Jan Stanisław Smalewski – wiersze
Jak paciorki różańca
Smukłość kobiecej dłoni
– dłoni twojej matki
Smukłość jej serdecznej miłości
serdecznej jak dotyk
jak przygarnięcie w niedoli
Nosiła ją w sercu
jak na serdecznym palcu obrączkę
jak katedrę modlitwy
w skrytości ducha
przed świętym obrazem
W zaciszu siebie samej
własnej jedynej modliła się
o zdrowie syna o jego zbawienie
i o to żeby nic
nie odebrało mu wiary
Subtelność modlitwy
gorącej jak paciorki różańca
wymykającej się smukłym palcom
smukłej dłoni matki
Twojej matki umykającej
w subtelność światła – pamięć
O ojczyźnie
Trzeba nam muru
Trzeba postawić go między nami
Trzeba codziennej ściany cierpienia
żeby żywe kłaść pod nią kwiaty
Kamiennej ściany potrzeba
byśmy ją mogli czasami
jak kromkę czerstwego chleba
spożyć na postne śniadanie
Trzeba nam ściany płaczu
byśmy się pod nią w niedziele
wypłakać mogli wyżalić
ciężary grzechu zdjąć z siebie
Trzeba do tego nam wiary
że ściana ta czyni cuda
oddziela żywych od martwych
i łączy żyjących wciąż w brudach
Pagórek
Postawili krzyż na nim
Ukrzyżowany wieś błogosławi
pod nim nasi zmarli
w połowie drogi do nieba
widać z niego lepiej wieś całą
i las widać i rzekę
za pagórkiem pole mojego ojca
sadziliśmy kartofle sialiśmy żyto
blisko mieliśmy do biedy
wszędzie było blisko
Prawo demokracji
Jestem tu – to nie usprawiedliwienie
to prawo demokracji
Jeśli mam wywołać chorobę duszy to i tak nic po nim
Żonglowanie słowem
na tym polega świętość demokracji
prawo do odrębnego szumu i drzewa i liści
Jak się masz korzeniu pniu koro dębowa
jak masz się przyjaciółko moja
szypułko okwiatu
Jestem tu szumię w waszym imieniu
ogłaszam światu że niczym dębu liścia laur
wieńczę Okrywam nagość zieloną szatą
Jeśli mam wywołać chorobę duszy
nic nie poradzę na to Jestem dotykiem szronu
językiem ognia Jestem topór
Wiersz liryczny
Zapamiętałem zabiorę ze sobą
wszystko co najpiękniejszego dało mi życie
Każdy twój uśmiech każdy dzień z tobą
kiedy jak różę w pełnym rozkwicie
ofiarowałaś mi miłość Trwając w zachwycie
niczym na niebie pogodnym obłok
grzałem się w słońcu twej miłości skrycie
pielęgnowałem ją ceniłem szukałem sposobów
by nie ulegać pokusom złych uciech
Czy szczera miłość niesie złą pogodę
a serce gorące może przynieść smutek
Tylko gdy jej zdrowie stanie na przeszkodzie
tylko gdy zły los źle zarządzi jutrem
Wiernym kochankom zawsze godnym siebie
nigdy w źródle miłości nie zabraknie wody
Poeta wiersz pisząc wie o tym najlepiej
bo miłując słowo też miłuje wiernie
Zazdrość
Podaj mi pióro podsuń mi pomysł
wskaż księgę pękatą z której mógłbym czytać
tak mi słowa ułóż by było wiadomo
że nie kto inny mnie pieścił tylko ty Erato
Poprowadź mi pióro nie dla lichwy
chłodnego i ciężkiego grosza
siedź tu wciąż przy mnie z czystej miłości
i dyktuj mi dyktuj…
O niewierna znowu mnie zdradziłaś
znów byłaś u tego jak mu tam Miłosza
Fantazy
Naga kobieta niosła na głowie wannę
przyglądałem się jej z okna leśniczówki
stojącej w gąszczu niebieskich wieżowców
na stoszóstej o piątej nad ranem
Naga kobieta z wanną na głowie szła w kierunku
metra widziałem ją z okna na czternastym
widziałem połyskujące w porannym słońcu
srebrne wagoniki jej piersi i brązowe sutki
Niosąc wannę na głowie naga Wenus poezji
szła Alejami Niepodległości widziałem to
z tramwaju linii dwadzieścia cztery w sobotę
Nad ranem na skrzyżowaniu jakichś tam ulic
naga kobieta brała kąpiel w wannie nie zdążyłem
wysiąść obudziło mnie ciepło polucji
Warszawa 2017
Zasiadka myśliwska
1
Lęgowisko
ostoja
życiodajny raj
– a tam już oni
dwaj może trzej nawet
w zasiadce
Choć zwierz nie gruby
– płochy ptaszek tylko
ledwie strojny w wiosenne gody
ledwie opierzony
nie na mszę niedzielną
ale
dla ochrony
2
Pif paf
z rur kilku
Pif paf w niewiniątko
z zasiadki
z cienia bukowego
z gęstwy trzcinolistnej
do piórka do dziubka
do dwóch kaczych łapek
I hajda ze smyczy
– już psy
po śmierć biegną
3
A tam już tamci
Ci drudzy
– dwaj może trzej nawet
Aniołowie Stróże
– w zasadce niebieskiej
za grabem na chmurze
za chmurą na grabie
Dobrze opierzeni
bosko ustrojeni
w szaty nie ziemskie
I z rury
I z kilku pukawek
do człowieka – zwierza
Puk w czoło
puk w zadek
traf między oczy
Niech bies niebieski
ze smyczy wyskoczy
Ku smole piekielnej
niech ciągnie
za nogi
Nad Bałtykiem
Jestem gdzie tyle lat by być tu wciąż
marzyłem gdzie się kraj o morze opiera gdzie
dopiero widzę teraz jak szeroko pną się fale
gdzie się myśli me głęboko wtopić mogą
w gorzkie żale – W mokre żale tych wylewnych
cnót Polaków których nigdy nie miał
Kraków brakowało ich na Śląsku były tylko
z obowiązku we Wrocławiu i w Legnicy
no i w wiejskiej okolicyJestem gdzie się zawsze
w porze cienia i zwątpienia wartką strugą
usuwała spod nóg ziemia nawet gdy tam
zwyciężałeś u wrót stoczni dzielnie trwając
gdy o swoje Westerplatte zamachnąłeś się
granatemGdzie rodaku żyłeś byłeś i o wolność
się modliłeś no i zawsze kiedy trzeba
mewy krzykiem napełniałeś płuca swoje
serce moje pieśnią morską Europie zaświadczając
że na piachu morskich plaż Nic się więcej
już nie zdarzy oprócz szczęścia marynarzy
a ty cel jedyny masz by tu trwać by szerokim
gestem okiem jasnym widzieć szerzej i czuć
więcej by ojczystą kochać Ziemię
26 kwietnia 2018
Łąka z wyobraźni
Ta łąką rośnie i kwitnie tylko w moim wierszu
w rzeczywistości nie istnieje nie ma jej
ani u mojego ojca ani za oknem mojego domu
Ta łąka jest na tyle realna na ile realnym
był mój ojciec jego też nie ma ani w zagrodzie
pomiędzy domowymi zwierzętami ani w polu
na zagonie owsa ani nawet pod starą stodołą
gdzie razem gwarzyliśmy o udanych zbiorach
Po tej łące mogę zawsze jeszcze biegać boso
tę łąkę mogę zawsze kosić gdy kwiaty stracą zapach
mogę w wyobraźni szkoda że tak szybko wietrzeją
zapachy i tak szybko mija dzieciństwo
Z ojcem jest zupełnie inaczej bez niego
wszystkie kąty w domu są puste na podwórzu
w sadzie i na polu jest sieroco
jak w moim wierszu
Kocie łby
Ten wiersz piszę dla siebie
Piszę ten wiersz bo nie mam nic lepszego do roboty
bo nie umiem układać kostki
ten wiersz piszę zamiast brukować ulicę
Pisząc ten wiersz układam
układam kostkę na trakcie do nieba
układam kamienie na drodze swojego życia
Takie zwykłe kocie łby swoich wierszy
Pisząc Pisząc
układam kocie łby układam
do kamienie na
w metaforze to znaczy tyle co układanie
kocich łbów na drodze do własnego Boga
Coś z van Gogha
Przemówiło do mnie drzewo niebieskolistne
nie miałem innego koloru
właściwie miałem jeszcze jeden czerwony
ale nie chciałem ognia płonące drzewo
to nadmiar wyobraźni łatwo zwęgla i pustoszy
Mogłem jeszcze odezwać się w fiolecie
ale to źle się kojarzy osobiście wolę niebieski
niebieskie drzewo to jak zielony ptak
jak różowa trawa i śliskie fałdy stawu
w skorupie brzegów porośniętych złotymi trzcinami
Zaśpiewał dla mnie ptak siwopióry skowronek
w niebieskim drzewie był tak stary że pamiętał
pierwszą moją samodzielną skibę ziemi
pierwszą włókę i pierwsze bóle krzyża
Przemówiło do mnie drzewo niebieskimi liśćmi
w których niebieskie ptaki uwiły sobie niebieskie
gniazdo i złożyły w nim niebieskie jajeczka
a potem niebieskim pisklętom przynosiły
niebieskie okruchy rzeczywistości
Epilog
Jestem starym wilkiem
uciekam w samotność
ona mnie nie kąsa
Śpimy razem w legowisku wierszy
nasze sny wyją do księżyca
Noc mnie już nie chłodzi jest bliska
bliski jest snu piasek
2017