Wacław Holewiński – Mebluję głowę książkami

0
76

Wacław Holewiński



Mebluję głowę książkami


mebluje-glowe



Opuszczona ćma barowa

 

smieje-sieDwie rozmowy włoskiej dziennikarki Fernandy Pivano z jednym z największych skandalistów w literaturze nie tylko amerykańskiej, Charlesem Bukowskim. Pierwsza przeprowadzona w roku 1980, dość długa, osiemdziesiąt cztery strony książkowe i druga, z roku  1984, króciuteńka, raptem trzynaście stron. Do tego jakieś wstępy, opisy książek Bukowskiego, bibliografia, siano, które ma wypełnić, napompować objętość książki. Odpuśćmy te dodatki, skoncentrujmy się na wywiadach, bo tak naprawdę tylko one są w tej książce ważne.

W roku 1980 Bukowski był już legenda nie tylko w Stanach, także w Europie robił furorę. Szła za nim legenda alkoholika, brutala, seksoholika, faceta, który miał za nic kobiety. Pisano o jego związkach z pokoleniem Beat Generation.

Fernanda Pivano pojechała do San Pedro w Kalifornii i pytała. A ja, czytając, miałem poczucie – nie upieram się, że tak było w rzeczywistości – żartu. Jednego wielkiego żartu. Nie ze strony dziennikarki. Ona była całkiem poważna. To pisarz – albo nie wytrzeźwiał, albo świadomie sprowadzał tę rozmowę na tory, po których chciał się poruszać.

„Kiedy mówi pan «kobiety», to chodzi panu o feministki czy po prostu kobiety?

Po prostu kobiety. Nie chodzę do łóżka z feministkami.”

„Naprawdę jest pan takim macho jak w książkach?

Cóż, opisuję tylko to, co mi się przydarzyło. Więc jeśli z pani lektury wynika, że jestem macho, to pewnie jestem, bo wszystko, co napisałem, jest tak mniej więcej w dziewięćdziesięciu pięciu procentach prawdą.”„Cóż, na sranie istotnie nie mamy wpływu, ale można…

Na picie nie mam wpływu. Umarłbym, gdybym przestał pić albo srać.”

Nie, nie chcę wszystkiego sprowadzić do banału. Ale takich wypowiedzi jest w tej książce co niemiara. Czy oddają one rzeczywistość Bukowskiego? Jego sposób myślenia albo potrzebę tworzenia wizerunku zgodnego z tym, który, jak jakąś maskę, jak jakiś kaftan nałożono na niego i które zgodził się nosić? Nie wiem, nie mam pojęcia.

Bez wątpienia, w panteonie amerykańskich pisarzy był kimś szczególnym. Ale – ta myśl przychodziła mi od czasu lektury pierwszej jego książki – legenda kroczyła przed pisarzem.

Tak, był alkoholikiem. I sporo w tym wywiadzie o jego potrzebie picia, o napędzaniu się alkoholem. Ale czy to nie jedyna prawda o nim? Czy inne przywary nie są częścią tej legendy, o której mówię?

Mówi Bukowski o swoich potrzebach i swoim szczęściu: nie chodzić do pracy, późno wstawać („staram się zostać w łóżku do dwunastej, czyli do południa. Jeśli czasem muszę wstać wcześniej, to potem cały dzień kiepsko się czuję.”), jeździć na wyścigi, nie spotykać się z ludźmi, seks („pierwszy raz byłem z kobietą w wieku dwudziestu trzech lat”) mało ważny. Tak, miał potrzebę pisania. Miał jakiś rodzaj biegunki literackiej. Pisał setki, tysiące wierszy. I wysyłał je plikami (nie, nie, to nie czas komputerów) wydawcom pism. Któryś napisał, że przyjmie bodaj dziewiętnaście, bo pismo ma czterdzieści osiem stron, a musi drukować też innych. Otwierał szafę i wypadały upchane tam strony.

Mówi o rodzicach („nie byli fajni”), ojcu, który go lał za wszystko. Mówi o trawniku, który musiał strzyc, o przyrodzie („natura mnie nie rusza i już”), o wojnie, o pisarzach: Bob Dylan (pisarz???), Hemingway, Updike, Woolf, Fanty, o książkach („…książki czyta mi się trudno, bo są nudne”), o wydawcach („Czasami mam wrażenie, że zostałem pisarzem nie dlatego, że myślałem, że mógłbym nim być, tylko dlatego, że wszyscy sławni pisarze wydawali mi się tacy kiepscy”). Niekiedy, może podświadomie, się pochwali przytaczając czyjąś opinię („Hank, zniszczyłeś dla mnie poezję, bo po lekturze twoich wierszy nie jestem w stanie czytać innych”), czasem się obnaży („nie należę do myślicieli”). I tak w kółko. Aha. Powie jeszcze o sobie, że „nie ma żadnych wzniosłych myśli”, „nie rozmyśla na tematy filozoficzne”, „jest bardzo prostym facetem”.

Czy ta niewielka książka przybliża nas do Bukowskiego? Wątpię. To taki groch z kapustą, o rzeczach ważnych i takich, które nie mają żadnego znaczenia. Pewnie znajdzie sporą grupę czytelników, bo autor „Z szynką raz!” ma u nas wielbicieli każdego swego słowa, nawet tego, w którym jest pustka, pustka i jeszcze raz pustka. Szedł swoja drogą, był oddzielny, samoswój, długo, bardzo długo czekał na debiut. Trafił na swój czas. Bo czymże dzisiaj byłyby jego wulgaryzmy, czym pisanie o seksie? Przetarł szlaki innym, znalazł naśladowców i epigonów. Uciekał od ludzi. Był ekscentryczny, wydziwiał, awanturował się (pamiętne starcie na żywo w telewizji francuskiej), wdawał w bójki. Po pijanemu robił rzeczy złe. Ale został w literaturze i tego miejsca nikt mu nie odbierze. To pewne. Dalej się go dobrze czyta.

Wrócę do pierwszych zdań. Bukowski sobie „pograł” z dziennikarką. To  dopuszczalne. Każdy artysta ma do tego prawo. Ma prawo śmiać się w kułak. Kłopot w tym, że czasami dajemy się na to nabierać, ulegamy złudzeniom, przystajemy na majaki. A potem zostaje absmak.

 

Charles Bukowski – Śmieję się z Bogami. Rozmowy z Fernandą Pivano, przełożył Krzysztof Filip Rudolf, Wydawnictwo W podwórku, Gdańsk 2016, str. 168


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko