Andrzej Walter – Mistyfikacja

0
143

Andrzej  Walter

 

 

Mistyfikacja

 

 

w-gaszczu-luster   Jako pokolenie czasów zimnej wojny nie za bardzo wyobrażamy sobie możliwość wydarzenia się w naszym świecie wojny jak najbardziej gorącej, morderczej, realnej, prawdziwej, takiej jak ta, która rozpoczęła się 1 września 1939. Nasz los zakotwiczył się w przestrzeni pokoju, którego ceną były rakiety wymierzone w siebie nawzajem, zagmatwane rozgrywki szpiegów oraz swoisty język propagandowo-pojęciowy, który pozornie odszedł dziś do lamusa. Retoryka zimnowojenna domagała się poświęceń, domagała się wyrzeczeń, a ich cel był jasno sprecyzowany – unicestwić wroga. Wróg był czytelny i jasny. Był rozpoznany.

 

   Tyle, że to nieprawda. Albo pewna prawda połowiczna. Prawda usiłująca uchodzić za obiektywną ukryła się w gigantycznej partii szachów jaką rozgrywały ze sobą mocarstwa wraz z ich satelitami. Taką rzeczywistość bardzo ciekawie opisał Robert Littell – amerykański autor powieści szpiegowskich. „W gąszczu luster – Powieści o C.I.A.” wydanej w Polsce dekadę temu przez Oficynę Wydawniczą Noir Sur Blanc odnajdziemy trop, który naprowadzi nas ku nowemu spojrzeniu na lata 1945-1995, czyli na niekonwencjonalną odsłonę tych wyrafinowanych rozgrywek.

 

   Nie jest to książka banalna, jakich wiele, jakie zalegają półki księgarń i stanowią jedynie czytelniczą rozrywkę, pełną akcji, dialogów i powierzchownie zarysowanych wydarzeń. To raczej książka z dużymi ambicjami, książka próby odsłony przed nami atmosfery i wyzwań jakie towarzyszą tej fascynującej pracy – pracy w służbach specjalnych. Praca ta, jak również cały kontekst polityczny, czy też dogłębnie rozważana geneza chęci jej podjęcia przez człowieka jest opisana arcyciekawie i zajmująco. Na tyle, że fascynuje bardzo mocno. Któż z nas – chłopców z zabawkami – nie chciałby być, choć przez chwilę Jamesem Bondem. Tyle, że w książce Littella zetknie się z Bondem dość prawdziwym, z krwi i kości, a nie z jego komiksowym wymiarem. Nie padnie tu zdanie: nazywam się Bond, James Bond.

 

   Autor w pewnym sensie porusza się w duchu Dostojewskiego, jego „Zbrodni i kary”, przy czym w odróżnieniu od Johna Le Carre, który dogłębnie analizował psychikę agenta, skupia się na analizie psychiki rzeczywistości zastanej i stworzonej jako następstwo czasów, ludzi i wydarzeń. Takie spojrzenie pozwala mu stawiać bardzo nowatorskie pytania, o to „czy my naprawdę wygraliśmy?”, o ogrom szali poświęceń i ich skalę, o mentalności, ideologie i manipulację, czyli wszystko to, z czym mamy do czynienia w świecie obecnym – jakby stworzonym do tego, aby stał się zarzewiem kolejnej, jak najbardziej realnej, wielkiej wojny. Być może ona już się toczy, jakby inaczej, jakby wirtualnie, z zastosowaniem innych technik i narzędzi, choć jej przyczynowość i skutkowość musi doprowadzić do realnej przemocy i użycia prawdziwej broni – nazwanej konwencjonalną.

 

   Wracając do powieści – książka Roberta Littella zaskakuje przede wszystkim niespotykanym jak na powieść szpiegowską rozmachem i panoramicznym ujęciem tematu. Akcja rozgrywa się w latach 1950-1995 i ukazuje losy trzech pracowników Centralnej Agencji Wywiadowczej – kolegów “z jednego naboru”, absolwentów ekskluzywnych amerykańskich uczelni Harvarda i Yale, którzy z czasem stają się arcymistrzami szpiegowskiej gry. Ta gra toczy się na samym szczycie władzy, wewnątrz gabinetów, do których nigdy, przenigdy nie mielibyśmy wstępu, w przestrzeni zamkniętej, bezpośrednio połączonej już tylko z Prezydentem USA oraz I Sekretarzem KC KPZR… Wyrafinowanym rozgrywającym jest też szef kontrwywiadu – James Angleton, który z matematyczną precyzją wnika w ten niesamowity „świat luster”.

 

   Jak w kalejdoskopie zmieniają się miejsca i wydarzenia: podzielony Berlin 1950 roku, owładnięty powstaniem antykomunistycznym Budapeszt, Zatoka Świń w dniach kryzysu kubańskiego, Moskwa podczas zamachu stanu w sierpniu 1991 roku. Drobiazgowo przygotowane akcje CIA często nie odnoszą zamierzonych skutków, co prowadzi do nieuchronnego wniosku, że w Firmie działa “kret”. Może być nim każdy – nawet znany od lat, najserdeczniejszy przyjaciel. Tymczasem w Moskwie sowiecki agent o pseudonimie “Dziadek” obmyśla iście szatański plan rozbicia kapitalistycznej gospodarki. Czy zdąży wcielić go w życie?

 

   W odróżnieniu od klasyków literatury szpiegowskiej, Robert Littell nie ironizuje ani nie oddaje się drobiazgowym obserwacjom psychologicznym. Jego żywiołem jest akcja, od której ta obszerna powieść wręcz pęka w szwach, a przesłaniem – szacunek dla wysiłku ludzi, którzy w latach zimnej wojny poświęcili się walce z komunizmem. A to, że poruszali się “w gąszczu luster”, gdzie prawda często jest brana za pozór, pozór zaś za prawdę, tylko dodaje szczególnego smaku tej książce, często odwołującej się do Alicji w Krainie Czarów. Akcja ta ma jednak inny wymiar – nie koncentruje się na tanim efekciarstwie, nie pokazuje świata komiksowego rodem z Jamesa Bonda, nie towarzyszy jej feeria eksplozji, pościgów i śmierci. Akcja ma charakter napięcia, natłoku analizowanych poszlak i informacji, zagęszczenia świata szachów – rozgrywki królów.

 

   Pojąć i zrozumieć mechanizm i procesy – oto cel tej rozgrywki, oto rzeczywistość, której prawa i reguły gry są niezmienne od zarania dziejów i rodzą ważne pytania o przyszłość, o każdy kolejny krok, o dążenie do umiejętności opisania świata i jego drugiego dna. Czy naprawdę wygraliśmy?

 

   Można tutaj pokusić się o dygresję literacką. Przecież syn Roberta Littela – Jonathan Littell napisał w 2006 roku wstrząsającą powieść „Łaskawe” opisującą historię nazisty Maximiliana Aue – doktora prawa konstytucyjnego, postać fikcyjną, syna Niemca i Francuzki, który jest uosobieniem banalności Zła. Ten badacz skuteczności fabryk śmierci, po wykonaniu swej „powinności” ucieka i ukrywa się jako dyrektor francuskiego zakładu produkującego koronki. Koronkowość jego życia prowadzi nas w kafkowski świat wymiaru wojny. Granice zostają przekroczone. Zło absolutne jest skutkiem złamanie wszystkich tabu, wyzwolenia społeczeństwa ze wszystkich norm, nakazów i zakazów – czyż nie widać tu wyraźnie podobieństw do czasów obecnych? …

 

   Bohaterowie Littellów są podobni. Oczywiście z całą powagą rozgraniczenia, że czym innym było wyrafinowane współuczestnictwo w zbrodniach nazizmu, a czym innym rozgrywki zimnowojenne. Jednak to podobieństwo świadectwa, wewnętrznej symbiozy z organizmem, matematycznej precyzji w planowaniu dynamiki wydarzeń ma jakby wymiar egzystencjalny, wymiar prostej czynności rodzącej przerażające skutki. Tylko tym tropem możemy osiągnąć złowrogość pojmowania każdego sytemu. We wniknięciu w jego systemowość. Cena, jaką się za to płaci jest wysoka. I zawsze na koniec wciąż powraca pytanie – czy wgraliśmy?

 

   Mechanizm zimnej wojny nie uległ rozpadowi. Nic w przyrodzie nie ginie. Całokształt pozostawił po sobie armię ludzi. Ci ludzie wciąż żyją, wielu nadal pracuje, kreując nową rzeczywistość, nowy świat, nowy gąszcz luster. Ten gąszcz obecnie przepoczwarzył się w swoistą interaktywność. To gra, która przemieniła się w finansowy zawrót głowy, w dynamiczne przyśpieszenie kapitalizmu i ekonomii. To gra, która przenika wszystko – kulturę, literaturę, style życia, świat wartości, modele spędzania wolnego czasu, a nawet każdy element naszego istnienia.

 

   Zwycięzcą w tej grze jest bowiem prawo i ekonomia – nowe bożki świata. Nowoczesność zaiste, wyraża się łamaniem tabu, przekraczaniem granic, wszelkim wyzwalaniem ludzkości z transcendencji z namaszczeniem nowych norm dla trybiku w maszynie – jakim staje się współczesny człowiek. Nasza wygrana w zimnej wojnie zahibernowała nas w dwuznaczności tego zwycięstwa. Wyzwoliła siły zimnej kalkulacji, która może znów doprowadzić do buntu mas, kolejnych rewolucji i powrotu do mowy przemocy, w wielu możliwych aspektach.

 

   Zostawmy banalność zła Jonathana Littella czy jej autorki – Hanny Arendt. Została już dobrze opisana, zanalizowana i przedstawiona. Znamy ją. Spróbujmy przyjrzeć się tej metaforze szpiegowskiej gry, która wyznacza dziś z nową siłą oblicza kształtowania się świata i rzeczywistości. Ta gra jest prowadzona dziś na niespotykaną dotąd skalę związków kapitału, medialnych akrobacji, perfekcji propagandy, zacierania źródeł informacji i siły przekonywania Kowalskiego z Nowakiem o prostocie tego jakże skomplikowanego świata. Prawdy stały towarem na rynku informacji. Da się je zmierzyć i wycenić. Straciły smak duchowy, a nasączono je perfekcyjną zależnością skutku od przyczyny, aż po łatwość manipulacji obydwu, aż po prostotę z jaką można osiągnąć każdy społecznie pożądany cel za pomocą skorelowanych działań informacyjnych. To dziś już klasyka gatunku. Dr Goebels oraz amerykańscy twórcy marketingu znowu wygrali. Tylko czy naprawdę? Czy tak do końca? Czy da się wygrać z Naturą? Jakkolwiek byśmy ją rozumieli …

 

    A teraz kilka faktów … zza płotu. (tylko, mało społecznie znanych)

 

(rzecz jasna powołuję się na doniesienia dziennikarskie – nie mogę ręczyć osobiście za prawdziwość tych informacji, mogę jedynie kierować się logiką ich oceny, ich prawdopodobieństwem – w takim świecie żyjemy, że każda z dziennikarskich informacji może być zmanipulowana)

 

   Około 7 milinów złotych – tyle według Instytutu Monitorowania Mediów warta była reklama, jaką zafundowała Biedronce premier Ewa Kopacz w telewizji publicznej mówiąc: „warzywa z Biedronki są super”, natomiast MSZ postanowił wręczyć dyrektorowi organizacyjnemu JM (portugalski właściciel sieci) – Pedro Pereirze Krzyż Kawalerski Orderu Zasługi RP. „Za wkład w rozwój gospodarczy Polski, tworzenie miejsc pracy, zaangażowanie firmy w działalność społeczną i charytatywną oraz znaczący wkład w rozwój stosunków handlowych pomiędzy Polską a Portugalią” – tak brzmi uzasadnienie MSZ. Wydaje mi się, że nie trzeba tego komentować.

 

   Idźmy dalej tropem tej jednej sprawy.

 

Wniosek w sprawie tego wyróżnienia zaakceptował jeszcze Radosław Sikorski. (…) W radzie dyrektorów JM zasiada Francisco Seixtas da Costa z Uniwesytetu Nova w Lizbonie. Dokładnie ta sama uczelnia w marcu 2015 nadała doktorat honoris causa … Radosławowi Sikorskiemu, za „wkład w proces transformacji ustrojowej w Polsce oraz pracę na rzecz integracji Polski z NATO i UE”. (…) Wypatrzono też w radzie dyrektorów JM inną ciekawą postać – Andrzej Szlęzaka. Jest on bowiem jednocześnie przewodniczącym rady nadzorczej spółki Agora wydającej Gazetę Wyborczą (…)

 

   Takich spraw, powiązań, kulis jest w Polsce dużo więcej. Odsyłam do całości materiału o marketach opublikowanych w Gazecie Polskiej nr 31 (1147) z 5 sierpnia 2015 – artykuły: Jak niemieckie dyskonty „zwalczały” polską biedę ; Gorzki smak nakrapianego biznesu oraz Biedronka Obywatelska.

 

   Nie chcę wnikać w te fakty. Nie wiem nawet czy to są – fakty, lecz jeśli tak, jeśli są te doniesienia faktami, to mamy prawo przynajmniej się zastanawiać: jak to jest? Czy pod zdaniami pełnymi frazesów, albo co najmniej nieprzemyślanie użytych wypowiedzi (ja ta, Pani Premier) nie ma jakiejś drugiej, innej rzeczywistości? Sieci nieformalnych powiązań, kontaktów, spotkań, gratyfikacji (nawet niematerialnych) … a już wręcz przeraża mnie możliwość sformułowania o jakichś możliwych korzyściach wymiernych … Ta dygresja jest bolesna. Tak jak bolesna jest nasza rzeczywistość „post-zimnowojenna” naznaczona niejasnościami, układami, wątpliwościami – słowem całym wachlarzem informacji społecznie niejawnych, które takimi zostały bądź przez dziennikarskie zaniechanie, bądź przez dziennikarską niesolidność, nieuczciwość, koniunkturalizm … Tak. Czwarta władza jest, była i będzie strażnikiem demokracji. Tylko czy w Polsce, to co obserwujemy, możemy nazwać demokracją? Czy może jest to demokracja dla uprzywilejowanych?

 

   Koniec dygresji. Powie ktoś – a jaki to ma związek z zimną wojną, książkami Littellów, CIA czy grą mocarstw? Ano taki, że sumy takich zakulisowych spraw tworzą państwo, a państwa stanowią jak wiemy kraje, w których żyjemy, stanowią miejsce, w których budzimy się, dostosowywujemy się do norm prawnych, przestrzegamy przepisów, jemy, ubieramy się, planujemy przyszłość. Jeżeli ktoś tę przestrzeń zagarnia i organizuje na swój sposób – to ma to pośrednio wpływ na wszystko. Na poziom naszych dochodów, na zdrowie (jakość tej „żywności”), na samopoczucie, na możliwości pracy i normalnego funkcjonowania w czasach pokoju. To jest wszystko nasze zorganizowane otoczenie, w którym egzystujemy. I dla spojrzenia z lotu ptaka – 90 procent handlu niemieckiego jest w rękach niemieckich, a dziesięć procent w zagranicznych – u nas, odwrotnie. Tak się właśnie wyzwala nas z biedy. Z biedy – dodajmy – w którą wtłoczyła nas zimna wojna, a w zasadzie strona, po której się (nie do końca z własnej winy) znaleźliśmy.

 

   I tak oto zazębiają się zręby wielkiej polityki, rozgrywki mocarstw z życiem Kowalskiego i Nowaka w Polsce, Rosji, na Ukrainie czy w Anglii. Sprawy te przenikają się wzajemnie, interferują, wpływają na nasze wybory, decyzje, światopogląd. Im więcej informacji, tym bardziej w sposób pełny można stawiać tezy, wyciągać wnioski – zbliżać się do prawd, receptur czy rozwiązań. Szkopuł w tym, że coraz ciężej dotrzeć do informacji obiektywnej, niezależnej i nie skażonej siłą manipulacji. Jesteśmy jak dzieci we mgle. Czy tego chcemy, czy nie.

 

   Zimna wojna przepoczwarzyła się w triumf kapitalizmu. Tyle, że jest on bardzo różny, w zależności od położenia. Kapitalizm Rosji polega na eksporcie surowców. Kapitalizm Chin polega na eksporcie wszystkiego, a kapitalizm Zachodu polega na rozdymaniu bańki finansowej oraz skomplikowanych mechanizmów z tym związanych. (oraz na eksporcie idei zdławienia chrześcijaństwa wraz z ogromną spolegliwością, strachem? dla islamu). Kapitalizm rodzimy – made In Poland – to jak już wiele razy wspominałem, kapitalizm lekko kolonialny. Choć jest jeszcze szansa wygrzebania się z tego stanu rzeczy. Jak? No, nie będzie to proste.

 

   W gąszczu luster niczego nie widać wyraźnie. Prawda często jest brana za pozór, pozór zaś za prawdę. Na podstawie książki Roberta Littela nakręcono w 2007 roku znakomity mini serial „The Company – Firma C.I.A.” Film jest bardzo ciekawy. Świetnie zagrany i wyreżyserowany. Jako adaptacja oddaje ducha zawartego na stronach książki. Prowokuje do nowatorskich konkluzji. Oglądamy szpiegów, którzy doskonale wiedzą jak jest stawka w tej grze. Jednak wiedzą też, że są tylko ludźmi, że znają się wzajemnie na wylot, że funkcjonują w podobnej rzeczywistości. Trzech przyjaciół z renomowanej uczelni – członków jednej osady wioślarskiej, trzech wyjątkowo inteligentnych młodych ludzi rozdziela trudna rozgrywka na szczytach władzy, po różnych stronach barykady, z różnymi odcieniami zdrady, zbrodni i kary … Widzimy teorię, że historia rodzi się „w pokoju dziecięcym”, że po bitwach i przeżyciach, kiedy opada kurz, stajemy sam na sam z samotnością, podsumowaniem oraz pytaniem – czy wygraliśmy? Widzimy, że główny zdrajca, nie zdradzał „dla korzyści”, lecz dla idei, że uwikłany w sieć następstw swoich losów, doznań i traum i ponosił za każdym razem konsekwencje swojej każdej decyzji. Patrzymy na mechanizm niebanalny. Na mechanizm kierujący się w tym samym stopniu – zarówno matematyczną precyzją jak i szaleństwem. Widzimy nawarstwienie się celowych działań z przypadkiem, który być może nie był przypadkiem, albo jak w przypadku Gorbaczowa – był może nieumiejętnością zapanowania nad zaskakującym bankructwem Imperium. Imperium na glinianych nogach, ale mocno uformowanym wielością swoich ofiar. Pokazany jest Mossad, który zawsze wie wszystko, problemem jest jedynie cena, za którą udzieli tych informacji. Nie wierzycie? To wszystko przecież wydarzyło się na naszych oczach. Tylko byliśmy ślepi. Porażeni jaskrawością ideologii. Każdej. Również tej dzisiejszej.

 

   Gąszcz luster wydaje się być rzeczywistością ponadczasową, ponad narodową, ponad możliwością wyplątania się z niej. I plącze mi się w głowie owa zasada, którą przywołał w swoim ostatnim szkicu Darek Pawlicki, a którą zaczerpnął od angielskiego poety romantycznego Johna Keats’a, a nazwano ją Zasadą Negatywności (ang. negative capability). A chodziło o „zdolność wytrwania w niepewności, wątpieniu, tajemnicy, bez irytującego ustanawiania faktów i przyczyn…”. Tylko jak w dzisiejszym świecie żyć, i jak przeżyć, bez tego irytującego ustanawiania? Przecież rzeczy, na które nie ma wyjaśnień metodą naukową – nie istnieją.

 

   Czy jesteśmy w stanie – bez tych nieistniejących Spraw … cokolwiek jeszcze wygrać?

 

Andrzej Walter

   

   

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko