Andrzej Walter – Kraj, gdzie nigdy się nie umiera

0
360

Andrzej Walter

 

Kraj, gdzie nigdy się nie umiera

 

AWA 0528   Niewiele jest spraw na tym świecie, które smakują tak jak wędrówki po bałkańskich bezdrożach. Odnajdziemy tam wielokulturową mozaikę, ludzi o ogromnych sercach oraz jakże niezbędną melancholię, pozwalającą spojrzeć na całokształt spraw z właściwego dystansu, z kojącego oddalenia i niejako z głębi wewnętrznego pokoju duszy. Choć zapewniam, że o spokój na Bałkanach nadal niełatwo. To wciąż jest miejsce utajonego, umorzonego niejako konfliktu, ścierania się wielkich narodowych namiętności, zakamarków tętniącej życiem religii oraz społecznie skomplikowanych i mocno odrębnych bytów. To nadal zarzewie sporu: zarówno o przeszłość, jak i o przyszłość oraz, co najważniejsze, o jakże fascynującą teraźniejszość. Ten spór nie wygasł, tak jak wygasają wulkany, które potrzebują przecież bardzo wiele czasu, aby zamilknąć na wieki. Niestety nie znajdziemy jednej, oczywistej i wyraźnej odpowiedzi na pytanie dlaczego. Bałkański tygiel taki już jest. To świat pomostu pomiędzy Wschodem i Zachodem i jako taki ma swoje unikalne prawidła oraz wciąż żywe, nadal pociągające i nieodkryte zawiłości i tajemnice.

   Kiedy walił się Mur, kiedy kruszyła się „żelazna kurtyna”, kiedy rodziła się nowa rzeczywistość i rozpadała półwieczna polaryzacja świata na kapitalistyczny i socjalistyczny istniał wśród bałkańskich bezdroży jeden maleńki kraik całkowicie odseparowany i odizolowany od reszt świata – niczym dzisiejsza Korea Północna – a krajem tym była Albania. Jej Wódz, Wielki Sternik i jeden z bardziej obłąkanych dyktatorów w historii – Enver Hodża – przekształcił ów kraj w okopaną twierdzę, totalnie i całkowicie zamkniętą od wewnątrz i na zewnątrz. Właściwie nikt nie wiedział co tam się dzieje, jak żyją tam ludzie, jak umierają i jak walczą o resztki swojej godności. Dyktator nie ufał nikomu. Popadł w obsesję całkowitą i zbudował w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku siedemset tysięcy bunkrów w myśl światłego hasła – jeden bunkier dla każdej rodziny. Skala operacji przerosła rzeczywistość. Jej pozostałości straszą do dziś.

   Dzisiejsza Albania wciąż chce zrzucić z siebie tamto piętno. Nadal próbuje zacząć normalnie żyć i otrząsnąć się z jarzma absurdu. A minęło już przecież 30 lat… Byłem tam dwukrotnie. Pięć lat temu i teraz. I nadal wspominam ogromną fascynację, która pobudzała wyobraźnię, kiedy patrzyłem na te ogromne góry Albanii z ówczesnego jugosłowiańskiego wybrzeża Jeziora Ochryd 30 lat temu (w roku 1987). Wtedy wizyta w tym kraju wydawała się (a właściwie faktycznie była) niemożliwością. Dziś wjeżdżamy do Albanii bez najmniejszego problemu. Ślady przeszłości jednak nadal nam towarzyszą. Może dlatego właśnie czasy obecne są w pewnym sensie dobrodziejstwem, że możemy poznać wszelkie odległe tajemnice, że możemy przekraczać granice izolacji, że możemy dotykać i smakować ukryte, niedozwolone i zamknięte? To jest pewien aspekt radości z eksploracji, z odkrywania, z poznawania, zadziwiani się światem i jego przypadkami.

   Obecna Albania jest krajem bardzo przyjaznym. Krajem spalonym słońcem, krajem tętniącym życiem, krajem wkraczającym odważnie na arenę międzynarodową, z rodzącą się świadomością swojego potencjału społecznego i rzecz jasna turystycznego – położona uroczo nad Adriatykiem, z niespełna 4 milionami ludności, mała Albania staje się krajem wielkiej gościnności. Przeistacza się w nowoczesne państwo, w którym wciąż nie ma jeszcze zachodnieuropejskich absurdów, w państwo nadal wolne od więzów poprawności politycznej, wolne od społecznej nowomowy i zmanierowania elit. Tak, tak. To prawda. Tam możemy się poczuć naprawdę wolni. To swego rodzaju paradoks i ironia losu. Klaustrofobiczna Albania z czasów Envera Hodży przeistacza się na naszych oczach w kraj wolności i tolerancji. Konotujemy, że wszystko na tym świecie jest możliwe.

   Chcąc poczuć tę atmosferę, doświadczyć Albanii głębiej, zrozumieć ten naród sięgnąłem do dostępnej na naszym rynku literatury. Mamy dziś dwóch autorów, którzy reprezentują znakomicie pisarstwo tego kraju. To wielki już, znany i od lat pretendujący do Nagrody Nobla Ismail Kadare oraz młodziutka, świetnie zapowiadająca się pisarka Ornela Vorpsi. Lektura może wzbudzić zachwyt. Kadare (rocznik 1936) ma coś z współczesnego Franza Kafki. Jego książki nie pozwalają o sobie zapomnieć. Z najbardziej znanych warto wymienić: „Pałac snów”, „Córkę Agamemnona” czy choćby „Następcę”. Sam Kadare tak mówi o literaturze:

“Należę do tych ludzi, którzy mają bezgraniczne, niczym nieograniczone zaufanie do literatury pięknej. Można ją docenić tylko ze szczytu, nie z podnóża. Dzieło literackie, gdy zostanie opublikowane, gdy ujrzy światło dzienne, przestaje należeć jedynie do autora, do kraju, w którym powstało, z którego pochodzi pisarz. Należy już do całego świata. Co więcej, dzieło literackie żyje dłużej od narodu, z którego pochodzi twórca. I jeszcze więcej: uważam, że dzieło literackie jest silniejsze od języka”.

   I to się sprawdza w praktyce. Czytając Kadare wchodzimy głęboko w świat absurdu, w ludzką psychikę, w złożoność obserwacji i interpretacji faktów oraz w wielowymiarowość rzeczywistości. Wchodzimy jakby w pełnię samoświadomości, która wyzwala w nas niczym nie skrępowaną wyobraźnię oraz pozwala na wszelkie odkrywanie. Kadare snuje swoje historie powoli, jakby klatka po klatce odziera z tajemnic każdą myśl, każde spojrzenie, każde wydarzenie oraz subiektywność oglądu świata przez każdego z nas. Kadare zasiewa niepokój, zadaje retoryczne pytania i pobudza do myślenia. Czego chcieć od literatury więcej? To próbka pisarstwa z najwyższej światowej półki i namawiam na lekturę nawet mało zainteresowanych Albanią czytelników. Choćby jedną książkę Ismaila Kadare warto przeczytać. Zapewniam, że będzie to doznanie wyjątkowe.

   Zupełnie odmienny charakter ma lektura młodej albańskiej pisarki Oneli Vorpsi. Odmienny, ale nie mniej fascynujący. Albańska artystka i pisarka Ornela Vorpsi urodziła się w Tiranie w 1968 roku. Studiowała sztukę w Tiranie i Mediolanie. Polskim czytelnikom znane są Jej dwie książki: „Kraj, gdzie nigdy się nie umiera” (Czarne 2008), za którą otrzymała wiele włoskich nagród literackich oraz „Ręka, której nie kąsasz” (Czarne 2009).

   Zamiast opasłej powieści – zaledwie kilkadziesiąt stron. Zamiast wciągającej fabuły – urzekająca opowieść o najważniejszych rzeczach: zapachach, smakach dzieciństwa, powiedzeniach babki, a także o Historii, niedawnych konfliktach bałkańskich. Bohaterka „Ręki…” wyemigrowała już z Albanii (patrz: „Kraj, gdzie nigdy się nie umiera”) i teraz podróżuje od „lepszej” do „gorszej” Europy, z Paryża do Sarajewa, ale ta podróż to również podróż w głąb czasu i własnej przeszłości. Pretekstem do niej są odwiedziny u przyjaciela, który utracił chęć do życia. Podobnie jak inni przedstawiciele Bałkanów, czy to emigranci, czy ci, co zostali na miejscu, dotknięty jest inercją, poczuciem rezygnacji, efektami bałkańskiej traumy. Przesycona dogłębną melancholią, przejmującym poczuciem niezadomowienia, rozpaczą „Ręka, której nie kąsasz” to, jak nader trafnie napisał jeden z włoskich krytyków, „mała wielka książka”.

   Vorpsi czyta się inaczej niż Kadarego. Lektura bardziej drażni, pobudza, rozmiękcza nasze utarte zapatrywania i każe spojrzeć na nowo na otaczający świat. Opowiadania zawarte w debiutanckim „Kraju, gdzie nigdy się nie umiera” szokują – to właśnie tam znajdziemy bardzo realistyczny i naturalistyczny opis Albanii sprzed trzydziestu, a nawet czterdziestu lat – tej Albanii zamkniętej, wyizolowanej, zaczadzonej obłędem i ułudą komunistycznego raju. Raju, w którym życie ludzkie niewiele było warte, a cały jego opis, do tego z perspektywy dziecka, może naprawdę wstrząsnąć czytelnikiem. Jak się okazuje do takiego wstrząsu wcale nie potrzebujemy Auschwitz ani Holokaustu. Wystarczy Albania z lat 1975-1991. Jednak wartości książek Vorpsi upatrywałbym w ich doznaniowym charakterze. Kadare jest wytrawny, jego opis jest rzetelny, zdystansowany, punktujący każdą okoliczność, pytający – Vorpsi jest dla odmiany nader emocjonalna, jakby ślizgająca się po zdarzeniach – bardziej smakuje niż opisuje. Chyba przez to jest jakby bliższa życiu. To pisarka o ogromnym potencjale. Sam jestem ciekaw jak dalej potoczą się Jej literackie losy i jak ewoluuje Jej pisarski warsztat, kiedy osiągnie wiek i doświadczenie Ismaila Kadare.

AWA 0528A   W każdym razie na dziś rozróżniłbym to tak – Ismail Kadare wnika w naszą psychikę, a Ornela Vorpsi pobudza nasze zmysły. To są jednak dwie różne sprawy. Dwa różne światy. I dlatego obydwa fascynują. Porównanie tej dwójki autorów wydaje się być pozbawione sensu – to przecież są diametralnie różne pokolenia, a przez to i style i świadomości twórcze. Może jednak warto to skonfrontować, gdyż to jakby porównanie literatury różnych epok. Kadare tu jest pełny. Obfitością doświadczeń, mądrością przeżyć i obserwacji. Vorpsi jest z kolei świadectwem mojego pokolenia, które reaguje przecież instynktem, reaguje jak człowiek poruszający się w mroku współczesności – metodologią bodziec – reakcja. Moje pokolenie nie chce już mądrości, analizy, pytań. Nie chce też odpowiedzi. Chce żyć i czuć. I dokądś zmierza, tylko nie wie dokąd. Dlatego właśnie zestawiłem tych autorów. Dlatego ośmieliłem się ich porównać. Tamten świat się już skończył. A my, żyjemy w nowym wieku, w nowo pisanej przez życie historii, w nowym wymiarze. Technologicznym, komunikacyjnym oraz medialnym. Żyjemy w pustce po tamtym świecie. I widzimy już inaczej …

   Wróćmy do Albanii. Wróćmy na bałkańskie bezdroża. Do Serbii, Bośni, Macedonii, do Kosowa, do Czarnogóry, Chorwacji i Grecji… a może nawet do Turcji. Czym są te Bałkany? Czyż nie są pewnym dobrze oddającym rzeczywistość obrazem naszych dusz. Jak pisze Ornela Vorpsi na przykładzie jednego ze swych bohaterów:

„Mirsad jest smutny, ponieważ Zachód nie zna prawdy o nas ze Wschodu, z byłego Wschodu. Ponieważ nasze prawdy są inne niż ich – powtarza mi wciąż przez telefon.”

   Nasze prawdy są inne. Nasza przeszłość, nasze doznania, nasza konstrukcja psychiczna. Przeżyliśmy kawał Historii. Podczas kiedy oni tworzyli bogactwa i dobrobyt, my uporczywie łaknęliśmy wolności. Jak odmienne to światy. Ile rodzą pytań. Ile nasuwają wniosków. Ile dylematów. I dziś, kiedy już minęło blisko 30 lat od Wielkiej Zmiany – gdzie jesteśmy my, a gdzie są oni? I kim jesteśmy? My i Oni. Co będzie dalej?

   Na te pytania bałkańskie włóczęgi nie dają odpowiedzi. Na te pytania nie odpowiedzą – ani życie, ani literatura. Te pytania muszą pozostać nienaruszone. Jak neon rozświetlony nad witryną naszych snów. Naszego trwania i naszej egzystencji. W bałkańskim tyglu rodzą się demony. Rodziły się tam od zawsze, a potem zawsze ktoś je zakopywał, chował, unicestwiał. A one powstawały znów, jak Feniks z popiołów. I będą straszyć nadal. Co więcej. To demony, które rozprzestrzeniają się dziś po całym świecie. Wschód kontra Zachód? A może raczej lewica kontra prawica? Postępowcy vel konserwatyści? Oszołomy i realiści – do bólu pragmatyczni piewcy unowocześnień… Świat jest odwiecznie taki sam. Nic się nie zmienia. Szaleństwa pęcznieją, a wojny wszystko niwelują.

   Kończąc naszą wędrówkę odwiedziliśmy z Żoną Vukovar – chorwackie miasto nad Dunajem. Całkowicie zniszczone, zrównane z ziemią w 1991 roku. Odwiedziliśmy cmentarz pamięci, gdzie leżą tysiące chorwackich ofiar serbskiej agresji. To robi wrażenie. Zwłaszcza kiedy widzi się setki grobów roczników własnych albo naszych znajomych, czy przyjaciół i bliskich, roczniki 1936, 1942, 1953, 1969, 1968 – a wszystkie z datą śmierci 1991… Niespodziewany, nagły koniec. Dlaczego? Ja pytam, świat pyta, nikt nie zna odpowiedzi. Ile razy doznamy jeszcze na własnych skórach Srebrenicy, którą mijaliśmy w drodze z Sarajewa…? Ale tu – Vukovar – umarłe miasto wskrzeszone znów do życia…

   Dunaj jest tam ogromny, rozlewający się szeroko, na prawie pół kilometra. Płynie leniwie do Morza Czarnego i nie zważa na nasze rozterki. Po jednej stronie Chorwacja, po drugiej Serbia. I jesteśmy w jednej Europie. Europie bez granic. Europie, w której znów „wracają do łask”: czołgi, karabiny oraz rodzaje uzbrojenia…

   Czy przyszłość będzie jeszcze bardziej przerażająca i potworna niż niedawno zakończona przeszłość? Gdzie już urodził się nowy Enver Hodża? Który kraj doświadczy tego, czego doświadczyła Albania? Czy to będzie kraj, w którym nigdy się nie umiera?…

Andrzej Walter

  

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko