Zbigniew Chlewiński w rozmowie z prof. Wojciechem Skalmowskim o Kazimierzu Truchanowskim

0
417

Zbigniew Chlewiński w rozmowie z prof. Wojciechem Skalmowskim o Kazimierzu Truchanowskim.

 

poprawianie masek

Przeglądam korespondencję z prof. Wojciechem Skalmowskim. Pisał 3 stycznia 2001 roku o Kazimierzu Truchanowskim: Poświęciłem mu trochę uwagi w wykładzie z literatury polskiej, podkreślając, że jest zupełnie przemilczany w oficjalnej literaturze polskiej.[1] A wcześniej w londyńskim „Pulsie”[2] podobnie i szerzej:

Do surrealistycznego nurtu zaliczyć można powieść K. Truchanowskiego Zmowa demiurgów (1947), zamykającą jego jeszcze przed wojną zaczęty cykl pt. „Zatrute studnie”. Notabene, jakkolwiek patrzy się na ten typ literatury, Truchanowski jest pisarzem, który padł ofiarą niewątpliwej „zmowy milczenia” w polskim literaturoznawstwie; stanowi on rodzaj wyrwanej kartki w historii literatury i czas byłby najwyższy, by w powodzi studiów o Witkacym i Schulzu ktoś zajął się wreszcie jego twórczością.

W innym miejscu do tych dowartościowanych Profesor zalicza Witolda Gombrowicza. I tu następuje osobliwe qui pro quo: jego stulecie i setną rocznicę urodzin Kazimierza Truchanowskiego obchodziliśmy bowiem w tym samym 2004 roku – rok 100. urodzin Kazimierza Truchanowskiego i Witolda Gombrowicza ogłoszono Rokiem Gombrowicza. Czyli w kalendarzu tamtego roku usunięto kartkę z nazwiskiem naszego pisarza.

Książkę Przymierzanie masek, Płock 2004, przygotowałem właśnie na jubileusz Truchanowskiego. Zadbałem wcześniej, aby było gdzie, kiedy i z kim uroczyście go obchodzić. Jednak miesiąc przed terminem spotkania otrzymałem telefoniczną informację o zastąpieniu Truchanowskiego – Gombrowiczem, mimo że to już trzecia tego roku sesja gombrowiczowska była w moim mieście, a „truchanowskiej” jeszcze nie było żadnej. Została wyrwana kolejna kartka z nazwiskiem autora Młynów Bożych. Spotkałem wtedy na jednej z obstalowanych pogadanek bardzo jagiellońskiego, schulzowskiego i gombrowiczowskiego profesora, któremu – naiwnie myślałem, że jeśli już nie ma miejsca dla Truchanowskiego – przynajmniej przypomnę o wybitnym drugim jubilacie. A ten przez ramię rzucił, że on przecież plagiatorem Schulza jest. Tak w praktyce wygląda zmowa milczenia zdiagnozowana przez prof. Skalmowskiego.

Z dzisiejszej perspektywy należy tamte zdarzenia ocenić pozytywnie – młyny Boże nie wyprowadzają na manowce. Dyrektor Biblioteki Narodowej w Warszawie Michał Jagiełło natychmiast przyjął propozycję objęcia prezentacji Przymierzania masek stosowną oprawą i wspólnej z wydawcą organizacji sympozjum poświęconego naszemu jubilatowi, co odbyło się 29 listopada 2004. Trzy z kilku wygłoszonych wówczas wystąpień znalazły miejsce w niniejszym tomie: artykuł Bogusława Gryszkiewicza, Ryszarda Chodźki i Piotra Müldnera-Nieckowskiego.

Profesor Skalmowski ważył swoje możliwości wzięcia udziału w naszej książce z obiektywnymi warunkami, nad którymi nie sposób było panowa

 w pełni. Poważnie zachorował w połowie 2003, a 21 marca następnego roku wyznał: Moja pisanina skończyła się już chyba na dobre (zdrowie plus wiek, czyli Młyny Boże). Nie wiem, czy jeszcze coś oryginalnego napisał, natomiast bez wątpienia poświęcił się przygotowaniu wcześniej zaplanowanych publikacji szkiców i recenzji literackich z poprzedniego wieku – Lektury dla Kultury”, Lublin 2004 – i monumentalnego tomu korespondencji ze Sławomirem Mrożkiem – ponadośmiusetstronicowy wolumin ukazał się w Krakowie w 2007 roku, rok przed śmiercią Profesora. Mnie zaś oddał do dyspozycji (jako nagrodę pocieszenia za wytrwałość i lojalność?) swoją audycję literacką dla Radia Wolna Europa, napisaną 30 października 1991 roku, przeczytaną na monachijskich falach eteru w listopadzie i następnie z małymi zmianami drukowaną jako Wierch umarłych w poznańskim „Arkuszu” 16 czerwca 1993. Rzecz na pierwszym planie traktuje o Totenhornie Kazimierza Truchanowskiego, a w tle stanowi listę problemów rodzących się podczas lektury obszernego dzieła pisarza. Według krytyka kluczem do tej twórczości jest malarskość:

Truchanowski ma w istocie temperament malarza, używa pióra zamiast pędzla. […] „malarskość” powieści Truchanowskiego jest ich największą fortą i ich głównym tytułem do przetrwania: choćby nawet nie miały zbyt wielu „codziennych” czytelników.

Nie tylko za malarskość prozy kochamy Kazimierza Truchanowskiego. Poniżej znajdzie czytelnik wiele powodów, aby więź z dziełem pisarza uzyskała status „codzienny”. Wpierw wysłuchujemy Bożeny Truchanowskiej, która opowiada o swoim ojcu – przede wszystkim o ojcu i jednocześnie jednej z najbliższych w jej życiu osób, mniej – o pisarzu. Rozmowa potwierdza, niekiedy odkrywa pewne zdarzenia, czasem zaskakuje. Ilustracją są fotografie z albumu rodzinnego, otrzymałem je od Bożeny Truchanowskiej. Bardzo dziękuję. Do rozmowy wplotłem drobne, stosowne do kontekstu, moim zdaniem, utwory pisarza, jakich wcześniej nie znałem, zachowane w materiałach archiwalnych, i inne teksty, np. wspomnienie literata ukraińskiego, ambasadora Dmytra Pawłyczki ze spotkania z Kazimierzem Truchanowskim w końcu lat sześćdziesiątych. Uporządkowane wstępnie przez Bożenę Truchanowską materiały pozostawione przez ojca obecnie są przechowywane i udostępniane w zbiorach specjalnych Biblioteki Narodowej w Warszawie pod numerami akc. 18127-18157. Korzystałem z nich wielokrotnie w ciągu kilku lat – dziękuję za tę możliwość. Przedstawiona w książce biograficzna synteza prawdopodobnie znajdzie swój ciąg dalszy. Inny charakter mają zebrane tu, tylko w jakichś momentach zachowujące jedynie historyczny walor, roztrząsania Stefana Rassalskiego z zakresu psychologii twórczości, krytyki literackiej itp., na temat debiutu Kazimierza Truchanowskiego, potem pierwszej i drugiej powieści, wreszcie trylogii Zatrute studnie. Dzięki Bożydarowi Rassalskiemu, synowi krytyka, udało się w książce zamieścić ilustracje do Ulicy Wszystkich Świętych, wykonane przez jego ojca, obecnie udostępnione przez syna autora oraz Bożenę Butkiewicz-Gzyłę i Andrzeja Gzyłę. Bardzo dziękuję. Następne pozycje mają charakter akademicki i są daleko zaawansowane teoretycznie, stanowią kolejny krok w analizie pisarstwa Kazimierza Truchanowskiego. Książkę kończy pierwszy w literaturze artykuł o translatorskiej pracy (współ)tłumacza Zamku Franza Kafki, co być może w tym cyklu publikacji doczeka się uzupełnienia o refleksje na temat innych dzieł przekładowych pisarza, z języka rosyjskiego tym razem, które wypełniają sporą bibliotekę.

Profesor Skalmowski zauważa w pisarstwie Truchanowskiego dominującą malarskość. A przecież nie mniej w nim muzyczności – tyle tu Bachów, Mozartów, Debussych, fug, organów i najróżniejszych dźwięków przyrody. Można też śledzić i wyjaśniać wątki religijne: ryba (ichtis), którą częstują Adama po jego wejściu do Miasta, serwowana jest w Sądowej, motyw brania na siebie win cudzych wyraźny w Drodze do nieba i oczywiste z tym skojarzenia, jak i szydercze ukoronowanie, strój i atrybuty Adama w Młynach Bożych. Maska i nieograniczona jej semantyczna przestrzeń. Na komentarze krytyczne czeka tematów bez liku, podobnie na opracowania historycznoliterackie i teoretycznoliterackie, wypowiedzi krytyczno-historycznoliterackie itp. Nie zamykamy listy pytań ani serii publikacji, gdzie mogą być rozstrzygane przez najbliższy sprzyjający temu czas i okoliczności.

Wdzięczny jestem prof. Januszowi Stannemu, autorowi okładki do książki, który już nie doczekał obecnej edycji. Trzydzieści lat wcześniej zrobił projekty do pierwszych wydań Dzwonów piekieł i Totenhornu – trudno przecenić tamte kompozycje. Będziemy mieli kłopot przy próbie sprostania w przypadku zapewnienia następnym książkom stosownej oprawy.

[…] stałe obrazy nocy, wichury i złowrogich ulic anonimowych miast – to coś, co kojarzy się mimo woli z latami 30., art déco wystylizowaną na „szatańsko”. Ale konsekwencja, z jaką pisarz w ciągu ponad półwiecza wizję tę ucieleśnia w coraz to nowych wariantach budzi szacunek. Ta proza jest częścią naszej tradycji literackiej i być może pojęcie świata Truchanowskiego nabierze w niej z czasem wyraźniejszych konturów. […] Może to pierwsza jaskółka renesansu twórczości Kazimierza Truchanowskiego?[3]

Dzielę z prof. Wojciechem Skalmowskim tę nadzieję, zapowiadając w nieodległej przyszłości intrygującą rozprawę o piekle Truchanowskiego

————————————————————

Wstęp do książki Poprawianie masek. Wokół pisarstwa Kazimierz Truchanowskiego, pod redakcją Zbigniewa Chlewińskiego, Płock 2017, s. 295.


 

[1]. Listy, których fragmenty podaję, są w moim – zc –posiadaniu.

[2]. M. Broński, Polska literatura krajowa po wojnie, „Puls” 1984, nr 22-23, s. 128-135. „M. Broński” to pseudonim literacki prof. Wojciecha Skalmowskiego, którym przez lata – do ostatniego numeru w 2000 r. – podpisywał się w paryskiej „Kulturze”, później także w „Pulsie”.

[3]. W. Skalmowski, Wierch umarłych, „Arkusz” 1993, nr 20, s. 2.

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko