Władysław Panasiuk – List z Chicago

0
201

 Władysław Panasiuk – List z Chicago

 


Aby literatura nie zrównała się ze stanem gospodarki

 


panasiuk-dono



Tak niedawno weszliśmy w nowe tysiąclecie, często technika przerasta myśli, kręcą się wielkie tryby małej ekonomii, ale dzieje się coraz więcej rzeczy niepojętych. Świat goniący z szybkością światła – nagle staje jak wryty. Bankrutują maluchy i kolosy, ale zewsząd słychać, że jest dobrze. „Babci lepiej – pogrzeb jutro”. Ekonomia cofa się do lat dwudziestych ubiegłego wieku, zabiera się ludziom domy i ostatni dobytek. A przecież jeszcze wczoraj szło tak dobrze. Cóż oznacza podniesienie poziomu zadłużenia, otóż nic więcej jak powiększenie długu, o żadnym sukcesie tutaj nie może być mowy. Jest to doraźne załatanie kolejnej dziury, a nie jak się słyszy, podźwignięcie gospodarki. Spłacanie karty drugą kartą, to prosta droga do upadku, a jest to już rzeczywistość. Ale co tam kryzys, najważniejsze huczne imieniny w myśl starej zasady: zastaw się, a postaw się. Jeśli świętujemy zwycięstwa, dlaczego nie można świętować upadku.


Oby taki scenariusz nie dopadł jeszcze w miarę dobrze mającej się naszej kultury i literatury. Za nami historia, a co przed nami? Co wnosimy do współczesnej literatury?


Najprościej można by odpowiedzieć – nic, ale cóż warta jest teza bez zadania sobie trudu i podania przyczyny. Kiedy człowiek zaczyna kuleć podpiera się laską, czym podpierają się niektórzy ludzie szumnie nazywający się poetami. By śmiało kroczyć przed siebie musimy korzystać z pomocy, jakiejś podpory. Niemowlę, kiedy uczy się chodzić uruchamia wiele zmysłów, zadaje sobie dość trudu, by złapać równowagę. Bez równowagi, bez stabilności nie można się utrzymać nawet na najprostszej drodze. Można też podpierać się pieniędzmi i błyskotkami, ale to na ogół do niczego nie prowadzi. Talentu kupić się nie da. Można dać parę groszy lub jakąś butelkę „redaktorowi”, by ten umieścił na stronie upadającej gazety fotkę i bezpodstawnie wychwalił, ale i to ma krótkie nogi. Najlepiej zbłaźnić się za darmo, to zdecydowanie najlepsza i najtańsza z form upadku.
 

Kiedy dokładnie analizowałem wiersze z ostatnich zbiorów naszych poetów, doszedłem do jednoznacznego wniosku. Niektóre odrzucone (ale mi dostępne) były wartościowsze od  zamieszczonych, napisanych przez zrzeszonych członków. Wartościowsze, czyli nieco lepsze, co wcale nie oznacza dobre. To coś na kształt „ lepszego zła”. Protekcja w poezji nie powinna mieć miejsca. Jeśli ktoś z zewnątrz pisze lepiej, albo choć podobnie, powinien mieć równe szanse. Takich jednak nie otrzymał. Samo członkowstwo, a nawet drobne zasługi nie wzbogacają twórczości. Najgorzej jak za ocenę poezji zabiera się ktoś, kto zupełnie „minął się” z językiem polskim, a szczególnie z literaturą. Początkujący poeci szybciutko stali się krytykami, nie zważając na to, że sami tej (krytyki) najbardziej potrzebują. Ale jeśli rozwożący gazety pisze „recenzję”, to czego można od ludzi wymagać? Nie działa prawo prasowe, zapędzamy się w kozi róg nie bacząc na etykę, a przy okazji zatracamy to, co zostało jeszcze w człowieku. Budujemy swoją pozycję zawodową latami, a rujnujemy w jednej minucie. Gdzie nasza klasa, gdzie szyk!
 

Jesteśmy samowystarczalni, głaskamy siebie, inne opinie nas nie obchodzą. Choć na chwilę udało mi się zastopować nominację na wieszczów, to znowu pojawiają się nowe sylwetki chcące za wszelką cenę zostać geniuszami, a nawet prezesami samozwańczych ugrupowań. Żywcem na piedestały! Cóż zbliżają się wybory, powstają nowe frakcje. To dopiero początek bitwy o tron, ale ja wciąż nie dostrzegam następcy. Zauważyłem jednak kilku skromnych ludzi, którzy chcą się czegoś nauczyć, bo ci, którzy twierdzą, że już wszystko pojęli – tak naprawdę nie pojęli nic.
 

 Nie można pozwolić, by już i tak nadwyrężoną literaturę doprowadzić do całkowitej ruiny. Piszę od czterech dekad (z różnymi przerwami) i nigdy nie twierdziłem, że wszystkie moje wiersze są poezją. Wiem, że lato było gorące, ale nie brakowało drzew dających cień. Słyszy się tu i ówdzie, że upały szkodzą zdrowiu, a już szczególnie należy zabezpieczać głowy. A może należy skorzystać z cienia czarnolaskiej lipy, z podwójną korzyścią: dla zdrowia i dla samej twórczości. Zobaczyć ile w rymach jest piękna, a przy okazji mądrości.
 

Każda licząca się organizacja powinna korzystać z solidnego krytyka ze starego kraju, by nie dopuścił do oczyszczania szuflad za wszelką cenę. Niech każdy robi to, na czym się zna, a wtedy nie będzie żadnych problemów. Ponoć żyjemy w wolnym kraju, ale nie na tyle, by zniekształcać już namalowane obrazy. Potrafiliśmy zrezygnować z wielu rzeczy, zrezygnujmy i z tego. Paliłem papierosy przez ćwierć wieku i jeśli ja mogłem z tego nałogu zrezygnować, każdy z czegoś może.
 

Coraz trudniej człowieka zadziwić, pokazać mu to, czego dotychczas nie widział. W dobie Internetu, z olbrzymiego tekstu wyłuskanie czegoś pięknego należy zupełnie do rzadkości. Zachwycić kogoś słowem można tylko wtedy, gdy mówi się mało. Nie istnieje temat dziewiczy, którego nikt dotychczas nie dotknął. W ogóle słowo „dziewiczy” staje się niemal zbędne.
 

 Już Adam musiał w jakiś prymitywny sposób porozumieć się z Ewą w Raju. Samo słowo Raj uświadamia nam, że nie musiało być to wcale trudne. Kiedy nie istniało piśmiennictwo, ludzie uczyli się słów na pamięć, by mądrość mogła przetrwać. Ale czy my współcześni z niej korzystamy? Wydaje się nam, że posiadamy własne mądrości. Tak nam się tylko wydaje.
 

Początki piśmiennictwa na pewno były trudne, ale udało się i dzisiaj powinniśmy się zachwycać słowami wypracowanymi przez naszych przodków. Wymyślono alfabet, który korygowano nieustannie aż stał się niemal doskonały. Każde napisane przez poetę słowo nie jest niczym nowym, ale szyk pisania nie jest tu obojętny. Wszystkie kolory są piękne, jednak każdy człowiek posiada swój własny, ulubiony. Od starożytności minęło wiele lat, na ich drodze stawali różni pisarze zostawiając po sobie trwałe znaki. W każdym wieku powstawało wiele zapisek, później książek, które opisywały kultury i historię. Poruszano wszystkie tematy: od miłości aż po śmierć. Malowano piórem napotkane pejzaże, chwalono łąki zielone i bystre strumyki. Omawiano wszystkie cechy człowieka; smutki i radości. Tołstoj opisywał „wojny i pokoje”, Sienkiewicz bitewne pola, Reymont biednych chłopów, Jasnorzewska intrygi kobiece, a Szymborska gloryfikowała komunizm i jego wodzów. Był Balzak, Szekspir, Norwid i wielu innych znakomitych pisarzy, których nazwiska przetrwały wpisując się w krajobraz całego świata. Trudna to sztuka wpisać się w granice kraju w czasach, kiedy nawet Nobel zaniżył swoją pozycję.
 

Stan kultury polskiej radykalnie się obniżył, a literatury w szczególności. Do szkół wprowadza się pisarzy promowanych przez często zmieniających się ministrów. Protekcja w literaturze niczemu dobremu nie służy. Po roku 1989 przyśpieszono staczanie się lokomotywy ciągnącej mnóstwo wagonów nowoczesności. Nowoczesny wiersz spowodował obniżenie poziomu literackiego, tym samym powiększył grono poetów. Coraz rzadziej można go porównać z poetycką prozą. Kto próbował innych form dobrze wie, że wiersz biały jest łatwizną. Nie narzuca żadnej dyscypliny warsztatowej, żadnego rygoru. Dlaczego obok istniejącego białego wiersza nie pojawiają się inne formy, a może to jedyna rzecz jaką potrafimy?

Prawdziwy dobry wiersz ma własne wymogi o czym już wielokrotnie wspominałem. Zarzuca się mnie, że się powtarzam, ale jeśli trudno uchwycić komuś moją myśl, staje się to wręcz zasadne.
 

Trudno jest napisać dobrą elegię, tren czy sonet. Biały wiersz może przybierać formę listu, jakiegoś spostrzeżenia czy wręcz miniaturowej noweli. Nigdy jednak nie dorówna wyższym formom. Śmieszą nas rymowanki, ale dlaczego? Chyba, że rymy są wymuszone, a w nich zagubiona treść. Na rymowanych wierszach powstała poezja i przetrwała do dnia dzisiejszego. To właśnie najwybitniejsi posługiwali się rymem.
 

Niektóre wiersze napawają grozą, nie dlatego, że mają w sobie coś z tragedii, ale dlatego, że są tragiczne same w sobie.  Ówczesny czytelnik jest bardzo wymagający, zresztą zawsze taki był. Ludzie interesujący się literaturą (czytelnicy) są na ogół uczuleni na piękno i zwyczajne wywody nie potrafią ich zadowolić. Snajperowi wystarcza jedna kula, by trafił w dziesiątkę, a my ciągle strzelamy z karabinu maszynowego tracąc całe magazynki – bez rezultatu. Nie każdy może być snajperem, zatem czy warto całe życie pudłować? Jeśli możemy jednym pięknym zdaniem zadziwić świat, po co używamy setki słów, by zadziwić siebie.
 

Ostatnio czytałem opowiadanie grubości cegły, a wszystko to można było zmieścić na stu stronach. Świat upada tylko dlatego, że nie jesteśmy oszczędni, żyjemy na kredyt i ponad stan Największym skarbem człowieka jest oszczędność w słowach. Przegadujemy siebie, przegadaliśmy ustroje, a można było użyć tylko te dwie skrajności mające wielką siłę: źle i dobrze. Spojrzeć od czasu do czasu krytycznym okiem na siebie. Od tego powinien zaczynać się świat. Zbyt często przeceniamy własne siły, umiejętności i zmysły. Dlaczego upadały Imperia, a no tylko dlatego, że były zbyt wielkie.
 

Nad wielkością trzeba ciągle pracować, ona zobowiązuje. Wielkość należy stale pogłębiać, bo czym głębsza studnia, tym lepsza woda. Musimy zobaczyć wiele kanionów, by odnaleźć najpiękniejszy, a niektórzy potrafią się zachwycać zwyczajną transzeją, którą z trudem wykopali.
 

 Nie wnośmy nic nowego do literatury, ale piszmy tak, by choć w części dorównać naszym przodkom. Piszmy tak, by czytelnik nie musiał się domyślać, co czyta. Nie podpierajmy się długimi życiorysami, bo życiorys poety jest wkomponowany w każdym jego wierszu. Nie wystarczy podpatrzeć ptaka, by nauczyć się latać, a człowiek często chce mu dorównać w locie.
 

Tylko wtedy zostaniemy bardami, gdy choć jeden wiersz wyśpiewa melodię naszego żywota. Może posłużę się synonimem do słów Ewy Lipskiej: pisać tak, aby bogacz myślał, że jest nędzarzem, a ci, co rodzą się wielcy – pozostali małymi.

 

Władysław Panasiuk
 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko