucinany natychmiast przez Twoją matkę, mimo iż była z pochodzenia Niemką. Trudno się jednak temu dziwić, skoro autochtoni niemieccy doznali z rąk sowieckich żołnierzy samego zła – i przynajmniej jedna z sióstr Twojej matki została przez nich zbiorowo zgwałcona. Wszystko, co wiesz na temat jego syberyjskich losów, pochodzi z ust drugiego z trzech synów Stanisława, Twojego ojca Wiktora, urodzonego w Iszymie w roku 1924.

Zapamiętałaś, jakim szokiem było dla ciebie odkrycie, że urodził się w Związku Radzieckim, gdy natknęłaś się na jego dowód osobisty. W kontaktach z jego braćmi, a przede wszystkim z ich żonami i dziećmi, ten temat też był tabu. Twoich wujków nie ma już zresztą na tym świecie, wszelkie dokumenty pisane cyrylicą zostały przez ich rodziny zniszczone. Twoje notatki w zeszytach, zrobione na podstawie opowiadań Twego ojca, zostały spalone w piecu przez Twoją matkę.

Pozostaje więc jedynie Twoja pamięć, bo w tym wszystkim rzeczą niezwykłą i piękną jest to, że zawsze byłaś dumna ze swoich syberyjskich korzeni i od co najmniej dwudziestu lat marzyłaś o podróży na Syberię, żeby przynajmniej poczuć atmosferę miejsc, gdzie przebywał Twój dziadek Stanisław ze swoją najbliższą rodziną. W maju to marzenie się spełni, a ja jako redaktor książki o Twoim pradziadku postanowiłem Ci w tej podróży towarzyszyć, skoro nikt z najbliższej twojej rodziny nie może tego zrobić, względnie nie widzi w tym najmniejszego sensu. Stary pisarz wie, że ma to dla Ciebie sens ogromny!

A co wiemy z Wikipedii o Iszymie, w którym urodził się Twój ojciec Wiktor i który powinien być drugim etapem naszej podróży?

Iszym (ros. Ишим) – miasto w środkowo-południowej części Rosji, w obwodzie tiumeńskim. Położone jest na lewym brzegu rzeki Iszym (lewy dopływ Irtyszu), 120 km od granicy z Kazachstanem. Powierzchnia 46,1 km², liczba ludności ok. 65 000 (według danych z 2006 roku). Przez miasto przebiegają ważne węzły komunikacyjne: Kolej Transsyberyjska, autostrada federalna P402 (Tiumeń-Omsk), autostrada P403 (Iszym-Pietropawłowsk). Iszym jest początkowym punktem na europejskiej drodze E22 (jednej z najdłuższych europejskich tras drogowych o długości 5320 km), która przechodzi przez Rosję, Łotwę, Szwecję, Niemcy, Holandię, Wielką Brytanię i kończy się w irlandzkim porcie Holyhead. Najbliższy międzynarodowy port lotniczy znajduje się „zaledwie” 300 km stąd, w Tiumeniu.

Nr kierunkowy (+7) 34551.

Kod pocztowy 627750.

Historia

W 1670 r., na lewym brzegu rzeki Iszym Kozacy atamana Jermaka, który wsławił się zdobyciem dla Rosji całej Syberii, wybudowali drewnianą twierdzę w kształcie sześciokąta z dwoma wieżami strażniczymi, która stanowiła ochronę przed częstymi najazdami wojsk Chanatu Syberyjskiego. W ślad za tym na żyzne pustkowia, jeziora obfitujące w ryby, brzozowe i sosnowe lasy zaczęli napływać chłopi zza Uralu. Wszyscy osadnicy stali się suwerennymi właścicielami ziemskimi, otrzymywali spore przydziały ziemi i przez dwa lata byli zwolnieni ze wszelkich zobowiązań wobec państwa, nie musieli uiszczać podatków. Do założycieli osady na pewno należał chłop Afanasy Korkin, skoro znana była początkowo jako Korkina Słoboda. W najwcześniejszym okresie pojawił się też tutaj szlachcic tobolski Piotr Imofriew oraz komisarz Archip Roketskij. Od 1721 r. regularnie odbywały się tu Targi Nikolajskie, które były jednymi z 12 największych targów w kraju. Czym na tych targach handlowano? Na wozach były m.in. mrożone żurawiny w beczkach, szynki wędzone i mrożone tuszki cielęce, łososie i jesiotry, lisy i skóry z lisów, wyroby szklane i kuchenne. Wśród produktów sprzedawanych na targach ważne miejsce zajmował stopiony tłuszcz zwierzęcy, który służył jako surowiec do wyrobu świec i mydeł.

Wywierały też one znaczący wpływ na życie kulturalne miasta. Komunikując się z handlowcami odwiedzającymi te targi, mieszkańcy poznawali najlepsze wzory rzemiosł ludowych i stylów dekoracyjnych. Występy wędrownych błaznów i komików, opowieści i pieśni bajarzy i śpiewaków tworzyły ustny folklor Iszyma, w którym można było spotkać echa tradycji ludowych różnych regionów Rosji.

W 1782 r. odbyły się w Iszymie już trzy jarmarki – w maju, sierpniu i grudniu. W tym samym roku osada na mocy dekretu carycy Katarzyny II została przemianowana na miasto Iszym; otrzymało ono nazwę od rzeki, przy której się znajduje, a obfitość ryb w okolicznych jeziorach dała miastu Iszymowi herb – złotą rybkę na błękitnym polu.

Korzystna lokalizacja geograficzna miasta, położonego na głównym szlaku syberyjskim, sprawiła, że Iszym ​​stał się głównym ośrodkiem handlu w całej zachodniej Syberii. 21 października 1875 roku otwarto tu Bank Miejski. Pod koniec XIX wieku było w Iszymie m.in. pięć garbarni, cztery mydlarnie, szesnaście kuźni, osiem cegielni, dwie gorzelnie, dwie wytwórnie świec, dwie olejarnie i jeden browar. W okresie od 1817 do 1871 roku działały w mieście następujące placówki oświatowe: szkoła powiatowa, szkoła parafialna, gimnazjum kobiet, szkoła religijna.

W 1793 roku na wysokim brzegu rzeki Iszym zbudowano pierwszy kamienny kościół miasta – Katedrę Objawienia Pańskiego. Przetrwała do dziś. Kolejny kościół – Nikolskaja – został zbudowany w 1891 r. na koszt kupca Nikołaja Czerniakowskiego.

W 1913 roku ze stacji w Iszymie, położonej dwie wiorsty od miasta, wyruszyły pierwsze pociągi północno-syberyjskiej linii kolejowej.

W roku 1921 Okręg Iszymski stanowił centrum wielkiego powstania chłopskiego – największego antyrządowego protestu w sowieckiej Rosji. Wzięło w nim udział ponad 70 tysięcy osób. Ostatnie ogniska po-wstania, które objęło cały obszar Zachodniej Syberii, stłumiono dopiero pod koniec 1922 roku. Na starym cmentarzu w Iszymie pochowano ponad 300 osób, które zginęły w czasie pacyfikacji powstania. Na miejscu zbiorowego grobu znajduje się pomnik.

Podczas Wielkiej Wojny Ojczyźnianej (1941-45) stworzono z dobrowolnych składek i kosztowności mieszkańców miasta eskadrę powietrzną „Iszimskij Raboczyj”, a w parowozowni zbudowano pociąg pancerny „Patriot”. Ponad dziesięć tysięcy ochotników z Iszyma walczyło na wielu frontach tej straszliwej i świętej dla Rosjan wojny: wykrwawiali się pod Stalingradem, przekraczali Dniepr, bronili Moskwy, wyzwalali Ukrainę i Bałtyk, szturmowali Berlin. Bardzo wielu z nich nie powróciło do rodzinnego miasta.

Klimat

Klimat jest umiarkowany, kontynentalny. Maksymalna temperatura dodatnia w Iszymie wyniosła 38°C i została zarejestrowana w lipcu 1952 r., a maksymalna temperatura ujemna wyniosła -51,1°C i została zarejestrowana w grudniu 1968 r. Latem średnia temperatura wynosi 17°C, a zimą -16,7°C. Najmniejsza ilość opadów przypada na marzec i wynosi średnio 13,0 mm, a największa w lipcu (67,0 mm).

Strefa czasowa

Iszym, podobnie jak cały obwód tiumeński, znajduje się w strefie czasowej Jekaterynburga: +2 w stosunku do Czasu Moskiewskiego.

Kultura

Znajduje się tu kompleks sportowo-rekreacyjny „Lokomotiv”, kompleks sportowy miasta Iszym z basenem „Ocean”, klub sportów lotniczych, klub jeździecki, 3 szkoły sportowe dla młodzieży, 2 stadiony.

Miejskie Centrum Kultury (Sala Koncertowa „Komsomoł”, Dom Narodowych Kultur i Rzemiosł, Teatr Ludowy), kompleks kulturalno-rozrywkowy „Avalon”, 6 bibliotek, Dziecięca Szkoła Artystyczna, Studio Cyrkowe „Sen”, Centrum Dziecięce „Świat muzyki”.

W Ratuszu Miejskim mieści się Muzeum Historii i Sztuki oraz Galeria sztuki.13 czerwca 2015 r. w ramach obchodów 200. rocznicy narodzin słynnego syberyjskiego gawędziarza, Piotra Jerszowa, autora znanego i u nas Konika Garbuska, utworzono przy ulicy Sowieckiej 30 jedyne w Rosji muzeum literackie jego imienia.

Życie wielu sławnych ludzi związane jest z Iszymem: dekabrysty, księcia-poety Aleksandra Odojewskiego, który wybuch powstania listopadowego w „kraju nadwiślańskim” uczcił wierszem; głównego twórcy wieży telewizyjnej Ostankino Nikołaja Nikitina (w Iszymie nie wiedzą, że był on też głównym konstruktorem warszawskiego Pałacu Kultury i Nauki!) i innych. W Iszymie przebywał w r. 1820 historyk P. A. Slovtsov, w r. 1829 chemik D. I. Mendelejew, w r. 1829 niemiecki naukowiec A. Humboldt, w r. 1885 G. Kennan, amerykański dziennikarz, autor książki o Syberii, która pod tytułem Syberyja ukazała się w przekładzie również w Polsce, w r. 1890 pisarz A. P. Czechow, no i w roku 2018 – co zostanie na pewno zapisane złotym zgłoskami w annałach miasta – gościli tutaj Irena Olbińska i Janusz B. Roszkowski!

[Mój komentarz z września 2018]

W pierwszym akapicie tego rozdziału usunęłam z „historia prawdziwa” drugie słowo, ponieważ nie do końca okazała się prawdziwa: np. dziadek Kapiton (nie Kapitanow) jest moim pradziadkiem prawdziwym, nie przybranym, to on był jedynym mężem mojej prababki syberyjskiej, dopóki żyła; Marija Sutulin była prawdziwą, tyle że dużo młodszą siostrą mojej babci Marfy Magdaleny i mego stryja Piotra. Ale żeby to odkryć, trzeba było wyruszyć w podróż na Syberię!

8 maja 2018

Na dzień przed naszą podróżą znalazłam na Facebooku dwie relacje pani Elżbiety Bobrowskiej, która tego dnia już była nad Bajkałem. Przesłałam je Januszowi z takim komentarzem: „Na jej profilu na Facebooku są przepiękne zdjęcia. Czy można zesrać się ze szczęścia? Pani Bobrowska twierdzi, że tak. Co Ty na to? Cholera, żeby to zrobić, musimy tam najpierw dojechać, wszystko przed nami”…

Trzy dni na Olchonie to dla nas najlepszy czas w tej podróży. Codziennie intensywnie eksplorowaliśmy wyspę. Korzystaliśmy z wypraw UAZ-ami z miejscowymi. Turystów znikoma ilość, dlatego też podróżowaliśmy w komforcie (jeśli nie liczyć brawurowej jazdy po nieutwardzonych drogach). Pierwszego dnia 1000 rubli od osoby, drugiego się rozkręcili i już po 1200 – ale olać to, było po prostu meeega!! Przyroda nad Bajkałem jest niesamowita, jeśli dodać do tego częściowo zamarznięte jezioro i ogromne klify oraz bezkresne łąki, to się dzieje, proszę Państwa magia…

………………………………………………………………………………………………

Od dwóch dni jesteśmy nad Bajkałem. Nasza niestałość w uczuciach do odwiedzanych miejsc daje się we znaki, bo znowu zakochaliśmy się po uszy! Nie potrafię dobrać przymiotników, które oddałyby piękno tego miejsca. Jesteśmy przed sezonem, więc znowu mamy szansę delektować się urokiem Bajkału nie dzieląc się z innymi (lokalesi mówią, że od lipca kitajców u nich więcej niż komarów).

Bajkał jest w wielu miejscach zamarznięty, gruba warstwa lodu przy skałach wygląda obłędnie, podobnie jak otaczające go góry, łąki i lasy. Mieliśmy szczęście zobaczyć orła z niewielkiej odległości, a dzikie konie pasące się beztrosko, to już obłęd Total – mnóstwo krokusów i kicające srebrzyste wiewiórki to kolejny hit. Dzisiejsza wyprawa trwała cały dzień, bujaliśmy się – dosłownie – wysłużonym UAZ-em z serdecznymi Rosjanami, którzy ratowali nas rumem (8 stopni na plusie, ale powietrze ziiiiimne i ostre) – a kierowca ugotował pyszną uchę i serwował czaj z termosu. Krótko rzecz ujmując było zajebiście – dodam jeszcze, że mieszkamy na mega zadupiu (ostatnie zdjęcia), nasze odrealnione miasteczko wygląda jak z westernu, brakuje tylko salunu… Z innych rarytasów asfaltu niet, UAZ-y na podwójnym gazie jeżdżą jak szalone, a w sklepie brak masła, bo nikt nie kupuje – dziki wschód… 

PSNad Bajkał trzeba przyjechać – chociaż raz w życiu… zesracie się ze szczęścia – gwarantuję!

Odpowiedź Janusza:

Już widzę Irenkę O., która nad Bajkałem zesra się ze szczęścia obok obsranej po uszy pani Bobrowskiej! Ela Story mówi, że nad Bajkał musimy zabrać koniecznie pampersy! A mieszkająca nade mną pani Joanna twierdzi, że wystarczą rosnące nad Bajkałem liście łopianu, bo są EKO, po czym dodaje: „Po podtarciu się nimi można dodatkowo ochlapać się w wodach Bajkału. A jak uda się Wam wyrwać liście z korzeniem to podwójna korzyść, bo korzeń łopianu, łodyga i ogonki liściowe są jadalne na surowo, o czym zapewne Irenka wie doskonale, chichi, więc głód wam nie grozi!”.

Moja odpowiedź:

Przykro mi, ale nie będziesz miał przyjemności spotkania się z panią Bobrowską, bo oni już dzisiaj pojechali pociągiem dalej do Mongolii….

Na zdjęciach są ciepło ubrani, mają czapki, a Bajkał w niektórych miejscach jest skuty lodem. Spakuj czapeczkę i rękawiczki!

Odpowiedź Janusza:

Żadna przyjemność spotkania się z tego typu turystami, którzy podróżują drugą klasą, narzekają na „brak intymności” i z nudów chodzą do wagonu restauracyjnego na drinki, a na Olchonie, zamiast szagać po wyspie na własnych girach, jeżdżą „na wycieczki” z niby Rosjanami, choć to są przecież Buriaci, zasiedlający teren wokół Bajkału już od X wieku, kiedy Państwo Moskiewskie jeszcze nie istniało, do dzisiaj posługujący się własnym językiem i mający własną kulturę, no i mieszkający od dawien dawna w Buriacji, autonomicznej republice wchodzącej obecnie w skład Federacji Rosyjskiej! Mógłbym wśród nich żyć, bo dla nich miejscami świętymi są góry, lasy i rzeki!

C.D.N.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko