Maciej A. Zarębski – Moja fascynacja Adamem Bieniem

0
449

Maciej A. Zarębski

 

       Moja fascynacja Adamem Bieniem

 

Moja fascynacja Adamem Bieniem         Adama Bienia  poznałem w czerwcu 1968 roku w Przasnyszu,  u znajomych moich teściów. Pamiętam doskonale ten wieczór. Spędzałem pierwszy bodajże urlop w tym mieście. Tego dnia zostaliśmy zaproszeni na przyjęcie imieninowe.  Gospodyni od progu oznajmiła, iż są już wszyscy, także gość honorowy – Adam Bień z małżonką. Słyszałem wcześniej, że to bardzo zdolny prawnik, minister Rządu Londyńskiego, uczestnik procesu 16-tu, więzień Łubianki, „zesłany” obecnie do pracy na prowincji. Zostałem przedstawiony towarzystwu. Przy stole toczyła się właśnie żywa dyskusja na tematy wojenno-okupacyjne. Brylował starszy przystojny mężczyzna, żywo gestykulujący, którego wypowiedzi wszyscy słuchali z atencją i niekłamanym zainteresowaniem. Był to mecenas  Adam Bień. 

 

         Zapamiętałem jego baczne spojrzenie, taksujący, przenikliwy wzrok. Elegancki, towarzyski, zwracał na siebie uwagę. Jego postać, a szczególnie wypowiedzi, świadczące o głębokiej przenikliwości politycznej i znajomości tematu, wywarły na mnie niezapomniane wrażenie. Trzeba pamiętać, że były to czasy, kiedy nasze pokolenie uczono zakłamanej historii, a prawda historyczna była na cenzurowanym. Tu zaś miałem przed sobą żywą historię, świadka i uczestnika wydarzeń, o których oficjalnie nie wolno było mówić. Patrzyłem wiec z podziwem na tego ministra Rzeczypospolitej Podziemnej i chłonąłem jego słowa.

            Spokojnie i niezwykle rzeczowo udowadniał, iż  największym grzechem polskiej polityki zagranicznej w latach 1935-39 była   nieumiejętność prowadzenia zabiegów dyplomatycznych w stosunkach ze wschodnim sąsiadem. Zapamiętałem dobrze jego słowa. „Byliśmy  zapatrzeni na zachód, bezgranicznie wierzyliśmy w sojusze z Francją i Anglią i nawet nie próbowaliśmy się układać z Rosją Radziecką. To my rzuciliśmy sobie w objęcia Niemcy i Sowiety. Niestety,  w latach 1935-39 zabrakło przywódcy na miarę Piłsudskiego. Mądrości politycznej Piłsudskiego nie odziedziczył Beck. Kiedy w latach 1937-39 trzeba było z obu sąsiadami rokować, kluczyć, grać na zwłokę, politykować, ustalić co za co, po co i kiedy, pokazywać mocne strony Polski, Beck nie próbował żadnego manewru. Głośno i wyniośle odżegnał się od jakiejkolwiek współpracy z jednym i drugim sąsiadem pozbawiając się a priorori wszelkich atutów. W tej sytuacji dla obu stał się niepotrzebny i dla obu niewygodny. Szybko więc uzgodnili jego  likwidację i 23 sierpnia przeciw Polsce padli sobie w ramiona. Nieprawdą było również to, że byliśmy, jak mówił Beck, zwarci, silni,  gotowi do odparcia napaści. Nie starczyło sił na prowadzenie wojny dłużej niż 10 dni. Praktycznie wojna dla Polski  była skończona 10 września. A przecież sojusz wojskowy z Francją zobowiązywał ją do udzielenia pomocy czternastego dnia wojny. Podobnie  Wielką Brytanię. Czternastego  dnia wojny Polska praktycznie już nie istniała. Czy można w tej sytuacji mówić o zawodzie? Raczej o błędnych założeniach polskich przywódców odnośnie obiektywnej oceny naszej obronności”.

             Potem dyskusję zamieniono na emocje kulinarne, a rozmowy towarzyskie stały się bardziej lekkie i nie zobowiazujące. I tu Adam Bień również górował nad towarzystwem. Przyjęcie skończyło się późną nocą. Z żalem opuszczałem gościnny dom pp. Kalinowskich. 

         Nie przypuszczałem, że po latach losy moje i poznanego na tym przyjęciu mecenasa (o którym tak niewiele wcześniej wiedziałem, a który od razu mnie zafascynował swoją erudycją i osobowością) zwiążą się na dobre i na długo.

         W latach 70-tych przeniosłem się do Staszowa  i rozpocząłem prace w nowo otwartym szpitalu. Jakie było moje zdziwienie, kiedy pewnego letniego popołudnia 1975 roku przemierzając rynek staszowski natknąłem się  na spacerującego Adama Bienia. Mecenas wracał z pracy  w Zespole Adwokackim (przez kilkanaście miesięcy po opuszczeniu w końcu 1974 roku Przasnysza pracował tam na pół etatu).  Poznał mnie i zaprosił do swego domu. Okazało się, że wybudował w Ossali, niedaleko Staszowa, dom i po przejściu na emeryturę osiadł na ojcowiźnie.

         Od tej pory byłem częstym gościem tego domu. Podczas niezapomnianych ossalskich spotkań zasiadaliśmy wygodnie w gabinecie gospodarza i sącząc wspaniałą domową nalewkę wiśniową, rozmawialiśmy całymi godzinami. Powoli poznawałem bogatą przeszłość Adama. W miarę upływu czasu coraz bardziej ulegałem przemożnemu wpływowi jego niezwykłej osobowości.

        Często podziwiałem jego zaradność życiową. Przez długie lata sam zaopatrywał dom, palił w piecu, pracował w ogrodzie zapominając o tym, że przekroczył już 75 rok życia.  Nieraz odwiedzał go brat Józef; rozprawiali wówczas o przeszłości, latach okupacji, Jędrusiach, o drodze do kościoła w Niekrasowie, o wspólnych  odwiedzinach proboszcza księdza Jana Śmigielskiego, o matce i ojcu pamiętających czasy pańszczyźniane. To były budujące dyskusje, nasycone patriotyzmem, wielkim umiłowaniem ojcowizny – swej małej ojczyzny.

     Próbuję usystematyzować zapamiętane fakty i dane z bogatego życiorysu Adama Bienia oraz przypomnieć sobie jego „złote myśli”, w które obfitowała każda nasza rozmowa. Z rozrzewnieniem wspominał swój dom rodzinny (foto 1) oraz czasy nauki szkolnej.

      Naukę rozpoczął  w gimnazjum carskim w Sandomierzu w roku szkolnym 1911/12. Ze szczególnym sentymentem opowiadał o stancji (gdzie mieszkał) prowadzonej przez wdowę po powstańcu styczniowym. W podobnych stancjach zamieszkiwali jego szkolni koledzy. Ich gospodynie, niezwykle opiekuńcze, uczyły młodych ludzi antyrusycyzmu, wpajając praktyczny patriotyzm. W domu rodzinnym w Ossali były bardzo silne tradycje niepodległościowe. Od roku 1912 należał do tajnego związku harcerskiego. Pamiętał przyjeżdżających z Krakowa studentów, którzy pokazywali jak posługiwać się bronią. W roku 1914 przystąpił do skautingu. I wojna światowa w 1914 roku przerwała naukę, ale jesienią następnego roku był już uczniem  nowo utworzonego polskiego gimnazjum.

       Należał do grupy aktywnych działaczy samorządu szkolnego ( w przyszłości znanych działaczy ludowych). Razem z Bolesławem Babskim, Piotrem Banaczkowskim, Jerzym Zaleskim, Stanisławem Barańskim i Stanisławem Wójcikiem stworzył zespół, który wyruszał w każdą niedzielę na wieś, by wygłaszać odczyty o tematyce rolniczej, poruszające problematykę miejsca należnego rolnikowi wśród społeczeństwa polekiego. Z satysfakcją wspomniał, iż należał do wszystkich organizacji młodzieżowych działających w gimnazjum. Współpracował z prof. języka polskiego Aleksandrem Patkowskim (ojciec regionalizmu polskiego) w organizacji samorządu szkolnego. Samorząd szkolny uczył pracy społecznej, przemawiania na zebraniach, wyrabiał lokalny patriotyzm, a także utwierdzał młodzież w przekonaniu o rychłym nadejściu wolności.

       W szkole funkcjonowały kółka samokształceniowe, z których historyczno-literackie, wyróżniało się szczególną aktywnością. W roku 1917 kółko to wydawało pismo “Spójnia”. Bień przypominał sobie, iż wcześniej młodzież redagowała inne pismo szkolne o nazwie “Przebłysk”. W obu tych pismach Adam Bień zamieszczał felietony o różnorodnej tematyce, zaś jego kolega z ławy szkolnej Michał Dziadowicz pisywał wiersze i scenariusze sztuk szkolnych. W szkole bowiem działał teatr amatorski. Wystawiano m.in. sztuki Fredry. Zamiłowanie do teatru wszczepił uczniom sandomierskiego gimnazjum sam Patkowski.

         W czerwcu 1920 roku Adam zdał maturę. Świadectwo uzyskało wówczas jedynie ośmiu maturzystów na siedemnastu zdających.

           W lipcu w tym samym roku wyruszył wraz z kolegami jako ochotnik na wielką wojnę, by zdobywać wolność dla Polski. A szli na tę wyprawę pod wodzą człowieka, którego zawsze cenił i wielbił – pod wodzą marszałka Piłsudskiego.

 – On był dla Polski mężem opatrzności – zawsze powtarzał. Pytany o granice Polski na wschodzie, pokazywał z dumą miejscowość Wilejki. Tam doszedł i tam była granica. – Gdybyśmy mieli więcej siły, gdybyśmy mieli lepsze obuwie – śmiał się – zaszlibyśmy być może dalej. Ale i tak doszliśmy daleko – opowiadał z dumą.

         Adam miał w swej bogatej bibliotece w ossalskim domu wszystkie książki marszałka i o marszałku.

      Po wojnie zapisał się na studia prawnicze na Uniwersytet Warszawski. Podczas studiów odezwała się w nim żyłka społecznikowska, brał czynny udział w akademickich organizacjach młodzieżowych. Równocześnie nie zaniedbywał działalności oświatowej na wsi. W latach 1922-24 był instruktorem kół młodzieży wiejskiej w Małopolsce. Jeździł po wsiach, brał udział w zebraniach wiejskich, zjazdach, organizował kursy doszkalające, wykładał geografię gospodarczą Polski w szkole rolniczej w okolicach Piotrkowa Trybunalskiego na kursie rolniczym. Angażował się z pasją  na rzecz podniesienia poziomu oświatowego polskiej wsi.

       Po ukończeniu studiów w marcu 1926 roku podjął pracę  w sądzie w Warszawie jako aplikant (wcześniej przez kilka miesięcy pracuje w Białymstoku). Pod koniec 1926 roku zakłada rodzinę i zamieszkuje w  Milanówku, przy ulicy Podgórnej 38. Jego wybranką jest sympatia z okresu sandomierskiego Zosia Ziarko. Wkrótce w roku 1928 przychodzi na świat pierworodny syn Janusz.

          Adam z dumą opowiadał o szybkim awansie zawodowym. Był kolejno: (po zakończeniu aplikacji) asesorem w Pruszkowie,  Warszawie, potem sędzią grodzkim nw Grójcu, sędzią grodzkim w Warszawie, sędzią Sądu Wojewódzkiego w Warszawie, następnie Sędzią Sądu Okręgowego w Warszawie (od jesieni 1938 r. do sierpnia 1944 roku).

            Ale największą emocję wzbudzały  u Adama wspomnienia jego działalności w Związku Młodzieży Wiejskiej RP “Wici”. Kiedy opowiadał o tamtych czasach, głos stawał się mocniejszy, młodszy, w oczach pojawiał się dziwny blask. Pamiętał zjazd założycielski Związku, który odbył się 29 czerwca 1928 roku, podczas którego wygłosił referat programowy. Został wówczas wybrany wiceprezesem Związku  Młodzieży Wiejskiej RP „Wici”, by po roku zostać szefem tej organizacji.

     Publikował w pismach wiciarzy: „Wici”, jak również w „Siewie”, walczył o jedność ruchu młodzieży wiejskiej, o podniesienie poziomu oświaty i kultury na wsi. Wspólnie z Jędrzejem Cierniakiem zorganizował Związek Teatrów Ludowych, a w roku 1928 wydali razem pracę pt: “Teatry ludowe  w Polsce”

      Po co to wszystko robił? Zapytany odpowiada, że z wewnętrznej potrzeby. Popularyzował teatr po to, by ludzie zrozumieli po co on jest, jak funkcjonuje, że istnieje możliwość przekazywania przez teatr głoszonych i wyznawanych ideologii.

         Wybuch wojny we wrześniu 1939 roku przeżył bardzo. Podczas okupacji często przyjeżdżał do rodzinnej Ossali. Tu spotykał Jasińskiego, legendarnego „Jędrusia”. Z jego następcą – Józefem Wiąckiem był poprzez matkę spokrewniony. Podczas pobytu w Ossali uwielbiał spacery aleją niekrasowską do kościoła na poranną mszę, spotkania z  księdzem  Janem Śmigielskim

          W marcu 1943 roku zostaje z ramienia SL “Roch” (chociaż twierdzi, że jako wiciarz) mianowany ministrem  w Delegaturze Rządu na Kraj (kierował departamentem sprawiedliwości oświaty, wschodnią komisją koordynacji ustawodawczej oraz komisją mniejszości narodowych),  a w maju tego roku I zastępcą Delegata.    Jest autorem Rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 1 sierpnia 44 r. (Dziennik Ustaw nr 2 z 2 sierpnia 1944 r) o zabezpieczeniu ziemi na cele przebudowy ustroju rolnego. Wydał w czasie powstania warszawskiego dwa Dzienniki Ustaw.

     Odnośnie powstania warszawskiego-pytany o jego sens i zasadność odpowiada niechętnie – Myśmy dowiedzieli się (mowa o Delegaturze) o wybuchu powstania w dniu jego rozpoczęcia o godz. 12.00 (wybuchło jak wiadomo o 17.00). Zakomunikował o tym delegat Jankowski, który następnie przekazywał Bieniowi władzę cywilną i udał się do kwatery AK. Władzę cywilną  Adam Bień sprawował od 1-go do 18-go sierpnia, a miejscem urzędowania dowództwa cywilnego powstania była kwatera przy ul. Kruczej 17, w oficynie.

Ja wiem – mówił po latach – że powstanie nie osiągnęło dumnie zakreślonych planów politycznych ani wojskowych, że przegrało, że zginęło 150 tysięcy ludzi, że zniszczone miasto straciło bezcenne dobra kultury. Naiwnością było liczyć na pomoc Stalina. Przecież wyniszczenie ludności i zniszczenie Warszawy było mu na rękę. Ułatwiało w znacznym stopniu przyjęcie absolutnej kontroli nad Warszawą i Polską.

     Po upadku powstania Adam poprzez obóz w Pruszkowie (z którego uciekł) dotarł do domu w Milanówku, gdzie czekała żona Zofia i dzieci: 16 letni syn Janusz, członek AK, zaangażowany w owym czasie w wydawanie konspiracyjnej gazetki „Tu mówi Londyn”, oraz 13 letnia córka Hania, harcerka Szarych Szeregów. Dom, jak zawsze, czekał na Adama. Z tego domu Adam dojeżdżał od lat do warszawskiego sądu, tutaj przeżył wojnę i swą Wielką Konspirację, z tego domu w styczniu 1945 roku, po wkroczeniu wojsk sowieckich, rodzina została wyrzucona na pewien czas. Wtedy też Adam w obawie przed NKWD ukrywał się w innej miejscowości.

          Wreszcie marzec 1945 roku. Szesnastu polskich polityków, twórców państwa podziemnego, zwabionych zostało do Pruszkowa, wywiezionych do Moskwy, skazanych następnie w haniebnym procesie. Ci z niższymi wyrokami wkrótce powrócili (niektórzy potem w kraju padli ofiarą UB). Pięciu otrzymało wyroki wyższe: gen. Okulicki (8 lat), delegat Jankowski, ministrowie: Bień, Jasiukowicz, Pajdak(po 4 lata). Z tej piątki dwóch jedynie wróciło: Antoni Pajdak i on. Po powrocie do domu w sierpniu  1949 roku Adam dowiedział się od żony Zofii, jak wielką rolę w jego wcześniejszym wypuszczeniu z więzienia odegrał Józef Niećko, wiciarz, ówczesny prezes „odrodzonego” PSL – jak o nim mówiono – drugi po Bierucie. Zofii Bieniowej udało się do niego dotrzeć i uzyskać pomoc. Nie wyparł się dawnej przyjaźni z Adamem Bieniem, z okresu, gdy obaj tworzyli „Wici”. Sam Bień miał zwyczaj krótko komentować swój powrót.To, że wróciłem to cud. To był trudny okres w moim życiu.

      Dni po powrocie Adama były radosne i pełne nadziei, potem coraz trudniejsze. Odebrano mu prawo wykonywania wyuczonego zawodu, a następnie prawo do jakiejkolwiek pracy. Później, w ludowej spółdzielni wydawniczej, w której pracowała żona, pozwolono mu wykonywać tłumaczenia książek z języka rosyjskiego.

      W roku 1953 otrzymał zezwolenie na pracę w adwokaturze, nie w Warszawie jednak, a na prowincji. Z trzech propozycji – śląska, wybrzeża i Mazowsza wybrał tę ostatnią. Wkrótce założył kancelarię adwokacką w Przasnyszu. Miało to być tylko krótkie rozstanie z rodziną. Stało się inaczej. Mieszkał i pracował w Przasnyszu do grudnia 1974 roku, kiedy to przeszedł na emeryturę i przeniósł się do rodzinnej Ossali.

      Podjął jeszcze pracę w niepełnym wymiarze godzin w staszowskiej adwokaturze. Utrzymywał żywe kontakty z kolegami prawnikami. Dom na Ossalskim Zawierzbiu tętnił życiem i pracą twórczą. Przybrana wnuczka – Małgosia Sianoszek – malarka amatorka – przelewała na płótno ossalskie krajobrazy, znajome postacie. Sam Adam zabrał się do spisywania swoich bogatych w wydarzenia losów, co zaowocowało pozycjami książkowymi.  W 1981 roku  LSW wydała pierwszą z planowanej trylogii część powieści biograficznej – „Bóg wysoko – dom daleko” obejmującą lata 1900-1920. Część druga – „Bóg wyżej – dom dalej” dotycząca lat 1939-1949 czekała na wydanie aż do 1991 roku. W międzyczasie w 1987 roku w emigracyjnym wydawnictwie „Wici” w Chicago ukazała się jako „Więźniowie Moskwy”, a we wrześniu 1989 roku Staszowskie Towarzystwo Kulturalne (które wspólnie ze mną zakładał w roku 1981, o czym za chwilę) wydało jej fragmenty zatytułowane „Wyprawa moskiewska”. Pracę nad częścią trzecią przerwała choroba autora. Materiały do niej zebrali, opracowali i przygotowali do druku: córka Adama Bienia – Hanna Bielska i jej mąż Stanisław Bielski. Pod tytułem „Bóg dał–Bóg wziął”była promowana w maju 1998 roku już po śmierci Adama.

       Adam Bień nadal bardzo uważnie śledził polską scenę polityczną. Miał niezwykłe wyczucie, zmysł obserwacyjny, analityczny sposób przewidywania sytuacji, co przy olbrzymiej znajomości realiów czyniło go specjalistą od spraw polityki wschodniej. Potrafił bezbłędnie oceniać ludzi, dostrzegał i rozumiał procesy społeczne, i wkrótce stał się swoistym autorytetm moralnym i politycznym. Był ciągle ministrem.  – Wszak  nikt mnie – mawiał z uśmiechem – z funkcji ministra nie odwołał. Tak go więc nieoficjalnie tytułowaliśmy. Obserwując i oceniając polityków Bień coraz częściej wypowiadał się na różne tematy.

        A teraz chciałbym wrócić do lat wcześniejszych. W czerwcu 1978 roku na moją prośbę zgodził się na wygłoszenie referatu związanego z 50 leciem „Wici”. Powitałem go wówczas  tytułując ministrem. Oczywiście nie obyło się bez “rozmowy” w gmachu Komitetu PZPR w Staszowie. Ale to nie miało dla mnie większego znaczenia. Najważniejsze, że Adam Bień pokazał się szerokiej publiczności.

        Nadszedł rok 1980. Adam przewidział  swoim analitycznym umysłem nadejście nowej politycznej epoki, ale nawet on nie przeczuwał, że odwilż polska- bezkrwawa rewolucja, jaką był strajk w Stoczni Gdańskiej z jego konsekwencjami nadejdą tak szybko. Gdy tylko wolność przyszła do Staszowa, poczuliśmy wiatr  w plecy i dojrzeliśmy do powołania niezależnej organizacji społeczno-kulturalnej mogącej wyzwalać lokalne inicjatywy, dokumentować tożsamość regionalną i doprowadzić do powstania regionalnego muzeum oraz niezależnego wydawnictwa. W ten sposób powstało Staszowskie Towarzystwo Kulturalne, do którego przygotował założenia programowe i opracował statut sam Adam Bień.

       Na zjeździe założycielskim w maju 1981 roku został wybrany wiceprezesem Zarządu STK. Bierze udział w wielu imprezach Towarzystwa, m,in. prowadzi sesję naukową „Jędrusie na Kielecczyźnie” (12 grudnia 1981)

        W latach 1988-1997 Adam Bień potrafił być doskonałym mediatorem. W jego domu w dniu urodzin (14 grudnia) gromadzili się ludzie pragnący złożyć mu życzenia. Spotykały się więc osoby o różnych poglądach politycznych. Traktował ich jednakowo, często biorąc udział w gorącej, polemicznej dyskusji na różne tematy. Do niego należało ostatnie słowo, ocena, z którą zgadzali się z reguły wszyscy. Mimo podeszłego wieku i kłopotów ze zdrowiem do końca nieomal uczestniczył w życiu publicznym biorąc udział w Krakowie, Warszawie, Sandomierzu w uroczystościach z okazji świąt narodowych. W maju 1994 r. otrzymał Order Orła Białego.

We wrześniu tego roku przyjął w Ossali gen. Nieczuję Ostrowskiego, zaś w październiku 1995 roku był honorowym gościem uczestników sympozjum lekarzy pisarzy w Staszowie. 2 czerwca 1997 roku przyjął (na moją prośbę) w swoim domu wybitnego pisarza Wojciecha Żukrowskiego .

     Jesienią 1997 roku Adam Bień przekazał Bibliotece Jagiellońskiej swoje bezcenne okupacyjne archiwum, które przez wiele lat znajdowało się pod podłogą jego mieszkania w Milanówku.

          Do końca swoich dni Adam Bień służył mi pomocą i radą. I do końca fascynował swoją mądrością, elegancją i żywotnością. Nigdy się na nim nie zawiodłem. A wiele nauczyłem. Między innymi, że w dyskusji nie tylko należy mówić, ale i słuchać.  Jego testament polityczny nade wszystko być Polakiem. Polsce służyć czynem, głową i sercem. I przesłanie działania społecznego Z ludźmi i dla ludzi są dla mnie kierunkowskazem do dalszej pracy na rzecz społeczeństwa, przywracając wiarę w jej sens.   

      Jego śmierć 4 marca 1998 roku zamknęła pewną epokę. Odszedł ostatni z szesnatu, ostatni ze ścisłego kierownictwa Polskiego Państwa Podziemnego z czasów II wojny światowej, świadek historii XX-wiecznej Polski, jej zmagań i nadziei. Dla mnie nauczyciel, mentor i niezawodny przyjaciel.

 

Maciej A. Zarębski

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko