Elżbieta Musiał o tomiku „Niebieska” Jerzego Fryckowskiego

0
153

Elżbieta Musiał o tomiku „Niebieska” Jerzego Fryckowskiego

 

W podróży z Niebieską

niebieskaZaczyna się od śmierci Niebieskiej. Niebieska – brzmi niebanalnie, jak płachta nieba albo jeansowa kurtka. A może tak ją nazywał od koloru poświaty. Połknęła tabletki. Za dużo połknęła. Pochowali ją w letniej sukience. Może niebieskiej. Teraz żyje w pamięci i wierszach, wspominają ją zapewne jeszcze pożółkłe zdjęcia.

Niebieska jest tytułem nowego tomu poezji Jerzego Fryckowskiego i zarazem bohaterką liryczną wierszy. Jej atrybutów tak naprawdę nie musimy się domyślać. Ma zapach, makijaż, stopy „dużo mniejsze niż wiersz” i nagość. Ma słowa: „nauczę cię ogrzewać dłonie między udami”. Jej ciało chwilami jest na wyciągnięcie ręki, zmysłowe,  jakby wciąż było żywe, bo tak chciał autor. Obecność Niebieskiej pochłania naszą czytelniczą uwagę, podobnie jak miłość obojga bohaterów. Bo jest jeszcze on, chłopak, mężczyzna i narrator w jednej osobie. I jest nieodzowny, komplementarny. Przecież w tej grze chodzi o największe zbliżenie się do siebie dwojga ludzi. I jeszcze o intymność i „namacalność” sytuacji.

 

a potem zamieniałem się w tlen, dobierałem dwie cząstki wodoru

i wbrew grawitacji wspinałem się po Twoim udzie.

                                                                              (Hotel Alpex)

 

Nie może być inaczej, w miłosnym dialogu i on ma swój udział. Więcej go jednak czujemy, niż widzimy, jakby rozmyślnie usunął (narrator) w cień swoją rozpoznawalność. Pozostał jedynie przy rozpamiętywaniu własnych przeżyć i postaci bliskiej kobiety w kontekście rozrachunku; „będziesz mój za trzydzieści lat / nie oprzesz się siwym włosom”. I nie oparł się. Dopiero po upływie tylu lat mógł powrócić słowem do wielkiej miłości, którą zakończyła tragedia – śmierć kochanej dziewczyny.

 

Na plecach bez oddechu zaplatałem warkocz,

anioł snu mnie kołysał w bioder płaskiej łodzi,

mówiłaś, że bez względu na wiek kochać warto…

Nie wiedziałem, że odchodzisz.

 

                                                        (Nie wiedziałem…)

 

Trauma i potrzeba skonfrontowania siebie (narrator) z tamtym gorliwym kochaniem, z płaczem nad sobą i za Niebieską, z wewnętrzną pustką po niej – oto  temat wierszy Fryckowskiego. Staje w nich „oko w oko” z dziewczyną –  jeszcze młodą, u progu dorosłości – która nosiła niebieskie i czarne sukienki. Żywe wspomnienia obrosłe w szczegóły i młodzieńczy zapał są wprost fabularne, czekające na filmowy zapis zdarzeń. Klatka po klatce wypełniają liryczną przestrzeń książki. A przemyślana kompozycja prowadzi czytelnika od śmierci Niebieskiej do źródeł miłości. Pod prąd. Pięknie literacko rozstrzygnięta opowieść. Aż dziw bierze, że w raptem 42 wierszach potrafiło się znaleźć tyle wątków, rys postaci, odniesień do miłosnych zdarzeń osadzonych na dodatek w polskich realiach lat 80. ubiegłego wieku. A wszystko dzieje się na dwóch planach czasowych, które się nakładają. Są tamci ON i ONA, ich życie i ich jeden świat i jest ON, strażnik pamięci, powracający myślami do minionego czasu. A to już jest podróż.

 

Nasz pierwszy taniec

nie słychać jeszcze kuźni stoczni

nie dobiega głos Radomia chociaż produkują broń

Mamy sto dni aby dorosnąć

                          (Studniówka 1976)

 

Wiersze Fryckowskiego są znaczeniowo pojemne. Można spytać, co też takiego robi, że aż tak pojemne? Odpowiedź jest jedna – język poetycki otwarty na wielowymiarowość i wielofunkcyjność. Metafory, porównania, zestrojenia słów, wprowadzenie słów-pojęć, a przede wszystkim takie operowanie wyobraźnią i obrazami, że mowa staje się prawdziwie autorska, nietuzinkowa. Podobne zjawiska określa się „alchemią”. 

A dworce, autobusy, pokoje hotelowe – czyż nie są to logosy?  W tym konkretnym przypadku dyktują nie tylko czas i miejsce spotkań kochanków, lecz i rytm oddechów, i gorączkę oczekiwań i doczekań; „pisaliśmy na brzozowej korze / że kochać to znaczy czekać kilka autobusów wcześniej” (Niebieska. Śmierć). Są i plecak, a w nim garść cukierków, „chlebaki pełne miłosnych wierszy”, torba podróżna wypełniona nic nieznaczącymi drobiazgami, które choć są pomocne w codzienności, to jednak wobec kipiącego uczucia bledną i stają się balastem. Jeszcze cięższym po latach. I znów otrzymujemy sygnały kojarzące się z podróżą. Na pierwszym planie funkcjonuje ta rzeczywista, a na drugim metaforyczna –w czasie. Trzeba dodać, że owa wyprawa ma wysoką temperaturę.

 

Gdy umierał Elvis Presley  

pierwszy raz zdejmowałem z Ciebie niebieską sukienkę

i porażony śniegiem bielizny

drżałem jak na przystanku w listopadzie

 

                                                        (Gdy umierał Elvis Presley)

 

Fryckowski znakomicie uwiarygadnia wiersz. Potrafi opisać nawet silne emocje bez popadania w przesadę i zakotwiczyć je w rzeczywistości przy użyciu drobnostki, detalu; „Dziś krząta się wokół mogiły matki / wyrzuca na śmietnik wieńce kwiatów / które nie zwiędły / bo nigdy nie były prawdziwe / ile może być niebieskiego na cmentarzu”.

Te wiersze w nas żyją; „Twój zapach powinno się nosić ze sobą / jak tranzystorowe radio w latach sześćdziesiątych”. Raz po raz uderza z siłą uczucie i niemal pewność, że zdarzyło się Mikoszewo i plaża, że był hotel Alpex („Znów podaliśmy fałszywe dane”). Że była Niebieska; „Mogłam nie przyjeżdżać, wszystko już przeżyłam w ostatnie trzy noce, gdy spałam z dwoma palcami włożonymi w usta”.

 

Jesteś głodna?

Nie.

Będę jadła jutro, pojutrze, będę żarła kolejne tygodnie,

póki znów nie położysz dłoni na moim brzuchu.

                                                      (Hotel Alpex)

 

Tak, to miłość. A z nią pojawi się też osamotnienie i ból. W istocie, i one są słyszalne, nawet gdy już wyciszył je czas; „Gdybam i płaczę / bo tak robią prawdziwi mężczyźni / po których kobiety wychodzą na dworzec / ubrane na czarno i bez bielizny”. I jak tu nie uwierzyć takim wierszom. One niosą naszą wyobraźnię i emocje. A przy tak rozpisanych obrazach (tu i kolejność wierszy ma znaczenie) wszystkiego chce się dotknąć, spróbować i zrozumieć. Przenicować książkę i jej prawdę.

Bez wątpienia Niebieska była. Na imię miała Ewa. To Ewie Połomskiej autor zadedykował wiersze. Ale czy śmierć bohaterki od tabletek nasennych była tylko fikcją literacką? Takim radykalnym przeobrażeniem miłości wielkiej w miłość minioną? Wiem, wiem, nie uchodzi tak wnikać i domagać się wątków biograficznych, ale ta narracja wciąga, więc sama się o to prosi.

 

Pomaluj się ostatni raz i uczesz jak Dalida

też przecież chcesz umrzeć w ciele Kleopatry

bo patolog taki młody

a strażak który wybije okno

przystojny jak DiCaprio

nauczyłem Cię zapijać tabletki bolsem

przed każdym snem jadłaś mi je z ręki

                                          (Niebieska. Śmierć)

 

Od takich słów zaczyna się książka. Od śmierci Niebieskiej. Dlatego musieli się spieszyć z miłością, by zdążyć ją przeżyć do cna, z pełnym jej repertuarem. Narrator, patrząc z dystansu, i o tym już wie. Stąd tyle w zabiegach miłosnych żarliwości. Nic dziwnego, że i nam ta prawda przychodzi do głowy, jak objawienie, bo tak chciał autor.

To świetnie napisana książka. Ale nie tylko z powodów  literackich ją polecam, a również dlatego, że wodzi na pokuszenie pragnienia i uwalnia emocje. Warto ją mieć na własność, by móc do niej wracać.

 

Elżbieta Musiał

 

Jerzy Fryckowski: Niebieska. Wydawnictwo Jasne, Pruszcz Gdański 2016, s. 56

 

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko