Wacław Holewiński – Mebluję głowę książkami

0
171

Wacław Holewiński



Mebluję głowę książkami


mebluje-glowe



Skok w przestrzeń

 

kobroPatrzę na jej zdjęcie z roku 1938 (lub 1939). Ma prawie czterdziestkę, ale wygląda na więcej. Jakieś dziwne pluszowe palto, kapelusz w kształcie czepka, sukienka w kratę, grube pończochy, rękawiczki, zniszczone buty. Jest brzydka, takie mam wrażenie. Zapewne niewielu mężczyzn zatrzymywało na niej oko.

Co o niej wiemy? Niezbyt wiele. Kilka dni temu byłem w warszawskim Muzeum Narodowym na wystawie zatytułowanej „Papież awangardy. Tadeusz Peiper w Hiszpanii, Polsce, Europie”. Wśród zgromadzonych tam obrazów i pism jedna niepozorna rzeźba. A w zasadzie rekonstrukcja rzeźby Katarzyny Kobro. Cały jej zachowany dorobek to „rzeźba abstrakcyjna, siedem gipsowych aktów, cztery rzeźby przestrzenne i dziewięć kompozycji przestrzennych, sześć zrekonstruowanych prac (konstrukcje wiszące, rzeźby abstrakcyjne, rzeźba przestrzenna, kompozycja przestrzenna), jeden obraz namalowany na szkle i dwa pejzaże morskie, a z rzeczy mniej ważnych, mających znaczenie bardziej sentymentalne niż artystyczne – kilka pejzażyków narysowanych kolorowymi kredkami i portret córki naszkicowany ołówkiem”. Wszystko.

Katarzyna Kobro, a raczej Katia von Kobro. Żyła krótko, ledwie pięćdziesiąt trzy lata (1898-1951), zostawiła niewiele, a co więcej, każdy kto będzie o niej mówił, zamiast Kobro powie Kobro i Strzemiński, a jeszcze częściej Strzemiński i Kobro. Żyła w cieniu męża? A mogła nie żyć w jego cieniu?

Poznali się w szpitalu wojskowym. On ciężko ranny oficer z amputowana nogą i ręką, ona osiemnastoletnia pielęgniarka. W gruncie rzeczy to ona jego, a nie on ją, ukierunkowuje na sztukę. Ale szybko role się odwracają. Jest utalentowany, ale przede wszystkim inaczej rozumie sztukę od współczesnych. No, może nie od wszystkich. Bo przecież rozumie ją jak twórca suprematyzmu, Kazimierz Malewicz. Sztuka, sztuka, sztuka. Mimo kalectwa, Strzemiński jest sprawny, niezwykle sprawny. Rzucają się w wir rewolucji, ale szybko dostrzegają, ze zamiast sztuki znajdują tam nakaz, albo – jeszcze częściej – zakaz.

Uciekają do Polski i… I klepią biedę. Uczą na prowincji i wciąż walczą o swoją wizję sztuki. Łączą się w grupy Blok”, „Praesens” i „a.r.z takimi jak oni zapaleńcami, nowatorami, prekursorami. Strzemiński buduje swoje awangardowe teorie, a Kobro awangardowe rzeźby, tworzy swoje konstrukcje. Mają swój – co tu kryć – niewielki krąg zwolenników, a jeszcze więcej przeciwników. Kobro prycha z niechęcią na utrwaloną w bryle rzeźbę. Dla niej ważna jest przestrzeń, przestrzeń zobiektywizowana analizą i doświadczeniem. W 1929 roku pisze: „Rzeźba zwraca się do wszystkich ludzi i przemawia w sposób jednakowy. Jej mową jest forma i przestrzeń. Stąd wynika obiektywizm najekonomiczniejszego wyrazu formy. Nie ma kilku rozwiązań; jest jedno – najkrótsze i najwłaściwsze.” Ale wciąż to nie ona jest w tym małżeństwie na świeczniku. To Strzemiński tworzy w Łodzi kolekcję malarstwa awangardowego. Zdobywa eksponaty, walczy o nie, namawia do darowizn. Dostaje też nagrodę za wybitne osiągnięcia w dziedzinie sztuki. Tak, Kobro zauważają, ale czy rozumieją?

Rodzi się Nika, ich jedyne dziecko. Przez pierwsze lata ciężko choruje. Najpewniej zatruta już w brzuchu matki nikotyną. Bo oboje palą – zawsze i wszędzie. Nie walczą z nałogiem.

Wojna to zły czas dla małżeństwa Strzemińskich. Najpierw ucieczka z Łodzi do Wilejki, a potem, dzięki niemieckiemu pochodzeniu Kobro, powrót do niemieckiej już Łodzi, więc raczej do Litzmannstadt. Czy to właśnie wtedy rodzi się najpierw niechęć, a potem nienawiść między nimi? Czy przyczyną jest przyjęcie „rosyjskiej grupy narodowościowej” przez Kobro i wciągnięcie nań także Strzemińskiego? Tak czy siak, to dzięki niej, jej odwadze i determinacji, uratowano dorobek Strzemińskiego z zajętego przez niemieckich przesiedleńców ich przedwojennego mieszkania. Jej rzeźby były już na śmietniku. A te drewniane poszły do kuchni aby ugotować strawę dla Niki.

Przeżyli. A w powojennej Polsce trzeba się było rozliczyć z tym wpisem na obcą grupę narodowościową. Proces rehabilitacyjny Strzemińskiego i wyrok w 1949 roku na Kobro. Szczęśliwie później zmieniony. Uniewinnienie. Ale też nienawiść, która rosła i rosła – do wymiarów niepojętych. Kaleki Strzemiński umiejętnie operuje szczudłem i pogrzebaczem. Kobro w sinych pręgach. Na oczach dziecka. Rozwód. Donosy na „hitlerówkę”, próba sądowego odebrania jej dziecka. Nędza. To nie skromne życie, a nędza, szycie zabawek ze skrawków materiału. Strzemiński, profesor w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych nie dopuszcza do angażu byłej żony. Sam zresztą szybko ląduje na bruku. Ludowa ojczyzna batem wprowadza nowe porządki. Socrealizm. A ona marnieje. Ma raka. Jeszcze próbuje walczyć, ale ból i morfina zmieniają ją nie do poznania. Umiera. Żegna ją ledwie kilka osób. Półtora roku później nie ma też już Strzemińskiego

Andrzej Wajda chciał nakręcić o niej film, Maciej Wojtyszko zrealizował spektakl teatralny. Kurtyna. Cisza. Była wielką artystką? Zrewolucjonizowała rzeźbę? Jest mitem tworzonym także przez córkę? Żyła w cieniu? Kochała? Zrekonstruowana rzeźba na wystawie.

 

Małgorzata Czyńska – Kobro. Skok w przestrzeń, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2015, str. 264.

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko