Andrzej Walter – Połączenie nie może być zrealizowane

0
132

Andrzej Walter

 

 

Połączenie nie może być zrealizowane

 

sinusoida   Współczesny świat, w sensie komunikacyjnym, poczynił ogromny postęp. Obdarował nas możliwościami, o jakich jeszcze pół wieku temu ludzie nawet nie śnili. Ten świat, świat niemal błyskawiczny, pozornie nas do siebie zbliżył. Zniwelował odległości i skrócił dystans. A jednocześnie – jak czytamy w wierszu Dominika Witosz – połączenie nie może być zrealizowane.

 

   Do kogo dzwonił poeta? Z kim chciał się połączyć? Dlaczego dzieli się z nami słowami, które przecież są … tylko „Sinusoidą uczuć”? Dominik Witosza deklaruje jasno i wyraźnie:

– Czekam na Twoją miłość.

 

   I czeka na nią w zimnym Londynie. W tym samym, lecz przecież w jakże innym świecie, w tunelu metra, w czeluści zagubienia, w innej, zdawałoby się, perspektywie i odmiennym wymiarze. Od kiedy jednak świat stał się globalną wioską, każde miejsce utraciło jakże wiele ze swego znaczenia, a każde uczucie zuniwersalizowało się po stokroć, aby nadal jednak pozostać czymś indywidualnym. Może nawet bardziej niż nam się wydaje. Miłość, bowiem, nie zna granic, globalnych unifikacji, komunikacyjnych deformacji i wszelkich odniesień. Miłość, od zarania dziejów, naznaczona jest tym samym lękiem, tym samym głodem i chyba paradoksalnie, coraz większą tęsknotą. Poprzez technologiczną doskonałość, poprzez rosnącą szybkość, poprzez coraz potężniejszy pęd ukradziono nam, bowiem, czas. Ograbiono nas z jego naturalnego dziania się, z jego jednostajności i z jego naturalnego biegu. Okradziono nas z możliwości delektowania się nim. Tę możliwość musimy sobie stworzyć sami. Na własną rękę i własny rachunek. To trudne, lecz wykonalne …

 

   Ależ oczywiście – jest to tylko i niezmiennie odwieczny bieg ku śmierci – tyle, że zarówno śmierć, jak i ciągły bieg, jak i czas, i zatrzymana w nim miłość – wszystko to, jakby poszarzało, skurczyło się, aby tętnić w nas głuchym echem stania się nic nie znaczącym trybem w maszynie.

 

Czekam na Twoją miłość. Ulicami płyną poplątane zdania, deszcz słów. Wszystko zlewa się w jedno.

 

   Kim jest, nasz tegoroczny Laureat Konkursu Literackiego imienia Jarosława Zielińskiego o Złotą Różę, Dominik Witosz? Czy istnieje jeszcze we współczesnej poezji polskiej takie pojęcie jak poeta emigracyjny? Czy coś takiego w ogóle jeszcze ma sens? Czy też, używając mocnego stwierdzenia Adama Zagajewskiego – my dziś jak jeden mąż – poeci i nie-poeci, jesteśmy jedynie obojętnymi na wydarzenia, miejsca i cały ten zgiełk, w którym wszystko nam się przydarza – beznamiętnymi turystami? To przecież bardzo ciężkie gatunkowo pytanie. Właściwie stwierdzenie. Albo diagnoza. Przerażająca w swej istocie. Ukłucie nieistotności miejsca, w najczulszy punkt naszej egzystencji – w naturalną i typową każdemu sinusoidę uczuć. Bo ciężko dziś zbudować coś stałego, coś trwałego, coś wiecznego. Wszystko jest dziś płynne, ruchome, ulotne jak piach przesypywany przez klepsydrę życia.

 

   Dominik Witosz też jest turystą. Jak Ty i ja. Też wierzy w słowa. Jak Ty i ja. Jest poetą, bywa poetą, próbuje metaforą obronić się na tym łez padole i obronić też resztki naszej godności, miłości, nadziei i dawno sprzedanych marzeń. Marzeń? Tak, marzeń. Tych marzeń najważniejszych, które są zdecydowanie najprostsze – są to, bowiem, marzenia o miłości. O jej pewności, jaskrawości, bezpieczeństwie i wciąż byciu jedyną odpowiedzią na wszystkie pytania tego świata.

 

   Tyle, że miłość w czasach zarazy, jest bardzo trudna. Jest narażona na wielkie próby, na wielkie wyzwania, na konfrontację ze zdeformowanymi prawdami, zasadami i wartościami. Miłość, być może paradoksalnie, wybiera emigrację. Tam spogląda na nas z dystansem …

 

   Wędruje, zatem, Dominik Witosz, poprzez londyński chłód, poprzez swoje pytania, lęki i dylematy, poprzez mur milczenia pomiędzy wierszami – jak my wszyscy. Do śmierci, do wieczności, do złudzeń i do emocji. Do odwiecznych analiz. Do słów, które poplątały się nam dziś same ze sobą, które przestały tworzyć myśl, choć myśl z nich właśnie się składa. Jest turystą uzależnionym, drżącym i zmęczonym. Stawia kroki ciche, subtelne i zgaszone, będące jednocześnie krokami – śladami, swojego życia, swoich tęsknot i swoich nadziei, które są na pewno krokami nas wszystkich potrzebujących terapeutycznie mieć sposobność powiedzenia słów – kocham Cię.

 

i może nas wskrzesi / anioł w srebrzystej zbroi / szepcząc nam w dusze / ożywcze słowa / może to życie / zupełnie od nowa / ułożą ludzie / ze słów anioła

 

podnieśmy dłonie / szepnijmy dwa słowa / albo nic nie mówmy / Bóg słucha

 

   Wpisuje się ta delikatna poezja Dominika Witosza w ów głęboki nurt współczesnej poezji „o samotności” w tak skonstruowanym świecie. Człowiek Witosza to kłębek uczuć postawiony wobec wieczności, a zarazem wobec brutalności tego świata. Ona – ta dojmująca okrutność – funkcjonuje jakby poza poezją. Nieokreślona, dzika, pazerna, a jednak wyczuwalna. Brutalność tego świata każe nam puścić z dymem teraźniejszość, stać się wobec niej obojętnym widzem, a potem czekać, tylko czekać. Czekać … na Twoją miłość.

 

   A przyszłość? Przyszłość może być tylko zasłoną dla Twoich oczu / drżeniem Twego głosu / w dłoniach ściśniętych pieszczotą… Przyszłość po prostu nie ma znaczenia. Ona nie istnieje dla poety. Gdyż na końcu zostaniemy rozliczeni właśnie z miłości oraz z tego, co oddaliśmy drugiemu człowiekowi za darmo.

 

   Sądzę, że tom Dominka Witosza „Sinusoida uczuć” znakomicie się wpisuje właśnie w to, w co wierzył, w swoim nazbyt krótkim życiu, Jarosław Zieliński, a co wyraził również świetnie w swoich wierszach. Czuję gdzieś pod skórą tę, jakże oryginalną w swym wyrazie, zbieżność poezji obydwu panów, ich jedność myśli, ich tożsamość uczuć. Sinusoidy uczuć. Droga poety, bowiem, w tym pokracznym świecie jest coraz trudniejsza. Jest po prostu pułapką. Pułapką uczuć właśnie, możliwości ich udźwignięcia, czy też sinusoidy podstępnej wrażliwości na przekór rzeczywistości, w której każdy może stworzyć sobie materialny, mentalny, albo nawet wirtualny – prywatny raj. Tyle, że będzie to już koślawy raj, bez Adama i bez Ewy, bez ośmieszonego węża, bez jabłka i bez Boga i całej tej bajki, przekształconej współcześnie w groteskę. My, poeci, oraz kilku porządnych ludzi na tym świecie chce jeszcze wierzyć w tę bajkę, dzięki której jeszcze jesteśmy i pozostaliśmy ludźmi.

I wierzę też w to, że nadal nimi pozostaniemy.

 

I w końcu …

 

   Słowa … podobno w nich kryje się prawda

 

Słowo / to przez nie wszystko się stało / i zamieszkało w nas / dobro … zło / prawda i fałsz

 

   Jest w tej poezji klucz do zrozumienia świata, klucz do odnalezienia człowieka, do uchwycenia sensu w potężnych oceanach bezsensu. I dlatego warto z tego klucza skorzystać. Dlatego warto wczytać się w Witosza i podążyć jedyną drogą z dróg możliwych – drogą ku wieczności. Ta droga może nie jest prosta. Może prowadzić pewną uwspółcześnioną wersją ścieżki Dantego: przez niebo, piekło, raj i czyściec. Doznać w jej trakcie możemy Warszawy, Krakowa, Londynu i Rio de Janeiro. Wedle przypadku. W domu i w pracy. Wszędzie.

 

   Bodaj najważniejszym jest fakt, ile na tej drodze rozpoznamy poezji i ile w niej odnajdziemy prawdy. Prawdy o człowieku. To chyba jedyna szansa na to, aby połączenie – zrealizowało się.

 

Andrzej Walter


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko