Mikołaj Melanowicz – Księżyc nad Kamogawą. Przypomnienie z przeszłości

0
301

Mikołaj Melanowicz

 

Księżyc nad Kamogawą. Przypomnienie z przeszłości

 

Mikołaj MelanowiczKamogawa, to znaczy Rzeka Kamo, przepływa przez centrum Kioto – tysiącletnią stolicę dawnej Japonii. Po drodze zbiera wody kilku innych rzek  by ostatecznie połączyć się z wypływającą z jeziora Biwa rzeką Yodogawą – nazywaną też Seta i Uji na różnych jej odcinkach – i zakończyć bieg w Zatoce Osakańskiej.

  W dawnych czasach, gdy wody ubywało, w korycie rzeki występowali  komedianci. A gdy rzekę ujarzmiono i zwężono, na brzegach powstały domy rozkoszy, knajpy. Restauracje i sklepiki. Ich tradycję zachowują dziś dwa centra sztuk rozrywkowych, w których panują uroda i umiejętności artystyczne dziewcząt i kobiet. Po prawej stronie rzeki znajdują się zaułki Pontocho, a po lewej – dzielnica Gion.

 Opisane na łamach „Kontynentów” spotkanie z gejszami odbyło się właśnie w zaułku Ponto (pochodzenie nazwy niejasne, prawdopodobnie portugalskie), to znaczy w „herbaciarni” bardziej przystępnej dla kieszeni profesora niż w znajdującej się po lewej stronie Kamogawy, w dzielnicy Gion rozsławionej przez liczne filmy, powieści i pieśni. (Nazwa Gion pochodzi od dawnej świątyni sintoicko-buddyjskiej Gion Jinja, która w okresie Meiji  została przemianowana na sintoistyczną Yasaka Jinja, a posągi buddyjskie znajdujące się  na jej terenie – zburzono).

 

 W tekście eseju pt. „Księżyc nad Kamogawą” występuje „chopinista, Japończyk S.” Jest to Sato Masahiko (1932-2003), zasłużony dla kultury polskiej profesor, który wykładał na wydziale muzycznym Uniwersytetu Soai w Osace. W latach 1960. Sato studiował w Polsce, a później „przywoził” japońskich miłośników muzyki Chopina na kursy wakacyjne w Akademii Muzycznej w Warszawie.

W artykule opublikowanym na łamach „Kontynentów” (nr 12, 1966)  zachowałem spolszczoną transkrypcję nazw japońskich, np. Pontocho w transkrypcji międzynarodowej zostało przed laty spolszczone jako Pontocio, Kiyomizu-yaki – jako Kijomidzu-jaki, a Higashiyama – jako Higasijama.

 

Księżyc nad Kamogawą

 

Pewnego lipcowego wieczoru siedzieliśmy w czwórkę na tarasie herbaciarni nad brzegiem rzeki Kamogawa w Kioto: chopinista S. — Japończyk, który studiował w Polsce, ja i dwie panie: siedemnastoletnia maiko i nieco starsza od niej gejsza. Mata, na której spoczywaliśmy, pachniała ryżową słomą. Na niskim stoliku stały ciosi — buteleczki z sake — przypominające wydłużony, smukły wazonik na cięte kwiaty, oraz maleńkie czarki, sakadzuki z miejscowej ceramiki Kijomidzu-jaki.

W dali za rzeką widniały kontury gór Higasijama otulających miasto od wschodu, a u ich stóp kilkanaście sanktuariów buddyjskich i sintojstycznych, wśród nich — wyraźne sylwetki pagody Jasaka i świątyni Kijomidzu. Miasto powoli pogrążało się w ciepłym zmierzchu, cicho, jakby przytłoczone kilkunastu wiekami historii, rozkwitów i upadków. Ostatnia wojna oszczędziła Kioto. Pozostało ono do dziś żywą księgą przeszłości i dawnej japońskiej kultury obyczajowej.

Miejsce, w którym się znajdowaliśmy, jak i partnerki naszej rozmowy — maiko i gejsza — to także żywy obraz trwałości tej kultury. Mianem maiko — dosłownie „dziecko tańca”, tancerka — nazywają w Kioto dziewczynę w wieku 15—20 lat, którą przygotowuje się do zawodu gejszy i jest — nazwijmy to — asystentką gejszy. Stanowi ona jej świtę i ozdobę. Dawniej były to małe dziewczynki, dziś obowiązuje je najpierw ukończenie dziewięciu klas szkoły. Warto też zapamiętać, że w Kioto, obok powszechnej nazwy „gejsza” (w japońskim brzmieniu właściwie geisia, od gei — sztuka i sia — osoba, a więc coś jak „osoba uczona w sztukach”), zachowała się też starsza nazwa geiko (dosł. „dziecko sztuki”).

Pianista S. jest częstym bywalcem tego „domu gejsz”, wciśniętego między inne bardzo do siebie podobne herbaciarnie, przy wąskiej uliczce Pontocio. Czuje się tu jak we własnym domu. Mówi, że dobrze wypoczywa, zapomina o troskach i kłopotach. Po dwu czy trzech godzinach rozmowy, żartów przeplatanych czasem śpiewem, muzyką czy jakąś grą towarzyską z umiarkowaną dawką alkoholu — sake lub piwa — wraca do rodziny i swych spraw codziennych, by po miesiącu czy dwóch znowu tu wrócić. A rozmowa, mniej lub bardziej pikantna, może być czymś w rodzaju flirtu — gry bez zobowiązań — może być dyskusją o teatrze, herbacie, kwiatach i bóg wie o czym. Byle w tonie lekkim, wyzbytym utyskiwań czy żalów. Okolicznościowe przysmaki, dobrej jakości sake, a przede wszystkim miłe towarzystwo maiko i gejsz wpływa orzeźwiająco i przywraca dobry humor. Nie wolno tu się spieszyć.

Tego wieczoru w Pontocio — w tym rozrywkowym zakątku, który zachował kształt architektoniczny i coś z atmosfery czasów, gdy wieczorami roiło się tu od samurajów, gdy wąskie, pozwalające się rozminąć zaledwie dwóm osobom zaułki wypełniały się papierowymi parasolkami lub barwnymi latarenkami — było cicho i spokojnie. W parną księżycową noc nawet tu, blisko centrum miasta, szalały cykady. Nieustanny brzęk — dobiegający chyba z zieleni nad rzeką — urozmaicała tylko jakaś nie znana mi melodia. Jękiem, to znów dramatycznym wybuchem niepokoił nas ktoś grający na samisenie na odległym tarasie.

Przez kilka minut panowało milczenie. Wszyscy bardziej czuliśmy obecność księżyca i cykad niż siebie nawzajem. Przypomniałem sobie oglądane przed kilku dniami tarasy w willach i pałacach możnych dawnych wieków, służące do oglądania księżyca, miejsca, gdzie nad strumykiem organizowano konkursy pisania wierszy. I myślałem też o wrażliwości Japończyków na piękno nocy księżycowej, na zmienność pór roku. Oglądanie pełni księżyca, rozkwitających wiśni, słuchanie cykad, lubowanie się dźwiękiem gongów i dzwonów noworocznych — do dziś jeszcze żywe zwyczaje życia towarzyskiego, u których podstaw znajduje się umiłowanie przyrody i jej swoisty kult.

— Niisan — tym miłym zwrotem (znaczącym dosłownie „starszy brat”, a będącym formą grzecznego i zarazem poufałego zwracania się do gości w herbaciarniach i barach) przerwała milczenie siedząca obok gejsza. Trzymała w ręku ciosi z podgrzaną sake. Czekała, aż wezmę do ręki i uniosę swoją czarkę, by mogła ją napełnić. Taka forma zachowania się obowiązuje nie tylko w towarzystwie gejsz; jest powszechna w Japonii zwłaszcza przy bardziej uroczystych okazjach.

Tymczasem S. usiłuje nauczyć maiko kilku polskich słów. Oczywiście, z cyklu „chrząszcz brzmi w trzcinie…” Próbuje jak pilna uczennica, ale jej nie wychodzi. Śmieje się ze swej nieporadności, a może z tych słów brzmiących dla niej obco i nie do wymówienia.

— Oprócz harfy koto lubię bardzo ceramikę — patrząc na moją czarkę mówi maiko. — Zwłaszcza Kijomidzu-jaki. Może dlatego, że tu się urodziłam i wychowałam, może dlatego, że się przyzwyczaiłam do prostoty tego stylu…

Mówi, że teraz jest bardzo zajęta, gdyż chodzi na lekcje tradycyjnego tańca i śpiewu, poznaje sztukę cia-no ju (ceremonii herbaty) i ikebany. — Prawda, że trudno zostać gejszą?

— W Europie i Ameryce rozprzestrzenił się fałszywy, a bardzo krzywdzący obraz gejszy — S. przerywa salonową lekcję polskiego i zwraca się do mnie. — Tam nie widzą różnicy między gejszą a prostytutką. Ileż to razy musiałem wyjaśniać wszystko od początku, nie wiem czy z jakimkolwiek skutkiem. Oczywiście, gejsza jest kobietą i tak jak każdej kobiecie różnie może się zdarzyć w życiu…

I tak S. — znawca przedmiotu — rozpoczął jeszcze jeden wykład na temat: czym właściwie jest gejsza ?

— Gejsza jest produktem cywilizacji mieszczańskiej okresu Edo. Stabilizacja pod rządami siogunów w XVII i XVIII wieku, bogacące się mieszczaństwo, wielka ilość samurajów nie zaangażowanych w walki zewnętrzne, a zwłaszcza ograniczenie swobód kobiet wyłączonych z życia publicznego i towarzyskiego — wszystko to stworzyło klimat sprzyjający pojawieniu się specjalnej grupy kobiet — „pań do towarzystwa”.

Gdy ówczesny wojskowy władca Japonii, Tokugawa lejasu obrał za swą siedzibę Edo (dziś Tokio), do miasta tego zaczęła napływać ludność z Kioto, Nara, Osaka, Sakai i innych miejscowości. Obok kupców i rzemieślników poważną liczbę napływowej ludności stanowiły prostytutki, których duże skupisko powstało w miasteczku Josiwara. W 1617 roku — w czasie reorganizacji nowej stolicy siogunów, Josiwarze „z urzędu” przypadła rola dzielnicy domów schadzek, siogun zgromadził tu wszystkie prostytutki z całego miasta, narzucając im surowe przepisy i rygory. Tu umożliwiono też z czasem wielu uzdolnionym kobietom naukę w zakresie muzyki, śpiewu, poezji. Powstały domy rozrywki — wykwintne i dysponujące często utalentowanymi tancerkami i śpiewaczkami.

Podobne dzielnice powstały także w Kioto (Simabara), w Osaka (Sinmaci), w Nagasaki i innych miastach. Lecz powstanie zawodu gejszy (byli też gejsze-mężczyźni, obecnie to już rzadkość) związane jest przede wszystkim z Josiwarą. W dzielnicy tej pojawiły się w połowie XVIII wieku odoriko (tancerki), które zabawiały gości tańcem. Tworzyły one odrębną grupę odróżniającą się także strojami od „zwykłych dziewcząt z Josiwary”. Wkrótce potem pojawiły się tu geiko zajmujące się grą na samisenie i koto. A około 1761 roku — gejsze.

Te z kolei specjalizowały się w pieśni i muzyce popularnej w odróżnieniu od bardziej poważnych i uroczystych utworów wykonywanych przez geiko. Z czasem największą popularność zdobyły właśnie gejsze (w 1804 r. było ich 163, a w 1865 r. — 341). Dbały one bardzo o reputację i chlubiły się swymi umiejętnościami. Był to rodzaj artystek z programem wybitnie rozrywkowym, wykonywanym zwykle w warunkach kameralnych.

Gejsza stała się z czasem niemal synonimem kobiety o dużej ogładzie towarzyskiej, eleganckiej, umiejętnie i subtelnie eksponującej swe wdzięki. Wielu uważało je za ideał kobiety. Surowe reguły zakładów, w których pracowały, nie pozwalały na samowolę i swobodę. Mogły utrzymywać kontakty tylko „służbowe”. Ich wolność została sprzedana, gdy były jeszcze małymi dziewczynkami. Nie mogły „wymawiać pracy”, kiedy chciały. Ciążył na nich dług — pieniądze wypłacone przed laty rodzinie, wieloletnie kształcenie, utrzymanie, stroje itp. — którego najczęściej nie były w stanie spłacić. Starały się jednak zbierać na ten cel pieniądze, marząc o własnym domu, o mężu i dzieciach. Zdarzało się, że niekiedy dzięki własnym staraniom czy bogatemu partnerowi spłacały dawne długi, porzucały zawód i — wychodziły za mąż.

Dziś także wiele dziewcząt, szukających samodzielności, odchodzi do miasta. Najwięcej do barów i kawiarń — tu nie trzeba wiele umieć, wystarczy sympatycznie wyglądać. Natomiast życie maiko wypełnione jest ciągłą nauką wielu tradycyjnych sztuk, podstawowym warunkiem jest tu cierpliwość i żmudna praca przez długie lata.

Niemniej jednak chętnych raczej nie brakuje. Młode dziewczęta ze wsi czy miasta, które nie mają możliwości dalszej nauki, a interesują się tradycyjną muzyką, tańcem itp., często starają się o pracę w tym zawodzie. Gejszami zostają po kilku latach szkolenia pod kierunkiem doświadczonych mistrzów, pełniąc jednocześnie funkcje pomocnicze w „herbaciarniach”. Część gejsz wychodzi później za mąż, część — po kilkunastu latach usamodzielnia się — zakłada własne „herbaciarnie”, jakąś szkółkę gry na narodowych instrumentach muzycznych lub tańca tradycyjnego.

Wydaje się, że w ostatnich latach wzrastają potrzeby „czysto japońskiej” rozrywki, która stała się dziś wielkim luksusem. W związku z tym zmienił się nieco charakter i pozycja społeczna tej instytucji. Znacznie tańsze, a tym samym bardziej uczęszczane — zwłaszcza przez młodszych — są europejskie bary z hostessami. Ale Japończyk, gdy się nieco postarzeje, woli jednakże wykwintne, bardziej wyrafinowane towarzystwo gejszy. Fakt to niezbity, że starsi politycy czy biznesmeni spotkania towarzyskie, przyjęcia czy różnego typu narady odbywają w towarzystwie gejsz. Gejsza jest więc często osobą najbardziej w najrozmaitszych sprawach zorientowaną…

Było już późno, księżyc chylił się nad górami Higasijama, przycichły cykady. Na przeciwległym brzegu rzeki gasły stopniowo światła miasta. Gdy żegnaliśmy się z naszymi paniami — odprowadziły nas za bramę — na ulicy panował jeszcze ożywiony ruch. To rozbawieni goście opuszczali pobliskie bary, kawiarnie i herbaciarnie. Minęła godzina jedenasta.

Później miałem jeszcze okazję kilkakrotnie uczestniczyć w spotkaniach w domach gejsz w innych miastach. Ale żadne nie utkwiło tak w pamięci, jak to w lipcową, księżycową noc nad rzeką Kamogawa w Kioto.

 

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko