Piotr Wojciechowski – Nie wszystkie bitwy przegrane

0
243

Piotr Wojciechowski


NIE WSZYSTKIE BITWY PRZEGRANE


piotr-wojciechowski   Dzięki moim związkom rodzinnym  z Lublinem dotarł do mnie wiersz tamtejszego poety, Piotra Boronia, dedykowany nauczycielom w dniu ich niedawnego święta. Jako motto październikowego felietonu chcę zacytować pierwszą zwrotkę:

       Uczmy się czytać powoli,

       Dając słowom brzmienie dostojne,

       Niech słowo w nas wszystko ukoi,

       Dni bitew przegranych, dni znojne…

    Wielu z nas widzi mijający czas  jesieni jako czas przegranych bitew. I mnie się ten czas takim wydał, kiedy goląc się usłyszałem z radia, że trwają pracę nad ustawą o prawie wodnym. Ustawa, która ma dostosować Polskę do systemu Unii Europejskiej przewiduje powołanie spółki skarbu państwa „Polska Woda”, przewiduje nową rejestrację całej wody, nowe podatki od wody, a nawet podatek od deszczówki. 

   Wyobraziłem sobie zaraz uroczystość założenia licznika wody przy Wodogrzmotach Mickiewicza w tatrzańskiej Dolinie Roztoki.

Przemówienia, tańce góralskie, turniej poetów przekrzykujących huk siklawy, narodowa degustacja wody. Wyobraziłem to sobie, aby nie ulec smutkowi emanującemu z wiersza poety-nauczyciela. Bo wiem, że życie nauczyciela to dni znojne, dni bitew przegranych. Sam uczę, moi bracia uczą, wychowywały mnie ciocie nauczycielki, córka zarabia ucząc. Wiem, że mimo wszystko warto uczyć, bo są błyski światła warte cały świat. Teraz wielu nauczycieli czuje, że wszyscy są przeciw nim – rodzice, dyrekcje szkół, programy, reformy, ministerstwo. Tylko uczniowie, choćby i najbardziej wredni, są po naszej stronie. I oni  żyją najdłużej. Od nich mamy te światełka otuchy. 

   Myślę sobie o nauczycielach, których uczniowie zbiegli się ostatnio w Pałacu Kultury na kongres. Widziałem zdjęcia, stali tam na schodach z innej epoki zaopatrzeni w seryjnie wyprodukowane tablice z napisami NIE ODDAMY KULTURY. Myślę sobie, że nauczyciele mogą być dumni ze swoich uczniów  demonstrujących to, że kultura to rzecz, którą trzeba mieć, której warto bronić, której nie wolno oddać. Oczywiście na tym pluralistycznym kongresie nie było jednej odpowiedzi na pytanie – kto chce kulturę ludziom zabrać.

    Mnie na kongresie nie było, ale mam swoją odpowiedź. Kiedy patrzę w TV i widzę karierę Donalda Trumpa za oceanem, widzę do czego zdolni są ludzie, którym dano tyle tandetnej rozrywki, że sami oddali kulturę i nie widać nikogo, kto by ją od nich wziął.

   Już po zakończeniu tego sympatycznego kongresowego zgromadzenia, dotarłem do listu, jakim powitała obrady pani profesor Maria Janion, intelektualny przywódca lewicy obyczajowej, nauczycielka dla wielu tam obecnych. Oto obszerne fragmenta:   

„Dziś obserwujemy oczywisty, centralnie planowany zwrot ku kulturze upadłego, epigońskiego romantyzmu – kanon stereotypów bogoojczyźnianych i Smoleńsk jako nowy mesjanistyczny mit mają scalać i koić skrzywdzonych i poniżonych przez poprzednią władzę. Jakże niewydolny i szkodliwy jest dominujący w Polsce wzorzec martyrologiczny! Powiem wprost – mesjanizm, a już zwłaszcza państwowo-klerykalna jego wersja, jest przekleństwem, zgubą dla Polski. Szczerze nienawidzę naszego mesjanizmu.[…] Dwa obiegi kultury PRL i stanu wojennego dziś wzrastają w zgodzie z gombrowiczowską szyderczą symetrią: kultura państwowo-kościelna i – dodajmy – wojskowo-myśliwska czerpie z opozycyjnej piosneczki narodowej lat 80. Krytyczna, niejednorodna, otwarta – to ta, na rzecz której zgromadził się dzisiejszy kongres. Okrzyk „Tu jest Polska!” – przyznam, szczerze mi obrzydł.” Koniec cytatów.

    Tyle Janion. Całe jej przemówienie uświadomiło mi, że przeciwieństwem sensu nie jest absurd.

   Absurd jest wesoły, młody, dynamiczny, zadziorny, twórczy. Przeciwieństwem sensu jest zamęt.

   Wielką mam ochotę bronić romantyzmu przed panią profesor Janion, bo romantyzm trwa w nas  także bez pomocy kleru i urzędów państwowych. Może trzeba się zwrócić do Europy, żeby zezwoliła nam na ostrożne i ograniczone kultywowanie romantyzmu ze względu na położenie geopolityczne i historię ostatnich lat dwustu.

 

 Romantyzm jest nam do bezpieczeństwa bardziej potrzebny niż helikoptery – prawie wszystko, co wielkie, polskie i  światowe zarazem, to twórcza kontynuacja romantyzmu, ale chyba nie tego który taki dla zacnej profesor Janion wstrętny – wszystko, co wielkie, polskie i  światowe, reprezentowali najlepiej Andrzej Wajda i święty Jan Paweł II, dwaj synowie oficerów. Oni nie musieli wołać „Tu jest Polska”. Świat widział ich i Polskę w nich czytał.

    To, co zostało przez Marię Janion określone jako „szydercza symetria” może nie jest zupełnie symetryczne, ale jest faktem. Kultura „krytyczna, niejednorodna, otwarta” wprawdzie może być przeciwstawiona tej drugiej, ale to przeciwstawienie nie powinno być uznane za konfrontacyjne, choćby dlatego, że jedna z tych kultur przyznaje się do tego, że jest otwarta. Lepiej powiedzmy sobie, że razem te dwie wytyczają pewną przestrzeń spotkania, sporu, walki o rząd dusz.

  Gdy spojrzymy za ocean, gdy popatrzymy ku przyszłości, pojmiemy chyba, że obydwie kultury, i ta nazwana przez Janion „myśliwską”, i ta niszowa,  bliższa pani profesor, nie powinny się wykrwawiać w nierównej walce, ale na jakimś wspólnym szańcu bronić się   przed chłamem rynkowej rozrywki, przed teatrzykiem celebrytów, przed chamstwem i arogancją mediów sprytnie pozbywających się kultury.

    Kiedy pomyślę o tym wspólnym szańcu, zaraz widzę na nim poetę Piotra Boronia, który uczy polskiego i historii Polski w szkołach na Łotwie i w Estonii, widzę legion dobrych, zaharowanych nauczycieli.  To prawda, są ich, nasze, „dni bitew przegranych, dni znojne”. Nie wszystkie jednak bitwy przegrywamy.


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko