Anna Dominiak – Piszę wiersz o pustyni

0
323

Anna Dominiak

 

Piszę wiersz o pustyni.

O najnowszych inspiracjach w poezji Marka Piechockiego.

 

Przedstawienia pZygmunt Marek Piechocki, “Przedstawienia”, Gorzów Wlkp., 2017, s. 34

Poezja Marka Piechockiego zawsze mocno karmiła się inspiracjami. Autor odsłaniał ich źródła albo poprzez motta, albo cytaty wplecione we własne teksty. Wypowiedzi wybranych poetów często stawały się punktem wyjścia do podjęcia dialogu z innym spojrzeniem. To zetknięcie wewnętrznego głosu z bodźcem z zewnątrz prowadzi często do odkrywczych konstatacji. Dzieje się tak nie tylko w  najbardziej wyraźnym pod tym względem tomie “Preteksty”, ale także w zbiorze “Ad libidum” zbudowanym z wierszy wyrosłych z fascynacji muzyką, której Marek jest miłośnikiem i znawcą. Ostatni tomik pokazuje, jak bardzo jest to twórca oczytany, otwarty na rozmowę z drugim człowiekiem, ale także urodę świata. “Przedstawienia” to książka złożona z dwóch części. Pierwszą stanowi 16  datowanych wierszy, które powstawały od ostatniego dnia grudnia 2016 roku do 12 sierpnia 2017. Druga część natomiast to przejmująca elegia “Na odejście” – teksty poświęcone pamięci zmarłej wiosną 2017 roku Mamy, malarki Stanisławy Piechockiej oraz zamykające zbiór, prozatorskie wspomnienie Ojca.

 

Kilkanaście wierszy z pierwszej części zdaje się wskazywać nowe źródła inspiracji twórczej. Jakby mniejszą siłę oddziaływania miały tu teksty kultury (choć nie znikają zupełnie), a większego znaczenia nabierały spotkania i rozmowy z ludźmi. Śladów takich spotkań i rozmów jest w tej książce wiele. Pojawiają się odległe miejsca, głównie chłodne, spokojne krajobrazy północy (irlandzkie okolice Mullaghmore, rzeka Shannon). Zasłyszane w opowieściach przyjaciół krainy budzą asocjacje i wywołują refleksje. Piechocki mistrzowsko buduje ich aurę, szkicując wyważonym, dalekim od nadmiaru słowem, charakterystyczne dla specyfiki przestrzeni elementy. Krainy te próbuje zwizualizować w wyobraźni:

“Shannon. Śledzę jej bieg w Google Maps. Potem płynę nią w swoim canoe.

Tak, to sen. Jak ten o Mullaghmore z zimowym wiatrem, latarnią, zamkiem,

górą Ben Bulben, surferami.

Uczę się tamtego kraju z Wikipedii. Szukam ścieżek dla swojego roweru w przewodnikach”.

(Margo z I)

W tej części poznajemy kolejne etapy wyobrażonej podróży po świecie. Tym razem Piechockiego wabi świat, dlatego nawiguje w wyobraźni, pokonując kolejne, realnie istniejące punkty odniesienia, o których wiedzę nieustannie gromadzi. Okazuje się, że aby poznać świat, niepotrzebny nam bilet lotniczy, wystarczy wytężyć słuch i wzrok, wyostrzyć zmysł wyobraźni, uważnie wsłuchać się w zasłyszaną opowieść.

Wiersze Piechockiego od zawsze mocno osadzone były w kulturowym nurcie. Poeta chętnie mówi o swoich fascynacjach nie tylko klasyką, ale też o bliskich mu, lokalnych twórcach. Charakterystyczną cechą jego zliryzowanych opowieści jest umiejętność łączenia różnych form. Jest tu i monolog liryczny, i narracja, są anegdoty z życia literackiego, cytaty, fragmenty dialogów, didaskalia. Ten synkretyzm formy świetnie sprawdziłby się na scenie. Ale mimo tego silnego wpływu form epickich czy dramatycznych teksty te nie przestają być poezją. To, co w nich najistotniejsze, to zawsze obecne refleksje, do których prowadzą obserwacje czy skojarzenia, np. nazwisko wynalazcy wiecznego pióra ewokuje namysł nad mozołem procesu twórczego, który jest jak “skradanie się po słowa” (“Stalówka z krzyżykiem i Keith Jarred”).

Częstym motywem w poezji gorzowskiego twórcy jest też konfrontowanie makro i mikroskali, przykładanie perspektywy kosmosu do intymnych zachwytów:

„Twarz księżyca. Stacja orbitalna.

Droga Mleczna. Warkocz Bereniki.

Lubię, jak włosy upinasz w dobierany”

(Moja astronomia)

Czas i przestrzeń są w ujęciu Piechockiego wartościami relatywnymi. W jednej strofie, równolegle współistnieją: piszący sonet Buonarotti, malujący autoportret brat poety Juliusz i pracująca na oddziale onkologii kobieta, podająca nasenne tabletki pacjentom. Takie niezwykłe postrzeganie świata, na pewno jako efekt iluminacji, zdarza się tu często. Podmiot doświadcza tych chwil wtedy, gdy jest blisko natury, wpatruje się w ogień, słucha strzelających szyszek (“Nocne szeptanie lasu”).

Autor “Przedstawień” jest poetą komunikatywnym, ale obraz świata nie jest tu nigdy uproszczony. Ciekawe i symptomatyczne dla niego jest to, że chętnie sygnalizuje, skąd przychodzi impuls twórczy. Trudno policzyć, ile konkretnych, nazwanych imieniem osób, miejsc i sytuacji przywołuje w swojej poezji. To poeta, dla którego wbrew aury mizantropa, którą emanuje, bardzo istotni są ludzie. W swojej poezji chętnie podkreśla związki z nimi. Te wyraźne wskazania źródeł pozwalają lepiej poznać świat osobnego twórcy, w którego duchowy pejzaż od zawsze mocno wpisana była refleksja etyczna. Dowody tego odnajdujemy nie tylko w chrześcijańskim stosunku poety do świata, ludzi i Boga, ale także w tekstach bezpośrednio dotykających kwestii aksjologicznych:

„Standardy. Dziesięć przykazań. Kazanie na górze.

Zapiski Konfucjusza. Siedem najważniejszych

lekcji Buddy. Sury Mahometa.

Wędruję grzbietami książek, podróżuję uważnie. Prowadzę notatki. Z każdej

kilka zdań”.

(Spojrzenie)

Jak widać taka zuniwersalizowana koncepcja etyczna zajmuje uwagę poety, także w tekstach typowo deklaratywnych.  Duchowa perspektywa przejawia się również wtedy, gdy poeta opisuje doświadczenie cierpienia, nie tylko własnego, ale też ludzi spotkanych w szpitalach, przychodniach, poczekalniach, na ulicach. Bliscy są mu także pogubieni, wykluczeni, osobni. Chwile, w których spotyka cierpiących, opisuje, przełamując niejednokrotnie tabu, jak np. wierszu “Witek Indian”.

Są w tym zbiorze wspomnienia dalszej i bliższej przeszłości, rozliczenia z sobą i swoim czasem. Nie brakuje też odniesień do muzyki, jakby nieustannie towarzyszyła twórczemu namysłowi. W autotematycznym, dotykającym aktu tworzenia, ostatnim wierszu pierwszej części mówi o “pustyni i jej mieszkańcach”, o swoim wyborze oddalenia od świata, o silnej potrzebie alienacji, która wynika ze zranień i rozczarowań:

„Szum morza. Piasek skrzypi pod stopami.

Buduję zamek. To raczej warownia.

Z wieżami, blankami. Z księciem Z. zagram w szachy.

Nie dociekam już syndromu pustyni”.

(…)

(Piaskownica)

Drugi rozdział książki otwiera autoportret Matki poety, Stanisławy Piechockiej, sygnalizujący wspomnieniowy charakter zamieszczonych tu tekstów – zapisów spotkań z Nią w ośrodku, który stał się Jej domem w ostatnich latach życia. Te wiersze to wyraz bezradnej rozpaczy wobec cierpienia, choroby, nieuniknionego oddalania aż po “ostateczną odmowę światła”. Rozdział jest przejmującym, choć powściągliwie wyrażonym świadectwem odpowiedzialnej miłości i pamięci. Próbą oswojenia pustki, swoistym requiem, trenem uwieczniającym portrety Rodziców autora.

Książka jest, podobnie jak poprzednie tomy Piechockiego, niezwykle wysmakowana pod względem edytorskim. Jej osobisty, autobiograficzny i wspomnieniowy przekaz wzbogacają ilustracje – obok obrazu Stanisławy Piechockiej także portrety autorstwa brata poety, Juliusza Piechockiego oraz fotografia Tomasza Naczka. Zarówno warstwa słowna, jak i wizualna pokazuje, że Marek Piechocki jest twórcą, który, poruszając się w obrębie wypracowanej przez siebie, bardzo charakterystycznej i osobnej dykcji, potrafi wciąż odkrywać kolejne inspiracje i wywodzić z nich nowe poetyckie światy i refleksje.

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko