Katarzyna Zwolska-Płusa – wiersze

0
434

 

Katarzyna Zwolska-Płusa – wiersze

 

Schulz

 

 

 

pierwsza jesienna infekcja

 

Sarze

 

zmierzch pierzcha. kaszel chrobocze ci w gardle

od godziny. przykładam usta do twojego czoła

i otwiera się świat: różowa skóra jako początek

wszystkiego, za długie noce, za krótkie skarpetki,

słodkie mleko.

 

na początku nie było nawet słowa, choć dawali

słowo, że będę w tym dobra. ale nie potrafiłam

mówić do ciebie, przybierając grymas jednostki

chorobowej. na początku był płacz, wyrzynanie się

zębów, zranione piersi.

 

dziś wstajemy rankiem – jasne, rozpalone

gorączką jak słońcem. twoje włosy mają kolor

świtania, układają się na mnie, zlepiają mi rzęsy,

więc widzę tylko ciebie. to znaczy, chcę powiedzieć:

widzę ciebie jasno.

 

 

adam

 

potrzebuję bliskości – powiedziała. a wtedy ziemia

rozstąpiła się jak brzuch po laparotomii.

tworzysz mi się w wyobraźni i to trochę obrzydliwe.

po porodzie stałaś się krajobrazem, którego nie chciałbym

eksplorować. taka wyeksploatowana przez dwójkę małych

ludzi, humunkulusy różowe jak kule z piosenki beaty kozidrak.

jest mi niedobrze. jest mi niedobrze z tobą od kiedy zebrałem ziarno.

 

 

krakowiak

 

chciałam zaprosić cię tutaj, ale jestem po lekturze grynberga.

myślisz: minęło osiemdziesiąt lat. czas w tej materii nie mija,

gdy tą materią jest polska.

 

chciałam zaprosić cię tutaj, ale w tym miejscu pękają szwy

i serca. moje ciało i ta ziemia – bardzo kruche, więc sam rozumiesz.

 

raz już zrezygnowałeś. nie czekałam, ale i tak spłynęło ze mnie

jak wstążka. to jakiś chory taniec. tutaj wszystko kręci się w obiegu zamkniętym,

czymś w rodzaju zaburzenia rytmicznego,

 

z którego wyrwałeś się, z którego wyrywają się ludzie na dwa sposoby.

mówi się o nich: martwi i emigranci.

 

 

babska komedia

 

zastanawiam się czy żre mnie rak. krwawię z dróg rodnych.

po owariektomii drogi te prowadzą donikąd. całodobowe

apteki i ambulatoria są mityczne. nie można tam dotrzeć

bez samochodu a sor brzmi już jak umieranie. pewnych

styksów się nie przekracza z obawy, że ciało uwierzy.

 

pamiętam, raz się skusiłam. lekarz zlecił badania, obejrzał ranę

po cięciu i zapytał: cesarka była ze dwa tygodnie temu?

odpowiedziałam jakby prawda miała nas wyzwolić z tych

krwawych pogaduszek: nie urodziłam dziecka. i wtedy

zobaczyłam, jak lekarz brnie w bieli. i wtedy zobaczyłam

diabła, który wciąga nas pod skórę.

 

 

pomiędzy

 

mam wizję, że kładę się na plecach (to perspektywa

somatyczna) a wnętrze moich dłoni zalewa woda.

tak tworzą się gopło i jezioro cekcyńskie. tylko

te dwa. cholera, polska to w jakimś sensie ciało,

a ja i ty pomiędzy włóknami i włókniakami,

musimy oddzielać się stopniowo.

 

to jest takie widzenie, że jak nas krew zaleje,

będzie koniec. ale póki co mamy życie i całe

ciało do zbadania. w sensie medycznym

i geograficznym to spory problem, ale tak

jest, gdy całe moje zaangażowanie ogranicza

się do tkanki łączącej mnie z tobą, dziecko. 

 

 

mosty

 

jezu, jaki ty masz głos. jak przesypywane z ręki

do ręki metalowe gwiazdki. takie rzeczy dzieją się

tylko w obi, gdy dotykam zakrętek do śrubek

albo miękkich wałków do malowania ścian.

 

nie, to się nie dzieje.

 

kiedy dzieje się w osobnych życiach i województwach,

przy jednoczesnym posiadaniu żon, dzieci, rodziców

kruchych jak styropianowe rozety.

 

a jeśli? a jeśli ktoś zapyta co wy tu robicie?

bezustannie, w cudzych głowach –

czy odpowiesz: budujemy mosty?

 

 

***

 

istnieją takie spotkania na płaszczyźnie miasta,

gdzie pokrywa asfaltu i chodnika łopocze jak

skrzydełka. czekała przy fast foodzie, mówiła:

jestem tu for you, możesz mnie zjeść, wylizać kostki.

 

to przemoc – powiedział –  nic na to nie poradzę,

trzęsą mi się nogi, miasto faluje, kiedy ciebie widzę.

uderzasz we mnie, przychodzę ci oddać wszystkie

te wiersze i świństwa.

 

istnieją takie spotkania na płaszczyźnie miasta i ludzie,

którzy nie widzą 3d. wypłakują oczy, ronią dzieci.

ona mówi – spływaj już, spadaj. mamy nierówno

na powierzchni, tu nic się nie utrzyma jak kwiaty i kioski.

odchodząc, nie zataczaj kręgów.

 

 

jaskółcze ziele

 

zapytała: jak wyleczyć się z tych narodzin?

żyjąc czy umierając?

powiedział jej: uzdrowienia przychodzą

jedno po drugim – truskawki, czereśnie, jabłka.

ona mówi: dojrzałość nie jest możliwa.

te drzewa, podparte tyczkami,

skarłowaciały owoc żywota.

on mówi: strzeż się kobiet w ciąży

i dumnych ojców. ich dobroć jest jak

jaskółcze ziele. zauważ, od narodzin do śmierci

rozciągają się pola interpretacji.

mówimy sobie: jedno,

czynimy sobie drugie.

 

 

poezja konfesyjna z akcentem psalmicznym

 

proces rodzenia książek ma się tak do procesu rodzenia dzieci

jak logika niesprzeczności do działań obecnego rządu

powiedziałam a ty się zaśmiałeś. a to wcale nie jest śmieszne.

bywa, że musimy sublimować, strajkować, wycinać na(rządy)

tak często jak skórki.

 

tutaj nie znaczy już tylko we mnie. to zaczyna (mi) przechodzić

na inne obszary. i pojawia się ta kujawska ziemia, i zmarła ciotka

przestaje mieć wymiar osobisty a staje się sprawą narodową.

chciałabym, aby dla przykładu, zmartwychwstała i zastrzeliła

jakiegoś faszystę na moich oczach. bo kiedyś to my mogliśmy

w nich strzelać, niedługo oni w nas będą.

 

 

Katarzyna Zwolska-Płusa, urodzona 12 lutego 1986 roku. Zajmuje się poezją i prozą. W 2017 roku została finalistką Pracowni Po Debiucie za tom opowiadań „Magnolie”. Wielokrotnie wyróżniona   i nagrodzona w konkursach poetyckich (między innymi w Turnieju Jednego wiersza im. Barbary Dziekańskiej, Konkursie Poetyckim im. Dionizego Maliszewskiego). Publikuje wiersze i prozę w prasie literackiej, między innymi w „Dwutygodniku”, „Migotaniach”, „Fabulariach”, „Szafie”, „Helikopterze”. Pracuje jako tutorka, nauczycielka języka polskiego, etyki, prowadząc również zajęcia literacko-dziennikarskie w Zespole Szkół Artystycznych i Akademicich ALA w Częstochowie. Jest również asystentką profesora na Uniwersytecie Humanistyczno-Przyrodniczym im. Jana Długosza w Częstochowie w Zakładzie Kulturoznawstwa. Współredaktorka Babińca Literackiego. Mieszka w Częstochowie. 

 

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko