mojej nadziei czas nie ima
choć ona na wardze pękniętej
oblizuję ją ostrożnym oddechem
uśmiech nie ostatni pamiętając
choć ona na wardze pękniętej
oblizuję ją ostrożnym oddechem
uśmiech nie ostatni pamiętając
rozpełzam się w przestrzeni
wyrosły z ziarna mojej ziemi
nie brakło w niej źródlanej wody
w krzyku który wzrok czerwienił
na opuszkach palców czytam
świty dłonią nie namalowane
młodości słowa kucnięte w oku
i noce bez pocałunku niewyspane
… tylko komu to opowiedzieć
słowo coraz bardziej płaskie
pulsuje we mnie serce ptasie
rozdęty księżyc łzy mi taszczy