Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyńskiego

0
521

Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyńskiego

 



„Lalka” na kozetce Olgi Tokarczuk

lalka i perla2Tak się złożyło, że fascynujący esej „Lalka” czyli rozpad świata” Ewy Paczoskiej, opublikowany po raz pierwszy w 1995 roku przeczytałem wiele lat później niż „Lalkę i perłę” Olgi Tokarczuk. Stąd powstało we mnie nietrafne wrażenie, że to od wydanego 15 lat temu eseju Olgi Tokarczuk o opus magnum Bolesława Prusa zaczął się wysyp poświęconych jej („Lalce”) analitycznych reinterpretacji. Na zaledwie 75 stronach swojej książeczki Tokarczuk nie zajęła się całym mikrokosmosem „Lalki”.Zajęła się przede wszystkim Wokulskim, Izabelą i Rzeckim. Tokarczuk przeczytała „Lalkę” w zupełnym wyabstrahowaniu powieści od jej kanonicznego ujęcia jako realistycznego (acz przez niektórych ten realizm jest kwestionowany) obrazu społeczeństwa polskiego  na początku ostatniego ćwierćwiecza XIX wieku, sporządzonego pars pro toto na przykładzie ówczesnej Warszawy („powieść warszawska”). Tokarczuk w nawias zatem wzięła całe tzw. realistyczne tworzywo „Lalki”, wszystkie jej warstwy i konteksty społeczne, ekonomiczne, polityczne, rodzajowe, typologiczne etc. Sięgnęła właściwie tylko po Wokulskiego i położyła go na kozetce psychoanalitycznej. Zobaczyła w nim ucieleśnienie człowieka epoki krzyżujących się nurtów przełomu duchowego i cywilizacyjnego, a w wewnętrznej przestrzeni Wokulskiego ujrzała mikrokosmos jego dążeń, aspiracji, marzeń, obsesji, celów i kompleksów. Zamiast szukać w „Lalce” czytelnego dla wszystkich największego wspólnego mianownika, zajęła się mianownikiem życia duchowego Wokulskiego, odczytując je przez liczne kategorie, takie jak choćby miłość, obcość, inicjacja, przemijanie, złudzenia i ich utratę, przez znaczenia symboliczne. Krótko mówiąc, zajęła się pisarka tym wszystkim, co odkryła pod zewnętrzną powłoką powieści, pod tym co znajdują w niej uczniowie liceum „przerabiający” „Lalkę” na lekcjach języka polskiego oraz dorośli konsumenci prostego mimetyzmu.

Dla Tokarczuk „Lalka” jest „historią inicjacji i przemiany, spełnienia się w sensie ludzkim i duchowym” i opowieścią o życiu jako „wewnętrznej podróży”. Jest, jakby na przekór zewnętrznej fakturze realistycznej, powieścią symboliczną, przy takim rozumieniu symbolu, w którym oznacza on nie umowny, wymyślony znak (jakim jest alegoria), lecz treść nieświadomości. Ową symboliczną warstwę egzystencji Wokulskiego objawia w odbiorze Tokarczuk rozdział o podróży Wokulskiego do Paryża. Tu właśnie, wyrwawszy się trywialnej warszawskiej codzienności dociera on do pełni świata symbolicznego, tu jego wyobraźnia doznaje niebywałego poszerzenia, tu docierają do niego dziwne Głosy wyłaniające się spoza prostej empirii. Paryski passus czyni z „Lalki” rzadki w dziejach gatunku powieści nominalnie realistycznej, werystycznej, przypadek nagłego, niespodziewanego przełamania jej konwencji przez tak jawnie zasygnalizowany, tak ostentacyjny składnik metafizyczny.

Zastanawiając się, w piątym jednak dopiero rozdziale, kim jest Wokulski, Tokarczuk znajduje dla niego literacki prototyp w figurze „gnostyckiego poszukiwacza Perły”, tej która figuruje obok Lalki w tytule eseju. Widzi  w nim spóźnionego mistyka, poszukiwacza transcendencji, którego czas urodzenia wrzucił pośród „ludzi wydrążonych” z tej potrzeby, bo poddanych presji scjentyzmu i racjonalizmu, ale poszukiwacza instynktownego, raczej przeczuwającego niż rozumiejącego. Dlatego, jak pisze Tokarczuk, „Lalka”, to historia „samopoznawania się”. I pokazuje Wokulskiego poprzez dwie główne opozycje: do Izabeli i do Rzeckiego. Relację pierwszą, Wokulski-Izabela definiuje Tokarczuk tak: „Człowiek, który stwarza siebie i człowiek stworzony. Proces i stan. Człowiek rzeczywisty i człowiek nierzeczywisty”. W opozycji do Rzeckiego Wokulski, to „schillerowski nowy człowiek”, człowiek wyobcowany ze świata i od samego siebie, egocentryczny, rozmijający się z historią, „uwikłany w siebie”,  a więc „współczesny”. Jakby „neurotyczna osobowość naszych czasów”, wprost wzięta z kart słynnej książki Karen Horney . Bo Rzecki to „schillerowski człowiek naiwny”, człowiek-kronika, człowiek-pamięć, człowiek przywiązany do czegoś, zakonserwowany, zastygły w jednej postaci, człowiek w historii, i to bardzo konkretnej, uwięziony niczym „owad w bursztynie”. Aż w czterech rozdziałach Tokarczuk uwypukla „kosmiczny” aspekt sensu „Lalki”. W Obcości, Próżności i Miłości widzi trzy siły grawitacyjne tego Kosmosu. Jednak jego nadrzędną formułę, najpełniej ten sens konstytuującą widzi w wielości światów. Tak jak u Gombrowiczowi tytułowy Kosmos udaje się pomieścić w maleńkiej, partykularnej i trywialnej przestrzeni fizycznej i międzyludzkiej, tak u Prusa Tokarczuk widzi Kosmos jako zbiorowisko niespójnych ze sobą światów, których jest tyle, ilu jest ludzi, ale ta gigantyczna liczba ulega nieustannemu dzieleniu, niczym arytmetyczna operacja dokonywana w nieskończoność. Obok znaku Perły, szczególną uwagę Tokarczuk przyciąga także postać Geista. O ile w Perle, wywiedzionej z apokryficznego „Hymnu o Perle” z I wieku naszej ery, opowiadającego o wyprawie królewicza, wysłanego przez królewskich rodziców do Egiptu po perłę strzeżoną przez smoka, widzi Tokarczuk „metaforę duszy”, o tyle Geist to „posłaniec przypominający Wokulskiemu o istnieniu wyższego celu”, „niosący wyzwanie „spoza”. A czym jest w tym ujęciu dusza? Naszą wewnętrzną istotą, „ja” duchowym, „wieczną jaźnią wolna od pożądań, które wciągają w kołowrót cierpienia i ucieczek przed cierpieniem”.

Ostatni akapit „Lalki i perły”, jej ostatnie pięć i pół wersa brzmią: „Lalka” opowiada historię człowieka, który spotyka się ze znakami. W ten sposób staje się historią inicjacji, historią zapomnienia i odnalezienia zapomnianego, wędrówką wśród złudzeń i iluzji, odkrywaniem własnej przynależności do świata i własnej w nim obcości”.

Nie dajmy się zwieść tej lakonicznej formule, temu quasi-resume, temu niby-podręcznikowemu streszczeniu. „Lalka” dalece i to bardzo dalece je przekracza. Z całym szacunkiem dla wielkiej tradycji literackiej, polskiej i obcej – ale niewiele tak głębokich powieści jest w kosmosie.

Olga Tokarczuk – „Lalka i perła”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2016, str. 86, ISBN 978-83-08-06092-6

 

Klasyka jako źródło wolności

Wydawnictwu MG należą się przede wszystkim, na wstępie, generalne i gorące wyrazy uznania za to, że w czasach pośpiesznych, niedbałych, doraźnych, nieprzychylnych wszelkiej „klasyczności”, wydaje wielką klasykę literacką. Ukazały się już edycje szeregu tomów wielkiej klasyki: „W poszukiwaniu straconego czasu” Marcela Prousta, „Czerwone i czarne”  i „Pustelni parmeńskiej” Stendhala, „Jądro ciemności” Josepha Conrada, Fiodora Dostojewskiego, „Zbrodnia i kara”, „Bracia Karamazow”, a ostatnio „Idiota”.

Wielki proustowski cykl o czasie i o przemijaniu postaci świata, obraz burzliwego przełomu epok i jednocześnie narodziny prozy psychologicznej spod pióra Stendhala, wielkie mistyczne i przewrotnie paradoksalne moralitety Dostojewskiego oraz wielki moralitet o wierności, obowiązku i poczuciu winy z powodu ich niedotrzymania, ale też egzystencjalny fenomen wielości spojrzeń na tę samą rzeczywistość w perspektywie Conrada – to wielkie kwestie, do których zawsze warto wracać, nawet jeśli tak wysokie diapazony nie dotykają naszej codzienności. Sens czytania wielkiej klasyki nigdy nie traci na ważności, nawet jeśli wydaje się nam, że problemy i pytania w nich stawiane mogą się wydawać anachroniczne i zaprzeszłe. Czytanie klasyki, to także poszerzanie psychicznych granic własnego istnienia. To nie tylko zanurzanie się w świecie, który  nie istnieje, ale który tak naprawdę nigdy nie istniał poza umysłem pisarza, choć przecież do pewnego stopnia kreacje pisarskie żywiły się społeczną i historyczną materią. Czytanie klasyki jest najbardziej bezinteresownym, a tym samym najszlachetniejszym aktem czytelnictwa, bo nie daje nam żadnego, najmniejszego nawet faktu z rzeczywistości bieżącej, nie wyposaża w żaden instrument radzenia sobie z nią. Nagrodą za tę bezinteresowność (o ile tak się można wyrazić) są owe bezcenne chwile wewnętrznej wolności i wyzwolenia się od dokuczliwej, na ogół, codzienności. Bez czytania klasyki nigdy tak naprawdę nie można stać się odbiorcą literatury w pełnym tego słowa znaczeniu, nawet jeśli obficie konsumuje się na bieżąco teraźniejszą produkcję wydawniczą na tematy współczesne. Bo tylko klasyka wyzwala nas, choćby na chwile, z doraźnej, ciasnej codzienności. Bo tylko zdolność do bezinteresownych aktów intelektualnych i estetycznych nadaje nam rys ludzi kultury w pełnym tego słowa znaczeniu. Ktoś, kto nie uznaje wartości pozbawionej jakiegokolwiek utylitarnej motywacji dla zagłębienia się w psyche Fabrycego del Dongo, Stawrogina, Jima, Kurtza czy narratora Marcela Prousta, w estetykę świata, w którym poruszają się te postacie, daje świadectwo dobrowolnego redukowania swojego „ja” i oddaje się bez reszty w pacht dookolnej trywialności.

idiota-mgFiodor Dostojewski – „Idiota”,

Wyd. MG,

Warszawa 2016,

przekład Helena Grotowska,

str. 649,

ISBN 978-83-7779-368-8


pustelniaparmenskaStendhal – „Pustelnia parmeńska”,

przekł. T. Boy-Żeleński,

wyd. MG,

Warszawa 2016,

str. 512,

ISBN 978-83-7779-338-1


lordJimJoseph Conrad – „Lord Jim”,

przekł. Emilia Węsławska,

wyd. MG,

Warszawa 2016,

str. 145,

ISBN 978-83-7779-342-8


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko