Wacław Holewiński
Wiedza przy wyborach jest ważna
Rzadko sięgam po ten typ książek, ale po znakomitym „POzamiatane” nie mogłem sobie odmówić przyjemności przeczytania kolejnej książki Piotra Goćka, w której tym razem autor „zabrał się” za rozebranie na części pierwsze ugrupowania Ryszarda Petru. I zrobił to równie wnikliwie, dociekliwie jak w przypadku książki o Platformie Obywatelskiej. Gociek „prześwietlił” Nowoczesną – jej lidera, struktury, ludzi, sposób finansowania. Nie jest to dla tej partii obraz dobry. Dlaczego? Z prostej przyczyny – w gruncie rzeczy nie ma tam ani nowicjuszy politycznych, ani programu, ani prób naprawienia Polski. Antysystemowość jest pozorna, ludzie z reguły przeszli długą drogę od Unii Wolności, Unii Demokratycznej, Platformy Obywatelskiej. A co jest? Niewątpliwie ambicje polityczne Petru. Jest też zupełna pustka ideologiczna, którą wypełnia lewicowa – bez wątpienia oparta na wzorach Palikota – sztampa pomieszana z liberalizmem. No i jest obrzucanie błotem PiS-u. Tyle zostało z zapowiedzi zmian gospodarczych, modernizacyjnych, pomocy przedsiębiorcom, wprowadzania młodych ludzi na rynek pracy.
Warto czytać takie książki bez względu na sympatie polityczne. Warto, bo „POgrobowcy” są znakomicie udokumentowani, tu nie ma albo-albo, żadnych niedopowiedzeń, rozważań i sympatii autora. Warto także dlatego aby budować naszą świadomość obywatelską.
_______________
Piotr Gociek – Pogrobowcy. Po co partii Petru Polska, Zysk i S-ka, Poznań 2016, str. 303.
Piotr Müldner-Nieckowski
Grzegorz Filip – Miłość pod koniec świata
Kto pamięta lekturę „Klimatów” André Maurois (1928, powojenny przekład Wacława Rogowicza 1957), książkę, którą jako podrostek czytałem z latarką pod poduszką, ten pewnie przez długie lata z niesmakiem odbierał niezliczone „romanse” współczesne, które były tylko po tej książce popłuczynami. Romans to był, tak, ale jaki! Głęboka analiza miłości i zazdrości, niezdolności do osiągania szczęścia w pożyciu z drugą osobą, ale w jakiś sposób optymistyczną, bo zmuszającą do zastanowienia się nad sobą. I to pytanie, które sobie zadawałem, kiedy dorosłem: może tobie się uda, tylko jak tego dokonać? Co robić, żeby być sobą i nie być świnią. Maurois miał na mnie wpływ, to pewne, ale nie tylko na mnie. Dlatego kiedy brałem do ręki dość pokaźną powieść Grzegorza Filipa i zobaczyłem na okładce napis „Romans, korupcja i cień przeszłości”, zapewne dodany przez wydawniczego marketingowca, miałem ochotę od razu ją odłożyć. Nie wierzyłem, że po „Klimatach” może się jeszcze zdarzyć w literaturze czysta i prawdziwa nowela o miłości, która wniesie coś nowego do tej najczęściej poruszanej tematyki. W dodatku na czwartej stronie okładki informacja o treści utworu zaczyna się od zdań „Anna przechodzi kryzys w małżeństwie. Bernard próbuje uciec od dawnego życia”. A więc wydawałoby się – banał do kwadratu.
Tymczasem nic podobnego, już początek tej prozy nastraja pozytywnie. Autor co prawda nie ułatwia nauki czytania jego narracji, stosuje długie, złożone frazy, i mimo całkiem oryginalnych, trafnych metafor, zmusza do zwolnienia tempa odbioru tekstu. Jednak powoli to się rozkręca i wciąga, tempo nie wzrasta, ale sprawy powoli się komplikują i odsłaniają fakty, emocje, reakcje, zależności i uzależnienia, często zaskakujące i zarazem prawdziwe, potwierdzalne w tym, co o relacjach między ludźmi wiemy. Pisarz stosuje środki, których w romansach spod znaku Harlequina nie ma, nie zajmuje się schematami rodem z serialu telewizyjnego, nieistotnymi szczegółami typu zachwycający gatunek wina i irytujący kolor firanki, ale tym co dla nas jest ważne, co się dzieje wokół nas, skąd pochodzimy, co poprzedzało naszą dorosłość, jaki jest ten świat i jak w nim dzieją się sprawy codzienne, te nadzwyczajne, które są zwykłe. Pod koniec świat gaśnie, ale nie bezrefleksyjnie. Polecam.
_______________
Grzegorz Filip, „Miłość pod koniec świata”, Chorzów 2011, Wydawnictwa Videograf SA. ISBN: 978-83-7835-458-1, oprawa miękka, format: 13,5 x 20,8 cm, s. 328.
Małgorzata Karolina Piekarska
Zamah, czyli meisterstück… i inne komiksy
Komiks to specyficzna książka. Są tacy, którzy odmawiają jej prawa do bycia literaturą. Choć przecież pewnego rodzaju odpowiednikiem komiksu jest twórczość duetu Marian Walentynowicz i Kornel Makuszyński, którzy stworzyli Koziołka Matołka, Fiki Miki i jeszcze kilka innych postaci literackich. Ale to deprecjonowanie komiksu wynika zapewne z tego, że istnieją komiksy tylko obrazkowe. Są na szczęście tacy, którzy uważają, że komiks to równocześnie uboższa siostra filmu i bogatsza siostra nieilustrowanej baśni. W Polsce w czasach PRL komiks najpierw uważano za imperialistyczny wymysł, gdyż był niezwykle popularny w tak potępianych przez władze Stanach Zjednoczonych. Potem zauważono jego propagandową siłę, przypominając sobie zapewne wydawane w dwudziestoleciu międzywojennym komiksy o wojnie polsko-bolszewickiej przemawiające swoją ilustrowaną treścią do tych, którzy nie potrafili czytać i pisać. Postanowiono więc wykorzystać go i… tak narodziła się jedna z popularniejszych serii o kapitanie Żbiku. Pomysł chwycił na tyle, że zdecydowano się wydawać całe pismo z komiksami zatytułowane „Relax”. Dziś komplet archiwalnych zeszytów potrafi kosztować na giełdzie pokaźną sumkę. (Bywa, że za jeden trzeba zapłacić ponad 500 złotych).
Do tego wszystkiego nawiązuje Tomasz Bereźnicki w książce „Zamah, czyli meisterstück i inne komiksy”.
Fragmentów komiksowych jest tu 10, ale zebranych w 6 rozdziałów. Zaczyna się od tytułowego zamahu, (tym razem przez „h”) inspirowanego kultowym już komiksem z Relaxu autorstwa Jana i Karola Saudków, w którym rysunek trzech naboi, jakie pozostały bohaterom, mocno działał na wyobraźnię czytelników. U Bereźnickiego, któremu scenariusz napisał Gabriel Maciejewski, jest trochę inaczej, bo autorzy potraktowali problem po prostu szerzej. Jest więc Hitler i jego reakcja, ale też mały wykład o tym, że okupacja niemiecka w Polsce nie była tak łagodna jak w Czechach.
W komiksach, a właściwie ich fragmentach widać, że Bereźnicki czerpie właściwie ze wszystkiego. Jest tu odwoływanie się do muzyki, gdyż mamy komiks o przygodach Jimmy’ego Page’a z Led Zeppelin. Jest i film, ponieważ spotykamy bohaterów obu części „Vabank” wyreżyserowanego przez Juliusza Machulskiego. U Bereźnickiego akcja dzieje się jednak w czasie wojny, a Kramer jest oczywiście… volksdeutschem.
Jest opowieść o tym, jak zrobić dobry polski film. Jak? Informują nas o tym amerykańscy aktorzy: George Clooney, Russel Crowe i Bruce Willis, który zresztą stoi dumnie na gruzach Warszawy, mając na głowie… beret z orłem, a na przedramieniu… powstańczą opaskę.
Jest komiks na podstawie jednego z napisanych do żony listów Wilhelma Hosenfelda, który ocalił życie Władysławowi Szpilmanowi.
Jest komiks czysto literacki, będący ilustracją ostatnich chwil życia Krzysztofa Kamila Baczyńskiego oraz jednego z jego wierszy.
Jest i niegdysiejsza „polityczna bieżączka” mocno już jednak dziś zdezaktualizowana, ale czerpiąca inspiracje z tego, co w komiksach PRL’owskich było najpopularniejszego, czyli z kapitana Żbika. To historia o tym, jak przyszedł Lew Rywin do Adama Michnika, czyli komiks „Przygody Adama M. na milicji”. Milicjantem jest oczywiście kapitan Żbik, ale na co dzień nosi maskę Daniela Craiga, który zdaniem Michnika… „nawet na Bonda nie wygląda”.
„Zamah, czyli meisterstück… i inne komiksy”, to nie tylko zbiór komiksów, o których autor sam pisze, że nie zostały dotąd opublikowane. To także historia jak do tego doszło, że takie perełki zostały w szufladzie. Obie warstwy książki są tu ważne. Zarówno wspomniane fragmenty często niedokończonych komiksów, jak i opowieści o kulisach pomysłu, zamówienia i… braku publikacji. To arcyciekawa podróż przez historię Polski, szczególnie z okresu II wojny Światowej, a także podróż przez historię wewnętrznej cenzury prasowej z lat 2005 – 2016.
Małgorzata Karolina Piekarska
Wydawnictwo: Klinika Języka
5/2016
Liczba stron: 72
Oprawa: twarda
Druk: kolor
ISBN-13: 9788364197239
Wydanie: I
Cena z okładki: 47 zł