Majka Żywicka Luckner – Bożena Kaczorowska – Akty niedonoszone (wyd. Anagram, 2016)

0
337

Majka Żywicka Luckner – Bożena Kaczorowska – Akty niedonoszone (wyd. Anagram, 2016) 

 

akty niedonoszone       Jest to drugi tom autorki. Pierwszy wydany w 2013 roku: Punkt obserwacyjny, został przyjęty życzliwie przez krytyków, a sama poetka już wówczas znana, stała się znana jeszcze szerszej publiczności.

           Akt, to przedstawienie nagiego ludzkiego ciała w sztuce akt fotograficzny, akt malarski – jednym słowem akt artystyczny, ale i akt wiary, nadziei, miłości i żalu. W końcu akt miłosny, akt spełnienia.

       Donosić, to potocznie zużyć coś zupełnie, do końca. Rzecz donoszona jest już do wyrzucenia. Ale, donosić, to także przebyć ciążę prawidłowo, ale i urodzić, pozbyć się brzucha, zakończyć ten etap szczęśliwie.

       A akty niedonoszone? Co się za nimi kryje, co się kryje za samym tytułem tomu Akty niedonoszone  – Mam nadzieję, że nie modny ostatnio w polityce temat aborcji.

Czy kryje się za nimi trauma z tytułu cudu i nie cudu narodzin? Czy są konsekwencją za dużej lub zbyt małej wiary, nadziei, miłości a wreszcie żalu. Czy stoją za nimi niedopowiedziane nigdy do końca chwile, słowa, które się za nami wloką? A może to tylko zwykłe przekonanie, o którym czytamy w tytułowym wierszu: Patyku wielofunkcyjny Proco jaszczurko / wijąca się w zaciśniętej dłoni chłopca / I ty piaszczysta polano! / Jesteście tylko aktami donoszonymi / Niewinnych zabaw dziecięcych. Tylko, czy aż tylko! 

W internetowej „zajawce” (z recenzji Henryka Pustkowskiego) reklamującej tę książkę, czytamy:

Tomik Bożeny Kaczorowskiej został opatrzony znamiennym tytułem Akty niedonoszone. Poetka zamienia się w detektywa tropiącego rozdarcie między potencją oraz aktem, “entelechia” a “dynamis”, zamiarem a spełnieniem. 

Nie będziemy tu wchodzić w filozofię Arystotelesa, może niech na dzisiaj wystarczy nam świadomość: że greckie „dynamis” to łacińskie „potentia” – to nic innego, jak zdolność, możność, i że jest biernym elementem bytu, dopiero akt je uruchamia, aktualizuje. I że każdy byt posiada własną entelechię, w przypadku człowieka – rozum.

       Nie zgadzam się z tą opinią, że poetka zamienia się w detektywa tropiącego rozdarcie pomiędzy możnością, a ucelowioną duszą. Poetka nie śledzi, nie tropi, poetka głęboko tkwi w tym rozdarciu.

       W przeciwieństwie do pierwszego tomu autorki, gdzie każdy wiersz jest odrębną chwilą przeżywania, nastroju, podpatrzenia – w końcu tytuł Punkt obserwacyjny zobowiązuje, a więc jest w tym tomie podpatrywanie chwil, wrażeń, wydarzeń, w Aktach niedonoszonych opowiedziana jest historia. Ale nie historia wydarzeń, nawet nie kulisy tej historii, bo autorkę nie interesuje samo wydarzenie, nawet nie motyw tych wydarzeń, tylko sam proces dochodzenia  do takich, a nie innych sytuacji, takich, a nie innych emocji.

          Czy to jest patrzenie na stare w nowy sposób, jak próbuje nam to wmówić autorka, posiłkując się mottem Marcela Prousta: prawdziwy akt odkrycia nie polega na odnajdowaniu nowych lądów, lecz na patrzenie na stare w nowy sposób. 

        Wydaje mi się, że nie, a jeżeli tak jest, to jest to niebywale emocjonalne patrzenie, niebywałe „tu i teraz”, jakby pozbawione dystansu. To jest żywe cięcie, na nie opadłych jeszcze emocjach. Przekonacie się państwo, że autorka Aktów niedonoszonych, zrobi wszystko, byśmy nie odgadli, jak głęboko siedzi w tym rozdarciu, jak dwuznacznie, jak skontrastowanie i zakamuflowanie będzie nam opowiadać, byśmy nie doświadczyli do końca, jak  brutalnej vivisekcji dokonuje w głębokim podziemiu.

       Tom wierszy zaczyna się wierszem, Pomimo za i przeciw, gdzie przywołany jest symbol  ryby,  pierwszy  znak  chrześcijan,  ale  i  symbol  życia.  Ryba  złożona  w    ofierze, „krwawiąca pod nożem” a potem spożyta. Jej śmierć czai się teraz we mnie, / oddycham morzem opadam na dno / zatrzaśnięta w kołysce bursztynu. Czyli tak naprawdę, już nic z tym co się stało, nie mogę zrobić, mogę tylko spojrzeć na to w nowy sposób, czy lepszy, czy ciekawszy,  czy mądrzejszy?

Ale takie emocję, które potrafią roztopić bursztyn jest chiński uzdrowiciel z akupunkturą, pierwsza cieczka i kobieta-dziecko, wreszcie trudno się rodzące macierzyństwo. Najbardziej w tomie zakamuflowane. Chyba się nie pomylę, jeżeli powiem, że podejrzewam, że te wiersze mówiące o macierzyństwie autorce najbardziej bliskie. W wierszu zamykającym tomik czytamy: Uczymy się życia a potem nikt nie jest gotowy(…) /Z nami jest chyba podobnie / z lodu  nie zrodzi się miłość / mróz otwiera białą fobię kartki

       Ale proszę się nie bać. Te białe kartki tego tomu wierszy zostały zapisane mądrymi przemyśleniami. Na tych zapisanych kartkach nie znajdziecie strachu, który każe nam chować się w bezpieczne miejsce. Autorka zdaje sobie sprawę, że emocji, uczuć, nie da się wytrzeć do czysta, jak szkolnej tablicy. Materia nie ginie, jest! Rozhuśta się kiedyś to wszystko. / Jeszcze się wyleje!

 Majka Żywicka Luckner

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko