Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyńskiego

0
205

Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyńskiego


 

 

Wspominam Ja – Cek Fedorowicz

bedac-kolegaOwo rozdzielenie sylab w imieniu Jacek to nie chochlik drukarski, ale nawiązanie do okrzyku, jakim na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych Jacek Fedorowicz witał się z widzami telewizyjnych programów „Kariera”, „Runda”, „Małżeństwo doskonałe”: „Witam państwa Ja, Cek Fedorowicz!!!”. W komedii „Motodrama” Andrzeja Konica (1971) mówi do rozmówcy: „Ja nie Jajacek, ja Jacek”

Kilka lat temu Jacek Fedorowicz, wszechstronnie utalentowany artysta, bo i plastyk (malarz, rysownik) i satyryk, i felietonista, i aktor, i reżyser, i scenarzysta (m.in. „Kochajmy Syrenki”), i telewizyjny showmen i człowiek radia opublikował wspomnienia ze swojego bogatego życia zatytułowane „Ja jako wykopalisko”. Z przyjemnością rekomendowałem je na tych łamach, bo czego jak czego, ale daru dowcipnego, barwnego, soczystego obrazowego opowiadania na pewno Fedorowiczowi odmówić nie można. Po latach autor skonstatował wszakże, że w poprzedniej książce nie wyczerpał mnóstwa wątków, tematów, epizodów i personaliów, w tym między innymi radiowego nurtu swojej kariery zawodowej (na tym gruncie stworzył w latach siedemdziesiątych, w Trójce, m.in. niezapomnianą postać groteskowo antypatycznego Kolegi Kierownika w audycji satyrycznej „60 minut na godzinę”), więc napisał rzecz kolejną, o podobnej objętości i atrakcyjności. Aczkolwiek może aż za dużo jest materiału dotyczącego bezpośrednio kuchni radiowej, kosztem „zwyczajnych wspominków”. Zna się na tym Fedorowicz wybornie (fachura pierwszej klasy), ale aż tak dalece posunięta drobiazgowość, jak szczegółowe opisy używania magnetofonów stosowanych w radiu niekoniecznie musi być atrakcyjna dla „nieradiowego” czytelnika. Trochę to przypomina fanatycznego wielbiciela jakiejś niszowej dziedziny wiedzy czy kolekcjonerstwa, którą dzieli się on obowiązkowo z każdym, kogo napotka na drodze, ale na pewno jest sympatyczne, choć w zamian za to wolałbym więcej jeszcze pysznych anegdot i personaliów. Wzbogacił za to Fedorowicz swoje wspominki rodzinne o czasach gdyńskich przedwojennych i o swojej młodości gdyńskiej powojennej. Potem napisał o latach warszawskich rozpoczętych w 1960 roku. Barwnie portretuje znane sobie świetnie postacie z tamtych lat (Stanisław Dejczer, Eryk Lipiński, Bogumił Kobiela, Bogdan Łazuka, Bob Lewandowski, Marcin Wolski, Leszek Niedzielski, Jan Kaczmarek i inni) czy mechanizmy PRL-owskiego życia. Te ostatnie portretuje z inteligentnym humorem i satyrycznie-krytycznie, acz z mądrą wyrozumiałością dla ludzi, którzy stawali wobec uwarunkowań tamtego życia oraz z autoironią i kpinkami z samego siebie. Nie bez trafnego przy tym zauważenia, że i dzisiejsza Polska daleka jest od ideału. Mnie pyszna lektura „Będąc kolegą kierownikiem” przypadła na okres ostatnich, tęgich upałów. I ożywczy śmiech działał na mnie jak schłodzona woda mineralna. Orzeźwiająca, bo gazowana.

Jacek Fedorowicz – „Będąc kolegą kierownikiem”, Wyd. Świat Książki, Warszawa 2015, str. 316, ISBN 978-838031-179-4, Nr 90096108

 

O najważniejszej (?) ze sztuk

sztuka-powiesciGdyby zamiast całości jaką jest zbiór zatytułowany „Sztuka powieści” opublikowano tylko pierwszy z niej esej, „Wzgardzone dziedzictwo Cervantesa”, już byłaby to obfita uczta duchowa. Jawi się w nim (rok 1986) Kundera jako wielki orędownik i obrońca powieści, której wielkiego prapoczątku upatruje w „Don Kichocie”. Jej autora uważa za Ojca Czasów Nowożytnych. Broni jej przed objawionymi w XX wieku tendencjami likwidacyjnymi. Broni jej jako nosicielki „ducha złożoności i wieloznaczności”, broni podtrzymywanego przez powieść „ducha ciągłości”. Broni namiętnie i bezkompromisowo, z intelektualną ostrością skalpela. Stawia ją na pierwszym planie sztuki jako świadectwa ludzkiej egzystencji. Inaczej niż Lenin, który za „najważniejszą ze sztuk” uważał kino.

Milan Kundera należy do tych wielkich powieściopisarzy, którzy poza tym, że tworzą (tworzyli) prozę powieściową, mają poza tym kompetencje i potrzebę analizowania fenomenu, jakim powieść jest właśnie. Jest ona chyba tym z trzech głównych gatunków sztuki pióra (obok  poezji i dramatu), który najwięcej czytelników przyjmuje niejako bezwiednie, jako naturalną formę opowieści, bez zastanawiania się nad jej formą, źródłami, kontekstami i konotacjami. Istnieje co prawda taka gałąź literaturoznawstwa jak teoria powieści, ale to domena bardzo wąskiej grupy naukowców, krytyków, eseistów i koneserów. Lud czytelniczy nie zastanawia się nad formą, kompozycją i morfologią powieści.

 Kundera jednak za teoretyka powieści się nie uważa, a uwagi o niej traktuje jako efekt przemyśleń praktyka. To, co we wzmiankowanym wyżej eseju „Wzgardzone dziedzictwo Cervantesa” oświetla Kundera niejako w jednym ostrym myślowym błysku, tak ostrym, że można mu przypisać atrybuty eseju-manifestu – w rozmowie z Christianem Salmonem („Rozmowa o sztuce powieści”) poddaje gruntowniejszej egzegezie, odnosząc się zarówno do swojej własnej prozy, jak i do grona wielkich towarzyszy z gildii powieściopisarzy (m.in. Diderot, Kafka, Thomas Mann, Joyce, Gombrowicz). Z tym samym rozmówcą snuje frapujące dla miłośników alchemii słowa literackiego rozważania o kompozycji powieściowej. Frapujące także dlatego, że okazuje się, iż Kundera traktował kompozycję swoich powieści z precyzją matematyka i kompozytora, twórcy partytur. Nic nie jest w jego prozie przypadkowe, każde zdanie, każdy passus, każdy wątek ma swoje precyzyjnie zaplanowane miejsce. Jego powieści to właściwie – by tak rzecz – precyzyjne kompozycje matematyczne. Poza tym znajdziemy  w tym zbiorze esej o prozie Hermana Brocha i skargę na Francuzów, że po macoszemu wzgardliwie lekceważą największą swoją powieść, „Kubusia Fatalistę” Diderota, bo nie chcą jako naród wrócić do tego co w nich najcenniejsze.

Zbiór kończy Kundery „Przemówienie jerozolimskie. Powieść a Europa”, z którego ostatni akapit aż prosi się o zacytowanie, tak jest wymowny: „Albowiem w chwili, kiedy kultura europejska wydaje się mi się zagrożona,  zagrożona od wewnątrz i od zewnątrz w tym, co w niej najcenniejsze – w swym szacunku dla jednostki i dla oryginalnej myśli, w respekcie dla niewzruszonego prawa do życia prywatnego, widzę, że cenna istota europejskiego ducha spoczywa niczym w srebrnej szkatułce, w historii powieści, w mądrości powieści. (…) Lecz czas, bym kończył. Omal nie zapomniałem, że Bóg śmieje się, patrząc jak myślę”.

Milan Kundera – „Sztuka powieści. Esej”, Grupa Wydawnicza Foksal (WAB), Warszawa 2015, przekł. Marek Bieńczyk str. 190, ISBN 978-83280-1579-1


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko