Poeta i ksiądz Jerzy Hajduga nie przestaje zadziwiać świata literackiego i chyba również siebie. Patrząc na jego dorobek twórczy tylko z ostatnich kilku lat, można odnieść wrażenie, że to okres szczególnej aktywności autora, który – jak podejrzewam – odkrył, oswoił i utrwalił w dziele własny, niepodrabialny styl artystycznego wyrazu.
Najnowsza propozycja Jerzego Hajdugi zatrzymać z czasu chwile przynosi liryzm sadowiący się na ostrzu ostateczności. Jeżeli Julian Przyboś lansował tezę „minimum słów”, to pisarz z Drezdenka proponuje: „bez słów”. Takie stwierdzenie jest oczywiście uproszczeniem, gdyż wiersze Jerzego Hajdugi zbudowane są póki co z wyrazów, lecz tych jest już tak niewiele, że następnym krokiem będzie zapewne redukcja opisu do pojedynczego słowa, sylaby, morfemu, głoski: Niech trwa – „zaczęta modlitwa / bez słowa / lepiej” (s. 6). W wywiadzie udzielonym Katarzynie Jenek autor jeszcze wyznał:
Moja oszczędność słów na pewno wynika z wrażliwości na słowo. Nie tylko, gdy piszę wiersze, ale także, gdy mówię kazanie. (śmiech) Na co dzień raczej jestem rozmowny, ale też nie wielością słów. (śmiech) Unikam frazesów, pustosłowia, tak jak w wierszach.
(Po prostu trzeba być człowiekiem, czyli rozmowa z Jerzym, źródło: http://drezdenecka.pl/2018/08/18/po-prostu-trzeba-byc-czlowiekiem-czyli-rozmowa-z-jerzym/ – dostęp: 30 listopada 2018 roku)
Poezja jest odczuwaniem niewidzialnego, które słowu zawdzięcza swój materialny kształt, najważniejsze w wierszach są bowiem przestrzenie niezbrukane literami, wersami, zdaniami, gdyż poezja dzieje się pomiędzy, nawet nie na styku, ale w przesmyku. Czysta kartka staje się więc wzorem doskonałego wiersza, a biel papieru wywołuje nas, wywabia z ukryć, już nie zaprasza, lecz wyrzuca z gniazd, które wydawały się nam bezpieczne, wiekuiste, na-zawsze. Trudno rzecz jasna wyobrazić sobie, by zaczęto drukować tomiki z „pustymi” stronicami. Taki ruch wydawcy mógłby być jednorazowy. Potrafię wyobrazić sobie czysty wiersz w otoczeniu innych, zapisanych alfabetem, jednak samotnik ten musiałby mieć za cel przekazanie istotnego napięcia emocjonalnego. Alternatywą dla braku słów jest ich minimalizacja, skumulowanie obrazów i psychiki podmiotu odczuwającego do zapisu złożonego z pojedynczych znaków-oddechów. Kaligrafowanie liryków, swoiste bez-słowie nie jest bez-mówieniem, ale wprost przeciwnie – krzykiem. A że pisanie jest dla twórcy czynnością biologiczno-metafizyczną świadczą dwa liryki: Przede mną – „moje wiersze / jak grzechy / pierwsze” (s. 49), Do kosza – „kartka jak kartka / ale w niej / wiersz” (s. 50).
Tytuł zatrzymać z czasu chwile sugeruje kontekst haiku, mylny to jednak trop, gdyż ta forma literacka w stosunku do oferty poetyckiej autora z Drezdenka jawi się jako gadulstwo. Na tomik składają się 44 teksty trójwersowe (łącznie 421 słowa, w tym 93 w tytułach i 328 w tekstach). We wpisie Tytuł i trzy wersy zamieszczonym na swojej stronie internetowej poeta zdradził: „Moje wiersze trzywersowe nie chcą być dłuższe. Ba, nawet dwa nie chcą być w jednym. Czasami swoją formą przypomną haiku, ale tylko przypomną” (źródło: http://jerzyhajduga.pl/tytul-i-trzy-wersy/#more-1843 – dostęp 1 grudnia 2018 roku). Osobiście skłaniałbym się do traktowania tytułów znakomitej większości utworów jako pierwszej linijki; bez niej zrozumienie wierszy byłoby trudniejsze, choć właściwie w lekturze zwłaszcza poezji nie chodzi tak naprawdę o zrozumienie (ratio), lecz odczucie, spotkanie się z aurą. Zdarza się, że tytuł paradoksalnie staje się puentą.
W niektórych tekstach pulsuje pewna nieoczywistość doznań miłosnych, która w kontekście naszej wiedzy o powołaniu kapłańskim Jerzego Hajdugi każe nam niezwykle ostrożnie wyciągać wnioski i snuć domysły. Inna sprawa, że granica między erotykiem a wierszem religijnym jest płynna i, bez pewnych wskazówek odautorskich czy naszych skojarzeń, wręcz nie do uchwycenia. Przeczytajmy liryk Po rekolekcjach; jego tytuł sugerowałby motyw księżowski, ale sam tekst wytrąca nas z utartych ścieżek interpretacyjnych: „grzech odkrywa mnie / nocą sam poprawi / poduszkę” (s. 5). Literatura najpełniej zatem opisuje nieoczywistość, stany iluzoryczne, jak ma to miejsce choćby w dwóch wierszach „lampkowych”: Wpadające słowo – „nocą sam leżę i słucham / ale nie ma nocy / nie jestem sam” (s. 14), Zapalam światło – „na wyciągnięcie ręki / mam nocną lampkę / i ciebie” (s. 16) czy w liryku Bezsennie – „tak mi dobrze z tobą / we śnie tylko proszę / przestań budzić” (s. 20). Z rozmowy z Martą Wiatrzyk-Iwaniec wynotujmy też komentarz Jerzego Hajdugi:
Często się zdarza u mnie, że ludzie odczytują moje wiersze nawet jako erotyki. Ja się wcale nie buntuję, bo w moich wierszach rzeczywiście jestem bardzo otwarty w uczuciach i może każdy coś dla siebie odnaleźć. Tak, jestem księdzem, ale chcę, by każdy coś wziął dla siebie po przeczytaniu moich wierszy, i wierzący, i niewierzący, by wiersz potrącił uczucia każdego… By potrącił to, czym ktoś żyje, codziennością, a więc nie tylko sacrum, ale i profanum.
(O dobrym uzależnieniu, miłości do pióra i kapłaństwie, czyli o twórczości Jerzego Hajdugi, źródło: http://www.niedziela.pl/artykul/136309/nd/O-dobrym-uzaleznieniu-milosci-do-piora-i – dostęp: 30 listopada 2018 roku)
Nieraz myślę, że wiersze autora z Drezdenka są eksperymentalnym zapisem prób powstrzymywania się przed mówieniem, dlatego liryki często urywają się w pół zdania, przechowują na kartkach papieru tylko te słowa, które nie zdążyły uciec, zmienić kształt. Jakby poeta do końca wahał się, czy kontynuować opowieść, czy pozostawić obraz w zawieszaniu: Bieg – „jeszcze coś chciałbym / mieć z dziecka / pamiętam” (s. 10). Po dwóch pierwszych wersach oczekujemy rozwinięcia, lecz krótkie „pamiętam” przenosi narrację na teren wrażliwości czytelnika. Bywa, że poeta wykorzystuje koncept powtórzenia, dzięki któremu komunikuje więcej, niż byłoby to w przypadku rozbudowanego passusu. Zacytujmy dwa przykłady. W pierwszym czytamy: Zaczyna deszcz – „pada niech pada / otwieramy parasol / pada niech pada” (s. 34); poeta używa tu klamry-refrenu, co dodatkowo oddaje monotonność padającego deszczu, choć tytuł Zaczyna deszcz uruchamia też wersję „zacina deszcz” (czyli raczej dynamizm), będąc zapewne fragmentem zapisu „zaczyna padać deszcz”. W drugim przypadku następuje „wsteczne” powtórzenie frazy: Dziecinnie proste – „a gdy ciebie nie ma / nie ma / ciebie” (s. 11).
W zbiorze odnajdziemy frazy zniewalające liryzmem: Sam – „uczę się wieczorów / od rana zapalam / nocną lampkę” (s. 12). Gdzie indziej urzeka nas dowód na codzienne objawienia, cud istnienia: Góry przeniosę – „za lasami / za drzewem / ty” (s. 17); czy można prościej i piękniej powiedzieć o radości spotkania? W tekście Nie bój się pojawia się Stwórca, ale wbrew uspokajającemu tytułowi wersy ukazują raczej groźne oblicze Pana: „Bóg przerywa zabawę / w ciepło zimno / gorąco” (s. 35). To kolejny ślad wytrącania odbiorcy z przyzwyczajeń i dobrze znanych kolein sensu. Warto tu wspomnieć o nawiązaniu do wątków biblijnych, co Jerzy Hajduga czyni na swój awangardowy sposób: Pierwszy cud – „z tobą zamienię wodę / w wino na każdym / weselu” (s. 33), Ust uderzenie – „całujesz mnie w policzek / nadstawiam drugi / całujesz” (s. 47).
Jerzy Hajduga to poeta konsekwentny i uparty. Nie poddaje się modom literackim, lecz pewnie zmierza do ostatecznej formy poetyckiej – wiersza (z) bieli, tj. tekstu złożonego z jednego słowa, jego ułamka i bieli kartki.
Jerzy Hajduga, zatrzymać z czasu chwile, MK, Kraków – Drezdenko 2018, 59 s.
Czuję się w gestii, jeśli idzie o niniejszą książkę, bo jestem w posiadaniu.
Jerzy ma swój, niepowtarzalny styl i charakterystyczny sposób pisania znany już chyba w całym kraju i łatwy do tłumaczenia – zatem eksportowy!
Oprawa też cieszy oko.
Gratuluję trafnej recenzji autorowi.